Turniej WTA 250 w Warszawie to doskonała okazja dla kibiców, by zobaczyć w akcji Igę Świątek. To także szansa dla dziennikarzy, by jeszcze lepiej poznać pierwszą rakietę świata. W rozmowie z Przeglądem Sportowym nasza tenisistka opowiedziała o najważniejszych momentach kariery. – Przełomowym momentem było... zwycięstwo z Caroline Wozniacki w Toronto w 2019 roku. To dało mi największe nadzieje na przyszłość – przyznała.
Iga Świątek w poprzedniej edycji turnieju WTA w Warszawie przegrała z Caroline Garcią. Tym razem nie ma Francuzki, a spotkania rozgrywane będą już nie na mączce, a na kortach twardych. To doskonała informacja dla naszej zawodniczki, której w poprzednim sezonie niezbyt podobało się przejście z trawiastych nawierzchni na jeden turniej na kortach ziemnych. I tym razem Świątek jest niekwestionowaną faworytką, choć obsada zmagań jest naprawdę dobra. A presja w Polsce jest znacznie większa.
– Nad przygotowaniem mentalnym, żeby lepiej radzić sobie z różnymi sytuacjami, pracuję od wielu lat. Cieszę się, że ten progres widać. Przede wszystkim ja go czuję. Wiadomo, są wzloty i upadki, jak u każdego w pracy, ale bez dwóch zdań myślę, że cały czas ten wykres rośnie i cieszę się, że z Darią Abramowicz robimy dobrą robotę, bo też właśnie na meczach w trudnych sytuacjach czuję, że łatwiej jest mi te momenty pokonać – podkreśla w rozmowie z Maciejem Trąbskim z "PS". – Tu w Polsce granie turniejów jest, bez dwóch zdań, specyficzne. Szczególnie że nie mieliśmy zbyt wielu turniejów juniorskich i nie jestem do tego przyzwyczajona. Dotychczas jak grałam jakieś turnieje w Warszawie, to jednak moja dyspozycja była trochę gorsza z uwagi na to, że nie do końca, jak miałam 17, 18 lat, umiałam sobie z presją poradzić – dodaje.
Bez wątpienia to Świątek nakręca zainteresowanie turniejem. Jak ona sama radzi sobie z lokalną, domową popularnością? – Są sytuacje, że faktycznie to, jak dużo ludzi mnie otacza, zaczepia, potrafi być przytłaczające, czasami męczące, ale zawsze staram się przypominać sobie, że w pewnym sensie byłam świadoma, że jak będę dobrze grała w tenisa, to tak się wydarzy. Zawsze chciałam, żeby ludzie interesowali się tenisem, i doceniam to, więc w tych sytuacjach próbuję sobie to przypominać – uśmiecha się Iga. Wypoczynku w tym sezonie zażyła tylko odrobinę, mając kilkudniowe wakacje w Grecji. I już trzeba wracać i słuchać o oczekiwaniach. A te wiadomo, że są duże. Ostatnio wciąż rozpatruje się rywalizację Świątek z Aryną Sabalenką i Jeleną Rybakiną.
– Wiadomo, że media też funkcjonują w taki sposób, żeby przyciągnąć widzów i tworzenie takiej kobiecej wielkiej trójki na pewno w tym pomoże i na pewno jest ciekawe dla kibiców, ale myślę, że my, a na pewno ja, rozwijamy się, idąc swoją drogą, niezależnie od tego, co się dzieje z innymi zawodniczkami. Jeśli chodzi o wielką trójkę, to nazewnictwo jest takie pochopne, bo w męskim tenisie Djoković, Federer i Nadal osiągnęli jednak "trochę" więcej niż my – zauważa Świątek.
Polka jest jednak na dobrej drodze, by w przyszłości móc się poszczycić takimi wynikami. Kiedy poczuła, że w tenisie może zajść tak daleko? – Jakbym miała wymienić jakiś moment, to turniej w Toronto w 2019 r., gdzie wygrałam z Caroline Wozniacki i zagrałam taki dość wyrównany mecz z Naomi Osaką, która była wtedy pierwsza. To pokazało mi, że w przyszłości będę mogła grać w turniejach WTA i dochodzić do zaawansowanych rund. Wtedy zatrzymała mnie kontuzja, więc ciężko było to pociągnąć dalej, ale to dało mi taką nadzieję. Nawet w trakcie tej kontuzji często oglądałam skróty meczu z Naomi. To mnie pocieszało, mimo tego, że przegrałam ten mecz – wspomina.
– Później przyszedł covid, miałam inne cele, przede wszystkim maturę. Później Roland Garros. To było specyficzne, bo z jednej strony wygrałam turniej wielkoszlemowy, z drugiej nie wiedziałam, jak to się wydarzyło. Na pewno musiałam w przyszłych latach udowodnić sobie, że jestem w dobrym miejscu, że zasługuję, żeby tam być i jeszcze ciężej pracować, żeby poprawić mój tenis. I żeby nie wydawało mi się, że to się wydarzyło przez przypadek – podkreśla.
I jak zapewnia, tak też się stało. – Na pewno Roland Garros 2022 to był turniej, na który po prostu od początku przyjechaliśmy, żeby go wygrać. Niezależnie co się działo, to był mój cel i naprawdę właśnie tam udowodniłam sobie, że w przyszłości będę w stanie wygrywać te turnieje może trochę bardziej regularnie i pod większą kontrolą – kończy Świątek. A my życzymy jej kolejnego zwycięstwa w turnieju WTA. Transmisje z kortów Legii w TVP Sport.