| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Radomiak Radom w sobotnie popołudnie wygrał 3:0 z ŁKS-em Łódź. Było to pierwsze zwycięstwo radomian od 19 sierpnia, gdy na własnym stadionie okazali się lepsi od Warty Poznań. Komplet punktów w meczu z łodzianami sprawił, że najprawdopodobniej na stanowisku pierwszego trenera pozostanie Constantin Galca, którego pozycja była zagrożona. W trakcie tygodnia w przestrzeni medialnej pojawiło się wiele zarzutów co do jego osoby. – Czytałem te artykuły. To nieprawda – stwierdził Rumun na pomeczowej konferencji prasowej.
Czytaj również: Trener uciekł spod topora! Efektowne zwycięstwo Radomiaka
Radomiak w meczu z ŁKS-em wyszedł na prowadzenie w 20. minucie meczu, gdy po dośrodkowaniu Rafała Wolskiego z rzutu rożnego precyzyjnie głową uderzył niezawodny Pedro Henrique. Gospodarze mieli jeszcze kilka okazji na podwyższenie wyniku przed przerwą. W 36. minucie na bramkę ŁKS-u strzelił Jan Grzesik. Piłka odbiła się jeszcze od Marcina Flisa i wpadła do bramki.
Wynik na 3:0 w 69. minucie ustalił Edi Semedo. Łodzianie do samego końca próbowali jeszcze zmniejszyć rozmiary porażki, ale nie udało im się to. Dla Radomiaka sobotnie zwycięstwo jest bezcenne.
– Myślę, że to był ważny mecz dla wszystkich. Dla mnie, dla klubu, dla kibiców, dla zawodników, dla wszystkich, którzy są związani z klubem i dobrze, że skupiliśmy się tylko i wyłącznie na tym, żeby ten mecz wygrać. Każdy z nas wspierał drużynę, każdy dawał z siebie wszystko: klub, kibice, dobrze pracowaliśmy na treningach i staraliśmy, żeby to wszystko dobrze wyglądało, a był to trudny moment, napięta sytuacja – powiedział po meczu rumuńskim szkoleniowiec.
– Chcę podziękować zarówno kibicom jak i piłkarzom, bo pokazali, że są w stanie zrobić wszystko dla korzystnego rezultatu. Gracze wyszli z odpowiednim nastawieniem i wykorzystywaliśmy przestrzeń na boisku, którą nam dawali, bo wiedzieliśmy, że te przestrzenie będą się tworzyć. W pierwszej połowie powinniśmy strzelić więcej niż tego jednego gola. W drugiej połowie straciliśmy kontrolę nad meczem, przez co nie mogliśmy grać tego, co byśmy chcieli. – dodał.
Skąd napięta sytuacja, o której wspomniał rumuński trener? Otóż po zeszłotygodniowej porażce z Rakowem Częstochowa 51-latek wybuchł na konferencji prasowej i stwierdził, że gdyby wiedział, że obietnice złożone mu przez klub nie zostaną dotrzymane, to już latem pożegnałby się z Radomiakiem.
Następnego dnia Galca został wezwany na dywanik. Wydawało się, że zwolnienie będzie tylko formalnością. Faworytem do zastąpienia go na stanowisku pierwszego trenera radomskiego zespołu był asystent Johna van den Broma, Maciej Kędziorek.
Na drodze stanął jednak Lech, który nie chciał puścić go wolno. W międzyczasie portal Weszło poinformował, jakoby Rumun miał oznajmić w szatni, że nie interesuje go już praca w Radomiaku, ale jest tam tylko dlatego, że klub nie chce go wypuścić. "Piłkarze trenują sami dla siebie, jego to nie obchodzi, zostaje w Radomiaku do czasu znalezienia nowego trenera i nie przejmuje się tym, jaki będzie dalszy los zespołu" – czytamy w dalszej części artykułu.
Ponadto podano, że pensja Galki została podwojona po utrzymaniu Radomiaka w Ekstraklasie w poprzednim sezonie, a sam zainteresowany miał mieć coraz mniejszy zapał do pracy ze względu na niespełnione wymagania: dwudniowe zgrupowania przed meczami, zbyt krótki obóz przed sezonem, zbyt wąską kadrę. Dodał ponoć, że od dłuższego czasu w klubie jest problem z systemem monitorowania osiągów fizycznych piłkarzy.
– Żeby wyjaśnić – poczytałem te artykuły, które były na mój temat i chciałbym podkreślić, że nigdy nie chciałem odejść z klubu. Byłem wezwany na rozmowę dzień po meczu z Rakowem. Rozmawiałem z zawodnikami. Chciałbym podkreślić, że nigdy nie powiedziałem, że chcę odejść z klubu. Chcę powiedzieć, że nie zarabiam podwójnej stawki – wyjaśnił trener.
– Czytałem też, że chciałem wyrzucić Cayargę. To jest nieprawda. On sam chciał odejść. Chciał odejść, to odszedł. Chciałem mieć tutaj Filipa Majchrowicza, ale on też chciał odejść, więc odbyłem z nim rozmowę i powiedziałem, że to rozumiem, że on chce grać więcej. W przypadku Cele powiedziałem, że chcę w jego miejsca zawodnika o innym profilu – kontynuował Galca.
– Mamy inne opinie, ale nigdy nie prosiłem zarządu, żeby mnie za coś przepraszał. Było spotkanie, na którym powiedziałem, że będę zachowywał się jak profesjonalista i tak wygląda sytuacja. Oktawian Moraru może to potwierdzić. Bardzo mnie cieszy, że zarówno klub, jak i fani i my wszyscy tutaj potrafiliśmy skupić się na meczu i w tak trudnym momencie zjednoczyć, żeby razem iść w jednym kierunku. Jeśli chodzi o młodzieżowców, to tak jak powiedziałem, mogą mieć tutaj przyszłość, ale trzeba ich wprowadzać w dobrym momencie, żeby wzrastali – dodał, odwołując się do swojej argumentacji dotyczącej braku szans dla młodzieżowców. Szkoleniowiec stwierdził po meczu z Rakowem, że młodzi piłkarze powinni dostawać szansę w dobrych momentach dla drużyny, a nie przy stanie 0:3 dla przeciwnika, ponieważ to może ich – mówiąc kolokwialnie – spalić.
Wszystko wskazuje zatem, że pożar – przynajmniej na najbliższe dwa tygodnie – został ugaszony. Galca chęć dalszej pracy zadeklarował kibicom na jednym z treningów przed meczem z ŁKS-em oraz w rozmowach z mediami po sobotnim zwycięstwie.