Piątkowy wieczór, 16 września 2005. Po wieczornym wydaniu "Wiadomości" serwis sportowy. Prowadzi Jacek Kurowski. Pierwsza informacja.
"Arkadiusz Gołaś nie żyje. Reprezentant Polski zginął w wypadku samochodowym w Austrii. Miał ogromny talent, a przed sobą całe życie. Niestety, zostało ono nagle przerwane. Do tragedii doszło niedaleko miejscowości Griffen, koło Klagenfurtu. Auto Gołasia uderzyło w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej. Siatkarz zginął na miejscu, towarzysząca mu żona jest w szpitalu".
Do bliskich i przyjaciół wiadomość dotarła wcześniej. Do kolegów z parkietu też. Krzysztof Ignaczak, najbliższy kompan, jechał akurat z kolegami na turniej do Rzeszowa. Odebrał telefon. Kiedy się rozłączył i powiedział, co się stało, wszyscy wokół rozpłakali się.
A potem płakała cała Polska. Przejmujące były potem obrazy z pogrzebu. 22 września do Ostrołęki przybyły tłumy. Pisano, że nawet cztery tysiące żałobników. Z trumną na ramionach kroczyli koledzy. Wielcy mężczyźni nie mogli powstrzymać łez. Trumna zdawała się ciężka i to nie dlatego, że zmarły był postawnym mężczyzną. To nie dlatego trudno było ją nieść…
Na cmentarzu powtarzano w ciszy: "Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie". Potem pytano, dlaczego ktoś, kto miał życie przed sobą, musiał odejść tak szybko? "Bóg tak chciał" – odpowiadali bliscy. A może tylko w siatkarskiej drużynie, tam w niebie, ktoś potrzebował dobrego środkowego?
"Przyszliśmy tu do ciebie, który pochylałeś się nad innymi, by pochylić się nad Tobą. By prosić dobrego Boga, by darował Ci kary doczesne, byś jak najszybciej mógł awansować z tej kadry polskiej do kadry niebiańskiej" - mówił w trakcie nabożeństwa ksiądz Edward Pleń.
Inni Boga w to nie mieszali. Jeszcze inni byli na niego źli. Może i są do dzisiaj…
***
Dwanaście lat po śmierci ukazała się książka Piotra Bąka - "Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż". Autor dotarł do związanych z siatkarzem. Nakreślił portret sportowca, ale przede wszystkim człowieka…
Tomasz Sowa: – Dobrze pamiętam, co robiłem 11 września 2001 roku. I telewizyjne relacje z ataków na World Trade Center. Nigdy nie wymażę tych obrazów. Pan ma tak samo, gdy ktoś tylko powie "16 września"?
Piotr Bąk: – Pamiętam ten dzień bardzo dobrze i tamto wydanie serwisu sportowego. Do dzisiaj mam ciarki, gdy słucham tamtych słów. 16 września odszedł reprezentant kraju w mojej dyscyplinie. Jeden z najlepszych środkowych na świecie.
– A gdy usiadł pan po latach do rozmów o dniu, w którym zginął…
– Tamten dzień dla każdego z rozmówców był traumatyczny. W różnym stopniu, ale był. Kuba Oczko twierdził, że informacje wydawały się tak nieprawdopodobne, tak dziwne, że trudno było mu uwierzyć.
– A jednak…
– Niestety. Arek jechał z małżonką nowym samochodem. Byli niedługo po ślubie. Auto było załadowane po brzegi, bo czekała ich podróż do Włoch, po wielką przygodę. Miał grać w Lube Banca Marche Macerata, klubie, o którymi inni tylko marzyli. Wszystko wydawało się być idealne. Kiedy do Polski zaczęły napływać pierwsze informacje o wypadku, o śmierci, to znajomi myśleli, że ktoś robi sobie przykry żart. Okazało się, że była to prawda. Cholernie ciężka, ale jednak prawda.
– Czy w pracy nad książką mógł pan liczyć na pomoc żony, która ocalała?
– Agnieszka Gołaś pomagała mi przy książce, przekazując tylko fotografie. To zrozumiałe. Przeżyła najtrudniejsze chwile w życiu, bo ludzie długo pisali do wdowy obwiniając ją o śmierć męża. Część wydawała wyrok. Zaszczuła ją. Nigdy nie miałem i nie będę miał pretensji, że nie dzieliła się ze mną wspomnieniami. Szczerze jej współczuję, bo tego, co ją spotkało, nie życzyłbym największemu wrogowi.
– Kolejny przykład jak łatwo ferujemy wyroki…
– Niestety, choć nie wszyscy. Na szczęście!
– Arkadiusz Gołaś-siatkarz, co o nim mówiono i pisano?
– Chyba najpiękniej opisał jego warsztat legendarny, nieżyjący już też Zdzisław Ambroziak. Powiedział o nim, że to siatkarz o "stratosferycznym zasięgu". Bo Arek nad parkietem potrafił latać. Miał niespotykane możliwości motoryczne. Jak osiągnął ten nieziemski pułap, to nikt nie był w stanie zatrzymać go blokiem.
– Na początku XXI wieku był w światowej czołówce?
– Bez dwóch zdań! Może to tylko gdybanie, ale wie pan co sobie myślę?
– Co?
– Miał grać w takim klubie, mieć obok takich trenerów i zawodników, że bez żadnych wątpliwości byłby najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji. I to na świecie!
– Teraz to pan feruje wyrok…
– Może i tak. Ale przecież podkreślali to jego trenerzy. Miał minimalne braki. Ale który sportowiec ich nie ma? Weźmy tych współczesnych – Śliwkę, Leona, Janusza. Oni też muszą się uczyć. Pracować, by zbliżyć się do perfekcji. A i tak nie osiągną ideału. Właśnie to jest piękno sportu. To dążenie...
– Jak daleko doszedł Arek?
– Każdy z kim się spotykałem, który ma pojęcie o siatkówce i sporcie podkreślał, że Arkadiusz Gołaś był wzorem profesjonalizmu. Wzorem mądrego prowadzenia kariery. Krok po kroku. Pierwszy kontrakt podpisał w Częstochowie. Później przeszedł do silnej ligi włoskiej, ale do słabszego klubu z Padwy, Edilbasso & Partners. I znów czegoś nowego się nauczył. Mógł iść dalej. Był facetem, który miał głowę na karku. Nie było takiej możliwości, by zachłysnął się sukcesami. Duży wpływ na taką postawę miała na pewno rodzina - mama, tata i siostra. Bo Arek wiele dobrych cech wyniósł z domu.
– A jak daleko mógł zajść?
– Miał ogromną wiedzę o siatkówce. Na to wpływ miał tata, Tomasz, który od początku kolekcjonował wycinki z gazet opisujące dokonania syna. Nie wiem, co Arek mógłby robić po zakończeniu kariery, ale wiem, że z nim w składzie dołożylibyśmy jeszcze kilka reprezentacyjnych sukcesów. Ta kariera nie skończyłaby się po medalach ligi włoskiej. W 2014 roku pewnie byłby w kadrze na mistrzostwach, po których cieszyliśmy się ze złota. Miałby wtedy 33-lata... A dziś byłby chodzącą encyklopedią siatkówki, tak jak Krzysiek Ignaczak.
– Znalazłem cytat wypowiedzi Arka, który to potwierdza. Mówił tak: "Każdy rodzaj sportu niesie ze sobą bogaty skarbiec wartości. Ćwiczenie uwagi, kształcenie woli, wytrwałości, odpowiedzialności, znoszenie trudu i niewygód, duch wyrzeczenia i solidarności, wierność obowiązkom – to wszystko należy do cnót sportowca".
– Sam pan widzi…
– A poza boiskiem? Co mówili koledzy? Jakim towarzyszem był Arek?
– Wszyscy twierdzą, że był chłopakiem, którego nie sposób było nie lubić. Uśmiechniętym. Towarzyskim. Bardzo rodzinnym i lojalnym. Krzysiek Ignaczak twierdzi nawet, że gdyby Arek żył, to miałby gromadkę pociech. Bo dzieci go lubiły.
– Dla niego był jak brat…
– Tak, był Krzyśkowi bardzo bliski. We dwójkę siedzieli do czwartej albo piątej nad ranem i grali w legendarną "Heroes of Might and Magic III", jedząc przy tym kanapki z musztardą i baleronem. Potem był krótki sen, pobudka i trening. Pewnie za profesjonalne to nie było, ale pokazuje, jak mocno trzymali się razem. Krzysiek stara się, by pamięć o Arku trwała. Nie tylko 16 września. Zawsze. Podkreśla, że kiedy odchodzi ktoś bliski, to tak, jakby umarła część ciebie…
– Słyszałem też o roztrzaskiwanych telefonach.
– "Igła" wspominał, że tak też wyładowywał emocje. Czasami zdarzyło mu się rzucić telefonem o ścianę. Raz nawet Krzysiek, w ostatniej chwili, zdążył zrobić unik. Gdyby nie to, to pewnie miałby guza na głowie. Arek był też pasjonatem fotografii. Podobno, dzięki kupionej Zorce, całkiem nieźle łapał chwile w obiektywie… Bo był normalnym, zwykłym człowiekiem. Miał wady i zalety. Ludzkie odruchy. Ale z opowieści bliskich i znajomych wyłania się obraz towarzyskiego, skromnego i miłego kompana.
– Sportowcem był bardzo ambitnym…
– Był taki mecz. Częstochowa grała z Kędzierzynem-Koźle. Nasza siatkarska "święta wojna". Arek był wtedy graczem AZS-u i studentem. Przed pierwszym gwizdkiem miał zaliczenia i nabawił się kontuzji mięśnia. Nie chciał jednak opuścić spotkania. Mógł pogłębić uraz, ale chęć gry i ambicja sprawiły, że na parkiet wyszedł. On nie uznawał półśrodków.
– Na YouTube znalazłem kilkanaście filmów pod tytułem "Arek, pamiętamy", a pod nimi niezliczone komentarze pisane z szacunkiem. Czy Arkadiusz Gołaś jest "socjologicznym fenomenem"?
– Z całą pewnością. Pozostaje też bohaterem wielu. Wzorem dla młodych. Adepci siatkówki powinni słuchać jego historii. A kibice? Czym sobie ich zjednał? Na pewno tym samym, czym kolegów. Otwartością i skromnością. Arek nigdy nie odmawiał autografów. Wiedział, że jak jesteś rozpoznawalny, to dla kibica wspólne zdjęcie lub podpis jest czymś szczególnym. O jego - jak to pan określił - "fenomenie" niech świadczy fakt, że pierwsze dwa spotkania promocyjne miałem w Ostrołęce, rodzinnym mieście Arka. Nie mam problemów z występami publicznymi, ale gdy zobaczyłem tłumy w sali, młodszych i starszych, to nogi się pode mną ugięły. Arek to idol tego miasta! Ono go kocha. Nigdy go nie zapomni. Nieważne, ile lat minie...
– Ulice jego imienia, szkoły, turnieje…
– Tak, one też świadczą o legendzie. I o tej osobowości.
– Wierzy pan w symbolikę?
– Wierzę.
– Numer 16. On był, jest i będzie z Arkiem. Rok po jego śmierci Polacy zostali wicemistrzami świata i weszli na podium w trykotach z tym numerem…
– Ta szesnastka jest ikoniczna. A mistrzostwa z 2006 roku tylko to potwierdziły. Piotr Gruszka mówił, że początkowo kadrowicze nie dostali zgody, by wyjść po srebrne medale w takich koszulkach. Ale od razu powiedzieli, że ich to nie obchodzi. Niech światowa federacja wlepi im kary. Tak postanowili. I basta! Twierdzili, że Arek był z nimi przez cały turniej, a wspólne treningi i rywalizacja z nim doprowadziły ich do takiej dyspozycji i do tego sukcesu. Pomagały się im rozwijać. W ten sposób złożyli mu hołd.
– Książka "Przerwana podróż" też jest hołdem?
– Późno powstała. Nie wiem, dlaczego. Może w obawie przed poruszaniem historii takiej legendy. Stwierdziłem jednak, że należy to zrobić. Taką postać należy upamiętnić! Nie dlatego, że Arek zginął w tragicznych okolicznościach, ale dlatego, że jechał po marzenia. Swoje, bliskich i kibiców. Przecież każdy podróżuje w jakimś kierunku. I podróż każdego z nas może nagle zostać przerwana… Jestem katolikiem, więc wierzę w to, że z góry patrzy na to, co dzieje z polską siatkówką. Pewnie jest dumny. Wie już, że udało nam się zdjąć klątwę Słoweńców. Może czeka, aż zdejmiemy klątwę igrzysk i sięgniemy po medal. Z nim w składzie byłoby to i szybsze i prostsze. Może już mielibyśmy jakiś olimpijski krążek w kolekcji.
– I może będzie się cieszył, że ten 16 września nie będzie tylko smutną datą, bo osiemnaście lat po jego śmierci zostaniemy mistrzami Europy. Symbole…
– Dużo ich. Rzeczywiście. Ta szesnastka jest ikoniczna. Oby była też szczęśliwa!
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.