Michał Mieszko Gogol w karierze prowadził między innymi AZS Olsztyn, PGE Skrę Bełchatów. Obecnie jest trenerem kadry Łotwy i... japońskiego JTEKT Stings. Jakie były okoliczności związania się z tą ostatnią drużyną? Młody szkoleniowiec zdradza to w TVPSPORT.PL.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Przygotowujesz mecz reprezentacji Łotwy i dostajesz telefon z Japonii z propozycją pracy. Tak było?
Michał Mieszko Gogol: – Tak, tak było. Nie wiem, czy konkretnie przygotowałem się na mecz, ale na pewno w chwili odebrania telefonu byłem na Łotwie.
– I to był szok?
– Ogromne zaskoczenie i zdziwienie, że pojawiła się taka propozycja. To, że zadzwonił ktoś z Japonii raczej nie jest takie oczywiste.
– Jak argumentowano twój wybór?
– Powiedziano mi tylko tyle, że pasuję do koncepcji władz klubowych. Rozmówcy dodali, że słyszeli dużo dobrego na mój temat i że jestem właściwym wyborem ze względu na charakterystykę drużyny, która będzie na sezon 2023/2024. Nasz zespół ma zostać odmłodzony, dość mocno przebudowany. Klubowi bardzo zależy na rozwoju, zwłaszcza młodych zawodników i dlatego zaproponowano pracę właśnie mnie. Z tego, co mi powiedziano jak już przyjechałem, było kilku kandydatów, ale zdecydowano się postawić na mnie.
– Na ile myśl o podjęciu tej współpracy była dla ciebie zawodowym ryzykiem, bo to jest zupełnie inna kultura, kraj, siatkówka, a na ile szansą?
– To dla mnie bardzo duża szansa. Praca jest rozwojowa, niezwykle ciekawa. Czy jest ryzykiem? Każda praca zawsze jest ryzykiem, ale nie mam zbyt wiele do stracenia w mojej sytuacji. Cieszę się, że tutaj jestem. To dowód na to, że polska siatkówka jest coraz bardziej szanowana na świecie. Powoli w sztabach pojawia się coraz więcej Polaków, a trenerzy zaczynają podejmować pracę jako szkoleniowcy prowadzący różne kluby, czy zagraniczne reprezentacje. Nadal tego jest bardzo mało, ale widać, że powoli to "rusza".
W życiu bym się nie spodziewał, że zamieszkam w Japonii i będę prowadził tutejszą drużynę. Jest to jeden z lepszych klubów, z dobrą historią. Nie marzyłem, że będę pierwszym Polakiem-trenerem w tym kraju. To był szok.
– Jak twoja rodzina się do tego odniosła? Czy uznała, że to trochę szaleństwo, czy była od razu entuzjastycznie nastawiona?
– Bardzo mnie w tym wspierała, choć zorganizowanie życia w Japonii nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Ten kraj funkcjonuje bardzo dobrze, ale mamy małe dzieci, które muszą pójść do zagranicznych placówek i przyjmować edukację w obcym dla siebie języku. Jest więc to wyzwanie. Dla nas jako rodziny jest to też trochę stres, bo na raz pojawiło się wiele nowych rzeczy. Nie jest to do końca komfortowe. Za wszelką cenę chcemy więc zadbać przede wszystkim o to, żeby dzieci miały w Japonii jak najlepsze warunki do rozwoju i zdobywania edukacji.
Na razie podchodzimy do przeprowadzki z nieco mniejszą euforią, ponieważ wiele rzeczy jest nowych, ale wiem, że później przyjdzie czas, żeby trochę się tym wszystkim pocieszyć i docenić. Na ten moment mierzymy się z wieloma formalnościami i sprawami, które musimy zorganizować. To trochę stresujące, bo rodzina jest dla mnie najważniejsza w życiu i jej komfort jest dla mnie priorytetem.
– Twoi chłopcy muszą być podekscytowani, bo Japonia słynie z parków tematycznych.
– Jest Disney World, w Osace Nintendo World, w Nagoi Legoland, więc atrakcji jest dużo. Nie będziemy jednak z tego korzystać codziennie, najpierw trzeba ułożyć sobie życie, czyli mieszkanie i szkołę, żeby można było skupić się na pracy i codzienności.
– Czy konsultowałeś się z Michałem Kubiakiem, Bartoszem Kurkiem odnośnie do podejmowania pracy w Japonii? To dla ciebie nowość, choć wiem, że nie po raz pierwszy jesteś w Japonii.
– Wyliczono mi, że byłem w Japonii ośmiokrotnie przed obecnym przyjazdem. Nie zmienia to faktu, że nie wiedziałem, czego się spodziewać odnośnie do prowadzenia drużyny. W tej chwili mamy dziesięciu zawodników i tylko dwóch jest w stanie komunikować się po angielsku, dużo więc zależy od tłumaczy. Tych w klubie jest kilku.
Pamiętam też opowieści, które przedstawiali Michał Kubiak i Bartek Kurek odnośnie do specyfiki pracy w Japonii. Ucięliśmy sobie krótką rozmowę. Pytałem się ich i radziłem odnośnie do odnalezienia się w innym kraju i mentalności. Byłem ciekawy podejścia Japończyków do trenowania, do bycia otwartym i do chęci zmian. Bardzo ciekawego wywiadu udzielił ostatnio w tym temacie Philippe Blain po zdobyciu brązowego medalu Ligi Narodów.
– Na co polecono zwrócić uwagę?
– Japończycy to ludzie, którzy potrafią bardzo dobrze słuchać, pochodzą z ogromnym szacunkiem do innych ludzi, a zwłaszcza przełożonych. Ma to też duże przełożenie na samą siatkówkę. Najważniejsze wydaje się zaszczepienie kreatywności i takiego zwyczajnego samodzielnego myślenia, samodzielnego podejmowania decyzji zwłaszcza na boisku pod presją. Pewne sytuacje musimy razem przepracować z zawodnikami, tak aby potrafili podjąć tę najlepszą dla danej sytuacji decyzję. Brzmi prosto, ale nie jest to łatwe.
– Twojego zespołu JTEKT Stings dotknęły zmiany, prawda?
– W stosunku do zeszłego sezonu odeszli z drużyny Nishida, więc główna gwiazda japońskiej siatkówki, oraz Yanagida, doświadczony, dobry przyjmujący. W zespole grają za to Masahiro Sekita, czyli reprezentacyjny rozgrywający, i Tine Urnaut. To są chyba nasi najbardziej rozpoznawalni zawodnicy w siatkówce międzynarodowej. Reszta drużyny będzie zbudowana z japońskich graczy, których personalnie poznaję dopiero tutaj. Trenujemy od ponad tygodnia. Mamy w ekipie choćby Shunichiro Sato, środkowego. Kapitanem drużyny jest doświadczony libero, który grał między innymi w Paris Volley, Ryuta Homma. Mówi po angielsku, a to aspekt pomocny w wielu kwestiach.
Tak jak mówiłem, drużyna jest w tym roku dość mocno przebudowana i nastawiona na rozwój na zasadzie działania z młodszymi zawodnikami. Czeka nas dużo pracy. Sam sezon też będzie sporym wyzwaniem.
– Będziesz się uczył japońskiego?
– To bardzo odległy język i podejrzewam, że nauczenie się go w stopniu komunikatywnym to bardzo czasochłonny proces. Mój plan jest podobny do tego, który miałem na Łotwie. Chcę na początek opanować mniej więcej sto zwrotów typowo sportowo-siatkarskich, czy takich, które są ważne do funkcjonowania w drużynie, po to, żeby zyskać czas i ograniczyć rolę tłumacza. Pozwoli mi to szybciej i bardziej bezpośrednio docierać do zawodników, by pewne rzeczy wdrożyć czy wyjaśnić. Już zacząłem poznawać zwroty siatkarskie, liczby, wszystko co jest związane z grą, żeby mieć realny wpływ na zespół w trakcie treningu i nie musieć go co chwilę przerywać. Poza tym do stałej dyspozycji mam tłumaczkę z Estonii, która bardzo mi pomaga również w zrozumieniu mentalności Japończyków.
– Coś w codzienności cię zaskoczyło?
– To kraj jest bardzo przyjazny, zorganizowany. Jest to jednak inny świat pod wieloma względami. Wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik. Obowiązują tu zasady, które należy poznać. Raz wsiadłem do metra i po przejechaniu przystanku podeszła do mnie pewna kobieta. Łamaną angielszczyzną powiedziała, że musi mnie przeprosić, ale jest to wagon wyłącznie dla kobiet. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że faktycznie siedzą w nim same kobiety. Nie wiem jak mogłem tego nie zauważyć. Przeprosiłem i się przesiadłem.
– No tak, słyszałam o tym.
– Generalnie to coś bardzo miłego i przyjemnego móc zobaczyć i spróbować życia w tak ciekawym, odmiennym od naszej kultury kraju. Wiele niespodzianek na pewno jest jeszcze przede mną (śmiech).
– Na ile obowiązuje twój kontrakt?
– Mój kontrakt jest na dwa lata. Pierwszy rok jest sezonem przejściowym dla drużyny, bo ta jest mocno przemodelowana. Niezależnie od wszystkiego chcę jednak atakować jak najwyższe cele.
– A jak z reprezentacją Łotwy? Odchodzisz?
– Mam nadzieję, że uda się to pogodzić. Szkoda by mi było zostawić teraz to wszystko co udało nam się zbudować w Rydze. Chłopaki dali siebie całych w te wakacje. Zobaczymy jednak, co czas przyniesie.