W środę Zbigniew Bartman, mistrz Europy z 2009 roku, olimpijczyk z Londynu, ogłosił na antenie TVP Sport zakończenie siatkarskiej kariery i rozpoczęcie nowej w mieszanych sztukach walki. – Od dwóch lat takie myśli pojawiały się w mojej głowie, ale czekałem na odpowiedni moment. Wydaje mi się, że on właśnie nadszedł – mówi w TVPSPORT.PL.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Długo biłeś się z myślami o zakończeniu kariery?
Zbigniew Bartman: – To trwało jakiś czas. Po dwudziestu latach zawodowej pracy w siatkówce nie miałem już w sobie dużego ognia do grania. Motywowanie się kosztowało mnie dużo zdrowia psychicznego. Stwierdziłem, że jest to dobry moment, tym bardziej, że pojawiła się propozycja kontynuowania życia sportowego w nieco inny sposób.
– Dorastanie synka i obecność Zuzanny Góreckiej (prywatnie partnerki Bartmana – przyp. red.) w Polsce zapewne też były ważnymi argumentami, prawda?
– Oczywiście. Nie miałem ochoty wyjeżdżać za granicę. Starczy, dosyć tego. Mogę tam pojechać na wakacje, ale opuszczenie kraju na cały sezon, rozłąka z młodym i również z Zuzą to nie są łatwe tematy. Poza tym bycie samemu również na mnie oddziaływało. Dużo czasu mojej kariery spędziłem samotnie, wystarczy. Nastał czas, by pomyśleć o czymś innym. Od dwóch lat takie myśli pojawiały się w mojej głowie, ale czekałem na odpowiedni moment. Wydaje mi się, że on właśnie nadszedł.
– Przede wszystkim dlatego, że pojawiła się propozycja wejścia we freak fighty?
– Między innymi. Łatwiej jest podejmować takie decyzje, kiedy ma się realne alternatywy.
– Oglądałeś wcześniej MMA, freak fighty?
– Freak fightów nie, ale UFC tak. Inne sporty walki, takie jak boks, również. Od początku się nimi interesowałem – w mniejszym bądź większym stopniu.
– Wejście do świata Clout MMA będzie dla ciebie kompletną nowością, czy masz już jakieś doświadczenie?
– Przede wszystkim istotne jest to, że nadal będę częścią sportowego środowiska. Cały czas będę aktywny. Walka w ramach Clout MMA będzie dla mnie jednak nowa, nigdy nie brałem udziału w czymś podobnym. Wydaje mi się, że mój charakter pasuje do tego typu aktywności. Lubię rywalizować, więc jest to fajna możliwość spędzenia czasu po zakończeniu siatkarskiej kariery i rozpoczęcia jej w innym sporcie. Wyzwanie jest jednak bardzo duże. Nigdy wcześniej nie trenowałem sportów walki. Poza tym czasu jest bardzo mało.
– Kiedy odbędzie się pierwsza walka?
– 5 sierpnia.
– To już!
– Przeciwnika jeszcze nie znam, a czasu jest niewiele. Dużo pracy przede mną.
– Masz realny wpływ na wybór oponenta?
– Jakiś mam.
– Michał Kubiak nie będzie twoim pierwszym rywalem?
– Nie, Michał nie będzie moim rywalem (śmiech).
– Jakie są "warunki" zostania twoim rywalem?
– Przede wszystkim najważniejsze jest to, by walka była wyrównana. Sprawiedliwym byłoby sparowanie mnie z osobą, która ma tyle samo czasu na przygotowanie się do rywalizacji, co ja. W końcu do oktagonu można wejść przeciwko każdemu, ale wcześniej trzeba znać swoje predyspozycje, możliwości i umiejętności. Granica między odwagą a głupotą bywa cienka. Jeśli miałbym rywalizować z Mariuszem Pudzianowskim, odwagą bym tego nie nazwał (śmiech). W dużej mierze byłaby to głupota.
Podstawowym kryterium jest to, by osoba, z którą się zmierzę, miała zbliżone umiejętności do mnie, czyli... praktycznie znikome. W miesiąc nie przygotuję się nie wiadomo jak.
– Gdzie będziesz trenował?
– W Warszawie.
– Jak mniej więcej masz poukładane kwestie zespołu i treningu?
– Na tym etapie trenować będę w "opór" (śmiech). Czasu nie mam za wiele, zaległości są nie do nadrobienia. Każdy czas spożytkowany na trening jest więc na wagę złota. Specyfika tego sportu jest inna niż w przypadku siatkówki, przygotowanie fizyczne również musi być zupełnie odmienne. Trenuję w WCA pod okiem dwóch trenerów i trenera przygotowania fizycznego, z którymi rozpocząłem współpracę od poniedziałku. Lepimy w tym co mamy (śmiech).
– Kiedy publicznie postawiłeś kropkę nad "i", jeśli chodzi o zakończenie kariery, to pojawił się żal, że siatkówki nie będzie już w wymiarze profesjonalnym, zawodowym? A może jest ulga, bo znalazłeś odpowiedź co dalej?
– Nie jest tak, że siatkówki całkowicie nie będzie, bo w moim życiu będzie ona na zawsze. Spędziłem z nią 26 lat. W wieku 10 lat zacząłem uprawiać tę dyscyplinę, a sześć lat później zadebiutowałem w PlusLidze. Grałem dwadzieścia lat. To szmat czasu, którego nie da się wymazać. W środowisku tej dyscypliny nadal będę aktywny, nie izoluję się i nie usuwam z niego. Nie wyobrażam sobie, by nie było mnie przy tej dyscyplinie choćby przez moją partnerkę, Zuzę. Ma całą karierę przed sobą – nie tylko klubową, ale i reprezentacyjną – więc jest to dla mnie naturalne, że siatkówka będzie ze mną na zawsze.
– Kiedy zakończyłeś współpracę z zespołem z Sieny, nie było pomysłu, by tam kontynuować karierę?
– Z klubem nie było się co rozstawać – byłem w nim zaledwie dwa miesiące. Wszyscy mieli wielkie nadzieje na utrzymanie, ale należało patrzeć realnie i mieć kontakt z rzeczywistością. Zespół w pierwszej rundzie wygrał dwa spotkania. Strata punktowa do przedostatniego teamu była bardzo duża, a i tak udało się ją zniwelować praktycznie do zera. Gdyby nie przegrany mecz z Taranto 2:3, to klub by się utrzymał. Zaległości z początku były zbyt duże, by następnie nadrobić je łatwo.
– Sprawy finansowe między wami zostały poukładane?
– Tak. Trwało to trochę dłużej niż teoretycznie powinno, ale klub z Sieny wypłacił wszystkie pieniądze. Ostatecznie wywiązał się kontraktu, który wcześniej ze mną podpisano.
– Jak na emerytowanego siatkarza przystało, nie może zabraknąć pytania o zdrowie. Jak dwadzieścia lat czynnego uprawiania sportu przełożyło się na nie?
– Gdyby było bardzo źle, nie podejmowałbym się wyzwań związanych ze sportami walki. Uważam, że i tak omijały mnie "wielkie" kontuzje. Na stół operacyjny położyłem się raz, co we współczesnym sporcie jest bardzo optymistycznym wynikiem. Jest ok. Nie czuję się źle w porównaniu do moich niektórych kolegów z Polski i zagranicy. To też był bodziec do zakończenia kariery – zrobienie tego w momencie, kiedy zdrowie jeszcze dopisuje.
– Jak na twoje decyzje odnoszące się do przyszłości zareagowali koledzy? Dostałeś dużo telefonów?
– Reakcje były dwojakie. Jedni otwierali oczy ze zdziwienia, a inni gratulowali wybrania kierunku.
– Których było więcej?
– To trudno stwierdzić, bo ludzie rzadko mają odwagę, by wyrazić swoje zdziwienie, szok lub niezadowolenie. Pozytywnych głosów było naprawdę dużo, więc domyślam się, że negatywnych pewnie też niemało.
– Kończysz karierę siatkarską jako zawodnik spełniony?
– To trudne pytanie.
– Wystarczy wejść na Wikipedię, by zobaczyć zdobyte przez ciebie zagraniczne i polskie trofea klubowe. Jesteś mistrzem Europy z 2009 roku. Zdobywałeś medale Ligi Światowej, Pucharu Świata, uczestniczyłeś w igrzyskach. Wielu mógłby pozazdrościć.
– Z perspektywy siatkówki klubowej na pewno jestem spełniony. Grałem na całym świecie, zwiedziłem kawał globu, nauczyłem się języków, poznałem fascynujących ludzi. To było super. Od strony kadrowej mam jednak niedosyt. Te 137 spotkań to nie było to, na co mnie stać, spokojnie mogło być drugie tyle. Historię jednak wszyscy znamy i nie ma co jej wspominać.
Czytaj również:
– Katarzyna Wenerska jeszcze dwa lata temu była w zupełnie innym miejscu. Teraz dowodzi grą reprezentacji Polski siatkarek
– Reprezentacja Polski siatkarek wraca do Polski po tygodniach w Azji. Za chwilę wylot na finały Ligi Narodów
– Vital Heynen o prowadzeniu reprezentacji Niemiec siatkarek w Lidze Narodów: brakuje mi rozgłosu dla moich siatkarek