Piotr Lisek zakończył sezon z uśmiechem na twarzy, ale wie, że stać go na jeszcze więcej. Po przygodzie w FAME MMA czas na kolejne życiowe wyzwanie. Drugi raz ma zostać ojcem. Potem czekają go intensywne przygotowania do igrzysk olimpijskich. – Jeszcze się nie skończyłem – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Lisek ma za sobą szalony rok. Niezmiennie był jedną z najbarwniejszych postaci w polskiej lekkiej atletyce. Cieszył się z medalu międzynarodowej imprezy i... wygranego pojedynku. Na ostatniej gali FAME MMA pokonał Dariusza "Daro Lwa" Kaźmierczuka. Czy na poważnie zakochał się w sportach walki? – Spokojnie. Nadal czerpię najwięcej życiowej przyjemności ze stadionów lekkoatletycznych. Napędzam się i spełniam. Zostałem stworzony do skakania. Pojawienie się w oktagonie to nowość. Odskocznia od monotonii. Naładowałem baterię, by jeszcze bardziej cieszyć się skokiem o tyczce – przekonywał na Stadionie Śląskim, gdzie została przeprowadzona gala "Złotych Kolców".
31-latek wyszedł ze starcia bez szwanku. Skończyło się na lekkim otarciu nogi. Nie ma jednak zamiaru udawać, że czuje się profesjonalistą w tej dziedzinie. – W ogóle nie czuję się poobijany. Mogę się nazwać słowem "świeżynka"! Pozycja bokserska nie jest nawykiem. Zapomniałem już o walce. Myślami jestem z małżonką, która na dniach będzie rodziła. Sytuacja jest rozwojowa. Spodziewamy się drugiego dziecka – mówił.
Najlepszy polski tyczkarz po raz drugi zostanie ojcem. Nie ma obaw przed rodzicielskim wyzwaniem, które go czeka. – Jest lekkie napięcie. Ostatni raz tatą zostałem cztery lata temu. Żartobliwie powiem, że trzeba odświeżyć "instrukcję obsługi", jak obchodzić się z małym dzieckiem. Jestem zaprawiony w boju. Nie ma dużych obaw. Gdy Lila pojawiła się na świecie nie zarywaliśmy każdej nocy. Przeszło gładko. Mam nadzieję, że będzie podobnie. Radość, która się pojawi wynagrodzi wszystko wokół – zapewnił.
W 2023 roku Lisek zdecydowanie poprawił osiągnięcia z ostatnich miesięcy. Przed rokiem nie brakowało komentarzy typu: "To koniec Piotra". – Wiele osób mówi, że Lisek się skończył. Nie do końca rozumieją, iż nie każda konkurencja jest na tak wysokim poziomie jak skok o tyczce. Armand Duplantis pobija rekordy świata, a moje wysokości nie zapewniają tak wysokich miejsc jak w przeszłości. Nie narzekam. Cieszę się z drogi, którą obrałem. Kilka razy w 2023 roku skoczyłem powyżej 5,80 metra. Świetne uczucie. Sezon z mojej perspektywy był dobry, ale pozostawiam go do oceny kibiców i dziennikarzy. Trochę się odbudowałem. Były to jedne z lepszych miesięcy w moim wykonaniu – kontynuował.
Rekordzista kraju – 6,02 metra – ma za sobą bardzo burzliwy okres. Spadło na niego dużo negatywnych komentarzy po rywalizacji w oktagonie. – Dużo się działo w głowie. Nie tylko mojej, bo eksperci i fani prześcigali się w tworzeniu różnych teorii. Ten czas non stop trwa. Taki Lisek jest. Nikt go nie zmieni. Każdy człowiek ma inną opinię na ten temat. Rozumiem i szanuję. Nie zamierzam się wykłócać – podkreślił.
Czy jest jakakolwiek szansa, że 31-latek za kilkanaście miesięcy jeszcze podejmie rękawice? – Nie czas i miejsce, by planować kolejne pojedynki. W ogóle się na tym nie skupiam. Wolny czas wykorzystuję dla rodziny. Nie wiem, czy można powiedzieć, że sportowcy lgną do freak fightów, ale jest grono osób, które chce się tam pojawić. O to będzie coraz trudniej. Poziom jest coraz bardziej profesjonalny. Chciałem pokazać, że w MMA nie biją się tylko osoby z patologii, ale także sportowcy, którzy dbają o zdrowy styl życia – podsumował.
W 2024 roku głównym celem będą igrzyska. Jak zatem Lisek podejdzie do pozostałych międzynarodowych imprez? – Wszystkie imprezy traktuję poważnie. Chcę się pojawić w mistrzostwach świata w hali w Glasgow, w mistrzostwach Europy w Rzymie i potem w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Wiele zależy od samopoczucia żony Oli. Liczę, że losy rodzinne potoczą się bez większych kłopotów. Już jestem myślami w treningu – zakończył.