Po trzech przegranych meczach wyjazdowych z rzędu, reprezentacja Polski wreszcie wygrywa poza krajem. Michał Probierz tknął w ten zespół nieco życia, wytyczony został jakiś kierunek, ale na Wyspach Owczych nie zobaczyliśmy jeszcze zespołu, który już dziś byłby w stanie zmierzyć się z poważniejszymi wyzwaniami.
Pamiętając o klasie rywali, należy przyznać, że było w tym meczu kilka pozytywów. Oczywiście, ten pierwszy to wynik – po ostatnich wpadkach cieszy nawet dwubramkowa wygrana z Wyspami Owczymi. Kwalifikacje do Euro 2024 są tak skrojone, że nagle znów jesteśmy w grze i znów wszystko w nogach naszych piłkarzy. Wygramy dwa kolejne spotkania i jedziemy do Niemiec. Taka końcówka kwalifikacji to byłoby coś. Trzy wygrane z rzędu? Taka passa przydarzyła się naszej reprezentacji po raz ostatni dwa lata temu, gdy ograliśmy kolejno San Marino, Albanię i Andorę.
Powiew świeżości zapewnili debiutanci. Patryk Peda rzucał się w oczy pewnością ruchów. Wypadł pod tym względem lepie od znacznie bardziej doświadczonego Jakuba Kiwiora, po którym widać brak regularnej gry w klubie. Michał Probierz stworzył zupełnie nowy środek obrony i wyglądało to przyzwoicie, ale po pierwsze – trzeba pamiętać o klasie rywala. A po drugie – w tak skrojonej obronie (Kiwior, Peda, Kędziora) brak nieco kilogramów. Zawodnika, który byłby tu też liderem pod względem fizycznym. Twardziela pokroju Kamila Glika (ale już chyba nie w tej samej osobie). W starciu z bardziej wymagającym rywalem masy mięśniowej może trochę zabraknąć.
Co ważne – dzięki nowym twarzom widać, że ta drużyna wreszcie się zmienia. Czekaliśmy na to od 2018 roku, a na dobre zabrał się za to dopiero Michał Probierz. Podjął kilka odważnych, a nawet ryzykownych decyzji. W czwartek większość się obroniła, ale prawdziwe wyzwania dopiero przed nami. Trudno powiedzieć, czy obrona kierowana przez Pedę, który przecież jeszcze przez osiem miesięcy będzie zawodnikiem trzecioligowym, może być skuteczna również w starciach z rywalem pokroju Czech.
W ofensywie najwięcej radości dała nam w czwartek współpraca na linii Sebastian Szymański – Piotr Zieliński. Na to też czekaliśmy długo. Najpierw trzeba było przekonać sceptyków, że jest na boisku miejsce dla obu tych pomocników. Na Wyspach Owczych to oni zapracowali na pierwszego gola. To też po ich akcji obrońca rywali opuścił boisko z czerwoną kartką. Obaj są ostatnio w bardzo dobrej formie – w drużynach klubowych notują tydzień w tydzień bardzo dobre występy. Jeśli uda się ten poziom i regularność przenieść na niwę reprezentacyjną, a ta chemia nadal będzie tak silna – ta dwójka powinna być naszą bardzo mocną bronią.
W reprezentacyjnym debiucie Probierz wykazał się też trafionymi zmianami. Umiejętnie pobudził drużynę w trakcie drugiej połowy, wpuszczając na boisko parę Adam Buksa, Karol Świderski.
Po meczu selekcjoner przyznał, że tym razem styl się nie liczył. Zresztą postawmy sprawę jasno – selekcjoner to wynikowiec, który po 1:0 jest gotów przymknąć oko na wszystko inne. Po 2:0 tym bardziej. I tak było w czwartek. Po meczu narzekał nieco na małą liczbę stworzonych okazji, ale generalnie był oczywiście zadowolony.
Były jednak fragmenty meczu, które muszą napawać niepokojem. Farerzy zbyt często i zbyt długo panoszyli się po naszej połowie boiska. Zaskakująco łatwo znajdowali sobie przestrzeń i czas, by wymieniać podania. Brakowało im umiejętności, by przekuć to na sytuacje strzeleckie, ale rywal wyższej klasy będzie umiał skorzystać z takich możliwości.
Mieliśmy też spore problemy z rozwijaniem akcji. Od własnej bramki płynnie do przodu przechodziliśmy bardzo rzadko. Częściej udało się po prostu zebrać drugą piłkę – zazwyczaj po wcześniejszym niecelnym długim zagraniu Wojciecha Szczęsnego. Obraz gry uległ radykalnej zmianie dopiero wtedy, gdy gospodarze stracili jednego piłkarza. W końcówce to już pełna dominacja, no ale trudno, by było inaczej, skoro półamatorzy grali w osłabieniu.
Martwi też forma Arkadiusza Milika. W pierwszej połowie mógłby strzelić ze dwa gole, gdyby ruszył do piłki o ułamek sekundy wcześniej. Zabrakło tym razem instynktu snajpera. A i była też sytuacja, w której napastnik Juventusu mógł się poczuć nieco zawstydzony. Szymański zagrał do niego piłkę, ale podanie było niecelne. Milik tylko odprowadził futbolówkę wzrokiem, za to Szymański wyprzedził go i pierwszy ruszył do pressingu. W efekcie m.in. pracy wykonanej przez pomocnika Fenerbahce chwilę później piłkę. Ale Milik był tym razem tylko widzem.
Przed Probierzem jeszcze dużo pracy i dopiero starcia z silniejszymi rywalami pozwolą znaleźć odpowiedź na pytanie, na co stać ten zespół w takim zestawieniu personalnym. Czy można sobie wyobrazić, że jedziemy na Euro 2024, a ciągle środkowym obrońcą jest trzecioligowiec? Co jednak najważniejsze, na Wyspach Owczych został wytyczony nowy kierunek. Z Fernando Santosem nie wiedzieliśmy, czy próbujemy iść do przodu, czy reanimować nasze marzenia rodem z roku 2016 i ciągle liczyć na zryw Grzegorza Krychowiaka.
Czytaj także:
Probierz po wygranej: stworzyliśmy za mało sytuacji
Zieliński: wolę mówić na boisku. Ale coś w szatni powiedziałem
Niepokojące doniesienia po meczu. Kłopoty napastnika