{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Reprezentacja Polski siatkarek ma cichego bohatera. Stefano Lavarini: gdyby się okazało, że się pomylił, pewnie przestalibyśmy być kolegami
Jan Pęczak /
Wielkie rzeczy rodzą się w bólach, ale niejednokrotnie także przy pomocy osób na co dzień będących w cieniu. Jednym z bohaterów meczu z Włochami był jeden z asystentów. To jego prośba o wideoweryfikację dała biało-czerwonym zwycięstwo w drugim secie. – Szalona akcja. Jeśli wziąłbyś challenge w takiej sytuacji i jednak stracił punkt, to... byłoby bardzo źle – mówił po meczu Stefano Lavarini.
16 lat czekania i koniec! Polskie siatkarki jadą na igrzyska [SKRÓT]
Czytaj też:

Reprezentacja Polski siatkarek zagra na IO 2024. Zobacz szaloną radość biało-czerwonych [WIDEO]
Po 16 latach reprezentacja Polski siatkarek wraca na igrzyska olimpijskie. Turniej kwalifikacyjny w Łodzi, pełen zwrotów akcji, wzlotów i upadków, Polki zakończyły w wielkim stylu zwycięstwem 3:1 nad Włochami. Atlas Arena była świadkiem historycznych wydarzeń.
Wydarzeń, które mogły się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby nie sytuacja z końcówki drugiego seta. Po przegranej pierwszej partii biało-czerwone biły się w końcówce z Włoszkami na przewagi. I gdy mogły mieć w górze piłkę na 26:24, do akcji wkroczył jeden z trenerów asystentów.
Trwała długa wymiana przy stanie 25:24, piłka została podbita przez Joannę Wołosz po ataku Jekateriny Antropowej, gdy w Atlas Arenie rozległ się dźwięk wziętego challengu. Jeden z asystentów trenera Stefano Lavariniego – Krystian Pachliński – poprosił o sprawdzenie dotknięcia siatki po stronie naszych rywalek. W pierwszym momencie włoski trener Polek ruszył ze złością w stronę swojego kolegi ze sztabu. Waga sytuacji była ogromna, bo w razie błędu punkt zostałby przyznany Włoszkom. Okazało się jednak, że czujne oko Pachlińskiego nie zawiodło. Po wideoweryfikacji punkt został przyznany biało-czerwonym, które wygrały drugiego seta do 24.
– Krystian podjął tę decyzję, bo on był odpowiedzialny za takie sytuacje. To było ryzyko, bo jednak bierzesz challenge w sytuacji, kiedy prowadzimy i mamy piłkę po swojej stronie. Gdyby się okazało, że się pomylił, pewnie przestalibyśmy być kolegami – mówił z uśmiechem na ustach po meczu trener Lavarini.
Podjęcie takiego ryzyka w tak newralgicznym momencie seta wymagało nie tylko ogromnej czujności, ale i odwagi. W końcu błąd mógł być bardzo kosztowny. – Czy bym go zabił? Pewnie nie, bo jestem dobrym facetem, ale nasza przyjaźń straciłaby swoją równowagę – przyznał żartując włoski trener.
– Nie miałem pojęcia, jak wyglądała sytuacja. Przed turniejem chciałem, żeby chłopaki ze sztabu zajmowali się takimi akcjami w największym możliwym stopniu. Dochodzi jednak kwestia tego, że ja będąc bliżej siatki mam lepszą pozycję od obserwacji od nich. Powiedziałem im jednak: "panowie, zajmijcie się tym". To była szalona akcja. Jeśli wziąłbyś challenge w takiej sytuacji i jednak stracił punkt, to... Byłoby bardzo źle. Ale Krystian był pewny siebie. Lubię, gdy ludzie wokół mnie tacy są – dodał Lavarini.