| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Negocjacje z Rakowem stanęły w pewnym momencie w martwym punkcie. Powiedziałem sobie, że nic się nie wydarzy, jeśli po pięciu latach zmienię drużynę i spokojnie czekałem. Trafiłem do Legii, która się rozwija i ma wysokie cele – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Patryk Kun, który w sobotę może zadebiutować w barwach nowej drużyny. Konfrontacja o Superpuchar będzie dla wahadłowego jednoczesną szansą gry przeciwko byłej ekipie.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: Raków Częstochowa zmierzy się z Legią Warszawa w walce o Superpuchar. Przed sezonem zamieniłeś województwo śląskie na stolicę. Da się po kilku tygodniach wskazać różnice w funkcjonowaniu obu klubów?
Patryk Kun: – Na razie mogę oceniać oba kluby po okresie przygotowawczym. To taki czas, że wszystko wygląda podobnie. Czas na zgrupowaniach płynie w określonym rytmie: treningi, posiłki, spanie. Wiadomo, że są różne detale, każdy trener preferuje nieco inne zajęcia na boisku. Na pewno Legia jest dla mnie całkowicie nowym środowiskiem.
Poznałem w szybkim tempie wielu graczy. Wcześniej praktycznie z nikim wspólnie nie występowałem i nie funkcjonowałem w szatni. Z Legią trenował Walerian Gwilia, ale jego akurat zabrakło od nowego sezonu. Wiadomo, że każdego kojarzyłem, znaliśmy się z występów w jednej lidze, ale nie były to takie codzienne kontakty.
– Jakie masz pierwsze wrażenie z pobytu przy Łazienkowskiej?
– Bardzo dobre! Od początku wiedziałem, że Legia jest świetnym klubem. Trafiłem na Łazienkowską, bo drużyna dysponuje świetną bazą oraz stadionem, a także ma kapitalnych kibiców. Odczuwałem to już przyjeżdżając do Warszawy z Arką czy Rakowem. Debiutowałem w barwach gdynian właśnie przy Łazienkowskiej w rywalizacji o Superpuchar. Do tego dostrzegam fajną atmosferę w zespole. Zostałem bardzo dobrze przyjęty przez kolegów. Nie jest łatwo zmieniać otoczenia po pięciu latach w jednej drużynie. W Częstochowie byłem do wszystkiego przyzwyczajony, teraz musiałem zmierzyć się z nowościami. Jest dobrze, a na pewno będzie jeszcze lepiej.
– Legia ma to do siebie, że kojarzy się z presją. Jesteś gotowy na wielkie oczekiwania?
– Słyszałem już o tym, że remis jest w Warszawie traktowany na równi z porażką. To jednak coś co mnie ciekawi. Nazwałbym tę presję jednym z powodów, dla których wybrałem Legię. To nowe wyzwanie, dodatkowa motywacja. To świetna sprawa, bo pozwoli mi się rozwijać i powiększać umiejętności. Wierzę, że można to wykorzystać dla siebie i traktować jako wartościowy krok. Legia jest dobrym miejscem.
– W Warszawie często pojawia się takie hasło, które głosi, że… Legii się nie odmawia.
– Uważam, że przy transferze istnieje wiele czynników. Patrzyłem na jakim etapie jest klub, a także jak wygląda kwestia bazy treningowej. Do tego dochodziła też kwestia trenera. Wiedziałem, że u Kosty Runjaica zawodnicy się rozwijają. Dostałem dobrą ofertę i uznałem, że w kontekście Legii zgadza się wiele rzeczy. Klub zrobił też postęp po trudnym sezonie. Wiem, że gorszy okres jest już za ekipą Wojskowych i nastają lepsze czasy. To dla mnie ważne, że klub chce walczyć o najwyższe cele, czyli o mistrzostwo Polski i grę w europejskich pucharach.
– Kiedy pojawił się pierwszy kontakt z Legii?
– Od początku roku mogłem rozmawiać z innymi klubami, bo mój kontrakt wygasał w czerwcu. Zainteresowanie Legii i innych klubów zbiegło się z tym czasem. Nie denerwowałem się, choć rozmowy z Rakowem stały w miejscu. Nie mogliśmy znaleźć porozumienia. Jednocześnie byłem otwarty na nowy kierunek i nowe przeżycia.
– Jakie były inne opcje?
– Mam za sobą udany sezon, więc zainteresowanie się pojawiało. Był też kontakt z lig zagranicznych. Chodziło przede wszystkim o kierunek zachodni. Jednocześnie to był wczesny etap, bo drużyny z mocniejszych lig dłużej czekają w kontekście transferów. Negocjacje z Rakowem stanęły w pewnym momencie w martwym punkcie. Powiedziałem sobie, że nic się nie stanie, jeśli po pięciu latach zmienię drużynę i spokojnie czekałem. Liczyłem na nowe wyzwanie i to się pojawiło.
Następne
– Pojawiło się trochę specyficznych zachowań. O promowaniu ciebie do Legii mówił choćby trener Marek Papszun po porażce przy Łazienkowskiej.
– Na pewno nie odczułem, że jestem inaczej traktowany, choć nie ukrywam, że jakieś małe nieporozumienia się pojawiły. Wciąż pojawiałem się jednak na boisku, nikt mnie nie "kasował". Do końca marca występowałem w podstawowym składzie, a potem doznałem kontuzji. Do tego doszła pechowa czerwona kartka. Pojawiło się po prostu kilka czynników związanych z mniejszą dawką minut w drugiej połowie rundy wiosennej.
– Na pewno był czas, by porozmawiać z Kostą Runjaicem. Jak zmieni się twoja rola względem Rakowa i jakie oczekiwania ma niemiecki szkoleniowiec?
– Nie sądzę, że mowa o wielkich zmianach. Wydaje mi się, że dojdzie większy aspekt gry w ofensywie. Chciałbym dać tam z siebie jeszcze więcej, polepszyć statystyki. Myślę, że mogę podążać w tym kierunku. To bardziej potrzebne drużynie. Kładziemy spory nacisk na grę pod bramką przeciwników. Generalnie wciąż jednak mowa o tej samej pozycji, która między klubami może różnić się tylko detalami.
– Ogłoszenie twojego transferu zbiegło się z czasem z finałem Pucharu Polski. Odczułeś, że klimat jest specyficzny?
– Trudno mi to stwierdzić. Faktycznie informację o moich przenosinach ogłoszono wcześniej, ale z mojej strony nie było z tym żadnych problemów. Nadal chciałem zdobyć Puchar Polski. Walczyłem na treningach i zależało mi na rywalizacji o miejsce w składzie. Wciąż miałem kontrakt z Rakowem i nie mogłem mieć myśli, że nie chcę wygrać w finale na PGE Narodowym. Dla mnie była to okazja do dopisania kolejnego trofeum w życiorysie. Na pewno nie miałem problemu z zaangażowaniem w treningi i mecze.
– Mogłeś też bliżej przyjrzeć się Filipowi Mladenoviciovi. Finalnie będziesz jego następcą, choć niewiele brakowało żebyście rywalizowali o miejsce w składzie.
– Mladenović zawsze był w czołówce wahadłowych w PKO Ekstraklasie. Robił świetną robotę w Lechii, a potem też w Legii. Był bardzo dobrym zawodnikiem i zdaję sobie sprawę z naturalnego faktu, że będę do niego porównywany. Przyszedłem w jego miejsce i zawsze w piłce ocenia się nowych graczy w kontekście tych z przeszłości. Nie mam z tym problemów, choć skupiam się przede wszystkim na sobie. Opinie kibiców czy dziennikarzy zostawiam z boku. Na pewno mam inny styl od Serba. Cała moja uwaga skupiona jest na tym, by grać dobrze i jak najmocniej pomagać drużynie.
Znałem zachowania Mladenovicia z ligi. Czasami miewał ostrzejsze chwile, często oglądał żółte kartki. Jednocześnie słyszałem, że prywatnie jest bardzo dobrym i sympatycznym facetem. Wielu zawodników na boisku nabiera innej osobowości. Finał Pucharu Polski w tym kontekście nie był fajną sytuacją, zrobiło się momentami nieciekawie. Szarpaniny po finale były całkowicie niepotrzebne. To było złe dla polskiej piłki, ale się wydarzyło. Jednocześnie Filip dostał karę i... tyle.
– Legia jest przyszłością, która rozpocznie się od meczu z Rakowem. Pięć lat w Częstochowie to dla ciebie najlepszy okres w karierze?
– Bardzo się tam rozwinąłem. Pod każdym aspektem kroczyłem do przodu. Robiłem progres jako piłkarz i jako człowiek. Cała historia też miała swój smak. Zaczynałem od pierwszej ligi, choć miałem już doświadczenia z Ekstraklasy. Znów musiałem walczyć o najwyższą klasę rozgrywkową. Jednocześnie trafiłem na dobry moment i świetnego trenera, który też chciał patrzeć tylko do góry. W końcu nasz szkoleniowiec został zatrudniony przez Michała Świerczewskiego i krok po kroku wspinał się z klubem. Podpiąłem się pod ten trend i go wykorzystałem. Rozwijałem się, bo gdyby tak nie było, to pewnie po roku czy dwóch musiałbym szukać innej drużyny. Standardy u trenera wzrastały. Ciągle trzeba było notować progres, by wciąż móc reprezentować Raków.
– O pracy Papaszuna można mówić w wielu superlatywach, ale może to być też nieco obciążające. Nie było trudniejszych chwil?
– Dla mnie to był bardzo udany czas. Pasuje mi taki rygor, dyscyplina, jasne określanie zadań. Zaufałem tej drodze i nie mogłem narzekać. Zawsze ciężko pracowałem i robiłem swoje. Nie zawsze było kolorowo, ale jednak przez większość czasu grałem. Mogły być słabsze chwile, ale generalnie broniłem się swoją postawą. Przez pięć lat trener Papszun także nie stał w miejscu, lecz wciąż się rozwijał.
– Ukoronowaniem rozwoju było powołanie do reprezentacji Polski? Debiutu nie zanotowałeś, ale wciąż byłeś na zgrupowaniu biało-czerwonych.
– Faktycznie, to największe wyróżnienie w mojej karierze. Zostałem zauważony przez selekcjonera i dwa razy pojechałem na zgrupowania. Szkoda, że tego debiutu nie było, ale wierzę, że wszystko jeszcze przede mną. Liczę, że to się zdarzy w przyszłości. Mogę być na liście selekcjonera tylko wtedy, gdy będę dobrze prezentował się w klubie. Na tym się skupiam.
Jednocześnie wszystkie sukcesy z klubami też są dla mnie ważne. Rozwijałem się, a to przekładało się na triumfy, które osiągnęliśmy w Częstochowie. Nie zapominam też choćby o Superpucharze z Arką. Moja kariera nie była do przewidzenia. Nie miałem tak prostej drogi, by wszystko szło z górki. Czasem trzeba było zrobić krok czy dwa do tyłu, budować swoją pozycję u nowych trenerów. Później wszystkie sukcesy docenia się znacznie mocniej.
– Po grze na poziomie centralnym zdarzyło się, że musiałeś cofnąć się do Vęgorii Węgorzewo. W Arce dowiedziałeś się za to, że cierpisz na martwicę kości. To te gorsze momenty?
– Temat martwicy jest chyba nieco wyolbrzymiony. W czasach Rozwoju Katowice złamałem rękę i... nawet o tym nie wiedziałem. Grałem tak dwa czy trzy lata. Odczuwałem, że coś jest nie tak, ale nie chciałem z tego robić problemu na siłę. W Arce opowiedziałem o tym fizjoterapeucie i wysłano mnie na szczegółowe badania. Wtedy pojawiła się diagnoza, że to przewlekłe złamanie, które trzeba naprawić operacyjnie. Sezon się skończył, a ja udałem się na zabieg.
Operacja nie była udana, było gorzej. Przez prawie dwa miesiące miałem gips. Zmieniła się moja technika biegu, inaczej budowały się mięśnie. Sama ręka też była do odbudowy. Dostosowywałem się do tego prawie pięć lat. W Rakowie już w ogóle nie odczuwałem tej kwestii. Teraz o tym nawet nie myślę. Jedyny minut to kwestia unikania niektórych ćwiczeń na siłowni. Czasem czuję też ból przy niekontrolowanych upadkach. Jest stabilnie, mogę z tym funkcjonować. To temat, którym poważniej zajmę się pewnie po karierze. To melodia przyszłości, ale na razie mam wrażenie, że lepiej tej ręki po prostu... nie ruszać i zostawić na stabilnym poziomie.
– Mistrz Polski, krajowe puchary, gra w Europie… Długa ta droga człowieka, który startował z małego miasteczka na Mazurach.
– Piłka nożna była u nas w domu obecna od urodzenia. Bracia uprawiali sport, ja też zacząłem trenować. Najstarszy był kajakarzem. Jednocześnie żeglowałem na Mazurach. Historia jest taka, że Dominik cały czas gra w Widzewie, a najmłodszy z nas jest w lidze okręgowej w Węgorzewie.
– Wszystkich trenował twój tata?
– Tak, ale w pewnym momencie odpuścił. Wiele mi pomógł w młodszym wieku. Razem z braćmi indywidualnie ćwiczyliśmy i to pomogło, byliśmy na wyższym poziomie od rówieśników. Wiadomo jak jest w małych ośrodkach, to wszystko nie jest tak profesjonalne. Wchodzenie na wyższy poziom wymaga większe dawki treningów niż dwa-trzy w tygodniu. Tata zawsze interesował się indywidualnym prowadzeniem zawodników, ale też prowadził grupy młodzieżowe.
– Ustalmy na koniec. Najważniejszym meczem w sezonie będzie dla ciebie konfrontacja z Widzewem i starcie z własnym bratem?
– Zupełnie tak do tego nie podchodzę. Wiadomo, że to fajne wydarzenie, by wraz z bratem wspólnie zagrać na jednym stadionie. Jednocześnie to fajny symbol, że dwóch chłopaków z jednej rodziny, z mniejszej miejscowości, może wejść na poziom ekstraklasowy. To duże wydarzenie i cieszę się, że brat radzi sobie w Łodzi. Podczas meczu nie odczuwa się takiej bliskości, każdy skupia się na walce o wygraną. Fajna jest jednak otoczka, szansa spotkania i rozmów.
Legia Warszawa zmierzy się na wyjeździe z Rakowem Częstochowa w sobotę (15.07) o godzinie 20:10. Stawką rywalizacji będzie Superpuchar. Wojskowi czekają na przełamanie, bo mają za sobą osiem przegranych spotkań z rzędu. Ostatni raz stołeczna ekipa wygrała w 2008 roku.
Następne
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
17:00
Pogoń Szczecin
16:00
Radomiak Radom
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.