Nie milkną echa dołączenia do świata freak fightów przez Zbigniewa Bartmana. Były reprezentant Polski zmierzy się w pierwszej walce z Tomaszem Hajto, ale to nie musi być koniec. W rozmowie z TVPSPORT.PL potwierdził kolejnych możliwych rywali.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Jak zareagowałeś, gdy dowiedziałeś się, że twoim rywalem będzie Tomasz Hajto?
Zbigniew Bartman: – Bardzo się cieszę, że zmierzę się z Tomkiem. Mamy konfrontację siatkarsko-piłkarską, na którą liczyło wiele osób. Tomek słynie z silnego charakteru, który pokazywał na boisku, więc spodziewam się ciężkiego boju w oktagonie
– Twoje życie wywróciło się do góry nogami?
– Nie doszukuję się wielkich zmian. Cały czas jestem w treningu. Bardzo mnie to cieszy. Ćwiczę indywidualnie, nie w grupie, tak jak to miało miejsca przez lata. Uczę się nowego. Trenuję superintensywnie. W siatkówce czegoś takiego nie doświadczyłem. Poznaję nowych ludzi. Można tu zebrać bardzo ciekawe kontakty.
– Miałeś kłopot, by z dnia na dzień stać się indywidualistą?
– Z jednej strony w grupie zawsze ktoś pomoże. Z drugiej, jestem skazany tylko na siebie. Nie walczę z przeciwnikiem, ale z własnymi słabościami. Jeśli je pokonam, rywal będzie miał wielkie problemy.
– O jakich słabościach mówisz?
– Na tę chwilę objawiają się we wszystkich elementach treningów. Nie jest łatwo. Poczułem, że rzuciłem się na bardzo głęboką wodę. To, co mnie ratuje, to charakter wojownika. Nigdy nie odpuszczam. Sporty walki trenuję od dziesięciu dni. Za mną piekielnie mocny okres. Byłem zakwaszony jak ogórki małosolne. Czuję motywację. Ciężkiej pracy się nie boję. Liczę, że szybko przyswoję materiał szkoleniowy. Póki co mam problem z gardą, z wyprowadzaniem ciosów, z poruszaniem się. Jest nad czym pracować.
– Widać uśmiech od ucha do ucha, gdy o tym wspominasz.
– Złapałem bakcyla. Mam nowe wyzwanie. W siatkówkę grałem 26 lat. Dwie dekady spędziłem w zawodowstwie. Nie da się robić jednej rzeczy całe życie. Niby lubię to robić, ale potrzebowałem nowych bodźców. Nie będę już jednak wylewał siódmych potów i zarzynał się w trakcie treningów. Wiem, że lepszy już nie będę. Organizm nie skacze tak, jak kiedyś. Mam świadomość, że może być tylko gorzej. Na macie zaczynam od zera. Z każdym treningiem jestem coraz lepszy. Czuję wewnętrzną satysfakcję. Długo tego nie czułem. Wróciły endorfiny.
– Przyszedłeś do freaków ze względu na okazałe kontrakty?
– Pieniądze nie były aspektem kluczowym. Nie mam noża na gardle, nie muszę pilnie szukać pracy. Jestem zabezpieczony. Liczył się fakt, że będę miał nowe zajęcie. Trudno jest wymyślać sobie zajęcia i ćwiczenia na siłowni. Tak mam wszystko zaplanowane. Nadal uważam, co jem, by nie wyglądać jak beczka. Sporty walki były naturalnym kierunkiem. Wiedziałem, że spróbuje w nich sił.
– Bałeś się tego, co nadejdzie po zakończeniu kariery?
– Oczywiście. Gdy byłem dużo młodszy patrzyłem na wielkie legendy, które źle kończyły. Gubili się. Nie wiedzieli, co mają ze sobą robić. Życie zawodowców jest poukładane. Są wady: brak czasu dla siebie i rodziny, ale rygor przez kilkanaście lat uczy funkcjonowania. Przyzwyczajamy się do tego, jak do picia wody i oddychania. Potem czuć wielką pustkę, którą trudno wypełnić. Lekko przewartościowałem życie. Mam zajęcie na kolejnych kilka lat. Nie miałem możliwości, żeby pofolgować po informacji o zakończeniu kariery. Z jednego wiru wpadłem w drugi. Chwila na rozmyślenia i odpoczynek będzie w sierpniu.
– Myślałeś o byciu trenerem?
– Po tylu latach w siatkówce wiedza jest olbrzymia. Chodzę i obserwuję mecze mojej partnerki – Zuzanny Góreckiej. Potem analizujemy, co można poprawić, co jest dobrze. Często przynosi to efekty. Nie dojrzałem jeszcze do napisu "trener" na koszulce.
– Zuzanna od razu zaakceptowała twoją decyzję?
– Nie było problemu. Wie, że sprawia mi to radość. W jej rodzinie mówili, że to dla mnie naturalny kierunek. Przyjęli to w humorystyczny sposób.
– Ona też pojawi się w oktagonie?
– Kto wie, kto wie. Niczego nie wykluczam. Ma charakter wojowniczki. Może będzie z nas mocny duet!
– Zakończymy raz na zawsze temat "konfliktu" z Wilfredo Leonem?
– Jasne. To wszystko zostało źle zrozumiane. Nic do niego nie mam jako człowieka. Nawet grałem z nim w turnieju pucharu Kataru. Wszystko spoko. Nie odbieram mu jego polskości, bo wiem, że ma paszport, żonę Polkę. Cieszę się, że docenił nasz kraj i chce tu żyć. Jednakże sport rządzi się swoimi prawami. Jak występowałeś już w reprezentacji jakiegoś kraju, to nie masz prawa grać w innej. Teraz FIVB dostrzegło ten problem. To nie tyczy się tylko Leona, bo inne reprezentacje też tak robią. Tego przepisu brakowało w siatkówce, że zawodnicy, którzy grali w seniorskiej kadrze danego kraju, nie mają prawa grać dla innego. Potem dochodzi do takich sytuacji, że Leon, który grał przeciwko mnie, Bartoszowi Kurkowi, Piotrowi Nowakowskiemu, teraz nagle gra w naszej reprezentacji
– Czy to prawda, że powiedziałeś, że przyjąłbyś propozycję walki z Leonem?
– Jakby była taka oferta, to bym ją zaakceptował. Byłaby to medialna walka, bo mamy już "konflikt". Myślę jednak, że Wilfredo jeszcze przez wiele lat będzie grał w siatkówkę, a ja tak długo nie zostanę we freak fightach. Chciałbym też starcia z Aleksiejem Spiridonowem. Byłaby to gratka dla wszystkich kibiców, bo wiemy, co ten idiota pokazywał w kierunku polskich fanów.