| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Ruch wraca do PKO Ekstraklasy. W niedzielę, w meczu 1. kolejki Niebiescy zmierzą się na wyjeździe z Zagłębiem Lubin. Jarosław Skrobacz zadebiutuje na najwyższym poziomie rozgrywkowym w roli pierwszego trenera w wieku 55 lat. W rozmowie z TVPSPORT.PL szkoleniowiec odniósł się do celów i letnich ruchów kadrowych. – Przychodzą momenty, w których trzeba podejmować trudne decyzje. Jeśli chce się iść do przodu, nie można żyć sentymentem – wyznał.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Ruch za pana kadencji za każdym razem rozpoczyna rozgrywki w imponujący sposób. Tak było zarówno w drugiej, jak i w pierwszej lidze. Powtórzycie to w Ekstraklasie?
Jarosław Skrobacz: – Zawsze byliśmy ostrożni i to się nie zmieni, tym bardziej teraz, gdy zagramy na najwyższym poziomie. Nie zamierzam robić żadnych górnolotnych deklaracji. Nie wchodzimy do tych rozgrywek z nadmierną pokorą, ale nie możemy być też zbyt pewni siebie. Mogę zadeklarować, że czujemy się gotowi do podjęcia tego wyzwania. Dokonaliśmy transferów na miarę możliwości. W Ruchu nikt nie będzie pod tym względem szaleć, bo wszyscy są świadomi błędów, które popełniono w przeszłości. Z pewnością nie będziemy robić nic na wyrost.
– W poprzednich sezonach czuliście się świetnie w roli beniaminka. Czy mimo to powie pan, że celem jest wyłącznie utrzymanie?
– Myślę, że każdy, kto awansuje do Ekstraklasy, w pierwszej kolejności chce zrobić wszystko, by się w niej utrzymać. Nie inaczej jest w naszym przypadku. Może i jest to trochę asekuracyjne podejście, zobaczymy. Wolę jednak zachować zdrowy rozsądek niż opowiadać nie wiadomo co. Życie pokazuje, że później trenerzy są boleśnie rozliczani z takich deklaracji.
– Gdy rozmawialiśmy po starcie rundy wiosennej, mówił pan, że odbiliście się od kilku nazwisk, które chcieliście pozyskać. Jak było tym razem?
– Było podobnie. Gdy skontaktowaliśmy się z kilkoma piłkarzami i ich otoczeniem, okazało się, że nie ma szans na udane negocjacje. Rozbieżności były bardzo duże. Nie jest jednak tak źle. Jest sporo przypadków, w których zawodnicy chcą przyjść do Ruchu, zwłaszcza po awansie do Ekstraklasy. Tak było chociażby z Filipem Starzyńskim. To zawodnik o dużym doświadczeniu, który może wiele wnieść do drużyny. Podsumowując temat transferów – według mnie obecnie zrobiliśmy to, co było w zasięgu naszych możliwości.
– Latem rozstaliście się też z częścią piłkarzy. Odszedł chociażby Łukasz Janoszka, mocno utożsamiany z Ruchem. Ciężko rozstawać się z takimi osobami?
– Oczywiście, to nie jest łatwe, ani przyjemne. Było kilku piłkarzy, którzy pomogli nam w ostatnim sezonie, a teraz musieli szukać nowego klubu. Wiadomo, że Łukasz to postać zasłużona dla Ruchu. Niestety, przychodzą momenty, w których trzeba podejmować takie trudne decyzje. Czasami, jeśli chce się iść do przodu, nie można żyć sentymentem.
– Przygotowania udało się przepracować optymalnie?
– Zrealizowaliśmy swój plan w stu procentach. Jaki będzie tego efekt? Zobaczymy. Przy takich zmianach personalnych dobrze byłoby mieć tego czasu więcej. Musimy jednak sobie z tym poradzić.
– Już w końcówce poprzedniego sezonu mówił pan o tym, że presja chwilami pętała nogi pana piłkarzom. Myśli pan, że może to powtórzyć się na początku tego sezonu? W przeszłości zdarzało się, że presja paraliżowała beniaminków w pierwszych meczach.
– Jestem pewny, że będzie tak i tym razem. To dla nas wielkie wydarzenie, czujemy ekscytację. Dla niektórych zawodników to będzie debiut w Ekstraklasie, spełnienie marzeń. Ta nerwowość nie zawsze może pomagać, ale z drugiej strony bywa przecież tak, że takie sytuacje tylko dodatkowo mobilizują. Zapewne trochę czasu potrwa, zanim przyzwyczaimy się do ekstraklasowej otoczki.
– Jak grający Ruch zobaczymy w Ekstraklasie?
– W elicie jest kilka topowych drużyn, które mocno stawiają na ofensywę. Reszta skupia się na dyscyplinie i solidnej obronie. Takie zespoły nastawiają się na mało strat i niewielkie ryzyko. Chciałbym, żebyśmy grali bardzo odważnie, ale liga może brutalnie to zweryfikować. Trzeba będzie szybko i umiejętnie reagować na boiskowe wydarzenia. Chciałbym, żebyśmy przede wszystkim byli drużyną zrównoważoną i dobrze zbilansowaną.
– Wiosną mówił pan, że przenosiny na Stadion Śląski nie byłyby najlepszą opcją. Swoje zdanie uzasadniał pan tym, że po przenosinach do Gliwic teraz znów musielibyście przyzwyczajać się do nowego obiektu. Ostatecznie, jesienią macie przenieść się na chorzowski stadion. To będzie duży problem?
– Z tego, co wiem, realny termin naszego pierwszego meczu na Stadionie Śląskim to końcówka października. To obiekt, na którym zaplanowanych jest mnóstwo imprez, dlatego trudno jest tam z dnia na dzień zmieścić nasze ligowe spotkania. Teraz w ogóle nie zajmuje mi to głowy.
– Czytałem tekst w katowickim "Sporcie", gdzie nazwano pana głównym architektem sukcesu, którym jest awans do Ekstraklasy. Zgodzi się pan z tą opinią?
– To miłe słowa, ale mówimy o sporcie zespołowym, gdzie każdy ma jakiś wpływ na końcowy sukces. Wpływ jednej osoby jest większy, a innej mniejszy… Oczywiście, na koniec ktoś kontroluje to wszystko, ale nie można zapomnieć o roli mojego sztabu i ludzi pracujących w klubie. Warto pamiętać o roli osób zarządzających Ruchem. Jeszcze kilka lat temu sytuacja była dramatyczna, ale pewna grupa osób zdołała wyprowadzić klub na prostą.
– Dzisiaj może pan powiedzieć, że Ruch to dla pana projekt życia? Jeszcze nie miał pan okazji pracować w Ekstraklasie, dodatkowo wcześniej wywalczył pan z drużyną dwa awanse.
– Satysfakcja jest duża, bo nikt nie podarował mi tego za darmo. Jeszcze większą radość daje mi to, że podejść do awansu do Ekstraklasy miałem już kilka i wreszcie udało się to zrobić. Zadebiutuję w elicie będąc już po "pięćdziesiątce", ale nie zamierzam na to narzekać. Zarówno ja, jak i Tomasz Tułacz, który również awansował ze swoją drużyną w tym roku, jesteśmy w podobnym wieku. To pokazuje, że czasami na najlepsze rzeczy trzeba zaczekać. Oczywiście, pod względem wyników, Ruch jest projektem mojego życia.
– W co będzie celował pana zespół jesienią?
– Nie chcę mówić o konkretnej zdobyczy punktowej. Na pewno dobrze byłoby uniknąć słabego początku. Wtedy szybko siada morale, głowa przestaje pracować tak, jak powinna. Chcemy zrobić wszystko, by nie odstawać od reszty. Zawsze byłem zwolennikiem tego, by jesienią koncentrować się na kolejnych meczach, a zimą dokonywać podsumowań i wskazywać cel na wiosnę. Tak samo będzie tym razem.