{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Wojtek Kurtyka: to szlachetny zryw, który podtrzymuje moją wiarę w sens wszystkiego – himalaizm

Polscy himalaiści kilka dni temu wrócili do kraju z Karakorum, gdzie pochowali tragicznie zmarłego kolegę Tomasza Kowalskiego. Organizatorem akcji był Rafał Fronia. Na jego Facebooku możemy przeczytać wzruszający wpis na temat całej inicjatywy. Wypowiedział się również Wojtek Kurtyka. – W tych ciulowych czasach, gdy każda wartość pozbawiana jest fundamentów, to jeden z tych szlachetnych zrywów, który podtrzymuje moją wiarę w sens wszystkiego – powiedział.
5 marca 2013 roku zdobyty został zimą szczyt Broad Peak (8048 m). Stanęli na nim: nestor polskiego himalaizmu 58-letni Maciej Berbeka, 27-letni Tomasz Kowalski, 29-letni Adam Bielecki i 33-letni Artur Małek. Kierownikiem ekspedycji był Krzysztof Wielicki, który trzy dni później Berbekę i Kowalskiego uznał za zaginionych. Ciało Kowalskiego odnaleziono w lipcu i pochowano na zboczu góry. Ciała Berbeki nigdy nie odnaleziono.
Po dziesięciu latach polscy himalaiści wybrali się w Karakorum, aby pochować zmarłego Tomasza Kowalskiego. – To nie było łatwe zadanie. Wspiąć się na 8000 metrów, lecz nie po to, by z małym plecaczkiem, dotknąwszy szczytu, zrobić dwa zdjęcia i uciec w dół. Czekała na nas pod szczytem ciężka i niebezpieczna praca: godzina, a może dziesięć? – relacjonuje Fronia.
Wyjątkowa, utrzymywana w tajemnicy misja wyruszyła z Polski 17 czerwca 2023 roku. Uczestniczyło w niej sześciu polskich himalaistów: Rafał Fronia, Jarosław Gawrysiak, Grzegorz Borkowski, Marek Chmielarski, Krzysztof Stasiak i Marcin Kaczkan.
Na temat wyprawy wypowiedział się legendarny Kurtyka. – Dopadło mnie jedno z najsilniejszych wrażeń w całej w mojej wspinaczkowej historii – dowiedziałem się o 6 gościach, a przecież to pokaźna część polskiego narodu, którzy bezinteresownie, poza wszelkim medialnym jazgotem, wdrapali się prawie do gwiazd i po 10 latach pochowali ciało Tomka Kowalskiego na Broad Peak. Ujmującą skromność tej akcji, w czasach bezwstydnego uklepywania celebryckiego gówna, odczuwam jako dar, który daje żyć. To rodzaj osiągnięcia, za które oddałbym każde z moich sportowych osiągnięć. Jestem przekonany, że ta akcja jest jednym z najpiękniejszych wydarzeń w historii polskiego alpinizmu. Być może największym. Zaznaczam, mówię tutaj o pięknie, a nie o jakimś kolejnym pieprzonym rekordzie czy sukcesie, które bardziej dzielą niż łączą. To wydarzenie, które jak magiczna wajcha, przestawia moje smutne postrzeganie polskiego wspinania na jasną trajektorię – przekazał.
Misja zakończyła się sukcesem, a szczątki zmarłego kolegi udało się znaleźć i zapewnić mu godny pochówek. Fronia przyznaje, że akcja wyzwoliła wielkie emocje w jego towarzyszach wspinaczki. – To czyn, który promieniuje znacznie szerzej. W tych ciulowych czasach, gdy każda wartość pozbawiana jest fundamentów, to jeden z tych szlachetnych zrywów, który podtrzymuje moją wiarę w sens wszystkiego, a także karmi moją polską dumę. Obnoszenie się z dumami narodowymi jest niskie, ale lubię sobie nieraz pofolgować – Polacy raz jeszcze okazali się w himalaizmie pionierami. Po ogólnonarodowym zrywie polskiego współczucia i pomocy dla przecież "źle wspominanych" ukraińskich braci-sióstr-wygnańców, to jeszcze jedno wielkie polskie dzieło. Nie zasługuję na poufałość z Wami, ale proszę przyjmijcie wyrazy wdzięczności za wielką inspirację. Z podziwem i przyjaźnią dla chłopaków –dodał.