| Piłka ręczna / Pozostałe rozgrywki
Piotr Chrapkowski niedawno w barwach SC Magdeburg wygrał Ligę Mistrzów. Wydawało się, że to będzie jego pożegnalne trofeum, ale klub najpierw go pożegnał, a kilkanaście dni później... powitał. – Dla mnie to spora niespodzianka, nie liczyłem na taką ofertę – mówi. Przy okazji zapewnia, że jest nadal gotowy, aby grać w reprezentacji Polski. – Stawię się na każde wezwanie – dodaje.
Damian Pechman, TVP Sport: – Przez 18 dni byłeś bezrobotny. Jak spędziłeś ten czas?
Piotr Chrapkowski, SC Magdeburg: – Było bardzo miło, miałem dłuższe wakacje. Zadowolona była zwłaszcza moja rodzina. Ale w rzeczywistości to było mniej niż 18 dni.
– Jak to? Od 1 lipca byłeś "wolnym" zawodnikiem, a 18 lipca Magdeburg ogłosił twój powrót.
– Oficjalnie – tak. Rozmowy zaczęły się jednak wcześniej i wcześniej doszliśmy do porozumienia. A tak w ogóle, to mój nowy kontrakt obowiązuje od 1 lipca, więc wychodzi na to, że nie byłem bez klubu nawet przez jeden dzień.
– Zdążyłeś się spakować i wyprowadzić z Magdeburga?
– Nie, nie. Ustaliliśmy z rodziną, że – nawet jeśli nie będę już tutaj grał – zostaniemy co najmniej rok. Pożegnałem się tylko z kolegami z drużyny, ale to było bardziej w stylu "do widzenia" niż "żegnajcie". Przekazałem im, że jeśli będę miał możliwość, to będę ich odwiedzał. Szybko okazało się jednak, że zostanę w klubie jako zawodnik.
– Dobrze rozumiem, że nawet gdyby nie pojawiła się propozycja nowej umowy, to i tak – ze względu na rodzinę – zostałbyś w Magdeburgu?
– Niewykluczone, że tak. Otrzymałem kilka ofert z innych klubów, ale to nie były topowe drużyny. A ja chciałem nadal walczyć o trofea, puchary, medale. Chciałem też być przydatny na boisku jako specjalista od obrony.
– Nazw tych "innych klubów" pewnie nie podasz, ale może chociaż kraje, z których pochodziły?
– Były oferty z 1. i 2. Bundesligi, były też z egzotycznych kierunków.
– Ten egzotyczny kierunek to może Arabia Saudyjska?
– Nie, ale... blisko. Uznałem jednak, że to nie dla mnie.
– Mimo wszystko nie jesteś zaskoczony, że Magdeburg podjął taką decyzję?
– Jestem, bo nie spodziewałem się, że tak to się potoczy. Dla mnie to spora niespodzianka, nie liczyłem na taki ruch ze strony klubu. Ale naprawdę cieszę się, że tak wyszło. Rodzina też jest bardzo zadowolona. Dzieci mogą kontynuować naukę w szkole, do której chodzą, a ja mogę cały czas grać w piłkę ręczną na wysokim poziomie.
– Ile dni potrzebowałeś, żeby przyjąć ofertę?
– Nie musiałem się długo zastanawiać. Oczywiście, wszystko w kontrakcie musiało się zgadzać. Potrzebowałem krótkiej chwili, żeby to przeanalizować.
– Czy klubie, który niedawno wygrał Ligę Mistrzów, a rok wcześniej zdobył mistrzostwo, rozmawia się z zawodnikami o celach na nowy sezon?
– Tak, ale jeszcze nie było takiej okazji. Dopiero rozpoczęliśmy przygotowania, a takie spotkanie, na którym omawianie są cele, organizowane jest bliżej startu sezonu. Myślę, że dla nas, zawodników, cele są jednak jasne – w każdych rozgrywkach chcemy walczyć o zwycięstwo. Czy to w Bundeslidze, czy w Pucharze Niemiec, czy Lidze Mistrzów. Na koniec sezonu zobaczymy, ile z tego uda nam się osiągnąć.
– A nie jest tak, że celem numer jeden pozostaje mistrzostwo Niemiec? I że większą radość przyniósł przed rokiem tytuł w Bundeslidze niż ostatnio w Lidze Mistrzów?
– Nie, tak nie można powiedzieć. Wydaje mi się, że oba trofea zostały przyjęte w Magdeburgu z ogromną radością. Może tylko zwycięstwo w Lidze Mistrzów było bardziej niespodziewane. Rok wcześniej, gdy wygrywaliśmy Bundesligę, graliśmy świetnie przez cały sezon i w ostatnich tygodniach to była raczej kwestia "kiedy", a nie "czy" zdobędziemy tytuł. Naprawdę trudno to porównać, to dwa różne rodzaje rozgrywek. Może rzeczywiście w Niemczech trochę bardziej ceni się zwycięstwo w Bundeslidze i – teoretycznie – mistrzostwo kraju jest numerem jeden. Ale tylko teoretycznie. Jeśli chodzi o mnie, to doceniam zarówno sukces w Bundeslidze, jak i Lidze Mistrzów.
– Mówisz o sobie "specjalista od obrony", ale potrafisz jeszcze rzucić bramkę, co pokazałeś w Final4 w Kolonii.
– Czasami człowiek znajdzie się z przodu, czasami atak rozwinie się tak, że pojawia się szansa na zdobycie bramki i wtedy trzeba ją wykorzystać. Cieszę się, że udało mi się zapisać w statystykach także w ten sposób. Chociaż, co chcę podkreślić, moje zadania na boisku dotyczą przede wszystkim obrony.
– Jak się odnajdujesz w obecnej piłce ręcznej? Nawet w ograniczeniu do obrony. Sporo się zmieniło, odkąd zacząłeś grać...
– Racja. Kiedyś było więcej rzutów z tyłu, później dużo gry z kołowym i dwa na dwa, z kolei teraz dominuje gra jeden na jeden i izolacja obrońców. Nie wiesz, czy możesz grać w defensywie wyżej czy niżej, bo rywale są w ciągłym ruchu – z przodu, z tyłu i boku. Na rozegraniu pojawiają się częściej zawodnicy o innym profilu – niżsi i bardziej zwrotni. Nie tylko na środku, ale też na bokach. Widać to doskonale na przykładzie Magdeburga. Omar Ingi Magnusson czy Kay Smits nie mają przecież po dwa metry wzrostu. Piłka ręczna zmierza w takim kierunku.
– Obrońca musi mieć na boisku oczy dookoła głowy.
– Na to wychodzi. Trzeba przewidywać ruchy przeciwnika, szybko się przemieszczać. Ważna jest także dobra komunikacja z kolegami z obrony.
– Ostatnie lata i ostatnie sukcesy Magdeburga kojarzą się nierozłącznie z Bennetem Wiegertem. Ile w tym jego zasługi?
– Oj, nie wypada mi tego oceniać. Niech robią to inni.
– To opowiedz, jakim jest trenerem. Masz porównanie, bo współpracowałeś z wieloma uznanymi szkoleniowcami – czy to w klubach, czy w reprezentacji Polski.
– To prawda i uważam, że jest bardzo dobrym trenerem. Na pewno jest konsekwentny w budowaniu zespołu. Szuka zawodników o określonych profilach. Preferuje system gry, któremu ufa i który się sprawdzał w ostatnich sezonach. Drużyna z roku na rok się rozwija i mam nadzieję, że tak będzie także w przyszłym sezonie.
– A jest coś, za co byś go wyróżnił?
– Trudno wskazać taką jedną rzecz. Na pewno cechuje go wiara w system, który preferuje na boisku i wiara w pracę, którą wykonujemy. Czasami do znudzenia powtarzamy na treningach pewne sytuacje. Mamy dość, czujemy się jak w "Dniu Świstaka", już na rozgrzewce wiemy, co nas czeka. Tyle że później przynosi to efekt w postaci zwycięstw, więc trzeba oddać trenerowi, że jego metody się sprawdzają. Do tego w trakcie meczów reaguje bardzo żywiołowo, szczególnie w Bundeslidze, gdzie wie, że może sobie pozwolić na więcej niż w Lidze Mistrzów.
– Czego nauczyłeś się współpracując z Wiegertem?
– Szczerze? Jeśli chodzi o grę w obronie, to najwięcej nauczyłem się od Tałanta Dujszebajewa. Dużo czerpałem także od zawodników, starszych i bardziej doświadczonych. Ich uwagi były dla mnie nieocenione. Nikt o tym nie mówi, ale sukcesy zespołów, to także zasługa tych starszych zawodników, którzy uczą i podpowiadają młodszym. W Magdeburgu kimś takim był na przykład Marko Bezjak, który pomagał Gisliemu Kristjanssonowi.
– Ale wracając do Benneta Wiegerta... Na pewno muszę go wyróżnić za przygotowanie do meczów, za powtarzalność w naszej grze. Na boisku wszystko wygląda naturalnie, ale to efekt bardzo ciężkiej pracy na treningach. Tutaj nie ma mowy o przypadku. To ważne, jeśli chcesz grać na wysokim poziomie co 3-4 dni.
– Czy oprócz tego, że jest świetnym trenerem, to nie jest przede wszystkim świetnym człowiekiem? Pokazał to w trakcie finału Ligi Mistrzów.
– Tak, to trzeba mu oddać i wyraźnie podkreślić. Jeśli zdarzają się w rodzinie losowe sytuacje, ktoś potrzebuje być przy swoich bliskich, to trener nigdy nie robi problemów. Dla niego piłka ręczna jest ważna, ale to rodzina jest na pierwszym miejscu. Wielokrotnie pokazywał ludzką twarz, zawsze miał dobre relacje z zawodnikami. Wiemy, że w razie kłopotów możemy liczyć na pełne wsparcie trenera.
– Dostałeś więc wolne, gdy powiększyła się twoja rodzina?
– Tak, oczywiście. Podobnie jak w sytuacji, gdy dzieci zachorują, a ty musisz zostać w domu, żeby się nimi opiekować. Dla trenera Wiegerta to naturalne, że nie pojawisz się wtedy na treningu. Staramy się tego nie nadużywać, ale czasami są krytyczne sytuacje i trener okazuje zrozumienie.
– Zajęłoby trochę czasu, gdybym chciał wymienić wszystkie twoje sukcesy. Czy twoim zdaniem wycisnąłeś z kariery maksimum?
– Nie zastanawiałem się nigdy nad tym... Na pewno osiągnąłem sporo, ale nie było to 100 procent. Często przypomina się medale i mecze, które mi wyszły, a ja mógłbym wymienić co najmniej kilka spotkań, które zakończyły się nie po mojej myśli. Na przykład przegrane finały, gdy zamiast rzucić bramkę, nie trafiliśmy albo gdy nie udało nam się obronić. Uważam, że zawsze można wygrać więcej, nigdy nie można być w pełni zadowolonym. Proszę tylko pamiętać, że nie powiedziałem w karierze ostatniego słowa. Mocno liczę, że będą miał w Magdeburgu jeszcze kilka okazji do świętowania.
– Za co cenią cię w klubie? Skoro przedłużyli z tobą umowę, to nie z sentymentu, ale liczą, że możesz się jeszcze przydać drużynie.
– Na boisku nigdy nie odpuszczam. Daję z siebie wszystko, w mojej grze – mam nadzieję – nadal widać pełne zaangażowanie i zacięcie. Uwielbiam mecze o stawkę, wygrywanie ciągle sprawia mi ogromną frajdę. Mogę się tylko cieszyć, że w karierze zdecydowanie więcej meczów wygrałem niż przegrałem.
– Dlaczego zawsze stawiasz sobie cele, które ludziom stojącym z boku wydają się nieosiągalne?
– Bo jestem optymistą. Uważam, że uśmiech w życiu pomaga. W sporcie również. Mam świadomość, że nie wszystkie mecze można wygrać, ale wychodzę na boisko z myślą, że mogę to zrobić. Taki mam cel – chcę wygrać wszystkie mecze i wszystkie trofea. Trochę w tym optymizmu, a trochę sportowej bezczelności.
– Tak było zawsze, czy to przyszło z wiekiem? A może nauczyłeś się tego w Bundeslidze?
– Nie potrafię wskazać konkretnego momentu. Chociaż... Ten gen zwycięzców zaszczepił we mnie Tałant Dujszebajew. Wiele razy nam tłumaczył, że "jesteśmy najlepsi", że "zdobędziemy mistrzostwo i wygramy Ligę Mistrzów". Gdy to słyszysz od trenera, a do tego przychodzą sukcesy, to uznajesz, że miał rzeczywiście rację. Dlatego uważam, że pewność siebie bardzo się przydaje i ma to później przełożenie na boisku. Nie widzę niczego złego w mówieniu, że chce się wygrać. Nawet jeśli na koniec nie zawsze się udaje.
– Jesteś byłym czy obecnym reprezentantem Polski?
– Nigdy nie powiedziałem, że w kadrze już nie zagram. Mam świadomość, że drużyna jest budowana z myślą o igrzyskach w 2028 roku, a tam moja metryka powie: "pan tutaj nie pasuje". Zdaję sobie też sprawę, że Marcin Lijewski będzie stawiał na młodszych zawodników. Jeśli jednak będzie potrzebna moja pomoc, to stawię się na każde wezwanie. Reprezentacji się nie domawia.
– Nie miałeś pokusy, aby – wzorem Przemysława Krajewskiego – pożegnać się po MŚ 2023 z drużyną narodową?
– Nie, nie miałem takiej potrzeby. Wychodzę z założenia, że dopóki gram, to jestem w każdej chwili gotowy, aby zagrać w kadrze. Gdy skończę z poważnym graniem, gdy zakończę już karierę, to sprawa się sama wyjaśni. Na razie nie ogłosiłem i nie zamierzam ogłaszać pożegnania z reprezentacją.
– Potrafisz powiedzieć, gdzie jest twój dom?
– Mój dom jest tam, gdzie jest moja rodzina. Na razie, jeszcze co najmniej rok, będziemy mieszkać w Magdeburgu. A co będzie później? Trudno powiedzieć. Nie wykluczam, że zostaniemy tutaj dłużej. A może wrócimy do Polski i zamieszkamy na Pomorzu, skąd pochodzę? Nie ustaliliśmy jeszcze tego. To będzie na pewno nasza wspólna decyzja.
18 - 31
KGHM MKS Zagłębie Lubin
29 - 25
Młyny Stoisław Koszalin
28 - 27
Energa Szczypiorno Kalisz
38 - 32
Energa Start Elbląg
28 - 22
Piotrcovia Piotrków Tryb.
26 - 35
Paris Saint-Germain HB
32 - 33
Fuechse Berlin
32 - 37
Dinamo Bukareszt
15:00
SCM Ramnicu Valcea
15:00
Brest Bretagne HB
17:00
Zepter KPR Legionowo