{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Rafał Kuptel: nigdy nie wiesz, kiedy zostaniesz zwolniony... [WYWIAD]
Damian Pechman /
Rafał Kuptel po kilku miesiącach znowu pracuje w Orlen Superlidze. Po dziewięciu latach w Gwardii Opole, teraz zaczął nowy etap – w Energa MKS Kalisz. Nie narzeka, że nie miał wpływu na skład zespołu czy przygotowania. Przy okazji zdradził, że otrzymał wcześniej ofertę z klubu... Orlen Superligi kobiet.
Kielce mają kłopot. Lider nie zagra w ważnych meczach w Europie
Damian Pechman, TVP Sport: – Jakie pierwsze wrażenia z pracy w Kaliszu? "Boże, co ja tu robię?" czy "Super, że wróciłem"?
Rafał Kuptel, trener Energa MKS Kalisz: – Zdecydowanie czuję radość. Przerwa była długa i czułem już duży głód piłki ręcznej. W Kaliszu wróciłem do dawnego rytmu: codzienne treningi, przygotowania i mecze. Dziękuję za zaufanie, które tutaj otrzymałem. Mogę znowu robić to, co kocham.
– Jak przyjęli pana zawodnicy?
– Jestem pozytywnie zaskoczony zespołem, który przejąłem w Kaliszu. Zawodnicy mają pojęcie o piłce ręcznej i nie boją się ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że przeżyjemy fajne chwile, ale wszystko zweryfikuje i tak boisko. Sam jestem bardzo ciekawy, jak zakończy się dla nas ten sezon.
– Nie było żadnych wątpliwości? Tak bez mrugnięcia okiem przyjął pan ofertę z Kalisza?
– Pełne przekonanie zyskałem po rozmowie z Iwoną Niedźwiedź, dyrektor sportową klubu. Opowiedziała mi o planach i pomysłach na budowę zespołu. Uważam, że ta drużyna może powalczyć w Superlidze o "coś" więcej.
– O co konkretnie?
– Najważniejsze: chcemy się dostać do czołowej ósemki i zagrać w play-off. Oczywiście, nie będzie to łatwe, ale jeśli nam się uda, to przecież nie poddamy się już w pierwszej rundzie.

– Przez lata był pan wizytówką Gwardii. Nie uniknie pan porównań do byłego klubu.
– To już zostawiam mediom, dla mnie liczy się teraz Energa MKS Kalisz. W Opolu pracowałem przez dziewięć lat. Długo, bardzo długo. Czy w Kaliszu będzie podobnie? Tego nie wie nikt. Podpisałem kontrakt na dwa lata. Myślę, że to dobry okres, aby trener mógł pokazać swój kunszt. Jeśli wyniki będą satysfakcjonujące, to nie można wykluczyć, że zostanę tutaj znacznie dłużej. Nie miałbym nic przeciwko. Na pewno, poza ciężką pracą, przyda się także trochę szczęścia. Nie chcę jednak wybiegać tak daleko... Na razie stawiam sobie mniejsze cele. Chcę wygrać z drużyną kluczowe mecze i zobaczymy, gdzie to na koniec nas zaprowadzi.
– Ile jest meczów na pana liście, które musicie wygrać?
– Dużo. Zdaję sobie sprawę, jak wygląda nasza liga i z którymi przeciwnikami jesteśmy w stanie wygrać, a nawet z którymi musimy wygrać, aby awansować do fazy play-off. Proszę wybaczyć, nie wymienię tutaj ich nazw, chociaż wystarczy rzucić okiem na tabelę i każdy sam będzie mógł odpowiedzieć na to pytanie.
– Wspomniał pan o długich wakacjach. Czy były propozycje z innych klubów?
– Tak, z trzech. Dwa telefony odebrałem z Superligi, a jeden z Ligi Centralnej.
– Jeśli chodzi o Puławy to skończyło się na jednej rozmowie z prezesem Jerzym Witaszkiem. A druga oferta?
– Nie doszliśmy do porozumienia i ustaliliśmy, że to zostanie naszą tajemnicą. W tym klubie pracuje inny trener i nie chcę wywoływać niepotrzebnych plotek.
– Te trzy oferty dotyczyły pracy z męskimi zespołami, a mógł pan też pracować z żeńską drużyną...
– Mogłem, ale nie podjąłem rękawicy. Przepraszam, ale nie wyobrażam sobie siebie w takiej roli. Moja przygoda z Superligą mogła się zresztą też zacząć od pracy z kobietami, ale wtedy również podziękowałem. Moim celem była i jest praca z piłkarzami ręcznymi.
– Jeszcze w marcu był pan kandydatem do pracy z kadrą, a w Opolu chciał się pan w dobrym stylu pożegnać z Gwardią. Kilka tygodni później otrzymał dwa ciosy i został bez pracy.
– Taki zawód wybrałem. Jeśli chodzi o reprezentację, to zrobiłem wszystko, aby zostać selekcjonerem. Związek wybrał jednak Marcina Lijewskiego, którego znam, cenię i życzę mu samych sukcesów. Co do Gwardii, to nie chcę już do tego wracać. Co było, to było. Ten etap zamknąłem i teraz się liczy dla mnie tylko Energa MKS Kalisz. Lubię nowe wyzwania.
– Takie ekstremalne też? Nie miał pan tutaj wpływu ani na kadrę, ani na przygotowania do sezonu.
– Tak wygląda praca trenera. Nigdy nie wiesz, kiedy zostaniesz zwolniony albo kiedy ktoś będzie chciał cię zatrudnić. Trzeba sobie radzić w każdych warunkach. Nie będę narzekał, że nie miałem wpływu na kadrę albo przygotowania i – odpukać! – w razie niepowodzeń zrzucał winę na mojego poprzednika. Nie, to nie będzie miało miejsca. Wiedziałem, czego się podejmuję i jakim składem będę dysponował. Mam nadzieję, że obie strony będą zadowolone ze współpracy. A zwłaszcza klub nie będzie żałował swojej decyzji i będzie szczęśliwy, że postawił na dobrego "konia".
– Krótko po podpisaniu umowy zagraliście w Kielcach. Niektórzy porównują te mecze do wizyty u dentysty albo do niedzielnego obiadu u teściowej. Bolesne.
– Zależało mi na tym, aby tam być z zespołem. Żeby zobaczyć, jak wygląda na boisku realizacja tego, co udało się wypracować na kilku treningach. Było to szczególnie ważne w perspektywie kolejnego spotkania, z Legionowem.
– A kiedy zespół, taki jak Energa MKS Kalisz, pojedzie do Kielc czy Płocka bez kompleksów? I nawet jeśli nie wygra, to sprawi na boisku więcej kłopotów.
– Takiego zespołu nie można zbudować w pół roku, ale jest to możliwe. Mam zresztą takie marzenia, aby te spotkania nie były jednostronne, aby Kielce i Płock musiały się naprawdę postarać, aby zwyciężyć. Nie chcę się chwalić, ale w mojej karierze udało mi się wygrać i z jednym, i drugim zespołem. Nie ma rzeczy niemożliwych, to tylko sport. Na pewno poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko i musi się zgrać wiele elementów, aby powalczyć z nimi o zwycięstwo.
– Dla kibiców w Kaliszu i tak numerem jeden będą inne mecze. Został pan już uświadomiony?
– Wiem, wiem – derby! Nikt nie musiał mi o tym mówić i tego tłumaczyć. Oglądałem te spotkania w telewizji i wiem, jaka była atmosfera na boisku i trybunach. Było bardzo gorąco, ale... ja lubię grać i pracować w takich warunkach. Najważniejszy na koniec i tak jest wynik. A dwa zwycięstwa w meczach z Ostrowem mocno przybliżyłyby nas do naszego celu.