Paweł Bochniewicz w ubiegłym sezonie wrócić po długotrwałej kontuzji, w wyniku której był wyłączony z gry przez rok. Szybko jednak stał się z powrotem kluczowym obrońcą Heerenveen, a nawet rozegrał sporo meczów z opaską kapitana. Kibice i dziennikarze domagają się jego powołania do polskiej kadry. A co na to sam zawodnik? Więcej w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Z jakim nastawieniem podchodzisz do nadchodzącego sezonu?
Paweł Bochniewicz: – Chcę rozegrać jak najwięcej minut, jak najwięcej dobrych minut i żeby moja forma szła w górę. Mam nadzieję, że rozegram drugi z rzędu pełny sezon. Bo w pierwszym sezonie grałem, a w drugim byłem kontuzjowany przez cały rok. W trzecim jednak wróciłem i mam nadzieję, że w kolejnym potwierdzę dobrą dyspozycję. Dlatego oby przyszły sezon był taki sam jak poprzedni.
– W ubiegłym sezonie przedłużyłeś umowę z Heerenveen. Czy wcześniej dostałeś oferty z innych klubów? Grałeś często, byłeś wyróżniającym się zawodnikiem w swojej drużynie, inni mogli się tobą zainteresować...
– Ofert na stole nie miałem, ale były telefony i zapytania. Podpisałem kontrakt w lutym, ale byłem dogadany z klubem już wcześniej, jeszcze zanim mogłem rozpocząć rozmowy z innymi. Zapytania się pojawiały, ale odmawiałem, bo byłem dogadany z Heerenveen. Nie chciałem też gdzieś grać bez gwarancji przyszłości. Dlatego już przed pierwszym meczem drugiej rundy byliśmy dogadani, żebym mógł grać ze spokojną głową.
– Co sprawia, że w Heerenveen czujesz się dobrze i spełniasz się, grając w tej drużynie?
– Każdy ma jakieś ambicje, chciałby grać wyżej i wyżej. Dopiero gdy dojdziesz do jakiegoś Realu Madryt, możesz powiedzieć, że jesteś na szczycie. Nie jest więc tak, że jestem w Heerenveen i nie mam ambicji, żeby iść gdzieś wyżej. Ale patrząc z dystansu, jest to miejsce, gdzie można się dobrze poczuć. Gram co tydzień przy dwudziestotysięcznej publiczności, w fajnej lidze. Przede wszystkim gram i jestem ważną częścią drużyny. Holandia też jest miejscem do życia, w którym nie ma na co narzekać. Może czasami tylko na pogodę w zimowe miesiące. Nie widzę więc żadnego powodu, żebym musiał szukać czegoś na siłę.
– W Heerenveen jesteś podstawowym piłkarzem. Podpytałem o ciebie w Holandii – kibice i lokalni dziennikarze cię lubią. Czujesz się gwiazdą w swojej drużynie?
– Gwiazda to za duże słowo – gwiazdy są w Realu Madryt, Manchesterach i potężnych klubach. Ale odczuwam to, że ludzie dostrzegają moją ciężką pracę. Kibice doceniają to, co robię na boisku, działacze doceniają to, dając mi dobry kontrakt. Gwiazdą się nie czuję, ale czuję się doceniony w tym miejscu.
– Twardo stąpasz po ziemi.
– Piłka daje taką perspektywę, że gdy się poczujesz gwiazdą, zaraz idziesz do lepszego klubu i ktoś jest lepszy od ciebie. Potem idziesz do kolejnego i znów ktoś jest lepszy. Dlatego trudno jest "pompować" swoje ego i myśleć, że jest się najlepszym. Bo są większe kluby od Heereveen i mocniejsze ligi od holenderskiej. Dlatego nie chcę patrzeć przez taki pryzmat, że tutaj jestem jakimś "kozakiem".
– Już jako młody piłkarz grałeś we Włoszech i Hiszpanii, poznałeś nieco inny świat. Potem w Holandii doznałeś poważnej kontuzji. Czy te doświadczenia sprawiły, że podchodzisz do swojej kariery w taki sposób, jak obecnie?
– Szybki wyjazd za granicę, kontuzje i szybki wyjazd to doświadczenia, które budują charakter i sprawiają, że później inaczej podchodzimy do niektórych spraw. Moje doświadczenia owocują tym, że jestem, jaki jestem. Ale myślę, że u wszystkich to tak wygląda.
– Wróćmy do Heerenveen. Jakie są ambicje twojej drużyny przed nadchodzącym sezonem? Chcielibyście zerwać "łatkę" ligowego średniaka?
– Celem minimum jest ósme miejsce i play-offy o europejskie puchary, a później będziemy walczyć. Są też inne kluby z naszej półki, które mają podobne zamiary. Zobaczymy, kto lepiej na tym wyjdzie. Nie będę mówić, że będziemy walczyć o mistrza. Może się to zdarzyć, bo w piłce dzieją się różne rzeczy, ale pozycje 5.-8. to widełki miejsc, w których chcemy być. I o nie chcemy walczyć.
– Jesteś w pełni zadowolony z ubiegłego sezonu? Grałeś regularnie, ale twoja drużyna miała kilka gorszych momentów.
– Patrząc przez pryzmat, że wcześniej przez rok nie grałem i wracałem po ciężkiej kontuzji – jestem zadowolony. Oczywiście, były mecze, w których zagrałem tak słabo, że nie przystoi. Nie miałem ich aż tak dużo, ale takie momenty też były i akceptuję, że się wydarzyły. Patrząc jednak z dystansem na poprzedni sezon – było więcej dobrych momentów niż tych słabszych.
– Myślisz o tym, co mógłbyś osiągnąć, grając w Heerenveen?
– Na pewno chciałbym się rozwinąć jako zawodnik i myślę, że drugi sezon gry z rzędu mi w tym pomoże. Kontuzja zrobiła mi porządny reset. Dlatego chciałbym rozegrać kolejny pełny sezon. A jeśli chodzi o Heerenveen, widać że inwestuje w infrastrukturę, robią nowe szatnie. Klub chce wyjść z takiego "średniactwa" w Eredivisie i grać o wyższe cele. Chciałbym w tym uczestniczyć i być ważną częścią tej drużyny.
– W Heerenveen grasz z Pelle van Amersfoortem, który grał w Cracovii. Wspominał o występach w Polsce?
– Tak, często rozmawiamy na temat Ekstraklasy. On śledzi Cracovię, a ja Górnika. Opowiadał mi, jak mu się żyło w Polsce. Mówił, że tęskni za Krakowem, bo zakochał się w tym mieście. Siedzimy też obok siebie w szatni, więc mamy okazję porozmawiać o meczach Ekstraklasy i o tym, co sądzimy o niektórych zawodnikach.
– Dostajesz wiadomości od polskich kibiców? Czy piszą do ciebie: "szkoda, że nie grasz w kadrze"?
– Po przegranych meczach czasami widzę, jak ludzie piszą, że ktoś się nie nadaje i szkoda, że nie ma tego i tamtego. Zawsze tak jest, było i będzie. Oczywiście, że chciałbym grać w reprezentacji Polski, ale na takie opinie nie zwracam uwagi. Bo gdybym był na miejscu grających, ci sami kibice pewnie pisaliby, że "ten Bochniewicz się nie nadaje" i "weźcie tych, których nie było". Trzeba na to patrzeć z dystansem. Czasami jest to miłe, gdy ktoś pisze, że mógłbym zagrać w kadrze, ale wszystkich takich opinii nie można brać na poważnie.
– Gdy czytasz takie komentarze, żałujesz braku powołań do kadry?
– Żałuję, że nie gram w reprezentacji. Moja piłkarska ambicja jest urażona, bo chciałbym w niej być. Ale nie dzieje się to przez kibiców – mimo, że gramy dla nich, ich opinie czasem trzeba przyjmować z dystansem. Bo tak jak cię kochają po jednym super meczu, tak po kilku słabych cię nienawidzą. Dlatego trzeba to wypośrodkować – bo nikt nie jest tak dobry jak jego najlepszy mecz i tak słaby, jak jego najsłabszy. Ale takie podejście nabywa się z doświadczeniem.
– Jako piłkarz reprezentacji, mogłeś się sam przekonać o tym, jak oceniane są występy piłkarzy w kadrze.
– Z jednej strony nie jest to fajne, ale z drugiej – jest to dobre. Jeśli ktoś o tobie pisze i cię krytykuje, to oznacza, że jesteś na wysokim poziomie. Bo nikt nie krytykuje zawodników z czwartej ligi i nikt nie wypisuje nic na ich temat w mediach społecznościowych. Gdy ktoś o tobie pisze, to znaczy, że jesteś wyżej. A gra w reprezentacji budzi największe emocje – czasem pozytywne, a czasem – negatywne. A jak wiemy, w komentarzach w internecie są wylewane zazwyczaj te negatywne i do tego po prostu trzeba przywyknąć. Nie tylko gdy jesteś piłkarzem, ale ogólnie jesteś na świeczniku. Wtedy nieważne, co robisz, zwracasz uwagę innych. I zawsze znajdzie się ktoś, kto powiedziałby, że zrobiłby coś lepiej od ciebie.
– Temat twojego powołania do reprezentacji podchwycili nie tylko Polacy. Także Holendrzy mnie pytali, dlaczego Bochniewicz nie jest powoływany.
– Jest tylko jedna osoba, która zna odpowiedź na to pytanie – jest to selekcjoner. To człowiek, który decyduje o tym wszystkim i trzeba szanować to, co robi. Gdybym mógł, to sam bym się powołał, ale to tak nie działa. Trzeba zaakceptować to, jak decyduje selekcjoner. A ja staram się robić to, co mogę. W klubie staram się rozwijać, grać jak najlepiej i po prostu czekać. A jeśli to nie wystarczy, muszę zaakceptować brak powołania.
– Miałeś kontakt z selekcjonerem Fernando Santosem albo jego sztabem?
– Dostałem informację o tym, że na jakimś meczu będzie ktoś ze sztabu reprezentacji. Telefonu nie było, ale z tego, co słyszałem, selekcjoner nie dzwoni za dużo do zawodników...
– Zdarza ci się myślęć o przyszłości i o tym, gdzie chciałbyś zagrać po Heerenveen?
– Patrząc przez pryzmat tego, że liga holenderska jest szóstą albo piątą ligą w Europie, chciałbym pójść wyżej – do lepszego klubu, do lepszej ligi. I taki mam scenariusz w głowie – jeśli znajdzie się klub, który będzie chciał na mnie postawić, z lepszej ligi, oczywiście chciałbym spróbować. Ale na siłę nie chcę się gdzieś pchać, bo w Heerenveen jest mi dobrze. Dlatego nie widzę powodu, żeby uciekać do podobnego klubu.
– Jeden z holenderskich dziennikarzy powiedział mi, że poradziłbyś sobie w Niemczech. Co powiedziałbyś na wyjazd do Bundesligi?
– To jest tylko gdybanie, zagadka. Jest tyle czynników, które mogłyby wpłynąć na to czy poradziłbym sobie czy nie – trener, styl gry...
– Tym bardziej, że styl gry drużyny może zmienić się kilka razy w ciągu jednego sezonu, o czym przekonałeś się ostatnio w Heerenveen.
– Mimo, że zaczynasz od gry czterema obrońcami, później patrzysz, jaki pressing stosuje przeciwnik. Wtedy płynnie zmieniasz ustawienie. Teraz nie ma czegoś takiego, że grasz przez cały czas systemem 4-4-2. Grając na wysokim poziomie, rzadko się zdarza grać tylko jednym ustawieniem.