Monika Pyrek już w trakcie kompromitujących wypowiedzi Roberta Karasia w "Kanale Sportowym" wyraziła oburzenie, a teraz poszła dalej w wywiadzie dla Onetu. – Do momentu, gdy nie będzie zagrożenia pozbawienia wolności, doping będzie zawsze stosowany – uważa.
Pyrek udzieliła mocnego wywiadu Markowi Wawrzynowskiemu z Onetu, w którym nie kryła rozczarowania Karasiem i jego tłumaczeniami. Oburzyło ją choćby zrzucanie winy na szefa POLADA. – Ta wypowiedź jest w ogóle niedopuszczalna. Jeśli stracił sponsorów, to nie przez słowa pana Rynkowskiego, tylko przez swoją decyzję. Robienie z siebie ofiary w tej sytuacji, gdy jak sam przyznaje, świadomie stosował doping, jest kompletnie niezrozumiałe – oburzyła się.
– Jeśli Karaś myślał, że po 72 godzinach będzie czysty, to od razu myślę, ilu rywali być może skrzywdził poprzez nieuczciwą konkurencję? Doprowadzanie siebie do skrajnej sytuacji w imię kasy, to jest coś, z czym trzeba walczyć – podkreśla. I wie, jaka walka ma szansę.
Była tyczkarka nie ma wątpliwości, co tylko może powstrzymać zawodników przed stosowaniem dopingu. – Jeżeli nawet kara zawieszenia dwu czy czteroletnia, lub dożywotnie wykluczenie ze sportu, nie powstrzymuje od stosowania dopingu, to pozostaje tylko odpowiedzialność karna – uważa.
– Do momentu, gdy nie będzie zagrożenia pozbawienia wolności, doping będzie zawsze stosowany. Zawsze ten przemysł dopingowy wyprzedza badania antydopingowe. Na szczęście nie zostajemy 10 kroków z tyłu za dopingowiczami, ale zaledwie krok z tyłu. Dopóki jednak nie będzie poważniejszych konsekwencji, zawsze będziemy się z tym szarpać – zaznacza.
Pyrek wskazuje Karasia jako najlepszy dowód, że wszelkie inne formy walki z dopingowiczami słabo działają. – Przecież on już mówi, że będzie startował w innych federacjach, w których kontrole antydopingowe nie obowiązują – zwraca uwagę.