Rozmienianie kariery na drobne to przypadłość wielu legend. Losy Pete'a Samprasa udowadniają jednak, że czasami można zejść z wielkiej sceny w niemal idealnym momencie. Ikona tenisa lat dziewięćdziesiątych ogłosiła rozbrat ze sportem tuż po 32. urodzinach, zostawiając po sobie kilka rekordów i jedyne w swoim rodzaju dziedzictwo.
12 sierpnia 2023 roku Pete Sampras świętuje 52. urodziny.
Ostatni raz na korcie pokazał się 8 września 2002 roku. Okazja była wyjątkowa – kolejny finał US Open. "Pistol Pete" dotarł w jesieni kariery do tego etapu rozgrywek wbrew wszelkiej logice. Poprzednie miesiące nie układały się po jego myśli – kilka tygodni wcześniej ukochany Wimbledon zakończył już w drugiej rundzie. Coś takiego przytrafiło mu się poprzednio w 1991 roku – na długo zanim rozpoczął magiczną serię zwycięstw, która zapewniła mu tytuł "Króla trawy".
Coraz bardziej zaawansowany wiekowo stopniowo obniżał loty. Pod koniec 2000 roku stracił pozycję lidera rankingu ATP na rzecz Gustavo Kuertena. Miał jej już nigdy nie odzyskać, ale jego rekord 286 tygodni na czele notowania poprawił dopiero 12 lat później Roger Federer. Szwajcar nie ukrywał, że Amerykanin był jednym z największych idoli. Pod wieloma względami jest uważany za następcę Samprasa. Łączy ich na pewno jędnoręczny bekhend, finezja oraz skłonność do sięgania po ryzykowne i efektowne zagrania w kluczowych momentach ważnych meczów.
Ich drogi przecięły się tylko raz. Latem 2001 roku to właśnie 19-letni Federer zakończył na Wimbledonie spektakularną serię 31 zwycięstw z rzędu starszego kolegi. To wcale nie był koniec Samprasa, który niedługo potem dotarł do finału US Open. Przed własną publicznością znów przegrał z innym liderem nowej generacji. W 2000 roku pokonał go w domu Marat Safin, a tym razem lepszy okazał się Lleyton Hewitt.
Walka z samym sobą
Cały 2001 rok zdawał się potwierdzać, że w męskim tenisie pewna era powoli się kończy. "Pistol Pete" po raz pierwszy od dwunastu lat nie wygrał żadnego turnieju. A rok zamknął jako numer dziesięć rankingu ATP. Ostatni raz tak niską pozycję zajmował w 1989 roku, jeszcze jako nastolatek. Coraz częściej narzekał jednak na problemy zdrowotne, a nawracające kontuzje nie były dla niego czymś zaskakującym.
Przez większość kariery walczył z bólem w pojedynkę i po cichu. W 1994 roku pokonał Gorana Ivanisevicia w finale Wimbledonu mimo obolałej kostki. Rok później w decydującym meczu turnieju znów były kłopoty. Tym razem sprawę wykryły brytyjskie tabloidy, ale nieznośny ból barku nie był w stanie zatrzymać Amerykanina w finałowej batalii z Borisem Beckerem.
Problemy zdrowotne były również podczas ostatniego zwycięstwa na Wimbledonie w 2000 roku. Już przed meczem trzeciej rundy z Justinem Gimelstobem pojawiły się poważne wątpliwości. – Stan Pete'a poznamy dopiero gdy wyjdzie na kort. To były straszne obrazki – jego goleń była okryta opakowaniami z lodem. Przepisano mu leki przeciwzapalne. Mamy nadzieję, że ból będzie mniejszy. Trochę się też modlimy. Ale to jest Wimbledon – niewielu sportowców ma w sobie taką wolę walki jak Pete Sampras – podsumował trener Paul Annacone.
Zaczęło się niepokojąco – od seta przegranego 2:6. Kolejne trzy były jednak popisem króla Wimbledonu, który pewnie pokonał rodaka. Potem w drodze do finału stracił tylko seta, a w decydującym meczu ograł Patricka Raftera – jednego z największych rywali. Na tym ostatnim już etapie kariery niewiele było części ciała, z którymi Sampras nie miałby problemów. Dysk, piszczel, przepuklina, żołądek, bark, stopa – wyliczać można długo.
Niechętnie opowiadał o swoich problemach. "Persona wykreowana przez Pete'a jest dziwna, nawet dla niego nieco krzywdząca. W dyscyplinie, w której Anna Kurnikowa skupia na sobie tak wiele uwagi nie wygrywając nic istotnego, Sampras jest dominatorem kilkunastu turniejów Wielkiego Szlema, który z płytkich powodów bywa nieco niedoceniany" – ocenił w 2000 roku dziennikarz Hubert Mizell.
Znów ten Agassi…
Ta historia doczekała się idealnej puenty. Nieco ponad dwa lata później walczący głównie z bólem Sampras triumfował w US Open. Rozstawiony z numerem siedemnastym Amerykanin nie miał najłatwiejszego losowania. Już w trzeciej rundzie stoczył wyniszczającą pięciosetową batalię z mocno serwującym Gregiem Rusedskim.
Pokonany Brytyjczyk wcale nie był pod wrażeniem. Ocenił, że Sampras jest we wszystkim o półtora tempa wolniejszy. – Żeby z nim wygrać nie musiałem być półtora tempa szybszy – odparł niewzruszony Pete. W czwartej rundzie w dużo lepszym stylu odprawił turniejową "trójkę" – Tommy'ego Haasa. Nie było to oczywiste – Niemiec przystępował do spotkania z serią trzech zwycięstw w bezpośrednich starciach i był na fali.
Według "The New York Times" przebieg tej rywalizacji był symboliczny w kontekście kariery legendarnego mistrza. Sampras wszystkie zwycięstwa nad młodszym rywalem odniósł jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, gdy był liderem rankingu. Ćwierćfinał US Open 2002 potwierdził, że weteran nie obawia się nowej generacji – w trzech setach wyeliminował Andy'ego Roddicka. Seta nie stracił również w półfinałowym starciu z Sjengiem Schalkenem.
Finał był symboliczną klamrą. Po drugiej stronie siatki pojawił się Andre Agassi – odwieczny rywal Samprasa. To właśnie od finałowej wygranej z rodakiem rozpoczęło się dla Pete'a wszystko co najlepsze w Wielkim Szlemie – w 1990 roku podczas US Open wygrał bez straty seta. Potem bywało różnie, ale to Sampras przeważnie dominował w tej rywalizacji. Relacje rodaków należały do szczególnie burzliwych. – Chciałbym być tak nudny jak Pete – wyznał kiedyś Agassi w nagłym przypływie szczerości.
W głośnej autobiografii "Open" zarzucił rodakowi skąpstwo, gdy ten nie chciał zostawić dolara napiwku. Z czasem przeprosił i zmienił podejście, o czym najlepiej świadczą słowa z 2011 roku. – W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nigdy go nie poznałem. Byliśmy dwoma różnymi facetami o kompletnie innych stylach, którzy patrzyli na świat zupełnie inaczej. Był między nami most trudny do pokonania. W mojej książce chciałem być bardziej surowy wobec siebie niż wobec kogokolwiek innego. Chociaż nie znałem Pete'a zbyt dobrze, to uznawałem go za lepszego sportowca i tenisistę – podsumował Agassi.
Ostatni akt ich rywalizacji był jej idealnym podsumowaniem. Sampras zwyciężył w pierwszych setach (6:3, 6:4), ale rodak wygrał trzecią partię (7:5). W czwartym "Pistol Pete" po 6:4 cieszył się z czwartego finałowego zwycięstwa nad Agassim w wielkoszlemowym turnieju. W całej rywalizacji też był nieznacznie lepszy (20-14).
Poza kortem
W obliczu tak wielkiego sukcesu nie ogłosił jednak zakończenia kariery. Dał sobie czas, ale problemy zdrowotne okazały się nie do pokonania. Przez większość 2003 roku konsekwentnie wycofywał się z kolejnych turniejów i opóźniał powrót. Coraz częściej i głośniej dywagowano o tym, co wydawało się nieuniknione.
– Bez względu na to, kiedy Pete Sampras zdecyduje się na zakończenie kariery, będzie to wielka strata dla tenisa. Osiągnął tak wiele... Wciąż – jeśli się wycofa i odejdzie, to nikt nie będzie specjalnie zaskoczony. To nie będzie aż taki szok jak odejście Bjoerna Borga. To powolny proces i nawet mimo zwycięstwa w US Open nie możemy być pewni, ile to wszystko potrwa. Może skupi się na wielkich turniejach i pogra jeszcze 2-3 lata? Nie mogę mu doradzać, on wie lepiej ode mnie – skomentował w 2003 roku Roger Federer podczas turnieju Indian Wells.
Kilka miesięcy później wszystko było już jasne. Decyzja ta kiełkowała w głowie Samprasa przez wiele miesięcy. Po raz pierwszy taki scenariusz rozważał na pomeczowej konferencji prasowej po wygranej z Agassim. Został wówczas najstarszym triumfatorem US Open od ponad trzech dekad. – W idealnym świecie to byłoby faktycznie książkowe zakończenie, ale zobaczę jak będę się czuł za jakiś czas – tłumaczył.
W 2003 roku miesiące mijały, a legendarny tenisista po prostu nie umiał zmusić się już do ciężkiej pracy. Czuł się bowiem spełniony pod każdym względem. W Bridgette Wilson znalazł idealną partnerkę – szybko została jego żoną. Założyli rodzinę i wychowali dwóch synów. Pete przez wiele lat był rekordzistą pod względem wygranych turniejów wielkoszlemowych (14), największej liczby tygodni spędzonych w fotelu lidera rankingu ATP (286) oraz zarobków (43 miliony dolarów). Żaden z tych rekordów nie przetrwał kolejnych dwóch dekad przez tercet Roger Federer – Rafael Nadal – Novak Djoković.
Odbijanie piłek na korcie niby nadal sprawiało Samprasowi przyjemność, ale miał dość całej reszty. Ostateczną decyzję podjął w kwietniu 2003 roku. – Przygotowywaliśmy się powoli do Wimbledonu, gdy nagle wszedł i powiedział, że ma dość i nie będzie już więcej grał. Wytłumaczył mi wtedy, że osiągnął wszystko co planował na początku kariery. Wiedział po co w ogóle grał – chciał sobie coś udowodnić. W tamtym momencie poczuł się wreszcie spełniony – opowiadał po latach Paul Annacone, ostatni trener Samprasa.
Legendarny tenisista pożegnał się z kibicami podczas kolejnej edycji US Open, ale już w garniturze. Mógł liczyć na owację i wiele ciepłych słów. Po zakończeniu kariery wycofał się z tenisowego świata. Nie został komentatorem ani trenerem. Co jakiś czas pojawiał się w meczach pokazowych, rywalizując z Agassim lub Federerem. Nigdy nie żałował zejścia z kortu tuż po trzydziestce, choć po latach przyznał, że być może osiągnąłby jeszcze więcej gdyby nie pewne cechy charakteru.
– Najbardziej lubiłem ostatnie dni Wimbledonu, gdy w szatni poza mną nie było już nikogo. Byłem samotnym wilkiem – zdradził. Zawsze był wycofany, a charakter sprawił, że przez dwa lata w pojedynkę walczył z wrzodami żołądka, bo wstydził się porozmawiać o tym schorzeniu z najbliższym otoczeniem. Taki był tamten czas geniusza kortu.
– Może w nowej erze mediów społecznościowych nie miałbym wyjścia i musiałbym się bardziej otworzyć? – pytał po latach. Chyba to jednak dobrze, że nigdy tego nie sprawdzimy…