Szczęściem w nieszczęściu, niestety szczęściem finalnie prawie bez znaczenia, była decyzja sędziego Filipa Glovy ze Słowacji, który jednego z goli dla Mołdawii nie uznał. To była bardzo kontrowersyjna decyzja. Porażka Polski z Mołdawią mogła być wyższa i nikt nie mógłby mieć za to do arbitra wielkich pretensji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: To była kompromintacja! Tak oceniliśmy grę Polaków z Mołdawią
W 62. minucie Ion Nicolaescu strzelił głową gola na 2:2, ale sędzia Filip Glova go nie zaliczył. Zamiast tego odgwizdał faul Nicolaescu na Damianie Szymańskim. Powtórki telewizyjne potwierdzają, że reprezentant Mołdawii przed strzeleniem bramki w walce o pozycję użył rąk, ale pchnął Polaka tak delikatnie i tak nieznacznie, że wielu innych sędziów raczej bez wahania uznałoby tego gola.
Formalnie arbitrowi nie można zarzucić błędu, ponieważ zgodnie z "Przepisami gry" w czasie walki o piłkę nie można popychać przeciwnika. Gdyby jednak zderzyć tę sytuację choćby z akcją z poniedziałkowego meczu Francji z Grecją w Paryżu – gdzie arbiter Antonio Miguel Mateu Lahoz nie podyktował rzutu karnego za wyraźne i znacznie mocniejsze pchnięcie Kyliana Mbappe przez George’a Baldocka, a VAR nawet nie uznał za stosowne wezwać w tej sprawie arbitra do monitora – to odgwizdanie popchnięcia Damiana Szymańskiego przez Iona Nicolaescu można uznać za decyzję wybitnie aptekarską.