Na mocy kwalifikacji do igrzysk olimpijskich z chińskiej grupy awansowały dwie reprezentacje – polska i kanadyjska. Tej drugiej bilet do Paryża udało się wywalczyć w ostatniej chwili. – Według mnie to była droga do raju, a nie z piekła do nieba – mówi Tuomas Sammelvuo, trener Kanadyjczyków i ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Korespondencja z Chin
Przed ostatnią kolejką turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich sytuacja w Chinach była prosta, aczkolwiek emocjonująca. Po wygranej z Kanadą, bezpośrednim rywalem o olimpijski bilet, Belgowie mieli za zadanie pokonać Bułgarię. Wydawało się, że napędzeni paryskimi marzeniami podopieczni Emanuele Zaniniego nie będą mieli z tym gigantycznych problemów, jednak skończyło się na tie-breaku i wygranej Bułgarów o dwa punkty (15:13). Szansa, którą wywalczyli sobie Belgowie dzień wcześniej, wymknęła im się z rąk.
Do starcia z Meksykiem Kanadyjczycy, którzy jeszcze dzień wcześniej przeżywali potencjalnie zamykającą im drogę do Paryża porażkę z Belgami, podeszli więc pełni wiary i wygrali pewnie 3:0. Tym samym to oni cieszyli się z awansu na igrzyska i wpadli w euforię po meczu.
Tuomas Sammelvuo o awansie reprezentacji Kanady siatkarzy na igrzyska: to była droga do raju
Wzruszenia po starciu nie ukrywał trener Kanady, Tuomas Sammelvuo. – Jestem tak bardzo szczęśliwy. Według mnie to była droga do raju, a nie z piekła do nieba. Nie wiem ile osób przed tym turniejem wierzyło, że uda nam się awansować. My wierzyliśmy, jednak nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać jako drużyna. Moi gracze pracowali tak mocno po Lidze Narodów... Wiem, że to klasyczne gadanie, ale to, czego udało im się dokonać w tym czasie, to coś niemożliwego. Grupa jest tak bardzo scalona. To jest nie do uwierzenia – powiedział.
– W sobotę przegraliśmy bardzo ważny mecz. Nie straciliśmy jednak wiary, a turniej musiał zostać zagrany do ostatniego spotkania. Nikt nie dał nam tu nic za darmo. Awans trzeba było wziąć, a moi zawodnicy to zrobili. To niewiarygodne – nie ukrywał emocji szkoleniowiec.
Zapytaliśmy Fina, czy oglądał starcie Belgów z Bułgarami. Jego odpowiedź nas zaskoczyła. – Nie widziałem ani jednej akcji z meczu Belgów i Bułgarów. Nie chciałem patrzyć na to i kibicować komukolwiek. Wiedziałem, że co ma przyjść, to przyjdzie. Wierzyłem, że poszczególne rzeczy wydarzają się w życiu z jakiegoś powodu, a nie bez niego. Tym razem wszystko musiało się poukładać właśnie w ten sposób – wyjaśnił.
W poniedziałek szkoleniowiec poleciał o 8:30 do Polski. Zapowiedział, że od razu zaczyna myśleć o sezonie klubowym, w którym poprowadzi ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle.