Zhilei Zhang (26-1-1, 21 KO) to najnowsza gwiazda wagi ciężkiej. Seria przedziwnych zwrotów akcji sprawiła, że wicemistrz olimpijski sprzed 15 lat największe uznanie zdobył dopiero w tym roku – jako 40-latek po przejściach. W sobotę po raz drugi pokonał Joe Joyce'a (15-2, 14 KO). Tym razem spektakularnie znokautował pięściarza, który słynął z twardej szczęki i niewygodnego stylu.
WYGRAĆ PRZED CZASEM. AMBITNE CELE PARZĘCZEWSKIEGO
Wielkie nadzieje i równie duże rozczarowania – tak można podsumować wydarzenia w elicie królewskiej kategorii w 2023 roku. Parafrazując znany cytat: "a w wadze ciężkiej, proszę pana, to jest tak: nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic". A przecież wydawało się, że nie ma bardziej oczywistej walki od starcia Ołeksandra Usyka (21-0, 14 KO) z Tysonem Furym (33-0-1, 24 KO), które miało wyłonić pierwszego od ponad dwóch dekad niekwestionowanego króla.
Pod koniec dziewiątego miesiąca roku sytuacja wygląda jednak dramatycznie. Fury – wciąż uznawany za numer jeden wagi ciężkiej – nie stoczył żadnej walki. Wiadomo, że w ringu pojawi się 28 października, ale spotkanie z Francisem Ngannou (0-0) to po prostu freak fight na bokserskich zasadach, gdzie faworyt nie będzie nawet ryzykował mistrzowskiego tytułu. Żaden z zainteresowanych nie ukrywa, że to przede wszystkim skok na kasę – Brytyjczyk może zarobić nawet 30 milionów dolarów, a jego rywal 10.
Ciężko mieć o to pretensje do Usyka. 36-letni Ukrainiec raczej zdaje sobie sprawę, że czas nie pracuje na jego korzyść. Za wszelką cenę chciał spotkać się z Furym, ale w końcu poczuł się na tyle zlekceważony przebiegiem negocjacji, że postanowił szukać innych wyzwań. Na szczęście wciąż w boksie – dlatego pod koniec sierpnia spotkał się we Wrocławiu z Danielem Dubois (18-2, 17 KO), którego pokonał przed czasem.
Zamieszanie na szczycie
Fury'ego nikt nie może zmusić do walki. Teoretycznie byłoby to możliwe, ale federacja WBC godzi się na wszystkie warunki samozwańczego "Króla Cyganów" i jeszcze im przyklaskuje. Chcesz walczyć w październiku z debiutantem? Nie ma problemu – w stawce walki nie znajdzie się wprawdzie mistrzowski tytuł, ale obrotny szef WBC już ma pomysł na inny kolorowy "pasek", który ma dodać widowisku sportowej rangi.
Organizacja nawet nie udaje, że próbuje Fury'ego do czegokolwiek zmusić. W normalnych warunkach mistrz, który przez 12 miesięcy nie walczy z zawodnikiem z TOP 15 rankingu, po prostu traci tytuł – o ile nie jest oczywiście poważnie kontuzjowany. A władze WBC przez rok nie potrafiły wskazać nawet obowiązkowego pretendenta, który mógłby wywierać na czempionie presję i w końcu zmusić go do aktywności.
Usyk jako mistrz trzech organizacji jest traktowany inaczej. Dubois był pretendentem z ramienia organizacji WBA. Następny w kolejce jest Filip Hrgović (16-0, 13 KO) – najwyżej notowany zawodnik w rankingu federacji IBF. A drugie miejsce w kolejce do mistrza wywalczył właśnie tymczasowy mistrz organizacji WBO Zhilei Zhang (26-1-1, 21 KO), który przed rokiem przegrał przecież z Hrgoviciem w dość absurdalnych okolicznościach.
W elicie królewskiej kategorii nie sposób wskazać pięściarza, którego akcje tak wystrzeliły w 2023 roku. 40-letni Chińczyk po pierwszej porażce w karierze (werdykt był zresztą długo dyskutowany) nie szukał "walk na odbudowę". Na początku roku przyjął ofertę od niepokonanego Joyce'a, który był uważany za lidera grupy pościgowej.
Brytyjczyk to srebrny medalista olimpijski z 2016 roku, który późno zainteresował się boksem. Na zawodowstwie pokonał skróconą drogę na szczyt. W pokonanym polu zostawił szereg znanych nazwisk - w tym byłych mistrzów świata Bermana Stiverne'a (25-3-1) i Josepha Parkera (30-2-1), uznanych pretendentów pokroju Bryanta Jenningsa (24-3) oraz Carlosa Takama (39-5-1), a także wschodzącą gwiazdę brytyjskiego boksu – Daniela Dubois (15-0).
Nie po raz pierwszy okazało się, że nawet najbardziej obiecujący pięściarz może się zużyć, gdy droga na szczyt jest zbyt wyboista. Styl Joyce'a opierał się na znakomitym przygotowaniu kondycyjnym i wrodzonej twardości, za którą miały odpowiadać ponadnaturalnie grube kości. Może dlatego Brytyjczyk nie przywiązywał szczególnej wagi do defensywy?
Pierwsze starcie z Zhangiem nauczyło go, że nawet najgrubsza kość może pęknąć jeśli przyjmie odpowiednio wiele trafień. Mańkut z Chin co i rusz karcił przeciwnika mocnymi ciosami z lewej ręki, które doprowadziły do widocznego urazu twarzy. W szóstej rundzie walka została przerwana – Joyce nie znalazł się jeszcze na deskach, ale wydawało się to tylko kwestią czasu.
W powszechnym odbiorze dominowało przekonanie, że sędzia ringowy uratował pobitemu sporo zdrowia. Rewanż wydawał się oczywisty, a Zhang był przed nim tylko minimalnym faworytem. Brytyjczyk postawił na masę – w niespełna pół roku przybrał na wadze ponad 11 kilogramów. Nigdy nie był demonem szybkości, a ta decyzja na pewno mu nie pomogła – nawet jeśli 40-latek i tak w dniu walki ważył więcej.
Uciszyć „Króla”
Dodatkowe kilogramy miały przełożyć się na poprawę odporności, ale nie pomogły. W sobotę Zhang szybciej zabrał się do roboty. Po spokojnej pierwszej rundzie już w kolejnej mocno podkręcił tempo, a w ostatnich sekundach trzeciej mocno trafił krótkim prawym sierpowym. Zaskoczony Joyce padł jak długi i zbierał się wyjątkowo wolno. Tak wolno, że równo z gongiem walka została przerwana – i to przez angielskiego sędziego ringowego w Anglii.
– Chcecie żebym wreszcie zamknął gębę Tysonowi Fury'emu? – pytał po wszystkim zwycięski Chińczyk. Wskazywał, że nie istnieją już żadne przeszkody, które mogłyby uniemożliwić doprowadzenie do takiego pojedynku. Pojawiły się za to nawet pewne ułatwienia – Zhang związał się kontraktem promotorskim z Frankiem Warrenem, promotorem między innymi Joyce'a, Dubois i właśnie Fury'ego.
– Mogę zagwarantować, że Zhilei wróci głośną i wielką walką – przyznał na gorąco jego nowy promotor. Jakiego rodzaju będzie to walka? Wiele zależy od tego, co wydarzy się na szczycie. Jeśli Fury i Usyk wreszcie się dogadają – a takie sygnały znów zaczęli wysyłać doradcy "Króla Cyganów" – to Zhang znów będzie musiał uzbroić się w cierpliwość lub poszukać innych wyzwań.
Niewykluczone, że odświeżony zostanie inny pomysł. Od dawna spekulowało się o starciu Chińczyka z Anthonym Joshuą (26-3, 23 KO), które byłoby rewanżem za olimpijski ćwierćfinał z 2012 roku. Brytyjczyk wygrał na punkty, a po jednym z jego ciosów Zhang był nawet liczony. Eddie Hearn myślał o rewanżu na zawodowstwie – planował nawet zorganizowanie tej walki... w Pekinie.
To było jednak w zamierzchłych czasach – gdy Chińczyk nie był jeszcze postrzegany jako pięściarza z TOP 10 wagi ciężkiej. Jego zawodowa kariera jest pełna absurdów. W 2008 roku wywalczył srebro igrzysk w Pekinie, ale pomogła mu w tym kontuzja rywala w półfinale. Jego renomę w boksie olimpijskim zbudowały też dwa brązowe medale mistrzostw świata. Zawodowy etap rozpoczął się w marcu 2014 roku w Nowym Jorku, jednak długo zmierzał donikąd. Nie było wątpliwości, że Zhang potrafi przyłożyć – aż 11 walk wygrał przed czasem w pierwszej rundzie.
Walka z nim długo mogła być postrzegana w kategoriach niepotrzebnego ryzyka. Potężny mańkut (wzrost: 203 cm, waga: ponad 120 kg) o mocnym uderzeniu, który na dodatek wciąż nie nauczył się angielskiego i dla większości kibiców pozostaje anonimowy – kto chciałby dobrowolnie z kimś takim walczyć? Sytuacja zmieniła się – jak to w boksie – po... najsłabszym występie Zhanga w karierze.
Trzy dni w szpitalu
W lutym 2021 roku Chińczyk był związany z Hearnem. Dostał szansę występu na stadionie w Miami tuż przed walką wieczoru Saula "Canelo" Alvareza (54-1-2). Zmierzył się wówczas z Jerrym Forrestem (26-4) – solidnym zawodnikiem spoza szerokiej czołówki. W pierwszych trzech rundach Zhang zrobił wrażenie – w każdej z nich rywal lądował na deskach. Jednak potem coś się zmieniło - to Amerykanin złapał wiatr w żagle i był bliski zwycięstwa przed czasem ze słaniającym się na nogach Zhileiem.
Remisowy werdykt przyjęto jako prezent dla Chińczyka, który po wszystkim trafił do szpitala. Nie chodziło wcale o problemy z kondycją – sprawa okazała się dużo poważniejsza. – To był świetny obóz. Nie wiemy dlaczego, ale Zhang był mocno odwodniony. W trakcie walki jego nerki powoli odmawiały posłuszeństwa. Dowiedzieliśmy się, że mocno spadł mu poziom żelaza i miał anemię. W szpitalu spędził trzy dni – na szczęście nie doszło do uszkodzenia serca i mózgu – tłumaczył Terry Lane, jeden z menedżerów pięściarza.
W sierpniu 2022 roku zawodnik po przejściach pokazał, że nie brakuje mu charakteru. Jako jedyny w rankingu TOP 15 IBF nie bał się walki z Filipem Hrgoviciem (14-0, 12 KO). Niepokonany Chorwat od wielu miesięcy nie mógł znaleźć kogoś, kto chciałby się z nim zmierzyć w oficjalnym eliminatorze. Zainteresowania nie wyrazili choćby Luis Ortiz, Joseph Parker czy Tony Yoka. To wystarczyło, by powstał mit Hrgovicia jako nowego koszmaru wagi ciężkiej.
Po serii odmów wreszcie zgodził się pięściarz klasyfikowany na odległej 13. pozycji – Zhang. Starcie dwóch niepokonanych na zawodowstwie medalistów olimpijskich dość nieoczekiwanie mocno rozczarowało. W dużej mierze z powodu słabej formy Hrgovicia, który długimi fragmentami snuł się po ringu i nie potrafił zmotywować się do walki. Chorwat znalazł się nawet na deskach, ale po dwunastu wyrównanych rundach okazał się minimalnie lepszy w oczach sędziów.
Słabszą formę tłumaczył śmiercią ojca, która mocno nim wstrząsnęła. A akcje Chińczyka po pierwszej porażce w karierze... paradoksalnie wystrzeliły. Okazało się, że problemy z walki z Forrestem nie są już aktualne. Zhang dość bezpiecznie przeboksował mistrzowski dystans, choć w 10. i 11. rundzie doprowadził do celu w sumie tylko 13 ciosów, co mogło ostatecznie przesądzić o jego porażce.
Od tej pory nazwisko Chińczyka znów zaczęło być częściej wymieniane w kontekście największych gwiazd wagi ciężkiej. Do starego pomysłu wrócił Eddie Hearn – Zhang był wymieniany jako kandydat na rywala Joshuy w pierwszym występie po dwóch porażkach z Usykiem. Ostatecznie wybór padł na bezpieczniejszego przeciwnika – Jermaine'a Franklina (21-1).
– Zawsze braliśmy Zhileia pod uwagę. Uważam, że jego walka z Joshuą byłaby wielkim wydarzeniem w Chinach. Nikt nigdy nie zrobił tam czegoś takiego. Pewnie musiałby się pojawić organizator na szczeblu rządowym, by taki pojedynek stał się realny. Nasz plan na kolejne miesiące zakłada doprowadzenie do walki z Deontayem Wilderem, ale gdyby w Chinach miała się odbyć wielka walka to Joshua nie miałby problemu z podjęciem wyzwania – ocenił Hearn już po drugiej wygranej Chińczyka z Joycem.
Na ile realny jest taki projekt? Bez rządowego wsparcia rzeczywiście trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym Usyk lub Fury dobrowolnie decydują się na walkę w Chinach. Nie przeszkadza to jednak Zhangowi w snuciu marzeń. – Stadion Ptasie Gniazdo to miejsce otwarcie igrzysk w Pekinie, gdzie wywalczyłem srebrny medal. Marzę o stoczeniu tam zawodowej walki – zdradził.
Obiekt mógłby pomieścić nawet 100 tysięcy widzów. – Pekin i Szanghaj to największe miasta, mocno rozwijają się ekonomicznie, a boks w Chinach staje się coraz bardziej istotny – dodał Zhang. Po wygranej z Joycem na lotnisku czekały na niego tłumy fanów, ale jego potencjał marketingowy nie został tam poważnie zweryfikowany.
Jaka przyszłość czeka Chińczyka? Na razie musi uzbroić się w cierpliwość i poczekać na rozwój wypadków. Choć ma już 40 lat, to nie zostawił w ringu dużo zdrowia, a ostatnio z walki na walkę wygląda coraz lepiej. Wydaje się mało prawdopodobne, by inni zawodnicy z czołówki rwali się do walki z kimś takim. Za to promotor Frank Warren może tylko zacierać ręce.
– Postawiłbym na Zhanga w walce z Usykiem. To wielki, wielki facet. Oczywiście Usyk to znakomity pięściarz, ale spodziewałem się, że Daniel Dubois da mu trudną walkę, a on go obnażył. Pokazał w ringu wszystko, co o nim wiedzieliśmy. Bardzo dobrze potrafimy sterować karierami, a teraz dodatkowo wiemy, że Usyk nie radzi sobie z ciosami na korpus. Widzieliśmy to też w przeszłości. Z pewnością nie będzie w stanie przyjmować ciosów Zhanga – ocenił promotor.
Niewykluczone, że potężny Chińczyk zostanie potraktowany w kategoriach czysto biznesowych. Sprawy w wadze ciężkiej toczą się jednak tak wolno, że na mistrzowską szansę może poczekać nawet rok. Albo i dłużej – oczywiście jeśli Fury z Usykiem w końcu się dogadają, ale w tej sprawie trzeba się uzbroić w cierpliwość co najmniej na kolejny miesiąc.