| Siatkówka / Reprezentacja

"Grumpy face", pracoholizm i to, co siatkówka odebrała. Stefano Lavarini, trener reprezentacji Polski siatkarek, którego nie znacie

Stefano Lavarini (fot. Volleyball World)
Stefano Lavarini (fot. Volleyball World)

Owoce pracy Stefano Lavariniego z reprezentacją Polski siatkarek są znane. Sam szkoleniowiec za to niechętnie mówi o sobie. Dla TVPSPORT.PL zrobił wyjątek. Opowiedział o rodzinnym mieście, miłości Włochów do siatkówki w latach 90., trenerze, który zmienił jego życie, pracoholizmie, momencie, w którym czuł się najszczęśliwszy w życiu i tym, co siatkówka potrafiła odebrać.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Polskie siatkarki osłabione. Gwiazda nie zagra w ME

Czytaj też

Malwina Smarzek i Magdalena Stysiak (fot. Getty)

Polskie siatkarki osłabione. Gwiazda nie zagra w ME

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Lubi pan mówić o siatkówce, ale nie lubi o sobie. Dlaczego?
Stefano Lavarini: – Uważam, że nie jestem dobrym tematem. Często odbieram mówienie o sobie jako coś nieprofesjonalnego, wolę koncentrować się na pracy i zachować prywatność dla siebie i ludzi mi najbliższych. 

– Zawsze był pan introwertykiem, czy też jest to coś nabytego?
– Ludzie, którzy mnie znają mogliby powiedzieć coś odmiennego. Uważam, że w mojej pracy niezbędnym jest posiadanie profesjonalnego image'u. Nie tworzę jednak fałszywego obrazu samego siebie, nie staram się nie zakładać maski. To moja zawodowa strona. Uważam, że lepiej nie miksować jej z prywatną. 

– Lubi pan udzielać wywiadów, czy też sprawiają one, że czuje się pan niekomfortowo?
– Nie lubię "światła reflektorów", więc nie przepadam za wywiadami. Mógłbym więc powiedzieć, że nie lubię w ten sposób rozmawiać, ale generalnie nie jestem też fanem dawania wykładów, seminariów i tym podobnych. Ich wspólnym mianownikiem jest to, że zawsze trzeba mieć jakąś opinię na dany temat. Mam swój punkt widzenia i zazwyczaj nie uważam za istotne, by się nim dzielić. Mam świadomość, że on potrafi szufladkować. Kiedy raz powie się coś publicznie, ludzie biorą to za pewnik. Ja z kolei jestem osobą wyjątkowo otwartą na zmiany. Słucham argumentów, słucham ludzi i nie obstaję na siłę przy tym, co uważałem. Nie chcę, by ludzi rozliczali mnie z poglądów, które mogły się zmienić pod wpływem różnych czynników. 

Co do samych wywiadów, nie lubię odpowiadać na prywatne pytania i rzeczy, które nie są związane bezpośrednio z siatkówką. Wolę ciekawe siatkarskie pytanie niż jakiekolwiek innego rodzaju. Kończąc odpowiedź, zapewne odniosłaś wrażenie, że nie lubię wywiadów, ponieważ zawsze kiedy ci odpowiadam wydaję się być w złym humorze, naburmuszony [trener użył tu słowa "grumpy", które wydaje się gubić nieco sens w tłumaczeniu na język polski – przyp. red.]. Czasami się tak dzieje, bo niekoniecznie podoba mi się twoje pytanie, ale innym razem muszę się po prostu bardzo skupić odpowiadając po angielsku, więc patrzę w punkt w oddali, by nie stracić wątku i nie pogubić się we własnych myślach. Jeśli mógłbym odpowiedzieć po włosku, prawdopodobnie byłbym dla ciebie milszy.

– Dlaczego zgodził się pan więc na wywiad? Wie pan, że chcę zadać sporo pytań o prywatne aspekty życia.
– Zgodziłem się, bo musiałem. To moja praca (śmiech). Poza tym dam ci znać, jeśli nie będę w nastroju na "głębsze" odpowiadanie na niektóre pytania. Możesz więc pytać. Postaram się odpowiedzieć jak najlepiej. 

– Czy trudno było nie zakochać się w siatkówce w latach 90. we Włoszech?
– Włochy mają za sobą bardzo ciekawą historię. Zanim jeszcze poznaliśmy, co oznacza polska miłość do narodowej drużyny siatkarzy, o tym samym przekonali się zawodnicy tej dyscypliny z Italii. To było szaleństwo. Dla mieszkańców Włoch to był moment, w którym każda osoba dowiedziała się, czym jest siatkówka. Pilnie śledzono zmagania, w kraju czuło się więź z zawodnikami. Przyciągali oni publiczną uwagę w stopniu najwyższym tak, jak wcześniej miało to miejsce z innymi dyscyplinami. 

Generalnie w Italii najbardziej przejmujemy się piłką nożną, znacznie mniej innymi sportami. Dzieje się tak do momentu, kiedy któryś z naszych reprezentantów zrobi czegoś nadzwyczajnego, jak Alberto Tomba w narciarstwie czy obecnie Filippo Ganna w kolarstwie. Takich przykładów jest mnóstwo. W okresie, o którym mówimy, reprezentacja siatkarzy zrobiła na wszystkich wrażenie pod względem osiąganych wyników. Wszyscy zainteresowali się tą dyscypliną. Może nie był to bezpośredni powód pokochania przeze mnie tego sportu, ale z pewnością śledziłem zmagania mężczyzn. 

Pamięta pan pierwszy obejrzany przez siebie mecz siatkarski? Czasami jest tak, że kiedy coś zmieni życie danego człowieka w stopniu całkowitym, zapamiętuje on pierwszy kontakt.
– Nie, nie pamiętam jednego konkretnego momentu, ale kilka, wydaje się, kluczowych. Zapamiętałem pierwszy mecz na najwyższym szczeblu, który oglądałem na żywo. To było moje pierwsze zetknięcie z międzynarodowymi gwiazdami dyscypliny – spotkanie towarzyskie, w którym zobaczyłem Bergamo, 1996 rok. 

Pierwszym starciem, które widziałem, było prawdopodobnie jedno ze spotkań, w którym grała mój kuzynka wiele lat wcześniej. Pewnie była to 55 liga włoska. 


Polskie siatkarki osłabione. Gwiazda nie zagra w ME

Czytaj też

Malwina Smarzek i Magdalena Stysiak (fot. Getty)

Polskie siatkarki osłabione. Gwiazda nie zagra w ME

Czyli kuzynka była bardziej profesjonalną zawodniczką?
– Mam bardzo dużą rodzinę i wielu kuzynów, ale jeśli chodzi o sport, to zajmowały się nim może dwie, trzy osoby i to zazwyczaj tylko w młodym wieku. To była jedyna nić początkowo łącząca mnie z siatkówką. Jak przez mgłę pamiętam, że poszedłem na mecz raz czy dwa razy w tamtym okresie. Kolejne wspomnienie związane z tą dyscypliną to moment, w którym zacząłem chodzić na mecze drużyny z mojego miasta, Omegna. Był to zespół młodzieżowy, który grał na wysokim poziomie w rozgrywkach juniorskich. Wszystko w moim życiu zaczęło się od śledzenia jego wyników i postępów. 

Czytałem w jednym z artykułów, że mimo fascynacji siatkówką grał pan w piłkę nożną i tenisa, chcąc być jak Stefan Edberg. To prawda?
– Nie, to nie jest prawda. Zgadza się, że grałem w piłkę nożną przez kilka lat – jak każdy w moim mieście. Byłem jednak bardzo słaby i cały czas siedziałem na ławce. Jednym z pierwszych przebłysków odnośnie do mojej prawdopodobnej przyszłości było to, że zgadzałem się z trenerem, że moje miejsce jest w rezerwie, a nie pierwszym składzie. 

Co do Edberga, to wiem skąd jego postać pojawiła się w twoim pytaniu. Kiedyś czytałem tekst napisany przez mojego sąsiada z lat dziecięcych. Żyłem blisko tego chłopaka. Później został dziennikarzem. Niekiedy pisał coś na temat wspólnie spędzanego czasu w przeszłości. Prawdą było, że chodziliśmy razem na podwórko i graliśmy w "tenisa", ale nie miało to za wiele wspólnego z tą dyscypliną. Graliśmy naprzeciwko garaży, nie mieliśmy siatki, więc kiedy przeczytałem później, że uprawiałem tenis po szkole, złapałem się za głowę. Miało to więcej wspólnego z żartem i z przekomarzaniem się, czy zagranie było pod czy nad nieistniejąca siatką, niż z faktycznym zajęciem się sportem. On od początku bardzo interesował się każdą dyscypliną. Mówił, że jest Borisem Beckerem. Jako że nie znałem się za bardzo na tenisie, ale kojarzyłem, że Stefan Edberg jest niezły, udawałem, że jestem właśnie nim. 

To prawda, że tego typu "starcia" tenisowe miały miejsce, ale nigdy tak naprawdę nie uprawiałem tej dyscypliny. Grałem w piłkę nożną i spędziłem kilka lat na treningach karate. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie jestem wystarczająco dobry, by poświęcić się którejś z dyscyplin profesjonalnie, zacząłem oglądać siatkówkę i później zostałem trenerem.

Dlaczego nie spróbował pan siatkówki?
– Kiedy byłem młodszy, w moim mieście była drużyna siatkarska, ale złożona z dużo starszych mężczyzn. Brakowało za to rozgrywek czy zespołów dla juniorów, kadetów. Jako chłopcy nie mieliśmy praktycznego kontaktu z tym sportem. Omegna miała tradycję piłkarską i koszykarską, brakowało siatkarskiej. Wszystko zmieniło się, kiedy do naszego miasta przybył trener z pobliskiej miejscowości i zdecydował się pracować z juniorskim kobiecym zespołem. To wtedy siatkówka prawdziwie trafiła do Omegny i tym samym do nas.

Dlaczego trener Paolo Cerutti zdecydował się postawić właśnie na pana i rozpocząć współpracę?
– Ponieważ byłem jedyną osobą, która kręciła się wokół zespołu siatkarek. W tamtym czasie dziewczyny rozpoczęły bardzo poważne treningi. Paolo był znakomitym kajakarzem. Brał udział w największych zawodach. Tego typu dyscyplina wymagała od niego ciągłych treningów i bardzo ciężkiej pracy. Był przyzwyczajony do ćwiczeń w jeziorze zanim udawał się do szkoły, wracał z niej i znów szedł na trening. W wolnym czasie zainteresował się siatkówką i starał się dołączyć w jakiś sposób do dyscypliny, zdobył wiedzę na temat tego sportu i tego, jak prowadzić w nim zespół. Uznał więc, że stworzy siatkarski klub, którego budowę rozpocznie od naprawdę młodych zawodniczek, i w którym wprowadzi bardzo dużą dyscyplinę treningową. Jak zaplanował, tak zrobił. To dzięki niemu w moim mieście pojawiła się siatkówka dla dziewczyn. 

To był czas, w którym doszedłem do wniosku, że nie mam na tyle talentu i predyspozycji, by odnieść sukces w jakiejkolwiek dyscyplinie sportowej jako zawodnik. Wtedy też zauważyłem, że niektóre moje szkolne i klasowe koleżanki zaczęły traktować siatkówkę bardzo poważnie. Odnosiły kolejne sukcesy. Razem z naszą koleżeńską grupą zaczęliśmy więc śledzić ich postępy. To była nieco konsekwencja tego, że nie miałem nic innego do roboty. 

Choć w większym gronie oglądaliśmy mecze, byłem jedynym, który chodził też na treningi. Niekiedy byłem na nich pół godziny, innym razem piętnaście minut, a bywały i momenty, kiedy zostawałem na całych. Warto podkreślić, że w małym, dopiero co założonym siatkarskim klubie nie było dużego sztabu szkoleniowego. Trener był sam. Któregoś dnia, widząc, że niemalże codziennie przychodzę jako obserwator na zajęcia, poprosił mnie o pomoc. Powiedział, że jeśli pomógłbym mu łapać piłki, mógłby szybciej zająć się innymi elementami treningowymi. Innym razem poprosił o rzucanie piłek. W pewnym momencie powiedział, że od kolejnego roku rozpocznie pracę z następną grupą. Zapytał, czy chcę zostać jego asystentem. Odpadłem, że praktycznie nic nie wiem o tym sporcie. Skontrował, że nowa grupa będzie uczyć się wszystkiego od początku. Jeśli mu pomogę, będę mógł tym samym zdobyć potrzebą wiedzę. 

Miał pan 16 lat?
– Tak, miałem 16 lat. 

Jak pana rodzina zareagowała na ten kierunek kariery?
– To nie była typowa praca dla mojego miasta. Poza tym umówmy się – kto inny śledził w ten sposób zmagania juniorskie? Byłem zafascynowały Paolo w kontekście bycia liderem. To dlatego, kiedy mnie pytano, odpowiadałem, że bardziej "pociąga" mnie praca trenera niż sama siatkówka. Czasami oglądam z chłopakami mecze i najbardziej pochłaniają mnie czasy brane przez szkoleniowców. Przez ich analizę niekiedy tracę kilka kolejnych akcji. Bycie trenerem jest więc dla mnie bardziej interesujące niż sama gra. 

Nie odpowiedział pan na pytanie, jak zareagowała pana rodzina. Słyszałam, że jej większość poświęciła się ciężkiej, fizycznej pracy. To prawda?
– Tak. Początkowo mój ojciec powiedział, że nadal jestem młody, ale któregoś dnia będę musiał poświęcić się czemuś bardziej poważnemu niż siatkówka. Myślę, że kiedy umierał nadal się o mnie martwił w tym kontekście. Nie wiedział, czy ostatecznie zdecyduję się porzucić myśli o tej "głupiej siatkówce", by zająć się normalną pracą.

W artykule, o którym wspominaliśmy, przeczytałam, że mimo wszystko miał w sobie wiele wiary, że odniesie pan sukces.
– Tak twierdzi mój były sąsiad (śmiech). Uważam jednak, że tym razem może mieć rację. Mój tata miał poczucie, że mogę odnieść w czymś sukces i pewnie było to związane z rodzicielskim przekonaniem, że dziecko powinno sobie poradzić w przyszłości. Wierzę, że mi ufał. Nie wiedział jednak nic o siatkówce i tym, jak prowadzić profesjonalną karierę w jakiejkolwiek dyscyplinie. Myślę, że mimo wszystko zawsze się martwił, że praca trenerska nie zagwarantuje mi tak pożądanej przez niego stabilizacji. Pamiętam jak zawsze ze swoją "grumpy" twarzą pytał, kiedy znajdę sobie normalną pracę.

To już wiadomo po kim ma pan "grumpy face".
– Po kimś w końcu musiałem ją odziedziczyć. Chciał, żebym zaczął myśleć o poważnych rzeczach po szkole. Dziś wydaje mi się, że tak naprawdę pragnął mnie ostrzec i zwyczajnie martwił się o swoje dziecko jak każdy normalny rodzic. Wcześniejsze pokolenie w mojej rodzinie złożone było z ludzi, którzy nie mieli innej opcji przetrwania niż ciężka, fizyczna praca. Rękami zarabiali, by wykarmić rodzinę. Nie byli w stanie sobie wyobrazić, że można pracować tak, jak ja planowałem. 

Początkowo nie podchodziłem jednak do siatkówki jako sposobu na życie. Chciałem nauczyć się tego sportu, zrozumieć jak pracować z zawodniczkami, podążać za przykładem świetnego trenera, stać się nim. 

Pracował pan z myślą: "A ja wam, a w szczególności tacie, pokażę, że da się w ten sposób zarobić na życie"?
– Nie, nigdy. Nie byłbym w stanie podchodzić z takim nastawieniem. Musiałem być sobą, nie chciałem nikomu nic udowadniać. 

Stefano Lavarini i reprezentacja Polski siatkarek (fot. VW)
Stefano Lavarini i reprezentacja Polski siatkarek (fot. VW)

Jaką koleżanką z klasy była Eleonora Lo Bianco [złota medalistka mistrzostw świata w siatkówce z 2002 roku przyp. red.]?
– Była ważną koleżanką. Dorastaliśmy razem w grupie znajomych. Byliśmy blisko, przeżyliśmy wiele dobrych momentów. Mimo tego, że nie spędzamy ze sobą tak wiele czasu jak kiedyś, to nasza relacja ma się dobrze. Czasami się spotykamy, bo przykładowo komentuje mecze dla włoskiej telewizji, i towarzyszące tym spotkaniom emocje są takie same jak wtedy, kiedy byliśmy nastolatkami. 

Podobnie jest z Paolą Cardullo?
– Tak, choć nie chodziliśmy razem do szkoły. Mieszkała obok mnie, z mojego balkonu można było dostrzec balkon w jej domu. Był okres, kiedy spędzaliśmy razem każde popołudnie, co związane było z tym, że graliśmy i bawiliśmy się w dużej grupie dzieciaków z sąsiedztwa. Później ja śledziłem postępy jej drużyny, spotkaliśmy się znów, kiedy zacząłem prowadzić reprezentację młodzieżową. Była też moją zawodniczką. Marzyliśmy o tym, by osiągnąć sukces w najlepszych klubach. 

Miał pan czas w swoim życiu, kiedy mógł pan być po prostu nastolatkiem? Próbować buntu, granic? Czy też siatkówka to odebrała?
Siatkówka prawdopodobnie była moim sposobem na bunt. Nie chciałem być taki, jak inni, chciałem zachowywać się bardziej dojrzale. Szedłem śladami Paolo. Robiłem wszystko, by nie być "tylko" dzieckiem. Wynikało to prawdopodobnie również z faktu, że moi rodzice tego oczekiwali. Oni sami musieli szybko dorosnąć, pójść szybko do pracy, by pomóc rodzinie. Nie mieli normalnego dzieciństwa, bo nie było ich na to stać. Przez to chyba nie miałem dobrego przykładu bycia dzieckiem. Wiedziałem natomiast, jak szybko stać się poważnym, odpowiedzialnym człowiekiem. 

Pracował pan jako nastolatek?
– Koniec szkoły był dla mnie początkiem pracy. Przez pierwsze lata kładłem płytki. Miałem wtedy 15 lat. Później byłem kelnerem w restauracji, co było dość naturalne, ponieważ moje miasto posiadało wiele walorów turystycznych, a tym samym możliwości pracy w takich miejscach. 

Kolejny cytat ze wspomnianego artykułu: "Kiedyś będę trenerem tak dużego klubu jak Bergamo". Po pierwsze czy jest prawdziwy? Po drugie jeśli tak, to czy wielu panu wierzyło w to zapewnienie?
– Nie wiem, czy to powiedziałem. Nie jestem pewny (śmiech). To chyba słowa Daniela. Czasami, kiedy pisze się artykuł o kimś kogo się zna, nieco się "romantyzuje", dodając do tego pewną warstwę emocjonalności. Możliwe, że właśnie to zrobił wspomniany dziennikarz, który, przypomnijmy, doskonale znał moją historię. Dlatego też pozwolił sobie napisać coś takiego.

Trudno było panu udowodnić, że warto na pana stawiać, dawać panu szanse? Był pan kimś spoza środowiska, kimś, kto nie był wcześniej siatkarzem.
– Przede wszystkim miałem szczęście. Od początku pracowałem z wieloma dobrymi szkoleniowcami. Dodatkowo działałem z kobietami, z którymi współpracę zacząłem od młodzieżowych pułapów wiekowych. To pozwoliło mi pokazać, co potrafię mimo że nie byłem wcześniej siatkarzem. W przypadku starszych roczników to mogło robić różnicę, ale w miejscu, w którym zaczynałem, tak nie było. Miałem wystarczająco dużo doświadczenia, by czuć się pewnym i nigdy nie dano mi odczuć, że dla kogoś moje "pochodzenie" stanowiłoby problem.

Jestem jednak przekonany, że brakuje mi pewnego elementu, który byłby niezwykle pomocny. Szukam go więc w ludziach, którzy pracują ze mną w sztabie szkoleniowym. Lubię znać opinie osób, które same były siatkarzami, są one bardzo interesujące i pozwalają zbalansować moje zdanie i decyzje. Wiem jednocześnie, że podstawą bycia dobrym trenerem nie jest bycie wcześniej zawodnikiem. Pamiętam słowa wypowiedziane przez Arrigo Sacchiego, który prowadził między innymi AC Milan: "Żeby być dobrym dżokejem, nie musisz być najpierw koniem". To zdanie pomaga mi w momentach, w których pojawiają się w mojej głowie pewne wątpliwości.

Kiedy poczuł pan, że jest dobrym trenerem?
– Nie wiem, czy jestem takim trenerem. Nie będąc sztucznie skromnym, uważam, że jestem szkoleniowcem, który wykonuje swoją pracę, używając doświadczenia, by prowadzić zespół. Nie sądzę, że kiedykolwiek nastanie moment, w którym stwierdzę, że na sto procent moja wiedza i umiejętności czynią ze mnie dobrego trenera. Jest to związane z tym, że każde wyzwanie, sezon, drużyna są tak inne od pozostałych, że szybko wiele może się zmienić. Liczba lekcji, które można odebrać, doświadczeń, które można zdobyć, jest tak ogromna, że uważam, że nigdy nie będę w stanie powiedzieć, że jestem dobry. 

Co ciekawe, kiedy nastał moment, w którym miałem sam poprowadzić zespół, poczułem się nieco przytłoczony i przestraszony. Bałem się odpowiedzialności. Czasami kiedy myślę o moich dobrych i słabszych stronach, dochodzę do wniosku, że gdybym był zły w swojej pracy, nie byłbym w miejscu, w którym obecnie stoję. Nie czuję więc, że jestem świetny, ale nie mam też tak, że obawiam się, że nie podołam wyzwaniom, które są przede mną.

Co jest pana najmocniejszą stroną?
– Pracuję wiele. 

Czyli pracoholizm?
– Może. Postawiłem pracę w centrum życia. Poza moją rodziną koncentruję się tylko na niej. To w szerokim kontekście głównie pozytywna cecha. Bardzo poświęcam się swoim zespołom i zawodniczkom. Dzięki temu odnoszę sukcesy. Z drugiej strony, przekierowuje to moją uwagę z kwestii, które mogłyby być dla mnie w życiu równie istotne w kategoriach prywatnych. Jeden z trenerów powiedział kiedyś do mnie, że siatkówka jest dla niego najbardziej istotną rzeczą z rzeczy nieistotnych. Ja widocznie zinterpretowałem to za mocno (śmiech). 

A słabość?
– Niekiedy trudno mi zaakceptować to, że ktoś nie traktuje mojej i swojej pracy wystarczająco poważnie. 

A co jest najważniejsze w pracy z kobietami?
– Myślę, że nie ma zbyt dużej różnicy między pracą z kobietami czy mężczyznami – szacunek i empatia są najważniejsze. Ważne jest również to, by oba wspomniane czynniki były naturalne, prawdziwe, a nie nieszczere. Trudno jest zbudować wzajemne zaufanie, jeżeli nie jest się prawdziwym. Nawet jeśli nie jestem za dobry w komunikacji, nie mówię za dużo i się nie popisuję, potrafię nadrobić innymi cechami i złapać z dziewczynami nić porozumienia. Myślę, że podobnie byłoby w przypadku drużyn męskich. Paolo kiedyś powiedział mi, że być może odnosi więcej sukcesów niż inni trenerzy, ponieważ kocha swoje zawodniczki. Ja też taki jestem. Jeśli pracuję w jakimś zespole, jest to dla mnie najlepsza drużyna na świecie. Nie interesuje mnie ktokolwiek inny. Cała moja uwaga skoncentrowana jest na moim teamie. 

Kto jest najmądrzejszą osobą, którą pan zna? Czy to Paolo?
– Z siatkarskiego punktu widzenia to właśnie on prawdopodobnie był najbliższy mojemu sposobowi myślenia. Jeśli chodzi o mądrość, było wielu szkoleniowców, z którymi pracowałem, i których postrzeganie dyscypliny było dla mnie bardzo cenne. W kwestii mądrości życiowej, nie jestem w stanie szybko wybrać jednej osoby. Miałem wiele szczęścia, że w sprawach zawodowych mogłem uczyć się od znakomitych trenerów.

W środku Stefano Lavarini (fot. PAP)
W środku Stefano Lavarini (fot. PAP)

Czy miewa pan momenty, w których żałuje, że siatkówka w tak dużym stopniu "przytłoczyła" niektóre istotne elementy pana życia?
– W tym momencie nie. Idę za tym, co czuję. Teraz chcę osiągać możliwie jak największe sukcesy i być najlepszy w swojej pracy. To "pochłania" całą moją uwagę i starania. Poświęcam się temu obecnie w pełni. Nie zmienia to faktu, że w pewnym momencie będę tego żałował.

W którym momencie śmiał się pan najbardziej w swoim życiu?
– Oczywiście, że pamiętam, ale nie mogę tego powiedzieć publicznie. Nie przekonasz mnie.

To w takim razie kiedy czuł się pan najszczęśliwszy?
– Nie tak dawno myślałem o moim życiu i rodzinie. Doszedłem do wniosku, że najszczęśliwszym momentem w moim życiu była chwila, kiedy urodził się mój brat.

Ile miał pan wtedy lat?
– Sześć. Przez długi czas narzekałem moim rodzicom, że jestem sam i chciałbym mieć się z kim bawić. Można wręcz powiedzieć, że narzuciłem na nich presję, by pojawiło się rodzeństwo. Dystans sześciu lat w naszej sytuacji miał jednak znaczenie. Nigdy nie dzieliśmy ze sobą pasji, zainteresowań. Nie zmieniło to faktu, że moja miłość do brata jest tak ogromna, że aż przytłaczająca. W ostatnim czasie dużo dobrego wydarzyło się w jego życiu. W związku z tym czułem w jego kierunku tak silne emocje, że nie byłem w stanie porównać ich do niczego innego. 

Odwiedza go pan często?
– Nie za bardzo. Nie dzwonimy również do siebie non stop. Dopiero w ostatnich latach zaczęliśmy dzielić się ze sobą "głębiej" naszym życiem – po śmierci ojca. Wpływ na tak późne budowanie mocniejszej relacji na pewno miał też fakt, że w pewnym momencie dzieląca nas różnica wieku była znacząca. Teraz dużo łatwiej jest nam utrzymywać kontakt, nawet jeśli nie dzwonimy do siebie codziennie, a co dwa, trzy dni. 

Co było największym wyzwaniem w pana zawodowym życiu? Jedni powiedzieliby, że doprowadzenie Koreanek do czwartego miejsca igrzysk, inni, że wyjazd do Brazylii po latach we Włoszech.
– Na tym etapie mojej kariery zdobycie medalu za każdym razem jest niezwykle istotne. Uważam jednak, że z perspektywy czasu bardziej doceniam dawanie z siebie wszystkiego w każdej sytuacji. Niekoniecznie zawsze jest to połączone z wygraniem trofeum. Nie wiem, czy znasz grę Texas Holdem Poker, którą bardzo lubię, ale nie mogę w nią zbyt wiele grać...

By nie stracić pieniędzy.
– Między innymi dlatego. Generalnie jednak nie mam za dużo czasu, by w nią grać. W tego typu grze wiele łączy się z matematyką, to nie tylko hazard. Jedną z dróg do właściwej interpretacji rozgrywki jest granie ręki w najlepszy możliwy sposób, w jaki może być zagrana. Czasami się przegrywa, nawet jeśli początkowo okoliczności na to nie wskazują, ale mimo to i tak przez długi czas można grać z sukcesem. To dlatego podczas każdego meczu czy treningu chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by być najlepszym. Marzenie się jednak nie zmienia – chcę wygrać.

Zdradzę ci coś. Kiedy przegrywam finał, jestem jedną z ostatnich, jak nie ostatnią osobą, która opuszcza halę. Uwielbiam oglądać, jak rywal cieszy się ze zwycięstwa. To "karmi" moją chęć do poprawy, bycia kolejnym razem jeszcze lepszym. Chcę, by złote konfetti spadało na mnie, bo ja wygrałem. 

Który z sukcesów poruszył pana najbardziej?
– Nie odniosłem w karierze wielu sukcesów. Pierwszy raz, kiedy wygrałem mistrzostwo Włoch z ekipą U15 to był najważniejszy moment w moim życiu w tamtej chwili. Chciałem być trenerem reprezentacji młodzieżowej, nic innego się dla mnie wtedy nie liczyło. Nie marzyłem o karierze wśród seniorek. Później pojawiły się inne pragnienia, teraz też są odmienne. 

Ostatni medal, który zdobyłem z Polską, dostarczył mi niesamowitych emocji, ale mecz między Koreą a Japonią w igrzyskach również to zrobił. To spotkanie było ważne także z perspektywy rywalizacji tych dwóch krajów na arenie międzynarodowej, czuć było, że znaczy coś więcej. Zwycięstwo dało nam ćwierćfinał. 

Niezwykłym sukcesem był również półfinał Klubowych Mistrzostw Świata z Minas. Wygraliśmy wtedy 3:2. To był szalony moment. Zestawiłbym go z triumfem w pierwszych Klubowych Mistrzostwach Ameryki Południowej. To był cel klubu, a rywalizacja z Rio de Janeiro prowadzonym przez Bernardinho była trudna. To był też moment, w którym wyjechałem z mojego kraju i stawiałem pierwszy krok w międzynarodowej siatkówce. Wybrałem kraj o wielkiej siatkarskiej kulturze, nie pojechałem do miejsca, które nie zna się na tej dyscyplinie. To było dla mnie równie cenne doświadczenie jak puchar z Bergamo. Przekonałem się wtedy, że niezwykłą dumą jest dołożenie do historii klubu czegoś od siebie.

Trudno było przekonać Polki, że mogą wygrać z każdym?
– Wiele razy mnie o to pytacie jako dziennikarze. Nie sądzę, że spędziłem wiele czasu z dziewczynami, przekonując je do czegoś. Dzieliłem się jedynie tym, co chcę zrobić i co jest moim celem. Zaczęły pracować, słuchać się mnie i dało to efekty. Nie wiem, czy coś, co powiedziałem, przekonało je bardziej, czy też po prostu wspólna praca. Mamy takie same cele i marzenia. Wierzymy, że możemy je zrealizować razem.

Czy to prawda, że zapisał pan w kontrakcie kwestię bonusu po zdobyciu z Polkami złotego medalu igrzysk?
– Wydaje mi się, że to raczej standardowa procedura. To powszechne, że przy zapisach o uposażeniu wspomina się również kwestie premii za osiągane wyniki. Czy to nie jest normalne w polskich kontraktach?

Szum wokół tego zagadnienia wynikał chyba z faktu, że jeszcze jakiś czas temu wielu nie stawiałoby polskiej drużyny siatkarek w roli faworytek do olimpijskiego złota. To naprawdę piękny cel tym bardziej, że w jakiś sposób znalazł się tym samym "na papierze".
– Jeśli udałoby się nam osiągnąć ten cel, a ja nie miałbym bonusu w kontrakcie, mógłbym nie dostać nic (śmiech). A na poważnie, było tak, jak ci powiedziałem. Ten zapis został zamieszczony w dokumentach przez mojego menedżera. Wszystko było na wzór umów z Italii. Rozumiem teraz jednak wasz punkt widzenia. 

Kiedy przyjechałem do Korei, wiedziałem, jak wygląda światowa siatkówka i jaki poziom prezentuje reprezentacja z tego kraju. Myślałem, że nie będzie nam łatwo nawet pojechać na igrzyska, nie wspominając o osiągnięciu sukcesu. Na początku poproszono mnie o wywiad dla jednego ze sponsorów. Dziennikarz zapytał się mnie, co sądzę o możliwości wygrania przez kadrę złotego medalu na igrzyskach. Odpowiedziałem, że moim zdaniem byłby to cud. Odparł, że prawdopodobnie nie opublikuje tej wypowiedzi, ponieważ nie byłaby ona za dobrze odebrana. 

Ostatecznie nie byliśmy blisko wygrania złota czy medalu. Zajęliśmy jednak czwarte miejsce. Jeśli coś takiego może się wydarzyć, wszystko może się wydarzyć.

Stefano Lavarini (fot. VW)
Stefano Lavarini (fot. VW)
Szaleństwo po medalu Polek! Trener oblany wodą, Rubik zastąpił Dodę [WIDEO]

Czytaj też

Polskie siatkarki zdobyły brązowy medal Ligi Narodów (fot. TVP Sport/Instagram)

Szaleństwo po medalu Polek! Trener oblany wodą, Rubik zastąpił Dodę [WIDEO]

Bardzo długo zastanawiałam się, czy zadać to pytanie. Czy ostatni sezon klubowy był najtrudniejszy i najsmutniejszy w pana karierze?
– Tak, był.

Słyszałam, że nie rozmawiał pan po tym co wydarzyło się z Julią Itumą przez kilka dni.
– Nie było tak. Nie rozmawiałem z dziennikarzami, nie chciałem deklarować nic na temat naszych emocji i tego, z czym się mierzyliśmy. Jestem bardzo prywatną osobą. Mogę rozmawiać o dzieciństwie, ale tak trudne rzeczy jak to, co stało się z Julią Itumą, nie przechodzą mi przez gardło. To coś najtrudniejszego. Nie chcieliśmy mówić o tym publicznie. Chcieliśmy dzielić się emocjami wyłącznie z osobami, których one bezpośrednio dotyczyły. To była jedna z nas, dlatego też w naszym gronie chcieliśmy przeżywać jej odejście. Kontynuowaliśmy sezon, który dla wielu z nas zakończył się tak naprawdę w tamtym momencie. Robiliśmy to z dużą wrażliwością, stawiając na podejście terapeutyczne. Pracowaliśmy choć było to niezwykle trudne. 

Czy po takim doświadczeniu można pozostać tym samym człowiekiem, czy nie jest to możliwe?
– Nie wiem. Czasami o tym myślę. Kiedy jednak wracam pamięcią do pewnych chwil, wiem, że nie mogłem pozostać takim samym człowiekiem. 

Czy to był jeden z powodów, przez które nie jest już pan związany z Igor Gorgonzola Novara?
– Nie, w ogóle. To zrozumiałe, że ostatnie miesiące nie były dla nas łatwe. Praca w tym samym miejscu przywoływała wspomnienia. Klub z Novary nadal jest dla mnie ważny. Byłem gotowy prowadzić drużynę w kolejnym sezonie.

Skąd oferta z Fenerbahce? Przyszła szybko czy też była już jakiś czas?
– Miałem kontakt z Fenerbahce w ciągu sezonu. Ostatecznie jednak rozmowy o przyszłości nie doprowadziły do niczego. W moim kontrakcie z Novarą był zapis, który umożliwiał mi odejście. Po tym jak minął wyznaczony umową termin, nie wracałem do tematu. Wiedziałem, że kolejny sezon spędzę we włoskim klubie. Taki jestem. Jeśli nie zmieniamy "scenariusza" współpracy do konkretnego deadline'u, trzymam się decyzji. Miał być nowy team, nowa myśl, nowy sztab. Ostatecznie nasze drogi z Novarą się rozeszły za porozumieniem stron.

Wiele osób wiedziało, że współpraca Zorana Terzicia z Fenerbahce się zakończyła. Klub nadal szukał odpowiedniego trenera. Wiem, że wielu trudno jest zrozumieć, że pewne decyzje podejmuje się nagle i bez drugiego dna, ale tak było w tym przypadku. 

Jak długo myślał pan nad zmianą klubu?
– Niedługo. Byłem otwarty na możliwość zostania trenerem wyłącznie reprezentacji Polski siatkarek przez jeden sezon. Rozmawiałem nawet z Sebastianem Świderskim na ten temat. Powiedziałem mu, że w tym przypadku mógłbym częściej przyjeżdżać na mecze polskiej ligi, śledzić z bliska to, co się dzieje w Polsce.

Tak jak Nikola Grbić.
– Dokładnie. Jechaliśmy do Radomia, wyjaśniłem sytuację i powiedziałem, że możliwe, że będę bez pracy w sezonie klubowym. Powiedział, że dobrze tym zarządzimy. Później okazało się jednak, że Fenerbahce nadal jest mną zainteresowane. Nie myślałem więc zbyt długo. Byłem otwarty zarówno na możliwość pozostania w domu, jak i na nowe wyzwanie. Teraz chcę się sprawdzić w lidze, w której jeszcze nie byłem. To nowe otwarcie.

Co robi pan dla siebie poza siatkówką? Druga pasja, Netflix...?
– Nie oglądam telewizji. Kiedy mam to szczęście i jestem w domu, robię normalne rzeczy.

A gdzie jest pana dom?
– Przez te kilka dni, kiedy mogę powiedzieć, że jestem "w domu", jestem u mamy. Mój brat też z nią mieszka. Nikt z moich przyjaciół nie interesuje się natomiast siatkówką. Czasami wyślą mi wiadomość z gratulacjami odnośnie do czegoś, co wydarzyło się trzy miesiące wcześniej. To bardzo odświeżające. Kiedy wracam do domu, cieszymy się sobą, czasem wspólnie spędzonym, naszą relacją i miejscem, w którym jesteśmy, bo ono jest wyjątkowo miłe. Mamy czym się dzielić poza siatkówką i bardzo to sobie cenię. To część mojego życia, która jest odległa od mojej pracy i cieszę się, że mogę ją zachować dla siebie.

Wydaje mi się, że po lekturze tej rozmowy czytelnik może stwierdzić, że zna pana trochę lepiej.
– Nie jestem aż tak odmienny od tego, co prezentuję w pracy. Moje prawdziwe "ja" chcę jednak zachować dla siebie i najbliższych. Choć można poznać mnie trochę lepiej, reszta zostaje pomiędzy mną, moimi przyjaciółmi i rodziną. 

Czytaj również:
– Michał Mieszko Gogol został trenerem JTEKT Stings. "Nie mam zbyt wiele do stracenia w mojej sytuacji"
– Norbert Huber o grze w reprezentacji Polski siatkarzy po kontuzji: czuję, że dostałem drugie życie
– Czas przełomu i plan "B". Magdalena Jurczyk o brązie Ligi Narodów i ME siatkarek. "Ze szczęścia biegałam po boisku bez ładu i składu"

Szaleństwo po medalu Polek! Trener oblany wodą, Rubik zastąpił Dodę [WIDEO]

Czytaj też

Polskie siatkarki zdobyły brązowy medal Ligi Narodów (fot. TVP Sport/Instagram)

Szaleństwo po medalu Polek! Trener oblany wodą, Rubik zastąpił Dodę [WIDEO]

Zobacz też
Kiedy mecze reprezentacji Polski siatkarzy w 2025 roku? [TERMINARZ]
Reprezentacja Polski siatkarzy (fot. Getty Images)

Kiedy mecze reprezentacji Polski siatkarzy w 2025 roku? [TERMINARZ]

| Siatkówka / Reprezentacja 
Kiedy mecze polskich siatkarzy w Lidze Narodów 2025? Sprawdź terminarz
Liga Narodów siatkarzy 2025 – kiedy mecze reprezentacji Polski? [TERMINARZ]

Kiedy mecze polskich siatkarzy w Lidze Narodów 2025? Sprawdź terminarz

| Siatkówka / Reprezentacja 
Na którym miejscu Polacy? Sprawdź tabelę Ligi Narodów siatkarzy!
Reprezentacja Polski siatkarzy (fot. Getty Images)

Na którym miejscu Polacy? Sprawdź tabelę Ligi Narodów siatkarzy!

| Siatkówka / Reprezentacja 
Niesamowity set Polaków! Kolejna wygrana w Lidze Narodów
Siatkarze reprezentacji Polski (fot. Volleyball World)

Niesamowity set Polaków! Kolejna wygrana w Lidze Narodów

| Siatkówka / Reprezentacja 
Polska medalistka Ligi Narodów zawieszona za doping!
Kamila Witkowska (na środku) została zawieszona za stosowanie dopingu (fot. Getty)

Polska medalistka Ligi Narodów zawieszona za doping!

| Siatkówka / Reprezentacja 
Fenomenalny debiut i prośba od Grbicia. "Było trochę wzruszenia"
Kewin Sasak i Jakub Nowak (fot. PAP)

Fenomenalny debiut i prośba od Grbicia. "Było trochę wzruszenia"

| Siatkówka / Reprezentacja 
Świetny początek. Polska ze zwycięstwem w Lidze Narodów
Siatkarze reprezentacji Polski (fot. Volleyball World)

Świetny początek. Polska ze zwycięstwem w Lidze Narodów

| Siatkówka / Reprezentacja 
Rywale Polaków postawili na zmiany. "Spotkanie nie będzie oczywiste"
Rywale reprezentacji Polski siatkarzy postawili na zmiany (fot. PAP)

Rywale Polaków postawili na zmiany. "Spotkanie nie będzie oczywiste"

| Siatkówka / Reprezentacja 
Polscy siatkarze zaczynają grę w Lidze Narodów! O której mecz z Holandią?
Polska – Holandia na żywo relacja w TVP. O której mecz reprezentacji siatkarzy w Lidze Narodów (11.06.2025)?

Polscy siatkarze zaczynają grę w Lidze Narodów! O której mecz z Holandią?

| Siatkówka / Reprezentacja 
Zrobił największe wrażenie. To może być piorunujący debiut!
Maksymilian Granieczny (fot. PZPS.PL)

Zrobił największe wrażenie. To może być piorunujący debiut!

| Siatkówka / Reprezentacja 
Polecane
Najnowsze
Były reprezentant wspomina konflikt z Probierzem. "Powiedział albo on, albo ja"
polecamy
Były reprezentant wspomina konflikt z Probierzem. "Powiedział albo on, albo ja"
Robert Bońkowski
Robert Bońkowski
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Michał Probierz (Fot. Getty Images)
Hit transferowy potwierdzony! Manchester ogłosił pierwsze wzmocnienie
Piłkarze Manchesteru United (fot. Getty Images)
nowe
Hit transferowy potwierdzony! Manchester ogłosił pierwsze wzmocnienie
FOTO
Wojciech Papuga
Chojniczanka – Świt. Oglądaj półfinał baraży o Betclic 1 Ligę [NA ŻYWO]
Chojniczanka Chojnice – Świt Szczecin. Betclic 2 Liga, baraże o awans. Transmisja online na żywo w TVP Sport (12.06.2025)
transmisja
Chojniczanka – Świt. Oglądaj półfinał baraży o Betclic 1 Ligę [NA ŻYWO]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę [MECZ]
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę (#1)
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę [MECZ]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Polka wyeliminowana! Uległa czołowym deblistkom świata
Katarzyna Piter (fot. Getty Images)
Polka wyeliminowana! Uległa czołowym deblistkom świata
| Tenis / WTA (kobiety) 
1. liga nie dla KKS. "Będziemy mieć o to do siebie pretensje" [WIDEO]
fot. TVP
1. liga nie dla KKS. "Będziemy mieć o to do siebie pretensje" [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Legia Warszawa ma nowego trenera! To były selekcjoner kadry
Edward Iordanescu został trenerem Legii Warszawa. To były selekcjoner reprezentacji Rumunii (fot: Getty)
Legia Warszawa ma nowego trenera! To były selekcjoner kadry
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Do góry