Marcin Tybura nie uciszył O2 Areny w Londynie. Polak, który po raz drugi w karierze wystąpił w walce wieczoru gali UFC, po zaledwie 73 sekundach został znokautowany przez reprezentanta miejscowej publiczności, Toma Aspinalla.
Mający polskie korzenie Aspinall był zdecydowanym faworytem sobotniego starcia. Anglik jedyną porażkę w UFC – rok temu z Curtisem Blaydesem – poniósł w wyniku odniesionej kontuzji. Pięciu poprzednich rywali w najlepszej organizacji MMA pokonywał przed czasem, ani razu nie wychodząc do trzeciej rundy. "Tybur" w ostatnich trzech latach spisywał się świetnie, wygrywając siedem z ośmiu pojedynków. Starcie z Aspinallem było jednak jednym z największych wyzwań w jego karierze.
Aspinall rozpoczął od prawego high kicka, który wytrącił ustawionego w odwrotnej pozycji Tyburę z równowagi. Po chwili Anglik dorzucił do tego kombinację ciosów, które przedarły się przez defensywę Polaka. "Tybur" starał się odpowiedzieć obszernymi uderzeniami, lecz jego pięści przeszywały powietrze.
Koniec nadszedł bardzo szybko. Tuż na początku drugiej minuty walki Aspinall trafił dwoma ciosami, po których Polak padł na matę. Anglik dorzucił kilka uderzeń w parterze, po których sędzia przerwał pojedynek po zaledwie 73 sekundach.
Po zwycięstwie Aspinall zapowiedział śmiały plan podboju wagi ciężkiej UFC. Anglik zapowiedział chęć walki z wygranym wrześniowego pojedynku między Siergiejem Spivakiem a Cirylem Gane. Następnym przystankiem ma być mistrzowskie starcie z Jonem Jonesem – zakładając, że ten w listopadzie obroni pas w walce ze Stipe Miociciem.