Rekordzistka świata w biegu na 400 metrów przez płotki Sydney McLauglin-Levrone nieoczekiwanie wystartowała w mistrzostwach USA w biegu płaskim. Efekt był piorunujący – czas, który uzyskała, dał jej prowadzenie na listach światowych. Podczas gdy świat spekuluje, czy na MŚ w Budapeszcie znów porzuci płotki, ona na Instagramie żongluje piłeczkami albo wrzuca cytaty z Biblii. Trwa gra psychologiczna. Dla jej rywalek musi być denerwująca.
>> OBJAWIENIE POLSKIEJ LEKKOATLETYKI. "CHCĘ RZUCAĆ STO METRÓW!"
Sydney McLauglin-Levrone w weekend w Oregonie została nową królową biegu na 400 metrów. Tyle tylko, że w miejscu, gdzie rok wcześniej biła rekord świata na 400 m przez płotki, tym razem wystąpiła bez nich. Sama informacja o tym, że zajęła pierwsze miejsce, byłaby niedopowiedzeniem. To był spektakl, który skończył się wynikiem 48.74 sekundy.
W całej historii lekkoatletyki tylko dziewięć kobiet było szybszych na jedno okrążenie. A w XXI w. tylko trzy.
Nieźle, jak na kogoś, kto praktycznie nie umiał i nie biegał wcześniej na tym dystansie.
Sydney McLaughlin-Levrone u progu nowego wyzwania. W Paryżu może być dublet
– Czy to oznacza, że na mistrzostwach świata w Budapeszcie też będziesz biegać na płaskie 400 m? – to naturalne pytanie, które jej zadano tuż po kapitalnym występie na Hayward Field. – Mój trener lubi wyzwania, ja też w roku bez igrzysk chciałam mieć trochę funu i sprawdzić szybkość. Ale ja nie wiem. Lepiej jego zapytajcie – to wszystko, co udało się z niej wycisnąć.
McLaughlin-Levrone to uosobienie kogoś, kto wydawał się urodzony, żeby być mistrzem. Ma dopiero 24 lata (to rocznik 1999), a w CV zapisała już sobie m.in. dwa złota olimpijskie i trzy tytuły mistrzyni świata. W biegu przez płotki, w którym zdominowała konkurencję o lata świetlne, wyniosła rekord świata do poziomu, który w większości państw dawałby krajowe złoto nawet bez rozstawionych na bieżni przeszkód – 50.68 sekundy. Dla porównania, w całej historii polskiej lekkoatletyki dotąd tylko czterem kobietom udało się pobiec na jedno płaskie okrążenie szybciej niż Amerykance przez płotki. To szokująca statystyka. Ale co więcej, gdyby ten rezultat – uzyskany na płotkach w finale MŚ 2022 w Eugene – przyrównać do ostatniego finału płaskich 400 m na mistrzostwach USA, wyszłoby, że Sydney i tak zajęłaby w tej rywalizacji szóste miejsce. To, jak daleko przed wszystkimi znalazła się w swojej koronnej specjalności, już jest niepojęte.
A przecież nikt nie twierdzi, że na tym dziewczyna, która dopiero wyszła z kategorii młodzieżowca, zamierza się zatrzymać. Świat zadaje sobie jednak pytanie, gdzie teraz McLaughlin-Levrone ukierunkowuje swoją uwagę. Bo skoro na płotkach powiesiła poprzeczkę na wysokości niedostępnej dla innych, może czas zmierzyć się z tą, którą ktoś powiesił już wcześniej?
– Płaskie 400 metrów jest trudniejsze. Gdy mam do pokonania płotki, czuję rytm. Wiem, co on może dać mi na mecie. Tu jest więcej miejsca na taktykę, a skoro taktykę, to i błędy – mówiła przy okazji występu na Diamentowej Lidze w Paryżu.
Miała być deklaracja, są filmiki z żonglowania i cytaty z Biblii. Trwa zabawa z rywalkami
To tam za rok odbędą się igrzyska olimpijskie. Tam również McLaughlin wystartowała na płaskie 400 m pierwszy raz od lat. Był to zarazem jej pierwszy występ w tym sezonie, który miał skończyć się nową życiówką. I wprawdzie pierwsze pół okrążenia Amerykanka otworzyła w tempie, którego u nas na 200 m kobiet nie widziano od lat 80., potem zaczęła słabnąć. Przyznała później, że to dobrze, bo nabrała pokory i dostała lekcję taktyki. Jak dobrą, przekonaliśmy się teraz na mistrzostwach USA.
– Może wrócę jeszcze w tym roku na płotki, a może nie – gwiazda wyraźnie bawi się tym tematem z mediami i środowiskiem. I chociaż do MŚ w Budapeszcie został miesiąc, a ona obiecała podjęcie decyzji po mistrzostwach kraju, to z jej obozu nadal próżno wysłuchać konkretnych deklaracji. Na jej Instagramie dominują za to cytaty z Biblii, a ostatnio np. filmik, na którym żongluje. Nagrywała to telewizja NBC, wręczając jej piłki w trakcie wypowiedzi. Sydney wzięła je i nie przerywając wypowiedzi, zaczęła nimi obracać w powietrzu. To nagranie jest świetną metaforą jej obecnego punktu w karierze. Jej też nie przerywa, żeby żonglować, tyle że nie piłeczkami, ale wyzwaniami i konkurencjami. A równocześnie odczuciami rywalek.
Te nie wiedzą, czy mają ją traktować w sierpniu jako konkurentkę do złota MŚ, czy jednak nie. I to na pewno nie jest komfortowa sytuacja.
Żeński rekord świata na 400 m to najstarszy, który został w sprincie. "Tak, osiągalne"
USA Today, który niedawno poświęcił jej dość duży artykuł, zauważa, że program paryskich igrzysk pozwala na start w obu konkurencjach. Sprawdzili tak na wszelki wypadek. McLaughlin-Levrone i jej trener Bobby Kersee też już na pewno to wiedzą. I kto wie, czy nie chcą pójść trochę drogą Laurenta Meuwly’ego, który swoją Femke Bol też z sukcesami wypuszcza to na 400 m ppł, to na płaskie okrążenie, gdzie zimą została zresztą rekordzistką świata w hali. Femke jednak, nawet ostatnio pytana o sprawę na DME w Chorzowie, stanowczo deklaruje przynależność do świata płotkarzy. McLaughlin i legendarny Kersee już niekoniecznie.
– Skoro wiemy, że może na płotkach pobiec w okolicach 50 s, to ma tyle szybkości i wytrzymałości, żeby bez nich złamać 48 s – uważa szkoleniowiec.
A to jest już niedaleko wyczynu, którego autorką w 1985 roku była Marita Koch. Niemka i jej 47.60 s to najdłużej obowiązujący sprinterski rekord bez podziału na płeć. Kersee, oczywiście maglowany o to przez amerykańskich reporterów, nie bardzo krył się z wiedzą, że jego największa gwiazda uważa to wyzwanie za pociągające. Sam nazwał ją nawet pierwszą kobietą, którą realnie stać na nawiązanie do tego rezultatu. – Nie wiem czy pierwszą. Ale na pewno chętną, żeby spróbować. To osiągalne dla człowieka – dopowiada biegaczka.
Oboje nie powiedzieli tylko najważniejszego: czy w planie treningów faktycznie mają zapisany taki właśnie cel.
McLauhlin-Levrone jest od weekendu liderką list światowych na płaskie 400 metrów. W sumie do tej pory poniżej 50 sekund udało się zejść ośmiu kobietom. Dziewiąta z czasem 50.02 s jest w rankingu Natalia Kaczmarek. Dla Polki szansa na poprawę tej pozycji nadarzy się w niedzielę 16 lipca na Stadionie Śląskim. Jej konkurentką będzie m.in. Marileidy Paulino – ta, która kosztem McLaughlin właśnie straciła prowadzenie na listach. I jednocześnie ta, która być może boi się teraz Amerykanki najbardziej.