Przejdź do pełnej wersji artykułu

Gregor Deschwanden: przetrwałbym w waszym kraju! Znam 300 słów po polsku

/ Gregor Deschwanden po wygranej w Hinzenbach (fot. Getty) Gregor Deschwanden po wygranej w Hinzenbach (fot. Getty)

Gregor Deschwanden przeżywa doskonałe lato – wygrał trzy konkursy Grand Prix, jest wiceliderem tego cyklu, a w czerwcu sięgnął po brąz igrzysk europejskich w Zakopanem. – To trochę problem mój i Władimira Zografskiego, że ciągle można pytać: a kto tam z wami skakał? Dla mnie jednak każdy kolejny konkurs to okazja, aby zaprezentować się jak najlepiej i zdobyć pewność siebie – deklaruje 32-latek, który w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada też między innymi o trenerze Rune Velcie oraz związkach z Polską.

Smutne słowa Małysza. "Letnie skoki nie będą nikogo interesować"

Czytaj też:

Maciej Kot (fot. PAP)

Maciej Kot: wierzę, że znowu wystartuję w zawodach Pucharu Świata – skoki narciarskie

Mateusz Leleń, TVPSPORT.PL: – Z przyjemnością ogląda się twoje skoki w Grand Prix 2023. Można mówić o życiowej formie?
Gregor Deschwanden (wicelider Grand Prix):
– Cieszy mnie szczególnie stabilność, którą osiągnąłem. Poza jednym dniem w Szczyrku skakałem naprawdę dobrze. Cóż, tak, w wieku 32 lat, osiągnąłem życiową formę!

– Co jest twoim największym atutem?
– Nie klasyfikowałbym się wśród skoczków z naprawdę potężnym odbiciem. Mam jednak mocne, długie nogi i – trochę jak Kubacki – potrafię być wysoko po wyjściu z progu. To jedna z moich mocnych stron – wykorzystać dobrze moje rozmiary. Tego lata trafiam na progu, dzięki czemu mogę latać daleko. 

– Do końca cyklu pozostał jeden konkurs. Tracisz 34 punkty do Władimira Zografskiego. Odrobisz to w Klingenthal?
– Wewnętrznie przeczuwam, że wciąż mam szansę. Oczywiście wiem jednak, że nie wszystko jest w moich rękach. Muszę dać z siebie wszystko i zobaczymy co się stanie. Jedno jest pewne: będę walczył.

– Gdyby nie punkty za styl, myślę szczególnie o lądowaniach w Rasnovie i Hinzenbach, byłbyś dziś liderem cyklu... 
– Moja forma poszła w górę i pojawiły się dalsze skoki. Szczególnie dużo myślę o drugiej próbie w sobotę w Hinzenbach, tam nie wszystko wyszło mi na 100 procent, jeśli chodzi o lądowanie. Ale patrzę na to w ten sposób, że Grand Prix to też czas namierzania błędów. Znam swoją słabość i będę się starał ją poprawić.

– A może mogłeś ruszać z niższych belek. Braliście to pod uwagę w Rasnovie?
– Ufam moim trenerom. Trzeba pamiętać, że w Rasnovie wiatr często zmieniał kierunek. Długo nie było też w rundzie finałowej dalekich skoków. Wydawało się, że nie ma potrzeby obniżenia najazdu. Moim zdaniem to było nie do przewidzenia, że mogę skoczyć aż tak daleko. Nie winię szkoleniowców, to był mój błąd, że wylądowałem słabo. 

– Od kilku miesięcy macie w kadrze nowego trenera. Jak scharakteryzujesz Runę Veltę?
– Bardzo spokojny człowiek. To akurat trochę kontynuacja czasów Ronny'ego Hornschucha. Rune miał dla mnie kilka nowych pomysłów, a dzięki temu, że jest młody sam często może zaprezentować pewne rozwiązania. Nie ma już może idealnej wagi dla skoczka, ale wciąż potrafi bez problemu przybrać pozycję najazdową. 



– Tego lata na podium Grand Prix stawał też twój rodak – Remo Imhof. Czy to skoczek, który w przyszłości wejdzie do czołówki Pucharu Świata?
– Ma wszystko, aby być w przyszłości w TOP 10. Pamiętam, jak dobrze skakał zeszłej zimy. Oczywiście wciąż może poprawić pewne rzeczy. Z perspektywy starszego skoczka – może jeszcze nie tak jak Simon Ammann, ale już jednak starszego – bardzo cieszę się, że szwajcarskie skoki mają przyszłość.  


– Przyszłością całych skoków zdają się za to konkursy duetów. W programie igrzysk 2026 jest właśnie "super team" zamiast "drużynówki". Dobra zmiana z punktu widzenia Szwajcara?
– Trudno dziś powiedzieć. To walka między tradycją, a tym że igrzyska wciąż się zmieniają. Wiemy, że ta zmiana wynika z nowych kwot startowych dla skoków ze strony MKOl i FIS nie miała tu chyba za dużego pola manewru. Ale pewnie w dłuższej perspektywie to rozwiązanie się sprawdzi.

– Skoro poruszyliśmy wątek igrzysk – zapytam o te europejskie. Twój brązowy medal wywalczony w Zakopanem został odnotowany przez szwajcarskich dziennikarzy?
– Trochę tak, ale jak to z letnimi skokami bywa – ludzie nie do końca wiedzą, kto tam startuje, a kto nie. To nie jest Puchar Świata. Dziś to trochę problem mój i Władimira Zografskiego, że ciągle można pytać: a kto tam z wami skakał? Dla mnie jednak każdy kolejny konkurs to okazja, aby zaprezentować się jak najlepiej, a wspomniane igrzyska europejskie dodały mi pewności siebie na dalszą część lata.



– Sam pomysł skakania w czerwcu o medale takiej imprezy przypadł ci do gustu?
– Uważam, że to wielka szansa dla skoczków. Dostaliśmy nową sposobność rywalizacji i nie będę narzekał na to, że trzeba było skakać już w czerwcu. Niektóre dyscypliny, jak biatlon, mają zawody na poziomie europejskim i mi się to podoba. Oczywiście pomogła też lokalizacja – skoki są zakorzenione w Polsce, co stworzyło fajną atmosferę.

– Z Polski pochodzi twoja partnerka. Ile dni w roku spędzasz w naszym kraju?
– Wraz z wyjazdami sportowymi uzbiera się pewnie 30 dni. Może nie za dużo, ale zawsze to coś!

– Jakie destynacje wybieracie?
– Najczęściej Brzeszcze, miasto niedaleko Oświęcimia, ale przebywam też czasem w Krakowie. 

– Brzeszcze? Nie najprościej dla obcokrajowca.
– A tam jeszcze niedaleko jest... Pszczyna!

– I całkiem dobrze sobie radzisz z tymi nazwami. Ile znasz słów po polsku?
– Musiałbym zapytać mojego Duolingo. Ale... jakieś 300.

– Są zatem solidne podstawy!
– Wiesz co? Przetrwałbym w Polsce, bo umiem zamówić jedzenie! To rzeczywiście jakaś podstawa!

Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także