Badanie antydopingowe, któremu Robert Karaś poddał się po pobiciu rekordu świata na dystansie 10-krotnego Ironmana w Brazylii, dało wynik pozytywny. Szybko przyniosło to konsekwencje także pod względem finansowym.
Pod koniec maja niezwykłym wyczynem ultratriathlonisty żyła cała sportowa Polska. Ostatecznie Karasiowi udało się pokonać w Brazylii gigantyczny dystans w 164 godziny, 14 minut i 2 sekundy. Rekord świata został pobity.
Dwa miesiące później jednak, pod koniec lipca, wszystko się zmieniło. Okazało się bowiem, że badanie antydopingowe, któremu sportowiec poddał się pod zakończeniu zawodów, dało wynik pozytywny.
Szef POLADA, Michał Rynkowski, od razu po pojawieniu się tych informacji powiedział, że sprawa wygląda bardzo poważnie. Zawodnik może zostać wykluczony ze startów nawet na cztery lata.
Jak przyznał sam zainteresowany w "Kanale Sportowym", takie słowa Rynkowskiego kosztowały go spore pieniądze. – Przez niego straciłem 600 tysięcy w jeden dzień. Gość wypowiada się, że grożą mi cztery lata. A jeśli będę zdyskwalifikowany – a pewnie będę – to tylko w jednej federacji – skwitował Karaś.
Od ultratriathlonisty odwróciła się już pewna część sponsorów. – Przez tego pana moje życie się trochę zmieniło, ale on nie ma racji – skwitował 34-latek.