| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Do Wisły Kraków dołączyło w tym oknie transferowym pięciu Hiszpanów, ale w gronie nowych twarzy znalazł się także Szymon Sobczak. Dla 30-letniego napastnika to powrót po latach, bo w Wiśle stawiał pierwsze kroki. Mógł trafić do Krakowa przed rokiem, ale stało się to dopiero teraz. Sobczak planuje jeszcze jeden powrót. Wspólnie z Białą Gwiazdą – wprost do PKO Ekstraklasy.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Urodziłeś się w Zakopanem. Rozumiem więc, że ciupaga wisi nad łóżkiem.
Szymon Sobczak: – Nie. Nie wisi, bo już w wieku czterech lat przeprowadziłem się z rodzicami do Lubnia. To mała miejscowość niedaleko Myślenic, gdzie Wisła ma bazę treningową. Jestem rodowitym góralem, ale długo w Zakopanem nie mieszkałem.
– Rodzina pochodzi z Zakopanego?
– Nie. Tata z Lubnia, ale po prostu tak się złożyło, że urodziłem się pod Tatrami.
– Zostało coś w genach po miejscu urodzenia?
– Na pewno. Góralski charakter.
– Na boisku też to zobaczymy?
– Myślę, że szybko będzie to można ocenić. Góralski charakter cechuje się nieustępliwością. Będzie nam to potrzebne w tym sezonie, bo wiemy jak wygląda I Liga.
– Znów jesteś w Wiśle Kraków, w której zaczynałeś jako junior. Obiecywałeś sobie, że kiedyś tu wrócisz i oto udało się.
– Mam ogromny sentyment do tego klubu. Tu się wychowałem jako piłkarz. Przez siedem lat tata codziennie woził mnie do Krakowa na treningi. Powrót do klubu po tak długim czasie smakuje jeszcze lepiej.
– To były choćby czasy Macieja Skorży i Wisły wciąż seryjnie zdobywającej tytuły mistrzowskie.
– Nie patrzyłem wtedy w kierunku pierwszego zespołu. Nie dano mi wtedy w Wiśle zbyt wielu szans. Stwierdzono, że treningi podjąłem zbyt późno. Sporo czasu zajęło dogonienie rówieśników.
– Czego ci wtedy brakowało?
– O to trzeba byłoby zapytać ówczesnych trenerów. Mnie takie uwagi mobilizowały do cięższej pracy. Do kombinowania, jak nadrobić te braki. Starałem się wykorzystać ten czas jak najlepiej, a masa podejmowanych decyzji sprawiła, że dziś znów jestem w Wiśle.
– Rozumiem, że to ten góralski charakter. Nie zniechęcasz się, gdy słyszysz "nie da się".
– Nie ma takich rzeczy, których się nie da. Wiele zależy od chęci. Oczywiście, musi też dopisać ci szczęście, ale ja od zawsze uważam, że najwięcej zależy od ciężkiej pracy.
– Rozumiem, że nie patrzyłeś na pierwszy zespół Wisły pod swoim kątem. Ale podejrzewam, że mogłeś mieć tam swoich idoli.
– Oczywiście, że żyłem tamtymi wynikami, a na meczach byłem chłopcem do podawania piłek. Dla takiego młodego chłopaka udział w takim meczu to było coś wielkiego. Tym bardziej, że to była Wisła z najświetniejszych lat.
– Trener Maciej Skorża traktował podawanie piłek w sposób taktyczny? Szybko, gdy nie idzie. Powoli, gdy wynik jest właściwy?
– Odpowiem trochę inaczej. Wtedy chyba zawsze wynik był dobry, więc nie trzeba było zwracać na to uwagi.
– Jeszcze jako junior zamieniłeś Wisłę na Górnika Zabrze. Skąd ten właśnie kierunek?
– Podjąłem tę decyzję z pomocą rodziców. Jako młody chłopak nie miałem aż tak dużego rozeznania, za to tata od zawsze był bardzo zaangażowany. To była przemyślana decyzja. I patrząc, jak to dalej się potoczyło, uważam, że dobrze wybraliśmy. W Górniku szybko trafiłem do Młodej Ekstraklasy, gdzie miałem styczność z zawodnikami z ligi. Miałem okazję się przetrzeć i zadebiutować w dorosłej już Ekstraklasie.
– W Krakowie, w wygranym meczu przeciwko Cracovii. To miało dla ciebie znaczenie?
– Mecz odbył się na Hutniku, bo właśnie tam tymczasowo grała wtedy Cracovia. Tego dnia najważniejsze znaczenie miał dla mnie sam debiut. W tamtych latach nie obowiązywał przepis o młodzieżowcu, więc trzeba było naprawdę się wyróżnić, by w wieku 17 lat zadebiutować w lidze. W Górniku od 10 lat nie było tak młodego debiutanta. Przepis o młodzieżowcu wniósł potem sporo zmian i dziś młodzi mają znacznie łatwiej.
– Debiutowałeś u Adama Nawałki, trenera wręcz wybitnego. Praca z takim fachowcem to zapewne też była dobra lekcja dla tak młodego piłkarza.
– Górnik grał wtedy dobrą piłkę. Miałem okazję pracy z dobrymi zawodnikami. Przetrzeć szlaki i złapać impulsy do dalszej pracy.
– Liczysz, że przeprowadzka do Krakowa da ci trochę stabilizacji? W trakcie kariery zaliczyłeś mnóstwo klubów – od Bielsko-Białej po Olsztyn. Od Białegostoku do Kalisza.
– Często podejmowałem decyzję o zmianie otoczenia i robiłem to w pełni świadomie. Dziś trafiłem do bardzo ambitnego klubu, w którym będę mógł się rozwijać jako zawodnik. To po pierwsze. A po drugie – mam obok siebie jakość piłkarską i będę chciał ten fakt wykorzystać. Jako zespół mamy swój bardzo konkretny cel. A stabilizacja? Jeśli uda się sprostać stawianym tu wymaganiom, osiągnąć postawione cele to i o stabilizację będzie łatwiej.
– Wybrałeś numer 23. Nie za dużo waży?
– Każdy numer waży tyle samo. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, kto z nim grał. Jest tu w Wiśle parę numerów, które mają wyjątkową wartość. Chciałbym jednak zaznaczyć, że 23 była moim pierwszym numerem w Wiśle. Koszulkę w domu mam do dziś. I to też na pewno miało znaczenie. Dziś skupiam się na grze, a nie na numerze na plecach.
– Skojarzenie z tym numerem w Wiśle jest dość jednoznaczne. Napastnik z 23 na plecach to Paweł Brożek.
– Jeśli ktoś zostawił dla tego klubu serce to zrozumiałe, że wszyscy go pamiętają. Ja też dobrze znam tamte czasy. Skupmy się jednak na tym, by dobrze funkcjonować jako zespół od pierwszej kolejki.
– Do dziś masz na koncie pięć występów w Ekstraklasie. Drażni cię ta cyfra czy zgadzasz się, że na tyle zasłużyłeś?
– Odpowiadam na to pytanie trzeci raz w ciągu ostatnich 24 godzin. Zapewniam, że nie przywiązuje do tej liczby większej uwagi. Oczywiście, będę bardzo zadowolony, jeśli w barwach Wisły uda się na nowo uruchomić ten licznik. Liczyłem na to podczas mojej przygody w Jagiellonii, ale w życiu piłkarza sprawy czasem się układają inaczej niż planowałeś. Dla mnie to zamknięty rozdział. W tym okienku transferowym mogłem trafić do klubu Ekstraklasy i mieć duże szanse na poprawienie liczby występów w najwyższej lidze, ale priorytetem była dla mnie Wisła. Jak tylko pojawiła się oferta z Krakowa, innej decyzji być nie mogło.
– Skąd pochodziły te oferty?
– Od beniaminków. Ale nie miało to większego znaczenia, bo od początku robiłem wszystko, by wrócić do Krakowa. Decyzja była dla mnie oczywista.
– Udzieliłeś w ostatnim czasie sporo wywiadów. To też sporo mówi o Wiśle i towarzyszącej jej zainteresowaniu.
– Na to pytanie każdy umie sobie sam odpowiedzieć. Kto choć trochę zna ten klub od środka wie, jak duże jest poświęcenie pracujących tu ludzi i zainteresowanie osób z zewnątrz. Dla zawodnika to coś pozytywnego. Pozostaje pracować nad sobą, by być gotowym od pierwszej kolejki.
– Znasz specyfikę tego stadionu. Nie obawiasz się presji trybun?
– Jak ktoś kiedyś powiedział, presję to mają lekarze na onkologii. Bardzo żałowałem, że nie mogłem zagrać w ostatnim meczu Wisły z Zagłębiem, bo bardzo na to liczyłem. Uważam, że kibice robią wszystko, by pomóc drużynie. Oczywiście, różne są momenty. Najważniejsze, byśmy byli drużyną na boisku i poza nim. A kibice Wisły zawsze byli jej dwunastym zawodnikiem. Gorąco wierzę, że teraz też tak będzie i będą nas nakręcać do jeszcze cięższej pracy i wyższej jakości na boisku.
– To oczywiste, że lekarze zmagają się z ogromną presją. Szczególnie ci walczący o ludzkie życie. Ale presja towarzyszy każdej pracy, piłkarzom również.
– Oczywiście. Wiemy, jakie są wymagania. Trzeba temu sprostać i skupiać na każdy kolejnym meczu. Od początku dobrze punktować. Wiemy, jak wyglądał poprzedni sezon. Druga runda była bardzo dobra, ale margines błędu był w zasadzie żaden i dlatego nie udało się awansować.
– Wymarzony transfer nadszedł po trzydziestych urodzinach. Prawdziwe życie zaczyna się po trzydziestce?
– Pewnie tak. Ja ten transfer odbieram jednak jako mały kroczek do przodu. Prawdziwe wyzwania przede mną. Zabawa dopiero się zaczyna.
– Z kim zdążyłeś już złapać mocną boiskową nić porozumienia?
– Czasu było bardzo mało, ale aklimatyzacja przebiega bardzo dobrze. My, jako Polacy mamy też za zadanie ułatwienie wejścia do zespołu obcokrajowcom. Jest ich sporo, a zależy nam na tym, by zespół dobrze funkcjonował. Czasu jest niedużo, a trzeba wyrobić boiskowe automatyzmy. Na dobrą sprawę wiemy, że do Ekstraklasy zazwyczaj awansują zespoły, które od dłuższego czasu grały w niezmienionym składzie. To jest element, którego nie da się kupić czy przyspieszyć. Cieszy, że w sparingach było widać już automatyzmy. Brakowało nieco skuteczności, ale pracujemy i nad tym.
– I Liga zapowiada się w tym sezonie mocarnie.
– Ostatnio żartowałem ze znajomymi, że nie wiadomo, która liga będzie bardziej atrakcyjna – Ekstraklasa czy I Liga. Rosnący poziom I Ligi dobrze świadczy o piłce w Polsce. Już w tamtym sezonie w rozgrywkach nie brakowało zespołów, które potrafiły grać fajną piłkę. Pamiętajmy jednak, że jest to równocześnie liga dość specyficzna. Nie ma tu zespołu, który się położy. Jestem też przekonany, że do meczu z Wisłą każdy rywal będzie przystępował podwójne zdeterminowany.
– Kluczem do sukcesu będzie rozegranie dwóch tak dobrych rund jak ta wiosenna w poprzednim sezonie.
– Nic nowego tu nie odkrywamy. Wtedy awans byłby oczywisty. Formę trzeba trzymać przez cały sezon. Niezbędna jest do tego dobra rywalizacja. A jeśli do jakości boiskowej dołożymy charakter i zaangażowanie. Jeśli będziemy cieszyć się grą, wtedy efektem powinny być dobre rezultaty.
2 - 0
Miedź Legnica
0 - 1
Miedź Legnica
2 - 1
Polonia Warszawa
2 - 3
Znicz Pruszków
0 - 2
Chrobry Głogów
2 - 1
Warta Poznań
1 - 1
Polonia Warszawa
0 - 3
Wisła Kraków
0 - 3
Arka Gdynia
2 - 1
Kotwica Kołobrzeg