| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Wisła Kraków po szalonym meczu z Lechią Gdańsk awansowała po dogrywce do 2. rundy Fortuna Pucharu Polski. Tym samym zaliczyła drugie zwycięstwo w ciągu kilku dni i powoli wychodzi z kryzysu. – Dobrze zrobiła nam przerwa na kadrę, bo od początku sezonu było widać, że nie jesteśmy jeszcze ze sobą do końca zgrani. Bywały sytuacje, że ktoś zagrywał, a ktoś stał. Ktoś nie zagrywał, a ktoś biegł – powiedział dla TVPSPORT.PL obrońca krakowskiej drużyny, Dawid Szot.
Tytus Olszewski, TVPSPORT.PL: – W marcu ubiegłego roku graliście z Lechią Gdańsk jeszcze w Ekstraklasie, zresztą sam występowałeś w tym meczu. Czy pomimo spadku z ligi emocje podczas meczu były podobne?
Dawid Szot, obrońca Wisły Kraków: – U mnie niezależnie od rozgrywek czy jest to Ekstraklasa, 1. liga, czy Puchar Polski, to do każdego meczu podchodzę tak samo. Jesteśmy profesjonalistami, więc nie możemy zmienić podejścia w zależności od rozgrywek. Mecze w 1. lidze są dla nas bardzo ważne po to, abyśmy awansowali w przyszłym sezonie do Ekstraklasy. Niezależnie czy jest to PP z Lechią Gdańsk, czy byłby z czwartoligowcem lub Legią, Lechem czy z Rakowem, nie ma to żadnego znaczenia. Do każdego trzeba przygotować się tak samo dobrze. Przede wszystkim mentalnie, żeby być gotowym i móc wygrywać takie mecze, bo też przeszłość nas nauczyła, że lekceważenie czy odpuszczanie nie kończy się dobrze. Chociażby mecze w PP z KSZO Ostrowiec czy Błękitnymi Stargard. Mieliśmy już dużo przykładów takich spotkań, które pokazywały nam, że nawet teoretycznie słabszego przeciwnika nie można lekceważyć. Nauczeni tymi błędami podchodzimy do każdego meczu tak samo i chcemy wygrywać.
– Awans do 2. rundy PP wyszarpaliście dopiero w dogrywce. Jaki twoim zdaniem był ten mecz?
– Tak na gorąco uważam, że jako drużyna zaprezentowaliśmy się naprawdę dobrze. Graliśmy solidnie w linii defensywy, Lechia tak naprawdę poza końcówką drugiej połowy nie miała klarownych sytuacji. Dobrze ustawialiśmy się, przesuwaliśmy i doskakiwaliśmy w defensywie. Realizowaliśmy wszystko to, co założyliśmy przed meczem i to jest wielki plus. W pierwszej połowie w ofensywie, poza golem Dawida Olejarki, nie mieliśmy dużo klarownych sytuacji, więc był to taki mecz środka pola. Druga połowa już się bardziej otworzyła, a my mieliśmy sytuacje. Lechia przycisnęła w końcówce, ale generalnie jestem zadowolony z występu drużyny.
Słowo drużyna jest kluczowe. Każdy wspierał się i już nawet przed meczem było czuć bardzo pozytywną energię. Pamiętam, że rozmawiałem z Szymkiem Sobczakiem i obaj czuliśmy, że będzie dobrze. Pozytywna atmosfera unosiła się przed tym meczem i po prostu przenieśliśmy to na boisko, więc to jest najważniejsze. Cieszę się z postawy drużyny i myślę, że właśnie dzięki temu podejściu mecz zakończył się po naszej myśli. Równie dobrze mogło być na odwrót, bo Lechia jako pierwsza miała dogodną sytuację w dogrywce. Uważam, że jak dajesz z siebie wszystko i robisz maksa, to ostatecznie to szczęście będzie przy tobie i tak właśnie było w czwartek. Jestem zadowolony z postawy drużyny, jeśli chodzi o założenia taktyczne, ale przede wszystkim w kwestii mentalnej, bo tu byliśmy bardzo mocni.
– W meczu z Lechią wystąpiło dużo zawodników będących na co dzień rezerwowymi. Czy to zmotywowało was do jeszcze lepszej gry?
– Zgadza się. Ja uważam, że niezależnie czy się gra, czy nie, to pracujesz na treningach dla drużyny i dla samego siebie. Jeśli będziesz dobrze wyglądał, to mobilizujesz kolegę, który gra w danym momencie. Różne rzeczy się dzieją, kontuzje lub kartki, więc cały czas trzeba być gotowym, niezależnie czy w jednym meczu będziesz nawet poza kadrą, to w następnym meczu możesz wyjść w pierwszym składzie. Trzeba być pod prądem i gotowym mentalnie, bo nigdy nie wiesz, co może cię czekać w następnych meczach. Właśnie tak było we wczorajszym spotkaniu, że zawodnicy, którzy nie grali za dużo albo nawet w ogóle nie grali w tym sezonie, zaprezentowali się z dobrej strony. To na pewno był bodziec, że pojawiła się szansa i trzeba pokazać się z dobrej strony. Cała drużyna to zrobiła, łącznie z bramkarzem, który obronił rzut karny.
– Po waszych wcześniejszych meczach pojawiało się wiele opinii, nawet ze strony piłkarzy, że brakuje wam sił na końcówki spotkań i może dlatego tracicie bramki. W czwartek rozegraliście jednak 120 minut na pełnych obrotach. Zmieniło się coś w waszej taktyce na mecz i rozkładaniu sił?
– Rozkładanie sił to jest bardzo dobre słowo. To akurat zależy od indywidualnych umiejętności danego zawodnika. Jeden zawodnik da z siebie wszystko przez 60-70 minut i rzeczywiście na końcówkę mu zabraknie. Trzeba rozłożyć siły tak, żeby na każdą fazę meczu ruszyć w końcówce, czy doskoczyć do rywala. Kiedy odpuścisz na koniec, to właśnie wtedy najczęściej wydarza się coś niedobrego. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne w naszym wykonaniu, to też jest pytanie indywidualne, czy ktoś dobrze czuje się w meczu, czy nie. Wydaje mi się, że bramki stracone w końcówkach nie wynikają tylko z braku sił, ale też inne kwestie decydują. Po analizach widzimy, że to jest zbiór minimalnych błędów, które później decydują o straconym golu. Przygotowanie fizyczne jest u nas na wysokim poziomie i też to wczoraj zaprezentowaliśmy.
– Zdaniem kibiców Białej Gwiazdy sędzia podjął kilka kontrowersyjnych decyzji. Do tego odgwizdał dwa rzuty karne. Czy uważasz, że arbiter skrzywdził was w kilku sytuacjach np. nie odgwizdując fauli?
– Nie mi to oceniać, bo to nie jest moja robota. Sędzia tak gwizdnął i tyle. To on jest szefem na boisku i on decyduje. Tak się stało i trzeba to zaakceptować. Z tego, co widziałem, to oba rzuty karne były słuszne. Widziałem, że był kontakt między Kubą Krzyżanowskim a napastnikiem, także był karny. Później ręka Josepha Colleya, więc myślę, że jakichś większych kontrowersji nie było. Był VAR i wszystko było sprawdzane, ale raczej zasłużone rzuty karne. Jeśli chodzi o inne faule na naszych zawodnikach, to tak jak wcześniej mówiłem, nie mi to oceniać. Sędzia tak gwizdnął, więc tak po prostu było.
– Pojawiła się w tamtym momencie złość, że znów straciliście bramkę w końcówce?
– Tak, było takie uczucie, przynajmniej, jeśli chodzi o mnie. Pytałem się sędziego czy jest od bramki, czy rożny, bo chciałem, żeby już gwizdał i żebyśmy grali. Powiedziałem sobie – znowu ta końcówka i możemy stracić bramkę. Niestety sędzia pobiegł do VAR-u i podyktował rzut karny. W pierwszym momencie była złość, ale potem Kamil Broda obronił "jedenastkę" i pojawiła się euforia, która szybko została przerwana drugim karnym. Jeśli chodzi o mecze Wisły Kraków, to dużo rzeczy się tam dzieje, więc dla postronnego kibica są to przynajmniej atrakcyjne mecze, taki pozytyw można wyciągnąć z tej sytuacji (śmiech – przyp. red.).
Jednak po wykorzystanym karnym przez Luisa Fernandeza, od razu zapaliła się lampka, że znowu straciliśmy bramkę, ale jest dogrywka i jeszcze tego meczu nie przegraliśmy. Przed tymi dodatkowymi 30 minutami mówiliśmy sobie w kółku – dobra, straciliśmy bramkę w końcówce, ale zapominamy o tym co było i skupiamy się na tym, co jest tu i teraz. To było odpowiednie podejście, żeby wymazać złe myśli z pamięci. Tutaj właśnie zagrał mental na wysokim poziomie, bo przycisnęliśmy i strzeliliśmy tego gola. Później mogły paść jeszcze kolejne, a w końcówce dogrywki wszystko mieliśmy pod kontrolą. Nie było jakiejś bardzo nerwowej sytuacji pod bramką, na szybko wyciągnęliśmy wnioski i wszystko poszło we właściwą stronę.
– Czy to właśnie zmiana podejścia mentalnego jest dla was kluczem do sukcesu?
– Tak, dokładnie. Przypominam sobie na szybko mecz z Odrą Opole, kiedy prowadziliśmy, a od wczesnych minut mieliśmy czerwoną kartkę i graliśmy w dziesiątkę. Też była walka i wszystko dobrze wyglądało, ale po bramce dla Odry w 80. minucie coś pękło. Ten stracony gol zaprzepaścił całą wcześniejszą pracę, a szkoda, bo mimo wszystko remis nie byłby taki zły grając w dziesiątkę. Później jednak Odra zdobyła bramkę na 2:1 i w końcówce podwyższyła jeszcze na 3:1. Wszystko się posypało. Pewnie gdybyśmy w czwartek tak zagrali, to by się skończyło podobnie. Wyciągnęliśmy jednak wnioski i w meczu z Lechią było inaczej. Człowiek uczy się zarówno w piłce, jak i w życiu. Coś musi się wydarzyć, żebyś dostać ten bodziec. To jest właśnie ta różnica w naszym podejściu do gry.
– To właśnie w tamtym meczu z Odrą (18 sierpnia) po raz ostatni zagrałeś pełne spotkanie. Tym razem znów dostałeś szansę i zaliczyłeś 120 minut. Czy ta wewnętrzna rywalizacja na prawej obronie działa na ciebie motywująco, czy jednak trochę denerwuje?
– U mnie to działa tylko motywująco. To słowo rywalizacja od razu kojarzy się negatywnie, ale właśnie bym to odwrócił. Bardzo wspieram Bartka Jarocha i sam widzę od niego wsparcie. Przed meczem z Lechią życzył mi wszystkiego dobrego. Jeśli Bartek strzelałby w każdym meczu bramkę, miał asystę, a drużyna by wygrywała, to tylko bym się cieszył, bo cel jest jasny. Chcemy wrócić do Ekstraklasy, a w Pucharze Polski zajść jak najdalej. Chcę, żeby ta drużyna cały czas szła do przodu, więc nie ma to znaczenia tak naprawdę, kto gra. Najważniejsze jest, żeby zmiennik trzymał poziom i dawał pozytywną energię do drużyny.
Wiem, że są momenty, w których będę grał i wiem, że będą momenty, w których będę rezerwowym. Cały czas pracuję i jestem przygotowany, bo wiem, że dzieją się różne przypadki. Tak było w naszym ostatnim sezonie w Ekstraklasie. Rywalizowałem z Konradem Gruszkowskim, który grał praktycznie wszystkie mecze, a ja tylko końcówki. Widząc jednak jego dobrą dyspozycję, też chciałem grać i ciężko pracowałem, dzięki czemu w końcu przyszły te minuty. Ciągła praca i zaangażowanie są receptą na sukces.
– Mecz z Lechią otworzył chyba trenerowi kolejne drzwi, bo sam widzi, że w pełni może liczyć na zawodników rezerwowych.
– Dokładnie tak. Zawodnicy, którzy grali mniej albo w ogóle nie grali, zaprezentowali się z dobrej strony. Trener raczej będzie miał ból głowy, ale pozytywny. Nie będzie miał obaw kogo wystawić, tylko wręcz na odwrót, więc to kolejna pozytywna informacja dla sztabu szkoleniowego.
– Za wami dwa zwycięstwa z rzędu po trudnym początku sezonu. Było ostatnimi czasy nerwowo w szatni?
– Właśnie nie czułem, że było nerwowo. To też było pozytywne pod tym względem, że nie wpłynęło na drużynę w jakiś demotywujący sposób. Mieszaliśmy lepsze mecze z tymi gorszymi. Wiadomo, że początek sezonu nie był taki, jak sobie to wymarzyliśmy, ale cały czas wiedziałem, że te lepsze mecze nadejdą. Myślę, że dobrze zrobiła nam przerwa na kadrę, bo od początku sezonu było widać, że nie jesteśmy jeszcze ze sobą do końca zgrani na boisku. Bywały sytuacje, że ktoś zagrywał, a ktoś stał. Ktoś nie zagrywał, a ktoś biegł. Brakowało tego zgrania. W sztabie też była taka nadzieja, że przyjdzie przerwa na kadrę i to będzie idealny czas, żeby wspólnie popracować nad naszymi mankamentami. Od czasu przerwy wygraliśmy na wyjeździe z Motorem 4:1, a teraz po dogrywce z Lechią i jest awans. Także pozytywnie to wszystko wygląda. Nic, tylko kontynuować tę pracę, bo mamy jeszcze dużo punktów w tabeli do nadrobienia i cały czas trzeba wygrywać.
– Czujecie euforię po z tych zwycięstwach?
– Kiedyś po zwycięstwach popadaliśmy w euforię i myślę, że to jest zgubne. Jeszcze za trenera Brzęczka tak mieliśmy. Zaczęliśmy sezon od remisu i czterech wygranych, a wszyscy już stwierdzili, że Wisła sobie poradzi i jakoś to będzie. Ale przeciwnicy zaczęli nas analizować i przygotowywać się pod nas, i nagle pojawiała się przegrana. W tym momencie zabrakło refleksji, że nie z każdym będą takie łatwe mecze, jak na początku sezonu. Może to nas wtedy zgubiło, właśnie ta euforia i zbytnia radość. Teraz widzę, że podchodzimy bardziej z chłodną głową. Wygraliśmy i w dzień meczu wszyscy się cieszą. Na następny dzień też rozmawiamy o tym meczu, jest analiza i wszystko gra. Ale w kolejnym dniu zaczynają się przygotowania do następnego starcia i nikt nie wspomina już tego wcześniejszego. Nie można tak schematycznie podchodzić do każdego przeciwnika, bo to nas właśnie zgubi.
– Po serii słabszych wyników pojawiły się głosy, aby zwolnić Radosława Sobolewskiego. Wyobrażaliście sobie współpracę z kimś nowym, czy jednak drużyna stoi murem za trenerem i jego decyzjami?
– Zupełnie nie zastanawiałem się nad tym. Niektórzy ludzie są ekspertami i wypowiadają się, jakby przez 40 lat grali w piłkę, a tak naprawdę nie mają żadnego doświadczenia. Wiadomo, że każdy ma swój punkt widzenia i prawo do własnej opinii. To jest jasne i nie ma w tym żadnego problemu. Jeśli chodzi o nas, to widać, że jest chemia między trenerem a zawodnikami. Styl, który preferuje trener, czyli grę krótkimi podaniami, oskrzydlające ataki czy nieraz gra przez środek, odpowiada nam. Mamy pod to piłkarzy i że cały zespół dobrze się w tym stylu czuje. To też jest rozwijające dla nas jako zawodników.
Ja uważam, że zrobiłem duży postęp u trenera Sobolewskiego, zwłaszcza jeśli chodzi o taką grę kombinacyjną. Nie boję się tego, a wręcz przeciwnie. Nie boję się popełnić błędów i to jest najlepsze. Trener cały czas nam to wpaja, że musimy ryzykować. On chce zawodników odważnych, którzy wezmą grę na siebie. Nieraz trafi się błąd, pójdzie kontra, będzie zagrożenie, ale szybko trzeba o tym zapomnieć. To jest rozwijające dla siebie i dla drużyny. Większości zawodników to pasuje, więc uważam, że bardzo dobrze, że trener dalej jest z nami i dalej możemy współpracować. To był chwilowy kryzys, ale uważam, że najlepsze jeszcze przed nami.
– Czy była presja na trenera ze strony klubu?
– Jeśli chodzi o rzeczy, które dzieją się w klubie czy w zarządzie, to nie wiem, jak to do końca się odbywa. To są kwestie pozasportowe, a my jesteśmy zawodnikami i skupiamy się wyłącznie na aspektach sportowych. Jeśli chodzi o aspekty sportowe, to myślę, że ta współpraca między nami, a sztabem i całym klubem, jest bardzo dobra.
– Przed wami ważne starcie z imienniczką z Płocka, która zajmuje piąte miejsce w tabeli 1. ligi. Jesteście pewni swego przed tym meczem?
– Nie, zupełnie nie boimy się. Wiadomo, jest to dobry zespół, spadkowicz z Ekstraklasy, mający dobrych technicznie piłkarzy, ale jesteśmy na to przygotowani. Nie obawiamy się, że są wyżej od nas, tylko wręcz przeciwnie. Uważam, że to właśnie ci, którzy z nami grają, mają się nas bać. Tym bardziej na Reymonta, więc w ten sposób bym to rozpatrywał. To Wisła Płock powinna mieć problem i troszkę zgrzytać zębami. Przyjeżdżają na nasz stadion, grają z Wisłą Kraków, która jest teraz w dobrym momencie, więc uważam, że to oni powinni mieć większy problem niż my z nimi. Takie podejście powinno być u nas na ten mecz. My wiemy, jak pracujemy i w jakim momencie jesteśmy. Wszystko dobrze funkcjonuje na ten moment, więc nic, tylko po raz kolejny przekuć te słowa na naszą grę. Jak zagramy swoją piłkę na swoim poziomie, to z Wisłą Płock wygramy.
– Trzeba też przyznać, że na początek sezonu ułożył wam się dosyć trudny kalendarz.
– Zgadza się. Nie mamy wpływu na terminarz, ale tak się ułożył i tak trzeba grać. Na szczęście dużo z tych trudnych meczów mamy u siebie. W czwartek był z Lechią, w niedzielę z Wisłą, a później jeszcze ze Zniczem Pruszków. Po przerwie na kadrę też mamy mecz u siebie, więc mimo ciężkiego terminarza, pozytywnie się to ułożyło.
– Trenerem reprezentacji Polski został Michał Probierz, który lubi współpracować z młodymi zawodnikami. Czy myślisz, że jeszcze kiedyś zadebiutujesz z orzełkiem na piersi?
– Wiadomo, że jest to marzenie każdego chłopaka, który zaczyna grać w piłkę. Niezależnie, ile będę miał lat, czy 22 tak jak teraz, czy 35, to dalej te marzenia z dzieciństwa będą. Na pewno będę dawał z siebie wszystko. Głównym celem jest to, żeby wrócić do Ekstraklasy, bo tam prędzej trenerzy mogą obserwować tych młodych zawodników, czy też tych bardziej doświadczonych, którzy są w dobrym momencie. Cały czas będę robił swoje, a jeśli drużyna będzie dobrze wyglądała i awansujemy do Ekstraklasy, to myślę, że każdy zawodnik, który będzie w danym momencie w dobrej formie, ma szansę na występy w kadrze. Wiek nie będzie miał tutaj znaczenia. Kto jest obecnie w najlepszej dyspozycji, ten jeździ na kadrę. Na razie skupiam się na tych rzeczach w Wiśle, a jeśliby się tak z czasem ułożyło i wszystko idealnie zagrało, to oczywiście fajnie by było spełniać te marzenia. Liczę na to, że może jeszcze kiedyś to powołanie do reprezentacji Polski, czy prędzej, czy później może nadejdzie, kto wie.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (960 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.