Zajmując trzy pierwsze miejsca w klasyfikacji generalnej Vuelta a Espana kolarze drużyny Jumbo-Visma powtórzyli wyczyn ekipy Kas-Kaskol sprzed 57 lat. W niedzielę na podium w Madrycie stanęli Amerykanin Sepp Kuss, Duńczyk Jonas Vingegaard i Słoweniec Primoz Roglic.
W 1966 roku wyścig zdominowali hiszpańscy zawodnicy Kas-Kaskol: Francisco Gabica, Eusebio Velez i Carlos Echeverria. Były to jednak inne czasy. Wyścig odbywał się na przełomie kwietnia i maja, startowali głównie Hiszpanie i brakowało wielu czołowych kolarzy, m.in. Francuzów.
Kuss, Vingegaard i Roglic dokonali natomiast wyczynu jeszcze większego i bez precedensu w historii kolarstwa. W tym roku każdy z nich zwyciężył w wielkim tourze: w maju w Giro d'Italia – Słoweniec, w lipcu w Tour de France – Duńczyk, a historyczny hat-trick holenderskiej ekipy skompletował w niedzielę Kuss.
Wygrać trzy wielkie toury w jednym sezonie – to było zadanie ponad siły największych drużyn. Nie sprostały mu nawet takie potęgi, jak Banesto, Sky, a w dawniejszych czasach Peugeot, Renault, Gitane, Molteni czy Bianchi.
29-letni Kuss dotychczas pełnił funkcje pomocnicze, wspierając na górskich etapach liderów drużyny. Towarzyszył zarówno Roglicowi w Giro d'Italia, jak i Vingegaardowi w Tour de France. W Hiszpanii wygrał jeden etap, a czerwoną koszulkę lidera założył po ósmym odcinku i już jej nie oddał. W ostatnich dniach klubowi koledzy nie próbowali mu jej odebrać.
W niedzielę na mecie w Madrycie okazało się, że decyzja o tym, kto ma wygrać wyścig, zapadła już w środę wieczorem na wewnętrznym spotkaniu drużyny. Podjął ją dyrektor sportowy Richard Plugge, wskazując na Amerykanina.
W obliczu takiej dominacji jednej ekipy pojawiły się podejrzenia o doping.
– Jeśli robisz coś zabronionego lub oszukujesz, to boisz się przegranej. Ale na tym właśnie polega istota sportu: akceptacja tego, że czasem nie jesteś wystarczająco dobry. Częścią sportu jest przegrywanie – skomentował Kuss.