Odkąd pierwszy raz wsiadła do kajaka minęło 27 lat, od pierwszego startu w seniorskiej reprezentacji Polski – 16 lat. W tym sezonie, Marty Walczykiewicz nie oglądamy podczas międzynarodowych zawodów. Nie startowała w Pucharach Świata, nie powalczy o kolejny medal Igrzysk Europejskich. Wicemistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro, podczas Regat Kwalifikacyjnych w Wałczu nie zdołała zakwalifikować się do kadry. Liczyła, że dostanie jeszcze jedną szansę, albo wywalczy to miejsce podczas mistrzostw Polski, ale na kluczowych dystansach nie stanęła na podium. Kilkanaście dni później dostała powołanie do 6. Batalionu Chemicznego Sił Powietrznych w Śremie. – Czy to oznacza koniec kariery? Zakończę ją na własnych warunkach – mówi w rozmowie z Beatą Oryl-Stroińską.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Jest najlepsza, na MŚ nie pojedzie. Trwa konflikt ze związkiem
Beata Oryl-Stroińska: – Jesteśmy po mistrzostwach Polski, z których wróciłaś ze złotym medalem na 5000 metrów, ale nie stanęłaś na podium w kluczowych konkurencjach, czyli K1 200 i K1 500. Straciłaś więc szansę na powrót do reprezentacji, a zatem co dalej?
Marta Walczykiewicz: – Co dalej? Nie wiem. Na pewno nie tak miało być, chociaż do startu w mistrzostwach Polski przygotowywałam się sama. Zawody nie były żadną oficjalną kwalifikacją do kadry, nie mniej, na 500 metrów wystartowały wszystkie kadrowiczki. Dużo do nich nie straciłam, ale nie zdobyłam medalu. Nie wiem co to oznacza. W kwietniu, po regatach eliminacyjnych w Wałczu zostałam pozbawiona szkolenia centralnego. Była bardzo krótka rozmowa z trenerem i to wszystko.
– Ale to, że nie ma Ciebie w szkoleniu centralnym to efekt tego, że w Wałczu nie zakwalifikowałaś się do finałów. Tak stanowi regulamin.
– Tak, to prawda, ale nie do końca. W Wałczu start na dwa kilometry ukończyłam ze średnim rezultatem, a na tysiąc metrów, na 250 metrów przed metą, doszło do wywrotki, co w konsekwencji uniemożliwiło mi start w finałach na 500 i 200 metrów. Popłynęłam w finale C, ale uzyskany czas nie był rewelacyjny. W końcowej klasyfikacji punktowej zajęłam odległe miejsce, poza tymi, które kwalifikują do reprezentacji. Liczyłam jednak, że otrzymam tzw. miejsce trenerskie, bo zgodnie z regulaminem trener taką decyzję może podjąć.
– Trener ma do dyspozycji dwa dodatkowe miejsca dla zawodniczek, które uplasowały się nie dalej, niż na miejscu 18. Ty byłaś na 21. ...
– Mam przed sobą regulamin, i czytam w nim, że "w wyniku nieprzewidzianych i uzasadnionych okoliczności Zarząd PZKaj może na wniosek trenera głównego zezwolić na dopuszczenie do szkolenia i startów w regatach międzynarodowych zawodniczkę nie spełniającą powyższej zasady w ramach dodatkowego 1 miejsca trenerskiego." Ja takiej szansy nie otrzymałam.
– Ale czy to, byłoby fair wobec zawodniczek, które wywalczyły sobie to miejsce?
– Oczywiście, że nie. Dlatego napisałam pismo do Polskiego Związku Kajakowego z prośbą o przyznanie mi "dzikiej karty" na start w Pucharze Świata w Poznaniu. Choćby na własny koszt. To była prośba o danie mi drugiej szansy. Przez 13 lat nigdy nie odmówiłam startu dla reprezentacji Polski. Stawiałam się na wszystkie powołania na zgrupowania, na wszystkie regaty, no i wywalczyłam dla Polski kilkadziesiąt medali, w tym medal olimpijski. Zaznaczyłam, że mam świadomość, że wynikowo nie wywalczyłam sobie miejsca w kadrze, ale uważam, że nie zasłużyłam na pozbawienie mnie szkolenia. I to z dnia na dzień.
– I jaką odpowiedź otrzymałaś?
– Nie otrzymałam pisemnej odpowiedzi ze Związku. 23 maja moja siostra/menadżerka otrzymała telefoniczną odpowiedź od prezesa PZKaj, że o wszystkim decyduje trener kadry Tomasz Kryk.
– Do trenera nie zadzwoniłaś? Na mistrzostwach Polski na pewno była okazja do rozmowy...
– Trenera Tomka nawet nie widziałam, ale podczas zawodów nie chciałam takich rozmów. Jak wiesz, odmówiłam też rozmowy z Tobą i innymi dziennikarzami. Chciałam skupić się na startach. Czy teraz chcę takiej rozmowy? Nie wiem, chyba emocje są we mnie jeszcze zbyt duże. Nie mam pretensji do trenera, chociaż nie ukrywam, że liczyłam na jeszcze jedną szansę. Na pewno w najbliższym czasie, o swojej przyszłości, będę chciała porozmawiać z prezesem Kotowiczem.
– Teraz, po takim rozwoju wydarzeń, żałujesz, że nie przyjęłaś propozycji od trenera, by współpracować w roli szkoleniowca, by skorzystać z programów dwutorowej ścieżki rozwoju dla sportowców?
– Były od trenera różne propozycje i sugestie, m.in. o programie dla zawodników kończących karierę. Fajnie, że o tym pomyślał, ale pamiętam, że nie był to dobry moment na taką rozmowę. To było na zawodach, byłam świeżo po porażce w finale K1 200. Wtedy odebrałam to, jako sugestię, że pora żebym zakończyła karierę, a ja absolutnie o tym nie myślałam.
– A teraz myślisz?
– Na razie żadnej decyzji nie podjęłam. Wiem jedno. Skończę karierę na własnych warunkach. Nie będzie to decyzja ani mojej rodziny, ani mojego taty, ani trenera. Nikt mnie do tego nie zmusi. Dużo wciąż emocji jest we mnie, a wiadomo, że one nie są dobrym doradcą. Ten czas od kwietnia był dla mnie bardzo trudny, muszę ochłonąć i dojrzeć do kluczowych decyzji.
– Ale masz świadomość, że powrót do kadry i wygrywanie z młodszymi koleżankami z reprezentacji będzie trudne?
– Tak, ma taką świadomość. Szczerze, to nie wiem, czy ja chciałabym do kadry wracać.
– Myślisz o trenowaniu poza reprezentacją?
– Jest taki pomysł, rysuje się w mojej głowie plan na kolejny sezon z innym trenerem. Potrzebuję zmian. Innych bodźców treningowych żeby przekonać się czy naprawdę to już koniec i ma sobie układać życie po "życiu w kajaku" czy może jeszcze mogę powalczyć z młodszymi... Wszystko jednak uzależniam od wyników rozmowy z prezesem PZKaj. Czy Związek pomoże mi w przygotowaniach, czy mogę liczyć jeszcze na wsparcie.
– Na koniec wrócę jeszcze na chwilę do tej opłakanej w skutkach wywrotki podczas regat w Wałczu. Jak to się stało, że tak doświadczona i utytułowana zawodniczka wpadła do wody w trakcie startu?
– Chyba nie potrafię tego wyjaśnić, bo nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Zwłaszcza, że to było około 250 metrów przed metą. Może była jakaś fala, chwila zachwiania, utrata równowagi, nie wiem. To dla mnie był szok, nie pamiętam żebym kiedykolwiek, nawet podczas zawodów juniorskich, wpadła do wody. Nie myślę już o tym. Teraz liczę na spotkanie w cztery oczy z prezesem Kotowiczem. No i cieszę się z nowej roli. W Centralnym Wojskowym Centrum Rekreacji w Kaliszu odebrałam właśnie powołanie do 6. Batalionu Chemicznego Sił Powietrznych w Śremie. Docelowo chciałabym związać się z Centralnym Wojskowym Zespołem Sportowym. Dziękuję wszystkim, którzy pomagają mi w tych działaniach.