Będące pod ścianą polskie siatkarek w wielkim stylu wygrały przedostatnie spotkanie w kwalifikacjach olimpijskich. Biało-czerwone pokonały 3:1 mistrzynie olimpijskie Amerykanki i przed kluczowym starciem mają wszystko w swoich rękach. – Dziewczyny zrobiły to, co mieliśmy nadzieję, że zrobią. Miały odwagę do podejmowania trudnych i właściwych decyzji – przyznał po spotkaniu trener Stefano Lavarini.
Po ostatnich spotkaniach biało-czerwonych mało kto zakładał taki scenariusz. Prowadzony przez Lavariniego zespół najpierw sensacyjnie przegrał 2:3 z Tajkami, a później, także dopiero po tie-breaku, utrzymał się przy życiu dzięki zwycięstwu nad Niemkami. Przed dwoma najtrudniejszymi meczami sytuacja nie była kolorowa. Polki w wielkim stylu postawiły jednak w sobotę przedostatni krok w stronę awansu na igrzyska. W wypełnionej po brzegi Atlas Arenie wygrały w czterech setach z Amerykankami i przed ostatnim meczem mają wszystko w swoich rękach.
– Dziewczyny zrobiły to, co mieliśmy nadzieję, że zrobią. Miały odwagę do podejmowania trudnych i właściwych decyzji. Wszystkie zespoły do tej pory na tym turnieju miały problemy w ataku przeciwko Amerykankom. My mieliśmy jednak odwagę do trzymania się dobrych kierunków w ataku i podejmowania ryzyka. Co było najważniejsze do zwycięstwa w tym meczu? Odwaga – przyznał Lavarini.
Znów bardzo duży wpływ na obraz meczu miała zmiany przeprowadzone już w jego trakcie. Po znakomitym starciu z Niemkami zjazd formy zaliczyła Martyna Czyrniańska (łącznie bilans punktowy -6), ale dobrze zastąpiła ją mająca duże problemy w poprzednich meczach Olivia Różański. Trener dużo rotował swoimi przyjmującymi.
– Wpływ na wybór przyjmujących miał dziś atak. W przyjęciu były momenty, gdy wzajemnie się wspieraliśmy, ale też, gdy cierpieliśmy. Dlatego myślałem: ok, ważne jest, czy dobrze przyjmiemy czy podbijemy piłkę, ale na koniec liczyło się to, czy zdobędziemy punkt – przyznał.
Następne
A skąd takie decyzje personalne? W tej kwestii znaczenie miało kilka czynników. Często nie do końca związanych z samym obrazem rywalizacji. – Bazowałem zarówno na analizie, jak i na instynkcie. Ważne było zaufanie, to, co mówił sztab. Komunikujemy się nieustannie ze sobą, bo każdy ma jakieś swoje przemyślenia na temat meczu. Mówiłem nawet do nich parę brzydkich słów, ale na szczęście w języku włoskim, więc tylko Nicola Vettori mógł zrozumieć. Koniec końców muszę wziąć pod uwagę wszystkie głosy. Choć czasem podejmuję decyzję pochodzące z zupełnie innej strony. Wszystko ma znaczenie – emocje, liczby, wiedza o charakterystyce zespołu, ale także empatia – opowiedział trener Polek.
Mimo okazałego zwycięstwa, nie wszystko funkcjonowało jednak idealnie. Przede wszystkim w przyjęciu różnica była widoczna. W tym elemencie Polki miały dużo kłopotów, podczas gdy Amerykanki od początku zapewniały sobie komfort grania.
– Po pierwsze Amerykanki mają u siebie jedne z najlepszych przyjmujących na świecie. To nie tak, że w przyjęciu stoimy ja z tobą. A po drugie, wygraliśmy dziś dzięki atakowi. Jeśli kluczową różnicą byłoby przyjęcie, to mecz mógłby trwać 20 minut, bo przyjmowaliśmy bardzo źle porównując z Amerykankami. Dlatego bardzo potrzebujemy poprawy w tym elemencie. Ale kluczowe jednak jest to, czy będziemy w stanie znaleźć właściwe rozwiązanie w ataku nie mając najlepszego przyjęcia. To atak robi największą różnicę – tłumaczył jednak Lavarini.
Przeciwko Niemkom biało-czerwone w samym tie-breaku popełniły aż siedem błędów w zagrywce. Tym razem bilans był znacznie lepszy. Choć i tak sam serwis wielkich kłopotów rywalkom nie sprawiał. To z kolei kwestia zbyt łagodnego podchodzenia do tego elementu. – W zagrywce nie zawsze najważniejsze jest to, ile się popełnia błędów. Chodzi o rodzaj tych błędów. Jeśli posyłasz agresywną zagrywkę, to mogą przytrafiać się błędy. My jednak od początku nie graliśmy w tym elemencie na pełnym ryzyku. Z czasem zaczęliśmy czuć się lepiej. Na pewno dziś poczyniliśmy pewien postęp względem ostatniego meczu. Walczymy jednak z tym, żeby mieć w tym elemencie więcej odwagi – mówił Włoch.
Koniec końców wielkiego znaczenia to jednak nie ma. Po ostatniej akcji meczu to na twarzy Lavariniego pojawił się szeroki uśmiech. Zresztą towarzyszył mu on w trakcie spotkania regularnie. – Ile razy się dziś uśmiechałem? Nie wiem. Na pewno wiele razy. Jestem prostym facetem. Nie potrzebuję tak dużo, żeby być szczęśliwym. Każdy mecz może zakończyć się zwycięstwem lub porażką, ale gdy widzę, że dzielę z dziewczynami ten sam cel i obieramy tę samą drogę, to jestem szczęśliwy – powiedział.
Mecz o awans na igrzyska olimpijskie reprezentacja Polski siatkarek zagra w niedzielę 24 września o godz. 20:45. Rywalkami biało-czerwonych będą Włoszki. Transmisja spotkania na antenach Telewizji Polskiej.
Następne