| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Levent Gulen miał bardzo dużo szczęścia, że sędzia Karol Arys, po konsultacji z sędzią technicznym Karolem Iwanowiczem, odwołał drugą żółtą kartkę. Faul piłkarza ŁKS w powtórkach telewizyjnych wygląda na nierozważny i raczej zasługiwał na formalne napomnienie. Z tej perspektywy anulowanie kartek było błędem zespołu sędziowskiego.
W powtórkach telewizyjnych faul nie budzi żadnych wątpliwości. Levent Gulen może chciał kopnąć piłkę, ale Christos Donis był szybszy. Zawodnik Radomiaka zagrał ją, a chwilę później piłkarz ŁKS ewidentnie zaatakował go korkami w stopę w okolicy stawu skokowego. Karol Arys gwizdnął, pokazał żółtą i czerwoną kartkę, a po chwili przybiegł do Karola Iwanowicza. Obaj sędziowie dłuższą chwilę rozmawiali, a potem Arys odwołał obie kartki i przeprosił Gulena. Niepotrzebnie.
Ocena przewinienia przez arbitra głównego wygląda na prawidłową. Dlaczego więc sędzia techniczny i zarazem rezerwowy zdecydował się podjąć interwencję? Pierwsza możliwość, wynikająca z tego, co było widać w transmisji telewizyjnej, jest następująca: z jego punktu widzenia nie było widać lub po prostu nie zauważył, że Gulen trafił rywala korkami. Iwanowicz być może mógł odnieść wrażenie, że nastąpiło tylko zwykłe podstawienie nogi i spowodowanie upadku.
Gdyby tak było, ten faul można byłoby uznać za jedynie nieostrożny, a takie przewinienia rzeczywiście nie są karane żółtą kartką. Oczywiście o ile nie są jednocześnie faulem taktycznym, czyli tak zwanym SPA (przerwaniem akcji korzystnej). Ale to nie było ani nieostrożne, ani SPA.
Być może Iwanowicz powstrzymałby się od wezwania Arysa, gdyby widział reakcję zawodnika Radomiaka na faul. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że kopnięcie korkami w stopę było lub mogło być bolesne. Oczywiście reakcja zawodnika, która czasami może być przesadna lub może być tylko symulacją, nie jest i nie powinna być dowodem w sprawie, ale mogłaby być impulsem dla sędziego technicznego dającym mu do myślenia, że być może ze swojego miejsca nie zauważył czegoś, co widział arbiter główny. Mianowie właśnie trafienia korkami w stopę.
Gdyby Iwanowicz dobrze dostrzegł ten szczegół, jakże istotny w tej sytuacji, raczej nie zakwestionowałby w tak odważny sposób decyzji sędziego głównego.
Przypuszczalnie sędzia techniczny mógł mieć w pamięci niesłuszne drugie żółte kartki z innych meczów, na przykład niesłuszną dla Josue z Legii Warszawa w wyjazdowym meczu z Piastem Gliwice, które w konsekwencji prowadziły do niesłusznych czerwonych kartek. Pobudki kierujące sędzią technicznym mogły więc być bardzo pozytywne: chciał pomóc uniknąć podobnej wpadki. Niestety gorszy był ogląd sytuacji.
Wytłumaczenie, które rzekomo jest formułowane, że sędziowie niejako wrócili do wcześniejszego zdarzenia i dlatego zdecydowali się na anulowanie kartek, wydaje się nieco karkołomne. Gdyby przyczyną drugiej żółtej kartki było tylko SPA, do którego nie powinno dojść w wyniku – załóżmy hipotetycznie – jakiegoś wcześniejszego zdarzenia pominiętego przez sędziów, wtedy anulowanie kartek byłoby zasadne. Powtórki wideo dowodzą jednak, że faul Gulena był zdecydowanie nierozważny. Tak grać po prostu nie wolno i jakieś rzekome wcześniejsze zdarzenie zupełnie zawodnika ŁKS nie usprawiedliwia.
Sędzia wideo Szymon Marciniak nie mógł w tej sytuacji interweniować ze względu na krępujący sędziów "Protokół VAR" będący częścią oficjalnych "Przepisów gry". Z powodu źle ocenionego przewinienia na potencjalną żółtą kartkę, nawet jeśli byłaby to druga żółta kartka, VAR nie może interweniować.
Coraz więcej osób pyta w takich i podobnych sytuacjach, czy sędziowie wideo w sytuacjach związanych z drugą żółtą kartką lub brakiem drugiej żółtej kartki dla tego samego zawodnika nie mogą wezwać sędziego głównego do monitora pod pretekstem "potencjalnej bezpośredniej czerwonej kartki". Nie, nie mogą. Byłoby to "naginaniem" przepisów, wprawdzie często zapewne z pożytkiem dla gry, ale wiązałoby się z negatywną oceną pracy sędziego wideo przez obserwatora sędziowskiego lub przez władze sędziowskie.
Gdyby sędzia wideo zdecydował się w tej sytuacji na interwencję "pod pretekstem potencjalnej czerwonej kartki", po meczu mógłby od decydentów na początek dyskusji dostać proste, ale bardzo kłopotliwe pytanie: "Szymonie Marciniaku, czy widząc powtórki tej sytuacji z różnych kamer naprawdę uważasz, że to była sytuacja na potencjalną bezpośrednią czerwoną kartkę?".
Druga możliwość jest taka, że sędzia techniczny miał lepszy kąt widzenia do obserwacji tej sytuacji niż wszystkie kamery, z których ujęć korzystali realizatorzy transmisji telewizyjnej. Jeśli dzięki temu Karol Iwanowicz mógłby dostrzec najlepiej, że zawodnik jednak nie zasłużył na drugą żółtą kartkę i wykluczenie, należałyby mu się duże gratulacje. I za spostrzegawczość, i za odważną interwencję.
Gdyby okazało się, że tak właśnie było, byłby to znakomity dowód na to, jak bardzo potrzebna jest większa transparentność decyzji sędziowskich i współpracy między sędziami. FIFA idzie w kierunku informowania publiczności o przyczynach zmiany decyzji - w tym roku w turniejach FIFA sędziowie ogłaszają przez mikrofon przyczynę zmiany decyzji. W Ameryce Południowej konfederacji CONMEBOL publikuje nawet nagrania rozmów sędziów po kontrowersyjnych sytuacjach. W Anglii w tym tygodniu Howard Webb też zdecydował się opublikować zapis rozmowy sędziów boiskowych z sędziami wideo. Podobnie mogłoby być w Polsce, gdyby zgodził się na to PZPN.