Ryan Crouser zdobył swój drugi tytuł mistrza świata w pchnięciu kulą podczas zawodów, które dzisiaj rozpoczęły się w Budapeszcie. Amerykanin otarł się także o swój własny rekord świata, bijąc przy okazji rekord mistrzostw.
Przed mistrzostwami dużo mówiło się o poważnych problemach zdrowotnych Crousera, które uniemożliwiają mu swobodne przygotowania do obrony tytułu. Pojawiły się nawet głosy, że przy wysokim światowym poziomie w kuli Amerykanin może mieć spory problem, by utrzymać się na szczycie swojej konkurencji.
Nic bardziej mylnego. Crouser w finale wszedł do koła jako pierwszy i od razu ustawił konkurs pchnięciem na 22,63. Jak się potem okazało, już ten wynik dałby mu kolejny tytuł mistrzowski.
Dwukrotny mistrz olimpijski i rekordzista świata nie zamierzał jednak na tym poprzestać. W drugiej kolejce uzyskał rezultat 22,98, czym całkowicie zgasił nadzieje rywali, z których żaden nie przekroczył nawet 22,5 metra. W ostatnim, szóstym pchnięciu pewny złota Crouser posłał kulę daleko poza linię 23 metra i można było nawet pomyśleć, że jest szansa na kolejny rekord świata Amerykanina. Zabrakło... pięciu centymetrów. 23,51 to drugi najlepszy wynik w historii pchnięcia kulą, a Crouser oczywiście dopisał sobie do kolekcji kolejne złoto.
Srebro niespodziewanie przypadło Włochowi Leonardo Fabbriemu (22,34), a brąz Amerykaninowi Joe Kovacsowi (22,12). Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk odpadli w eliminacjach.
Komentarz:
Przemysław Babiarz, Sebastian Chmara