W styczniu pierwszy raz w historii aż trzy polskie skocznie narciarskie zorganizują zawody Pucharu Świata FIS. Bilety na PolSki Turniej są już w sprzedaży, tylko że w Wiśle obecnie nie da się skakać. Trwa ogromna modernizacja obiektu. – Zdążymy – przekonują władze Polskiego Związku Narciarskiego. Kamera online nie pomoże w ocenie, bo została wyłączona. Ale Adam Małysz przyznaje: – byłem ostatnio podejrzeć, jak idzie. No, mają rozmach. Skocznia będzie teraz trudniejsza.
>> LEGENDA SKOKÓW ODKŁADA NARTY NA PÓŁKĘ. WIELKA KARIERA W CV
Ostatnie publiczne zdjęcie ze skoczni w Wiśle-Malince mogliśmy obejrzeć na początku września. Wrzucił je do sieci jeden z kibiców. Widać na nim w zasadzie pół obiektu – od progu w górę. Cały zeskok, czyli drewniana konstrukcja profilu oraz wyłożony na niej igelit, po prostu zniknęły.
Trwają prace, które po półtorej dekadzie intensywnego użytkowania skoczni musiały w końcu nastąpić. Stresujący jest jednak ich termin.
Skocznia w Wiśle-Malince będzie jak nowa. Małysz: trudniejsza niż dotąd
– Umówmy się, ta skocznia nie należała już do lśniących nowością. Tam tydzień w tydzień, praktycznie przez cały rok, skakano na nartach. Jak nie kadra, to kluby, jak nie kluby, to inne ekipy, które odwiedzały Beskidy na zgrupowaniach. To po prostu zaczynało już być widać gołym okiem – opowiadał latem Adam Małysz, prezes PZN i patron areny w rodzinnym mieście. W wywiadach szczegóły zużycia zdradzał również opiekun skoczni Andrzej Wąsowicz. Działacz wspominał, że wiele razy po zimie ekipa techniczna musiała już m.in. wymieniać odeskowanie na zeskoku. Wpływ na jego gnicie miało chociażby sztuczne magazynowanie śniegu przed jesienno-zimowymi inauguracjami Pucharu Świata. – Od listopada do marca, przy przymrozkach i odwilżach, on tam potem zalegał. Na bieżąco usuwaliśmy usterki, ale tego zrobiło się już po prostu za dużo – tłumaczył.
Teraz cała drewniana część skoczni zostanie położona praktycznie od nowa. Na betonowych filarach, które właśnie są zalewane w ziemi.
– Przez to zmieni się profil skoczni. Rozmiary zostaną te same [K120, HS134], ale próg będzie bardziej nachylony – na 11 stopni z dotychczasowego 10,5, a do tego przez te filary cały zeskok będzie ulokowany wyżej. Czyli trudna skocznia, jaką już była Malinka, będzie po nowemu jeszcze trudniejsza – śmieje się patron obiektu. Tego jednak wymagała FIS i jej zaktualizowane wytyczne konstrukcyjne. Te, w których na pierwszym miejscu stawia się bezpieczeństwo.
Małysz dodaje, że zmiany sięgają dużo dalej.
– Przeciwstok skoczni, który dotąd był płasko nachylony, teraz będzie wygięty w łuk. Nie będzie już tylu upadków w nagłym przejściu z płaskiej części strefy hamowania. Do tego zamiast naturalnej trawy zapewne rozłoży się tam sztuczną, bo tę zwykłą trudno było utrzymać. Docelowo COS postawi też zamiast wyciągu krzesełkowego kolejkę szynową, na wzór tej z Bergisel albo Ga-Pa. W dużej mierze dla turystów. Spraw do załatwienia jest więcej, m.in. odnowienie systemów doprowadzania wody. To w sumie będzie kosztowna inwestycja, ale jest prowadzona po to, żeby Malinka służyła polskim skokom przez kolejne lata. To konieczne. Naturalną sprawą jest, że skocznie się zużywają, zresztą jak wszystko – mówi Małysz.
Wartość prac wyceniono na ponad 50 mln złotych. Sama kolejka ma pochłonąć większość pieniędzy.
Mieli zburzyć skocznię w trzy miesiące, ale wystarczył niecały jeden. "Zdążą"
Nie to jest jednak największym kłopotem PZN, który formalnie dzierżawi skocznię od COS. Tematem numer jeden w kuluarach pozostaje tempo prac, które podzielono zresztą na kilka etapów. Ten pierwszy – czyli odbudowa zeskoku i nawodnienia – musi zakończyć się do 13 stycznia. Tego dnia w Beskidy zjadą skoczkowie na Puchar Świata i PolSki Turniej. To możliwe, nawet jeśli śnieg pokryje zeskok jeszcze bez wyłożonego igelitu. Gospodarze skoczni biorą to pod rozwagę, bo roboty opóźniły się względem wcześniejszych założeń o dwa tygodnie. U progu lata, gdy prace miały już trwać, nie był jeszcze wyłoniony wykonawca. Tę rolę w końcu objęły firmy Malkow i Strongbud.
– Musimy zdążyć. Odwołanie PŚ to byłby skandal – zauważał niedawno w rozmowie z Interią Wąsowicz.
Niestety na stronach PZN nie można obecnie podejrzeć postępów prac z kamery on-line. Została wyłączona.
– Spokojnie, zdążymy. Mają tam duży rozmach, wszystko idzie pełną parą. Rozbiórkę starego zeskoku mieli zaplanowaną na 90 dni, a uwinęli się w trochę ponad 20. Do stycznia będzie wszystko w porządku – deklaruje Jan Winkiel, sekretarz PZN. – Igelit z fabryki też jest już wyprodukowany, więc przyjedzie i będzie czekał w paczkach. Może nawet i to uda się załatwić przed zimą – dopowiada Małysz.
Skocznia-dom dla całego środowiska. Termin do wakacji
Bilety na premierową edycję polskiego turnieju są już w sprzedaży. Po nim jednak obiekt w Wiśle znów zostanie zamknięty. Wstępnie ustalono, że koniec prac nastąpi przed wakacjami przyszłego roku.
Za taką datę kciuki trzyma całe środowisko, które trzecie lato z rzędu może być pozbawione jednej z tylko dwóch dużych skoczni w Polsce. Przed rokiem po awarii wyciągu wyłączono Wielką Krokiew. Teraz to w Beskidach są skazani na K95 w Szczyrku lub podróże w Tatry. Kadrowicze, którzy na Malince spędzali zwykle sporo czasu w okresie przygotowawczym, są i tak w bardziej komfortowej sytuacji, bo wyjeżdżają na zgrupowania zagraniczne. Kluby już jednak mają większy problem. Tak naprawdę to dla nich, a nie dla skoczków z PŚ, ten obiekt jest na co dzień sportowym domem.
PŚ 2023/24 w skokach narciarskich mężczyzn zacznie się 25 listopada w Kuusamo.