Przejdź do pełnej wersji artykułu

Sezon w pełni, a Maria Andrejczyk zniknęła ze stadionów. Przykre wyznanie: chciałam już kończyć

/ Maria Andrejczyk (fot. Getty Images) Maria Andrejczyk (fot. Getty Images)

Rok temu czułam, że jestem wypalona. Teraz nie, chcę dalej rzucać. To absurd, bo mentalnie jestem głodna występów, a ciało twierdzi coś innego – wyjawia w rozmowie z TVPSPORT.PL Maria Andrejczyk, wicemistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem. Nie wie, czy wystąpi w mistrzostwach Polski. Jeśli nie, wówczas na pewno ominą ją MŚ w Budapeszcie. Przyznaje, że rozważała koniec kariery.

Czytaj też:

Femke Bol ustanowiła w niedzielę rekord Europy na 400 m ppł (fot. Getty)

Kosmitka Femke Bol jest sama w gwiazdach. Fantastyczny rekord Europy w Londynie, a MŚ? Bez największej konkurentki

>> KOLEJNA KONTUZJA, EKIPA 400-METRÓWEK MA GIGANTYCZNY KŁOPOT PRZED MŚ

Maria Andrejczyk ma 27 lat. A w sobie tyle samo talentu, co magnesu do przyciągania problemów. Odkąd świat poznał ją bliżej na igrzyskach w Rio, tyle samo czasu co na stadionie lekkoatletycznym spędziła w gabinetach lekarzy. Zebrała się na sezon 2021. Wtedy najpierw w maju uzyskała sensacyjnie 71,40 metra – do teraz trzeci wynik w historii żeńskiego oszczepu – żeby później znów musieć zaciskać zęby i tylko siłą woli dobrnąć jakoś do Tokio. Srebro olimpijskie, które stamtąd przywiozła, smakowało jak złoto. Jak nagroda za wszystkie cierpienia, które dotąd ją spotkały.

Chociaż na dobrą sprawę, cały czas spotykają.

Maria Andrejczyk zniknęła ze stadionów. Był policzek, a potem cisza

Kariera sportowa Andrejczyk to brutalne ćwiczenia z życia. Okazuje się, że jej droga po stadionach wciąż jest kompletnie poszarpana. Wydawało się, że po zmianie trenera na Petteriego Piironena – uznanego fińskiego fachowca – wszystko wyjdzie na prostą, tymczasem po dwóch miesiącach sezonu 2023 podlasianka ma na koncie ledwie jeden zaliczony konkurs. W Rehlingen nie dorzuciła nawet to granicy 56 m, po czym – przynajmniej w sferze publicznej – zniknęła bez śladu.

Mam problemy, tyle że nie stricte sportowe – zdecydowała się wyznać TVPSPORT.PL. – One wynikają z mojego zawodu, ale nie bezpośrednio. Przepraszam, ale to delikatne tematy i nie chcę o nich zbyt szczegółowo opowiadać. Zdrowie też nie dopisuje. W skrócie: ja jeszcze płacę cenę za igrzyska – za presję, stres, nadmiar emocji itd. Okazało się, że mój organizm potrzebuje znacznie więcej czasu, żeby sam się posprzątać – rozkłada ręce Andrejczyk.


Oszczepniczka żałuje sezonu 2023, bo zimę przepracowała znakomicie.

Jednak wiosna była już taka sobie i ciało znów zaczęło się buntować. Początkowo w ogóle nie chciałam startować. Wprawdzie w maju na treningach rzucałam jeszcze ponad 60 metrów, ale miałam też dni, gdzie sprzęt nie chciał przelecieć nawet śmiesznych 40 m. W tym nieszczęsnym Rehlingen trafił się akurat gorszy czas. To był duży policzek. Po nim uznałam, że muszę zacząć działać inaczej. Zresetować się. Teraz powoli wracam do rytmu, niestety każdy odchył od moich nawyków – nawet banalne wyjazdy na spotkania z domu na kilka dni – powoduje, że staję się na powrót rozchwiana. Ogarniam to sama. Nikt nie może przecież nade mną ciągle stać. Petteri bardzo mnie wspiera, ale też mam wrażenie, że nie mogę go obciążać wszystkim, co dzieje się w moim życiu. Biorę za siebie odpowiedzialność – przekonuje gwiazda reprezentacji PZLA.

Czytaj też:

Piotr Małachowski: nie tęsknie za powrotem do sportu. Byłbym tłem. Wicemistrzowi olimpijskiemu nie wypada – lekkoatletyka

Andrejczyk wyznaje: myślałam o zakończeniu kariery. MP pod znakiem zapytania

Andrejczyk wie, że najważniejszą pieczątkę na swojej karierze już udało jej się postawić. Oszczep to wyjątkowo wrażliwa na urazy konkurencja i chociaż nie brakuje zawodników po trzydziestce, to taki tryb rzadko kiedy służy organizmom. Z drugiej strony, Maria ma dopiero 27 lat. I w sporcie zdecydowanie niewyciśniętą karierę względem potencjału, o którym tak wiele się zawsze powtarzało.

Rok temu naprawdę poczułam, że jestem wypalona. Myślałam o końcu kariery, ale porzuciłam te wątpliwości. Nadal kocham oszczep, chcę dalej rzucać. Potrzebuję tylko wystarczająco dużo czasu. Dzisiaj już wyłącznie dla siebie, a nie dla otoczenia – zarzeka się rekordzistka Polski.

Największym kłopotem według Andrejczyk jest brak adrenaliny startowej. A to – jak sama twierdzi – absurd, bo fizycznie czuje się mocna. Tylko że organizm mówi jej co innego.

Nie wiem, co z tym dalej zrobić i czy w ogóle starać się o wyjazd na mistrzostwa świata na siłę. Bardzo chciałam wystąpić na Diamentowej Lidze w Polsce, ale wyszło jak wyszło. Mistrzostwa Polski stoją też pod znakiem zapytania. W PZLA wszystko wiedzą, mam ich wsparcie, jestem z nimi szczera. Mam zielone światło, żeby wrócić wtedy, kiedy poczuję, że to już. Nic na siłę – kończy.

Liderką list światowych jest Japonka Haruka Kitaguchi – 67,04 m. To o blisko 4,5 m mniej od życiówki Andrejczyk.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także