Polscy koszykarze pokonali Estończyków 93:83 i awansowali do finału turnieju preeliminacyjnego do igrzysk olimpijskich w Paryżu. W decydującym spotkaniu zmierzą się z Bośnią i Hercegowiną lub Izraelem.
Polacy przystępowali do tej rywalizacji w roli faworytów, jednak w głowach naszych koszykarzy na pewno pozostawały mecze z ubiegłego roku. Estończycy niespodziewanie pokonali wtedy Polaków w eliminacjach do mistrzostw świata i mimo że nasi koszykarze zrewanżowali im się niedługo później, to ta porażka (przez stosunek małych punktów) zdecydowała o odpadnięciu biało-czerwonych z walki o światowy czempionat. Od tamtego czasu sporo się jednak zmieniło, przede wszystkim składy (u nas nie grał wtedy chociażby Mateusz Ponitka, u Estończyków pojawiły się kontuzje) czy fakt, że Igor Milicić zdołał ułożyć polski zespół po swojemu, co dało efekty w fazie grupowej tegorocznych preeliminacji olimpijskich.
Było to widać na parkiecie w pierwszej połowie meczu. Zarówno pierwsza, jak i druga kwarta, wyglądały podobnie – reprezentanci Polski byli lepiej zorganizowani w ataku, dobrze bronili, lepiej zbierali i prowadzili grę, jednak nie dali rady odskoczyć na większą liczbę punktów, ponieważ rywali utrzymywał w grze ich najmocniejszy atut – rzuty za 3 punkty. W samej pierwszej kwarcie mieli ich pięć i tylko dzięki temu przegrywali zaledwie czteroma punktami (22:18).
W drugiej odsłonie „trójki” w pewnym momencie przestały być tak skuteczne, co spowodowało, że mniej więcej w połowie tej części gry Polacy byli w stanie odskoczyć na jedenaście punktów przewagi. Zanim jednak zdołali zaklepać sobie w miarę spokojny rezultat do przerwy, sami wpadli w gorszy okres, w którym tracili piłkę, popełniali błędy i pozwolili Estończykom na odrobienie części strat. Po dwudziestu minutach gry mieliśmy wynik 41:35, a najlepiej punktowali Kaspar Treier (11 punktów, 3/3 za trzy) i Michał Sokołowski (9).
Początek trzeciej części meczu wyszedł naszym koszykarzom bardzo dobrze. Ponownie odskoczyli rywalom na kilkanaście punktów, m.in. dzięki powrotowi do dyspozycji z początku kwarty numer dwa. Estończycy znów jednak zaczęli trafiać rzuty z dystansu (15 z 21 punktów w kwarcie) i mimo że Polacy wygrali kolejną kwartę, to ich przewaga wynosiła siedem punktów (63:56), co dawało rywalom szansę na powrót.
Strach o taki scenariusz pojawił się na początku ostatniej odsłony gry, kiedy Estończycy, znów po kilku rzutach z dystansu, zaczęli się zbliżać do remisu. Wtedy sprawę w swoje ręce wzięły dwa wielkie talenty polskiej reprezentacji – Aleksander Balcerowski i Andrzej Pluta junior. Obaj swoimi rzutami z dystansu oraz odpowiednio obroną (Balcerowski) i efektownymi atakami 1 na 1 (Pluta) wyprowadzili reprezentację Polski na spokojną przewagę, wynoszącą ponad dziesięć punktów. Od tego momentu nasi koszykarze mogli grać nieco spokojnie i mimo że okazjonalnie Estończycy potrafili oddać skuteczny rzut, to nie byli dziś wystarczająco dobrzy, by przeciwko tak grającym podopiecznym Igora Milicicia takie straty odrabiać. Polacy wygrali 93:83.
Do zwycięstwa naszą kadrę poprowadził bardzo mocny kwartet w postaci stałych liderów (Balcerowski, Sokołowski, Mateusz Ponitka) oraz coraz bardziej wchodzącego w tę rolę Pluty. Młody rozgrywający zdobył 16 punktów (6/6 z gry) i dołożył do tego 7 asyst. Sokołowski (19) i Balcerowski (18) punktowo stali na tym samym poziomie.
W finale turnieju Polacy zmierzą się z Izraelem lub Bośnią i Hercegowiną. Oba te zespoły zmierzą się dziś w drugim wieczornym półfinale.
Komentarz:
Piotr Sobczyński, Radosław Spiak