Każda nowa sytuacja czegoś uczy – przyznała Iga Świątek po zwycięskim meczu z Karoliną Muchovą 6:1, 4:6, 6:4 i awansie do ćwierćfinału turnieju WTA na twardych kortach w Montrealu. Mecz był kilka razy na dłużej przerywany przez deszcz, a tenisistki spędziły na kortach praktycznie cały dzień. Polka w kolejnym spotkaniu zmierzy się z Danielle Collins.
– Trzeba znaleźć w sobie energię, choć byłyśmy tutaj od 9 rano. Z pewnością był to dość niezwykły dzień i nie sądzę, żebym spotkała się z czymś takim w mojej karierze wcześniej. Każda nowa sytuacja czegoś uczy, więc miałam okazję się przekonać, jak sobie z tym radzę i jak reaguję. Przecież praktycznie zaczynałyśmy ten mecz trzy razy – podkreśliła Świątek w krótkiej rozmowie na korcie tuż po zakończeniu pojedynku.
– Na pewno miałem wzloty i upadki. Sama to czułam. Popełniłam kilka błędów, zwłaszcza w drugim secie, które na tym etapie i z taką zawodniczką jak Karolina bywają kosztowne – tłumaczyła. Przerwy w grze spowodowane opadami deszczu wykorzystywała na odpoczynek. – Starałam się zawsze zresetować, by wrócić na kort z nową energią – dodała.
Sama gra trwała dwie godziny i 52 minuty, czyli o trzy minuty dłużej niż poprzednia potyczka tych tenisistek w czerwcowym finale wielkoszlemowego French Open w Paryżu. Choć to była dopiero 1/8 finału, to zyski z wygranej też są dla Świątek pokaźne, m.in. zapewniła sobie przedłużenie prowadzenia w światowym rankingu, co oznacza, że w poniedziałek rozpocznie 72. z rzędu i w karierze tydzień panowania i już samodzielnie, po zdystansowaniu Dunki polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki, będzie zajmować 10. lokatę w zestawieniu wszech czasów pod względem długości zajmowania fotela liderki.
22-letnia podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego jest też coraz bliżej granicy 20 mln dolarów zarobionych z tytułu oficjalnych premii WTA, a w przypadku triumfu w Kanadzie może się o nią otrzeć. Wygrana z Muchovą była jej 49. w sezonie, a bilans uzupełnia siedem porażek. W ostatnich latach więcej zwycięstw w roku kalendarzowym odniosła tylko... sama Świątek – przed rokiem jej licznik wskazał 67.
O stabilnej formie Polki świadczy też fakt, że jest pierwszą od czterech lat i wyczynu Simony Halep zawodniczką, która w dwóch kolejnych sezonach wygrała co najmniej 40 spotkań w imprezach rangi WTA 1000 – do 24 przed rokiem dołożyła już 17 w bieżącym, czym wyrównała – o czym przypomniała organizacja prowadzące zawodowe rozgrywki kobiet – osiągnięcie Rumunki z lat 2018-19.
Świątek w piątek ok. godz. 22 czasu polskiego zagra o półfinał z Amerykanką Danielle Collins, która w Montrealu odrodziła się po paśmie nieudanych występów. Wygrała już pięć spotkań, łącznie z kwalifikacjami, pokonała m.in. Ukrainkę Elinę Switolinę, Greczynkę Marię Sakkari i w czwartek Kanadyjkę Leylah Fernandez. W głównej drabince nie straciła jeszcze seta. Będzie to ich czwarte starcie. Tenisistka z Raszyna ma dwa zwycięstwa, w tym tegoroczne z Dauhy, kiedy oddała rywalce tylko jednego gema, ale to Collins wygrała najważniejsze z ich starć – w półfinale Australian Open w 2022 roku.
W czwartek z zawodami pożegnała się m.in. mistrzyni Wimbledonu Marketa Vondrousova. Czeszce późnym wieczorem czasu lokalnego nie dała szans Cori Gauff, która zwyciężyła w 62 minuty 6:3, 6:0. Amerykanka, która przed tygodniem triumfowała w Waszyngtonie, po raz pierwszy w karierze wygrała trzy kolejne pojedynki z zawodniczkami z TOP10 światowego rankingu.
W piątek dojdzie do amerykańskiego ćwierćfinału – grająca z "szóstką" Gauff spotka się z turniejową "czwórką" Jessicą Pegulą. Mecz będzie miał wyjątkowy charakter, bo od zeszłego roku obie tenisistki wspólnie, i z dużymi sukcesami, grają w debla. W tym czasie dwukrotnie zmierzyły się w singlu i bilans jest remisowy.