| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Ruch Chorzów to jedyny beniaminek PKO Ekstraklasy, który w dwóch pierwszych kolejkach zdobył punkty. Niebiescy mają na koncie trzy oczka, dzięki pokonaniu innego beniaminka, ŁKS Łódź. – Mam wrażenie, że momentami zaskoczyliśmy rywali, którzy przecież dobrze powinni wiedzieć, jak będziemy grać – mówi trener Ruchu, Jarosław Skrobacz.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Jest pan zadowolony z dwóch pierwszych kolejek?
Jarosław Skrobacz: – Mogło być lepiej, ale też gorzej. Mecz z ŁKS rozegraliśmy tak jak chcieliśmy i to cieszy. Mam wrażenie, że momentami zaskoczyliśmy rywali. Powinni być chyba nieco lepiej przygotowani na to, jak chcemy z nimi grać. Cieszy też to, że stworzyli raptem dwie sytuacje do zdobycia gola. Z perspektywy czasu nieco żałuję natomiast meczu w Lubinie. Prowadziliśmy i w pierwszej połowie nie powiedziałbym, że po przerwie damy się tak zdominować. A jednak zaliczyliśmy 25-minutowy okres gry, o którym najchętniej byśmy zapomnieli. I już nigdy do takiej gry nie wrócili. Nogi były spętane, głowy zaczęły pracować inaczej, pojawiły się nienaturalne zachowania, a w efekcie tylko czekaliśmy na wyrok w postaci bramki. Ale nawet z taką grą, gdyby nie fenomenalny strzał Bartka Kłudki, mogliśmy wrócić przynajmniej z remisem. Znamienne jest też to, że po stracie bramki – gdy wydawało się, że już nas nie ma, wróciliśmy do gry i znów stwarzaliśmy okazje do zdobycia bramki. Mam nadzieję, że to był ostatni taki nasz mecz. Nie zapominajmy, że ponad połowa składu debiutowała tego dnia w Ekstraklasie. Mecz z ŁKS to kolejni debiutanci. Z tego powodu wierzę, że czas będzie działał na naszą korzyść.
– Ekstraklasa nie taka straszna? Czy za wcześnie, by tak mówić?
– Cały czas powtarzam, że różnica poziomów jest duża. Z tego powodu musimy być cały czas skupieni i ciągle maksymalnie przygotowani pod względem motorycznym. Jestem pewny, że pojawią się niespodzianki i my też musimy umieć wykorzystać słabości przeciwnika.
– Zobaczyliśmy Ruch, jakiego się spodziewaliśmy. To drużyna walcząca o każdą piłkę, z mocnym charakterem. Udało się panu przenieść to na poziom Ekstraklasy.
– Ale czy w dzisiejszej piłce da się grać inaczej? Popatrzmy na mistrzostwa świata czy najmocniejsze ligi. Nawet najbardziej techniczny zespół musi w przypadku straty piłki wykazać fizyczne zaangażowanie. Dziś już na nikim nie robi wrażenia zawodnik, który w trakcie meczu przebiegnie 12 km. Oczywiście, ważne są też prędkości i liczby startów, ale bez nieustępliwości dziś niczego nie da się wygrać.
– Okienko jest otwarte do końca sierpnia. Chciałby pan wzmocnić jeszcze zespół czy lekko obawia się, by nowe twarze nie zaburzyły atmosfery w szatni?
– Wszystko jest ważne. Z czysto boiskowego punktu widzenia powiedziałbym, że przydałyby się nam jeszcze ze dwa, trzy wzmocnienia. Choćby po to, by wzmocnić rywalizację. Ale z drugiej strony, aspekt atmosfery w szatni jest bardzo ważny. Ściągając nowych zawodników zawsze ryzykujesz, że inni stracą szansę na grę i z biegiem czasu zaczną okazywać niezadowolenie. Trzeba te działania wyważyć i realizować je w odpowiedzialny sposób.
– Macie za sobą pierwszy ekstraklasowy mecz w Gliwicach. Nie gracie w Chorzowie, ale na wsparcie kibiców nie możecie narzekać. Pytanie, czy tak samo będzie na Stadionie Śląskim. Nie obawia się pan, że tam atmosfera będzie nieco słabsza, choćby ze względu na wielkość obiektu, który trudno będzie tak szczelnie wypełnić?
– W Gliwicach spędziliśmy całą poprzednią rundę. Frekwencję nakręcają wyniki. Cały czas byliśmy w walce o awans, więc publiczność dopisywała, a gdyby obiekt był nieco większy – frekwencja byłaby jeszcze wyższa. Nie ukrywam, że mam pewne obawy związane z przenosinami na Śląski. Tam też będziemy w gościach. W Gliwicach obiekt łatwo zapełnić, a dzięki kompaktowym wymiarom atmosfera jest gorąca. Stadion Śląski to obiekt lekkoatletyczny, odległości są bardzo duże. Będzie wspaniale, jeśli obiekt będzie niemal pełen. Ale na takim gigancie, nawet jeśli pojawi się 20 czy 25 tysięcy widzów, w oczy nadal będą rzucać się puste krzesełka.
– Teraz poprzeczka idzie w górę. Przed wami mecz z Legią, czyli klubem o zupełnie innych możliwościach finansowych.
– O tym nawet nie ma co mówić. Świetnie zdajemy sobie w Ruchu sprawę z tego, w jakim miejscu jest ten klub. Do Legii podejdziemy jak do każdego innego rywala – z szacunkiem, a może i nawet lekkim respektem. Ale jedziemy tam też pełni wiary w siebie. Przygotowując się do meczu z ŁKS analizowaliśmy ich spotkanie z Legią, więc upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu. Wiemy o Legii dosyć sporo. Czekamy jeszcze na ich czwartkowy mecz z Lidze Konferencji, bo on pewnie powie nieco na temat ich składu na weekend. Ale z drugiej strony szesnasty czy siedemnasty zawodnik też będzie wartością dodaną. Przed nami mecz na pełnym stadionie, w kapitalnej atmosferze. Wierzę, że się tego nie przestraszymy.