| Czytelnia VIP

"Dzień, w którym umarł uzbecki futbol". Tragedia Pachtakora Taszkent

W katastrofie lotniczej w 1979 roku zginęła cała drużyna uzbeckiego Pachtakora Taszkent (fot.
W katastrofie lotniczej w 1979 roku zginęła cała drużyna uzbeckiego Pachtakora Taszkent (fot. materiały autora)
Krystian Juźwiak

11 sierpnia 1979 roku doszło do wielkiej tragedii. Błąd kontrolerów sprawił, że w powietrzu niemal czołowo zderzyły się dwa samoloty. Zginęło 178 osób, w tym cała drużyna uzbeckiego Pachtakora Taszkent. – Dziadek był szamanem. Nie chciał, żeby wnuk wsiadał na pokład – mówi matka jednej z ofiar. 

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

"Lata lecą, ale ból nie ustępuje,
Mój smutek wzbił się ponad góry.
Ptaki umierają w locie,
Pachtakorze, Ty zginąłeś w locie".


"Epitafium" Eduard Awansenow

***

Sirożiddin Bazarow był najmłodszym pasażerem Tupolewa Tu-134 o numerze rejsowym СССР-65735, który leciał z Taszkentu do Mińska z międzylądowaniem w Gurjewie, a potem w Doniecku. Według wielu źródeł piłkarz za kilka dni miał mieć urodziny. Tak twierdzi, chociażby rosyjski Football Facts, odpowiednik Transfermarktu.

– Powitałam świt nowego roku 1961 płaczem noworodka – mówi Halima Bazarowa, matka zawodnika Pachtakoru, ucinając spekulacje. – Sirożiddin był trzecim dzieckiem w rodzinie. Wyrósł na bardzo wrażliwego, bystrego, silnego chłopca, który urokiem zjednywał sobie otoczenie. Uczył się tylko doskonałe. Był przewodniczącym klasy. Od dzieciństwa marzył jednak o zostaniu piłkarzem. Potrafił znikać na długie godziny, ale wiedzieliśmy, że jest na boisku. Nawet nie wyobrażaliśmy sobie, że tak znany gracz wyrośnie z prostego wiejskiego chłopca – opowiada.

W 1979 roku Sirożiddin miał zaledwie 17 lat, a mimo to całkiem bogatą karierę piłkarską. Grał w młodzieżowych reprezentacjach Uzbeckiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Mierzył się z najlepszym rówieśnikami w Sojuzie i wielokrotnie wychodził z nich zwycięsko.


Sirożiddin Bazarow. Zdjęcie piłkarza i cenotaf na cmentarzu w Taszkencie (fot. Pachtakor Taszkent)
Sirożiddin Bazarow. Zdjęcie piłkarza i cenotaf na cmentarzu w Taszkencie (fot. Pachtakor Taszkent)

– Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem mojego syna w meczu. Kwiecień 1979, stadion treningowy Pachtakoru w Kibraj. Tego dnia grały rezerwy Pachtakoru i CSKA Moskwa. Mecz oglądałem z zapartym tchem, w końcu grał mój syn! I to jeszcze z kim – CSKA! To brzmiało jak jakiś żart! – tłumaczy Ahmad Bazarow. – Podczas meczu Sirożiddin pokłócił się z przeciwnikiem nazwiskiem Olszańskij. Obaj zobaczyli żółtą kartkę. Młodzi piłkarze Pachtakoru bardzo się starali, ale musieli uznać wyższość CSKA. Po meczu udaliśmy się do klubowego ośrodka treningowego i długo rozmawialiśmy z trenerami. Następnie Sirożiddin odprowadził mnie na stację – wspomina ojciec nastoletniego piłkarza.

Dla wielu Uzbeków w latach 70. XX wieku lot samolotem brzmiał równie prawdopodobnie jak ten w przestrzeń kosmiczną. Rodzina Bazarowów mieszkała w maleńkiej osadzie Tortuwli w wilajacie samarkandzkim. Prawdopodobnie jako jedyni w okolicy mogli sobie pozwolić na kupno telewizora. Ahmad Bazarow wspomina, że "gdy Pachtakor rozgrywał mecz, to ich dom zmieniał się w stadion".

Awiacja nie była obca Sirożiddinowi. Latał do Moskwy, Tbilisi, Sankt Petersburga oraz Kijowa. Rok przed tragedią zdobył srebro w młodzieżowej Spartakiadzie w Swierdłowsku. – Z Gruzji nawet przywiózł nam mandarynki – mówi matka najlepszego piłkarza tamtego turnieju. – Jego dyplom przechowujemy do dzisiaj – dodaje Latipchona Bazarowa, starsza siostra Sirożiddina. Lot Tu-134 z Doniecka był jego ostatnim. Służby specjalne przywiozły ciało piłkarza do Taszkentu dopiero po kilku dniach. Zakazano otwierać trumnę.

Martwa natura

Jak to w gospodarce centralno-planowanej – wszystko musiało być z góry ustalone. Ustalono więc, że Uzbekistan stanie się bawełnianym imperium. Związek Radziecki chciał zdetronizować USA jako głównego eksportera tego surowca. Ponoć była to osobista sprawa Chruszczowa.

Za miejsce idealne do masowej uprawy bawełny uznano pustynie Kyzył-kum i Kara-kum. Miejsca było co niemiara, ale jednak wciąż zalegał tam piach i kamienie. Radzieccy naukowcy, by użyźnić teren, poprowadzili kanały, które okazały się jednak fuszerką. Były źle uszczelnione, więc tylko część wody docierała na pustynie, a reszta wnikała w grunt po drodze.

Mimo wszystko Uzbecka SRR stała się bawełnianym potentatem. Planiści z Moskwy zarządzili zbiór 6 milionów ton rocznie, a przewodniczący azjatyckiej republiki Szaraf Raszydow regularnie zawyżał zbiory. Partia nie pozostawała dłużna. Przodownikowi pracy i jego współpracownikom przyznawano wysokie premie.


Proces wysychania Jeziora Aralskiego wskutek wyniszczającej polityki ZSRR. Woda nawadniała pustynie w celu uprawy bawełny. (fot. Zieliński M., 2014, praca magisterska, Uniwersytet Warszawski, Wydział Geografii i Studiów Regionalnych, Katedra Kartografii)
Proces wysychania Jeziora Aralskiego wskutek wyniszczającej polityki ZSRR. Woda nawadniała pustynie w celu uprawy bawełny. (fot. Zieliński M., 2014, praca magisterska, Uniwersytet Warszawski, Wydział Geografii i Studiów Regionalnych, Katedra Kartografii)

Pieniądze zarobione na tym "białym złocie" inwestowano także w piłkę nożną. I tak futbol stał się witryną sklepową, a Pachtakor Taszkent towarem i dowodem mocy azjatyckiej republiki. Nawet nazwa klubu miała być wizytówką Uzbeków. "Pachtakor" znaczy... plantator.

Przy wsparciu Raszydowa zespół awansował do Wyższej Ligi, najwyższej klasy rozgrywkowej w Związku Sowieckim. W sezonie 1967/1968 w Pucharze ZSRR wzięły udział, rekordowo, 242 zespoły. Do finału awansował Pachtakor i Torpedo Moskwa. "Plantatorzy" musieli jednak uznać wyższość "Moskwiczy".

Jeszcze rok później Birodar Abduraimow, gwiazdor "Uzbeckich lwów", został królem strzelców Wyższej Ligi, ale zespół powoli dołował w tabeli. Spadł w 1971. Dopiero osiem lat później drużyna z Taszkentu wróciła na piłkarskie salony Sojuza. Na początek zespół zajął jedenastą lokatę, ale w kolejnych latach liczono na poprawę pozycji. Gwiazdami byli Michaił An – pomocnik o koreańskich korzeniach i Władimir Fiodrow – brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Montrealu.

Po bawełnianej potędze pozostało tylko wysychające Jezioro Aralskie. Taka martwa natura. Martwy został odnaleziony także twórca uzbeckiej potęgi – Szaraf Raszydow. Przyczyną był ponoć zawał, który dopadł go akurat wtedy, gdy Jurij Andropow wszczął śledztwo dotyczące malwersacji finansowych w Taszkencie. Ten zawał przytrafił się Raszydowowi w trakcie lotu samolotem.


***

"Za horyzontem zniknęły znajome twarze,
Za horyzontem ziemskiej egzystencji,
Ale nadal śnię o Pachtakorze,
Jakbym leciał tym lotem"


"Epitafium" Eduard Awansenow

***

Podróże wpisały się w życie Sirożiddina Bazarowa. Gdy był dzieckiem, to ojciec zabrał go do Taszkentu właśnie na mecz Pachtakoru. – Tata był wielkim fanem piłki nożnej. W młodości stale przebywał na stadionie kolektywu, a potem zaczął nas tam zabierać – opowiada Nuriddin, młodszy z synów Ahmada. – Pewnego razu zabrał nas na stadion, gdzie całą rodziną oglądaliśmy mecz Pachtakoru, tej wspaniałej drużyny. Wtedy tata, patrząc na Sirożiddina, powiedział: "jeśli zostaniesz dobrym piłkarzem, to też będziesz tu grał i wszyscy będą ci klaskać". Brat był zachwycony tym, co zobaczył tego dnia.

Z podwórka w Tortuwli do Taszkentu jest 690 kilometrów. Blisko 12 godzin podróży. Bliżej stamtąd do stolicy Tadżykistanu niż Uzbekistanu. Na prowincję docierała jednak stołeczna gazeta "Lenin Uczkuin". Sirożiddin był w czwartej klasie, gdy przeczytał artykuł o utworzeniu szkoły sportowej w Taszkencie. Razem z ojcem pojechali do stolicy.

Gierman Titow był drugim radzieckim, a czwartym w historii człowiekiem w kosmosie. To właśnie jego imię nosiła taszkencka szkoła sportowa. Wuefista, Wadim Jatczenko, poznał się na talencie Sirożiddina Bazarowa i zaproponował mu pobyt w stolicy republiki. I tak lotnictwo stało się fatum młodzieńca z prowincji.

Zapowiadał się na piłkarza wysokich lotów. Wyróżniał się na tle rówieśników. Brylował w drugiej drużynie Pachtakora. Ale jak to w życiu bywa, potrzebował trochę szczęścia. Aleksander Janowski oraz Tuljagan Isakow leczyli akurat kontuzje, więc do kadry zaproszono młodego Bazarowa.

– Latem ‘79 Sirożiddin nie pojechał na letnią Spartakiadę w Moskwie. Miał wtedy egzaminy w Uzbeckim Państwowym Instytucie Kultury Fizycznej w Taszkencie. Od dawna marzył o zdobyciu wyższego wykształcenia. Dwa dni przed katastrofą przygotowywał się do testów. Dostał nawet miesięczny urlop z klubu, ale odmówił – opowiada Mawłon Szukurzoda, autor bloga "Pamięć-79" poświęconego ofiarom tragedii Pachtakora.

Młody piłkarz, podobnie jak siedemnaście innych osób, wszedł do samolotu, który miał dotrzeć do Mińska. Piętnastu piłkarzy, trener Igdaj Tazertinow, lekarz Władimir Czumakow oraz oficjel Mansur Taliżbanow wsiadło na pokład Tupolewa Tu-154A o numerze bocznym СССР-65735. Maszyna wystartowała z lotniska Taszkent-Jużnyj. Po drodze do dzisiejszej stolicy Białorusi zaplanowano dwa międzylądowania w Gurjewie (dziś Atyrau w Kazachstanie) i Doniecku.


Rodzina Bazarowów, Tortuwli, 2014(fot. zbiory Mawłona Szukurzudy
Rodzina Bazarowów, Tortuwli, 2014(fot. zbiory Mawłona Szukurzudy

"Charków, tu 734. Coś spada z nieba"

Charkowskie niebo przypominało ruchliwą ulicę. Krzyżowało się wiele lotów i korytarzy powietrznych.

Tymi, którzy regulowali ruchem byli Siergiej Siergiejew, Nikołaj Żukowski i Władimir Sumskoj. Pierwszy był naczelnikiem lotów w Charkowie. Drugi kontrolerem z zaledwie dwumiesięcznym doświadczeniem na stanowisku. Trzeci przewyższał Żukowskiego wiedzą, pracował bowiem już od czterech lat, ale Siergiejew ustalił akurat młodszego kontrolera liderem tego duetu. Sumskoj, przerażony częstymi błędami kolegi, bezskutecznie starał się o zmianę, ale wszystkie prośby odbijały się jak groch od ściany.

Kilka minut po jedenastej z Czelabińska wzbił się mołdawski samolot Tupolew Tu-134A z 94 osobami na pokładzie. Białoruski Tu-134AK z 77 pasażerami, w tym z piłkarzami Pachtakora Taszkent, wyleciał 20 minut później. Te Tupolewy były jednymi z blisko 700 samolotów, które tego dnia przelatywały przez przestrzeń zarządzaną przez Żukowskiego i Sumskoja.


Kontrolerom lotów nie odpowiedział ani pilot mołdawskiego Tupolewa, ani bliźniaczej jednostki przewożącej uzbeckich piłkarzy. Wiadomość przyszła z będącego nieopodal Iła-62.

O 13:37 Igor Czernkow, pilot samolotu lecącego z Czerkas do Doniecka, skontaktował się z kontrolą lotów. – Charków, tu 734. Coś spada z nieba. Trzy minuty potem Czernkow znów wywołał Żukowskiego: – Charków, tu 734. Jestem w rejonie osady Kuriłowka. Obserwuję spadające części samolotu. Moim zdaniem to Tu-134.

– Nie uciekam od odpowiedzialności, ale nie można powiedzieć, kto zawinił. Skoro ja potrafię się przyznać, to inni też powinni. Wszyscy jesteśmy po trochu winni – mówił kontroler lotu Władimir Sumskoj. Starszego kontrolera skazano na 15 lat więzienia. Wyszedł w 1986 na mocy amnestii.


Zderzenie tupolewów przeszło do historii jako kolizja nad Dnieprodzierżyńskiem. (fot. autor zdjęcia pozostaje nieznany. Zostało opublikowane w serwisie samoleting.ru)
Zderzenie tupolewów przeszło do historii jako kolizja nad Dnieprodzierżyńskiem. (fot. autor zdjęcia pozostaje nieznany. Zostało opublikowane w serwisie samoleting.ru)

***

"Piłkarskie anioły pozostały na niebie,
I wciąż słyszę szelest skrzydeł.
Magicy piłki, fakirzy bramek...
Jak ja kochałem tego dawnego Pachtakora.


"Epitafium" Eduard Awansenow

***

– Nikołaj Żukowski popełnił tego dnia kilka błędów, a każdy z nich pogarszał sytuację. Najpierw błędnie obliczył czas przelotu mołdawskiego Tu-134 nr 65816 nad punktem nawigacyjnym Krasnograd i bezzasadnie upierał się, że samolot musi pozostać na wysokości 8400 m, bo miał rzekomo kolidować z inną maszyną lecącą tym samym korytarzem i kursem, ale na 9600 m. Trzykrotnie odrzucił prośby załogi nr 65816 o wzniesienie się na 9600 m. Następnie źle zidentyfikował położenie białoruskiego Tu-134 nr 65735 na radarze. Był przekonany, że ten samolot jest już bezpieczny, poza skrzyżowaniem korytarzy nad Dnieprodzierżyńskiem, więc nakazał mu wznoszenie z 7200 m na 8400 m, co wykonano – tłumaczy Marcin Strembski, dziennikarz "Portalu Militarnego".

– Nadzorujący jego pracę Władimir Sumskoj dopiero po chwili dostrzegł na ekranie kolegi niebezpieczeństwo zderzenia. Sądził, że naprawił błąd podwładnego z kolizyjnym kursem obu Tu-134 na tej samej wysokości, ale ponieważ sam nie przestrzegał procedur i terminologii lotniczej, to jego interwencja tym razem była nieskuteczna. Ktoś rzucił tylko w odpowiedzi w eter "Rozumiem… 8400". Nie było jednak od razu wiadomo, kto potwierdził tę wiadomość – wyjaśnia Strembski.

– Sumskoj, zamiast wyjaśnić sprawę, zrugał tylko Żukowskiego i wrócił do swoich zajęć. Komunikaty powinny być jasne i potwierdzone przez właściwego odbiorcę, który powinien dać się zidentyfikować w rozmowie, podając najpierw swój kod wywoławczy. Tego wzburzony sytuacją Sumskoj nie dopilnował. Obsztorcowany przed chwilą Żukowski nie miał śmiałości poprawiać przełożonego – dodaje ekspert.


Część mołdawskiego samolotu CCCP 65816. (fot. wikipedia)
Część mołdawskiego samolotu CCCP 65816. (fot. wikipedia)

Na wysokości 8400 metrów doszło do niemal czołowego zderzania dwóch samolotów. Nad Dnieprodzierżyńskiem zginęło 178 osób, w tym drużyna Pachtakora Taszkent. – My, całą drużyną, baliśmy się latać. Niektórzy mówili, że kiedyś się rozbijemy. To się czuło – opowiadał Tuljagan Isakow. Piłkarz, który nie wszedł na pokład samolotu. 11 sierpnia 1979 był bowiem kontuzjowany.

Chaos w pracy Sumskoja i Żukowskiego wprowadził tajemniczy "Lot A". Przelot "ważnego polityka" sprawił, że część strefy zarządzanej przez charkowskich kontrolerów została zamknięta. Spekulowano, że był to Jumdżaagijn Cedenbal (szef mongolskich komunistów) lub Wołodymyr Szczerbicki (I sekretarzu Komunistycznej Partii Ukrainy). Prywatnie wróg Szarafa Raszydowa.

"Lotem A" przewożono zapominanego przez historię sekretarza KPZR Konstatnia Czernienkę, który udawał się na Krym na spotkanie z Leonidem Breżniewem. Raszydow płakał, gdy dowiedział się o tragedii uzbeckich piłkarzy. Chciał za wszelką cenę poznać nazwisko polityka, który namieszał na charkowskim niebie. KGB wysłało więc do Taszkentu Andrieja Kirilenkę, który utemperował szefa republiki.

Przywódca Uzbeków zmarł w przeświadczeniu, że piłkarze Pachtakora zginęli przez "Lot A" Czernienki. – Moim zdaniem wpływ na tragedię był dosłownie żaden. Został zapowiedziany z tygodniowym wyprzedzeniem. Samolot z VIP-em przeleciał ponad godzinę przed katastrofą i nie zajmował już korytarza. Dla kontrolera to wieczność – mówi Strembski.


Pomnik ku pamięci Sirożiddin Bazarow (fot. archiwum prywatne Mawłona Szukurzody)
Pomnik ku pamięci Sirożiddin Bazarow (fot. archiwum prywatne Mawłona Szukurzody)

Ukochany wnuk

Sirożiddin Bazarow nie chciał lecieć. – On nigdy nie ukrywał, że był zżyty z rodziną – mówi siostra zawodnika. Na kilkanaście dni przed meczem z Dynamem Mińsk piłkarza mieli odwiedzić krewni. – Bardzo się zdenerwował, gdy mama zachorowała i nie mogła przyjechać do Taszkentu – dodaje Latipchona.

10 sierpnia Bazarowa chciał odwiedzić wuj Hassan, który akurat był w stolicy u swojej córki. Nie zastał chłopca w bazie treningowej w Kibraj i wrócił do Samarkandy. Dozorca poinformował Sirożiddina o niespodziewanej wizycie krewniaka, a ten od razu połączył to z chorobą matki. – Brat miał wtedy egzamin i dlatego też nie poleciał wcześniej z rezerwami do Mińska – mówi siostra Bazarowa.

Sirożiddin poszedł na trening. Wyglądał źle. Był blady, głowę miał spuszczoną. Michaił An, gwiazdor Pachtakora, dostrzegł zmianę w zachowaniu pogodnego zazwyczaj chłopca. To on wytłumaczył mu, że musi lecieć z drużyną na Białoruś w sytuacji kontuzji kilku innych piłkarzy. – Bazarow dał się przekonać, ale był na tyle roztrzepany, że zapomniał paszportu z akademika. Gdyby kontrola na lotnisku Taszkent-Jużnyj była bardziej uważna to być może by żył. Ojciec trzymał ten paszport jeszcze przez wiele lat – mówi bloger Mawłon Szukurzada.

– Nasz dziadek Bozorboj-ota był religijnie oświeconym Ishan-mułłą, miał ogromny autorytet wśród współmieszkańców. Od samego początku był przeciwny opuszczeniu przez Sirożiddina rodzinnej wioski i graniu w piłkę nożną. A kiedy pojawiły się kłopoty, to zaczął obwiniać ojca za śmierć wnuka. Dwa miesiące przed katastrofą dziadek śnił koszmar, z którego wynikało, że nadciągają kłopoty i może stracić ukochanego wnuka. Dosłownie następnego dnia zaczął domagać się od syna powrotu Sirożiddina do wioski – opowiada Latipchona Bazarowa.


Rodzina Bazarowów (fot. archiwum prywatne Lapichtony Bazarowej)
Rodzina Bazarowów (fot. archiwum prywatne Lapichtony Bazarowej)

– 11 sierpnia dziadek się zmienił, był niespokojny, ciągle nerwowy. Papa w tym czasie był członkiem partii, sekretarzem organizacji partyjnej szkoły i, jak wielu ówczesnych sowieckich Uzbeków, nie wierzył w przesądy i sny. Po śmierci wnuka dziadek nie mógł wybaczyć sobie i ojcu bezczynności. Podobnie jak jego ojciec, robił sobie codziennie wyrzuty. Kilka miesięcy później odszedł… – dodaje.

13 sierpnia Kurban Talijew przyszedł do pracy w zarządzie rejonowym. Dzień, który miał być jak co dzień, zaczął się od druzgocącej informacji. Drużyna Pachtakoru zginęła w katastrofie lotniczej.

Talijew, daleki krewny Bazarowów wybiegł ze spotkania, żeby przekazać tę tragiczną wieść Ahmadowi. – W jednej chwili wszystko wywróciło się do góry nogami... Tego dnia przydzielono nam autobus, a ja i moja rodzina pojechaliśmy do Taszkientu. Po drodze modliliśmy się i mieliśmy nadzieję, że to wszystko nie jest prawdą. Ale gdy tylko weszliśmy do budynku Komitetu Sportu Uzbekistanu, zobaczyliśmy twarze tych wszystkich ludzi – mówi Halima Bazarowa, młodsza siostra Sirożiddina.

"Najpierw zauważyliśmy porozrzucane bagaże, a potem zwłoki kobiety"

Plaża na lewym brzegu Dniepru była pełna wczasowiczów. Chwilę przed 13 zrobiło się ciemno. Z granatowych chmur popłynęły krople deszczu, a wczasowicze wrócili na letnisko. To tu spadł silnik białoruskiego tupolewa. Gdyby nie deszcz, to ofiar byłoby więcej.

Większość części spadła we wsi Nikołajewka. Zderzenie samolotów przerwało kadłuby. Przepołowione tupolewy zwaliły się na ziemię. Pasażerowie, którzy nie mieli zapiętych pasów, po prostu wysypali się z kadłubów. Z ponad ośmiu kilometrów spadali na ziemię.

Na miejsce katastrofy wysłano kadetów Dnieprodzierżyńskiej Szkoły Lotniczej, Jednostkę Wojskową 78436, Brygadę Sanitarną Obrony Cywilnej oraz milicję. – Przyjechaliśmy na pole kołchozowe. Najpierw zauważyliśmy porozrzucane bagaże, a potem zwłoki kobiety w rowie. Dalej były następne – zdradzał w biograficznej książce Jurij Miełkonow, ceniony łotewski inżynier lotnictwa, a wtedy uczeń DSL.

– Podwozie białoruskiego samolotu dalej dymiło. Brygada sanitarna oblała je jakimś płynem. Czuć było swąd spalonych ciał. Osoby w cywilnych ubraniach ostrzegały, że muszą znaleźć broń osobistą członków załogi. To było echo niedawnego porwania samolotu i morderstwa stewardesy przez Parnasa Brazinskasa. W końcu znaleziono trzy pistolety Makarowa i 24 sztuki amunicji – pisze Miełkonow w "Skrzydle z czerwoną gwiazdą".

Władzom zależało na szybkim usunięciu śladów wielkiej katastrofy. Wstyd. Dwa samoloty zderzyły się niemal czołowo. Takie rzeczy nie dzieją się codziennie, a już na pewno nie w ZSRR. Uczniowie szkoły lotniczej w pośpiechu zbierali fragmenty zwłok do foliowych worków.
– 11 sierpnia dziadek się zmienił, był niespokojny, ciągle nerwowy. Papa w tym czasie był członkiem partii, sekretarzem organizacji partyjnej szkoły i, jak wielu ówczesnych sowieckich Uzbeków, nie wierzył w przesądy i sny. Po śmierci wnuka dziadek nie mógł wybaczyć sobie i ojcu bezczynności. Podobnie jak jego ojciec, robił sobie codziennie wyrzuty. Kilka miesięcy później odszedł… – dodaje.

13 sierpnia Kurban Talijew przyszedł do pracy w zarządzie rejonowym. Dzień, który miał być jak co dzień, zaczął się od druzgocącej informacji. Drużyna Pachtakoru zginęła w katastrofie lotniczej.

Talijew, daleki krewny Bazarowów wybiegł ze spotkania, żeby przekazać tę tragiczną wieść Ahmadowi. – W jednej chwili wszystko wywróciło się do góry nogami... Tego dnia przydzielono nam autobus, a ja i moja rodzina pojechaliśmy do Taszkientu. Po drodze modliliśmy się i mieliśmy nadzieję, że to wszystko nie jest prawdą. Ale gdy tylko weszliśmy do budynku Komitetu Sportu Uzbekistanu, zobaczyliśmy twarze tych wszystkich ludzi – mówi Halima Bazarowa, młodsza siostra Sirożiddina.

"Najpierw zauważyliśmy porozrzucane bagaże, a potem zwłoki kobiety"

Plaża na lewym brzegu Dniepru była pełna wczasowiczów. Chwilę przed 13 zrobiło się ciemno. Z granatowych chmur popłynęły krople deszczu, a wczasowicze wrócili na letnisko. To tu spadł silnik białoruskiego tupolewa. Gdyby nie deszcz, to ofiar byłoby więcej.

Większość części spadła we wsi Nikołajewka. Zderzenie samolotów przerwało kadłuby. Przepołowione tupolewy zwaliły się na ziemię. Pasażerowie, którzy nie mieli zapiętych pasów, po prostu wysypali się z kadłubów. Z ponad ośmiu kilometrów spadali na ziemię.

Na miejsce katastrofy wysłano kadetów Dnieprodzierżyńskiej Szkoły Lotniczej, Jednostkę Wojskową 78436, Brygadę Sanitarną Obrony Cywilnej oraz milicję. – Przyjechaliśmy na pole kołchozowe. Najpierw zauważyliśmy porozrzucane bagaże, a potem zwłoki kobiety w rowie. Dalej były następne – zdradzał w biograficznej książce Jurij Miełkonow, ceniony łotewski inżynier lotnictwa, a wtedy uczeń DSL.

– Podwozie białoruskiego samolotu dalej dymiło. Brygada sanitarna oblała je jakimś płynem. Czuć było swąd spalonych ciał. Osoby w cywilnych ubraniach ostrzegały, że muszą znaleźć broń osobistą członków załogi. To było echo niedawnego porwania samolotu i morderstwa stewardesy przez Parnasa Brazinskasa. W końcu znaleziono trzy pistolety Makarowa i 24 sztuki amunicji – pisze Miełkonow w "Skrzydle z czerwoną gwiazdą".

Władzom zależało na szybkim usunięciu śladów wielkiej katastrofy. Wstyd. Dwa samoloty zderzyły się niemal czołowo. Takie rzeczy nie dzieją się codziennie, a już na pewno nie w ZSRR. Uczniowie szkoły lotniczej w pośpiechu zbierali fragmenty zwłok do foliowych worków.


Pomnik ofiar katastrofy nad Dnieprodzierżyńskiem (fot. Pachtakor Taszkent)
Pomnik ofiar katastrofy nad Dnieprodzierżyńskiem (fot. Pachtakor Taszkent)

Minęły cztery dni od śmierci Sirożiddina. Pogrzeb był dopiero 17 sierpnia 1979 roku w Nawoj. W Taszkencie postawiono później pamiątkowy cenotaf. – Dziadek i babcia długo domagali się otwarcia trumny, aby pożegnać wnuka, ale pracownicy Powiatowego Komitetu Wykonawczego i milicja nie pozwolili na to – mówi Halima Bazarowa. Nie wiadomo więc czyje szczątki były w trumnie Sirożiddina.

Mawłon Szukurzoda odwiedził rodzinę Bazarowów, by uzupełnić swój blog "Pamięć-79". – Młodszy brat Sirożiddina, Nuriddin, podzielił się ze mną niesamowitym faktem. Po śmierci piłkarza, nie tylko we wsi Tortuwli, ale także w regionie Narpaj, najpopularniejsze stało się imię "Sirożiddin". Ludzie, by nie zapomnieć o słynnym rodaku, nadawali dzieciom jego imię... I tak pamięć o tym piłkarzu Pachtakora Taszkent żyje do dziś…

***

"Pamiętam Was po imieniu…
By uhonorować Was w naszych czasach,
Wymawiam na kolanach
Z głębokim żalem Wasze imiona.


"Epitafium" Eduard Awansenow

***

Wypowiedzi Bazarowów zanotował Mawłon Szukurzoda, a zostały udostępnione na potrzeby tego artykułu.

Wiersz Eduarda Awansenowa został przetłumaczony przez autora tekstu.


Polecane
Najnowsze
Nie stać ich na Bułkę. Transfer do Premier League się oddalił
Nie stać ich na Bułkę. Transfer do Premier League się oddalił
| Piłka nożna / Francja 
Marcin Bułka (fot. Getty)
Na którym miejscu Polacy? Sprawdź tabelę Ligi Narodów siatkarzy!
Reprezentacja Polski siatkarzy (fot. Getty Images)
Na którym miejscu Polacy? Sprawdź tabelę Ligi Narodów siatkarzy!
| Siatkówka / Reprezentacja 
Dziś wybory w PZPN – Kulesza 2.0? Program specjalny od 10:00!
Wybory prezesa PZPN [NA ŻYWO]. Transmisja online, live stream (30.06.2025). Gdzieoglądać?
transmisja
Dziś wybory w PZPN – Kulesza 2.0? Program specjalny od 10:00!
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Zjazd PZPN: nie zabraknie ważnych tematów
Cezary Kulesza (fot. Getty Images)
Zjazd PZPN: nie zabraknie ważnych tematów
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Nowy rywal Lewandowskiego. Trener chce odciążyć Polaka
Robert Lewandowski (fot. Getty Images)
Nowy rywal Lewandowskiego. Trener chce odciążyć Polaka
| Piłka nożna / Hiszpania 
Delegat na zjazd PZPN: obrady będą ciekawe
Cezary Kulesza (fot. PAP)
Delegat na zjazd PZPN: obrady będą ciekawe
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Polacy zagrali wszystkim na nosie. Przełom w lekkoatletyce
Reprezentacja Polski na podium Drużynowych Mistrzostw Europy w lekkoatletyce (fot. PAP)
Polacy zagrali wszystkim na nosie. Przełom w lekkoatletyce
zdj. własne
Jan Pęczak
Do góry