| Czytelnia VIP

Miliardy rupii, widzów i runów. A za pięć lat... igrzyska. Puchar Świata w krykiecie i wielka polityka

Indie w ostatnich latach okazywały się lepsze od Pakistanu. Jak będzie tym razem? (fot. Getty)
Indie w ostatnich latach okazywały się lepsze od Pakistanu. Jak będzie tym razem? (fot. Getty)
Sebastian Muraszewski

Śledzony jest przez miliardy, ale w kontynentalnej Europie prawie się o nim nie mówi. Znajdzie się w programie igrzysk 2028 roku. W krykieta grano już w pierwszej połowie XVIII wieku, ale prawdziwą szansą tej dyscypliny stała się dopiero jego odmiana sprzed dwudziestu lat. Narodziła się w Wielkiej Brytanii, ale na najbardziej podatny grunt trafiła na subkontynencie indyjskim.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Boisko symboli

Atak o niespodziewanej skali bojowników Hamasu na Izrael wywołał emocje na całym świecie. Stosunkowo szybko zareagowały Indie. Premier Modi potępił terrorystów oraz zapewnił o pełnym wsparciu izraelskich władz, ale jeszcze przed oficjalnymi oświadczeniami media społecznościowe zalały posty hinduskich internautów. Nikt nie może mieć wątpliwości, po której stronie stoją Indie w tym konflikcie.

W mało którym kraju, nawet w Stanach Zjednoczonych, trudno znaleźć tak powszechną sympatię dla Izraela. A jeszcze do lat dziewięćdziesiątych było inaczej. Indie i Izrael połączył wspólny wróg - Pakistan. To izraelskie służby wywiadowcze oraz zakłady zbrojeniowe pomogły w hinduskich zwycięstwach z islamskim sąsiadem w sporze o Kaszmir. Region ten pozostaje od 1947 roku zadrą w relacjach indyjsko-pakistańskich. Oba państwa sięgnęły nawet po broń atomową, prześcigając się w liczbie jej testów.

Na całe szczęście rywalizacja sprowadza się teraz wyłącznie do boisk krykietowych. Reprezentacje tych krajów mierzyły się 205 razy w różnych odmianach tej gry. Częściej wygrywali Pakistańczycy, ale przy okazji meczów w Pucharze Świata, gdzie są wyłącznie spotkania jednodniowe, za każdym razem lepsze okazywały się Indie. Zdarzało się, że przy okazji sportowych zmagań dochodziło do rozmów przywódców, które miały miano "krykietowej dyplomacji". Coś na wzór poszukiwań odprężenia między ChRL i USA, do którego doszło kiedyś przy stołach tenisowych.

Ostatnio próżno jednak szukać przejawów zachowań pokojowych. Reprezentacje tych krajów nie mają od dziesięciu lat towarzyskich meczów, a start Pakistańczyków w trwającym właśnie Pucharze Świata w Indiach stał pod znakiem zapytania. Podyktowane to było rewanżem za sprzeciw indyjskiej kadry przed występami w Pucharze Azji 2023 organizowanym na pakistańskiej ziemi. Argumentowano to niby względami bezpieczeństwa, przypominając atak na autokar z reprezentantami Sri Lanki w 2009.


Od tego czasu w Pakistanie dba się szczególnie o ochronę sportowców z zagranicy, o czym świadczą udane wizyty drużyn z Australii i Anglii. W obliczu nieprzejednanej postawy indyjskich działaczy konieczne było jednak przeniesienie dużej części turnieju na Sri Lankę. Indie zagrały dwukrotnie z Pakistanem na wyspie, a w drugim spotkaniu odniosły największe zwycięstwo w historii jednodniowych spotkań. Obyło się na szczęście bez incydentów, z których niestety słynie ta rywalizacja. Choćby w 2014 roku 67 studentów z indyjskiego uniwersytetu w Meerucie zostało zawieszonych za to, że cieszyli się ze zwycięstwa Pakistańczyków.

Ostatecznie Pakistan potwierdził udział w Pucharze Świata. Członkowie reprezentacji otrzymali wizy zaledwie na kilka godzin przed lotem, którego trasę wyznaczała polityka, a nie logika - krykieciści musieli się przesiadać w Dubaju, nadkładając tysiące kilometrów. Zostali jednak przywitani entuzjastycznie przez indyjskich kibiców, którzy zapomnieli o politycznych sporach, doceniając sportową klasę rywali. Podobnie było na stadionie w Hajdarabadzie, gdzie zawodnicy zza miedzy grali dwa pierwsze mecze w tegorocznym Pucharze Świata. Holandia i Sri Lanka nie sprostały faworyzowanej drużynie. Mohammad Rizwan, najlepszy w obu spotkaniach, dziękował publiczności, a triumfy zadedykował mieszkańcom Strefy Gazy.

Wygląda na to, że Pakistańczycy nie mogą liczyć na to, by na trybunach pojawili się ich kibice. Co prawda ci kupili już bilety, których ceny na czarnym rynku sięgają setek tysięcy dolarów. Sprzedawcy fałszywek też nie próżnują, ale kłopot w tym, że obywatele Pakistanu wciąż nie dostali wiz. Podobnie wygląda ta kwestia z wieloma dziennikarzami sportowymi. Pakistańskie media muszą opierać się wyłącznie na transmisjach telewizyjnych, a pytania podczas konferencji prasowych wysyłają przez… WhatsAppa. Nawet jak już uda się pokonać procedury, to trzeba uważać. Dziennikarka Zainab Abbas musiała opuścić Indie po tym, jak internauci przypomnieli jej dawne tweety obrażające Hindusów.

Arena meczu też nie jest przypadkowa. Stadion w Ahmedabadzie robi wielkie wrażenie. Może na niego wejść 132 tysiące widzów, więcej niż gdziekolwiek na świecie. Otwarty w 2020 roku obiekt nosi imię premiera Indii, Narendry Modiego. Decyzję o jego budowie ten polityk podjął będąc tylko premierem stanu Gudźarat. Teraz dla szefa rządu Indii mecz z sąsiadem ma duże znaczenie, bo w przyszłym roku w Indiach (bądź Bharacie, jak kraj określa Modi i jego poplecznicy) przeprowadzone będą wybory parlamentarne. A kilka miesięcy temu opozycja podjęła decyzję o utworzeniu koalicji, składającej się aż z 28 partii. W retoryce kampanii władzy silna jest antypakistańska narracja. To sporo mówi o wadze krykietowych sukcesów dla aktualnie rządzących. Każdy pretekst jest dobry.


Jedna z członkiń Sądu Najwyższego Indii, Menaka Gurswamy stwierdziła nawet, że nie będzie oglądać meczu z Pakistanem, bo wpuszczenie reprezentantów tego państwa do Indii niecały miesiąc po śmierci policjantów w Kaszmirze jest nieodpowiedzialne. Nic więc dziwnego, że stadion będzie zabezpieczony przez blisko tysiąc policjantów, a sygnały o możliwych atakach terrorystycznych są zarówno w Indiach, jak i Pakistanie. Początkowo spotkanie zaplanowano na 15 października, ale akurat wtedy zaczyna się święto Nawatari, więc przesunięto mecz o dzień wcześniej.

Wspólnota Narodów krykietem podzielona

Krykiet doprowadza stale do tarć, nawet między najbliższymi sojusznikami. Angielska reprezentacja, która przyjechała do Australii na mecze testowe z serii Ashes (organizowanych między dwoma państwami nieprzerwanie od 1882 roku) na przełomie 1932 i 1933 roku, postanowiła zastosować taktykę, która była wprawdzie dozwolona, choć nie miała wiele wspólnego z dżentelmeńskim wymiarem tego sportu. Anglicy postanowili rzucać bezpośrednio w odbijającego, by ten, chroniąc się przed uderzeniem, zagrał piłkę łatwą do złapania. Publiczność, co było niespotykane, reagowała gwizdami.


Wszystko zaogniło pęknięcie czaszki Berta Oldfielda, który oberwał, bo nie miał szans uniknąć piłki lecącej w jego stronę. Australijczycy wystąpili z protestem, ale... przegrali całą serię. W Anglii odezwały się głosy o tchórzostwie rywali, a chłodne relacje towarzyszyły członkom Wspólnoty Narodów aż do początku II wojny światowej. Australia pozostała jednak niepokonana przez następne 20 lat.

Wątpliwych akcji nie brakowało też podczas ostatniej serii meczów w ramach Ashes. I podobnie jak 90 lat temu nie obyło się bez reakcji na najwyższych szczeblach. W ostatnim dniu drugiego meczu wynik pozostawał otwarty. Anglicy musieli zdobyć 257 runów, by zwyciężyć i wyrównać stan serii. Ich niedzielna postawa świadczyła o tym, że może się to udać. Pozytywna passa skończyła się po wyeliminowaniu z gry Jonny'ego Bairstowa, który opuścił stanowisko przy wickecie, myśląc, że over, czyli część meczu, dobiegł końca. Australijczycy wykorzystali tę sytuację, trafiając piłką w baile (poprzeczki) na słupkach.

Ta akcja była tak nietypowa, że zawodnicy i kibice gospodarzy byli zdziwieni. Sędziowie pozostali nieubłagani - owszem, można było mieć zastrzeżenia do stylu, w jakim Australijczycy wyeliminowali Bairstowa, ale nie naruszyli przepisów gry. Nieco inaczej myśleli członkowie prestiżowego klubu Marylebone Cricket Club, którzy obrzucili idących na lunch australijskich krykiecistów wyzwiskami. Było to szokujące. Do tej instytucji można dołączyć po blisko trzydziestoletnim oczekiwaniu lub wpłaceniu 45 tysięcy funtów. Trzech nadzwyczaj wyrywnych dżentelmenów zawieszono za to w prawach członka MCC.

Kapitan reprezentacji Anglii, Ben Stokes stwierdził nawet, że nie chciałby wygrać w takich okolicznościach jak Australijczycy. Podobnie wypowiedział się premier Zjednoczonego Królestwa, Rishi Sunak, fan krykieta, który przyleci na mecz PŚ Anglia-Indie 29 października. Wizyta będzie połączona z rozmowami o handlu bilateralnym.

Ostatnie Ashes skończyło się remisem 2:2, zatem Australia zachowała tytuł, ale gospodarze pokazali się z dobrej strony. Oprócz wyników na uwagę zasługuje też styl. Drużynę prowadzoną przez Brendona McCulluma charakteryzuje szybkie tempo gry, stawianie na ofensywę i dążenie do zwycięstwa za wszelką cenę. Tak zwany "Bazball" jest skuteczny i atrakcyjny dla oka. I co najważniejsze dla dyscypliny, zwiększa zainteresowanie meczami testowymi.

Krykiet na różne sposoby. A może decyduje rzut monetą?

Testy są najstarszą odmianą spotkań międzynarodowych i jedyną cenioną przez krykietowych konserwatystów. Ich forma nie przystaje do dzisiejszych czasów - mogą trwać cztery lub pięć dni, a każda drużyna gra po dwa inningi, podczas których zawodnicy odbijają piłkę. Ze względu na to, że liczba overów (jeden over to sześć rzutów) jest nieograniczona w porównaniu do innych krykietowych formatów, to nie opłaca się uderzać piłki w ryzykowny sposób. Nie trzeba się spieszyć ze zdobywaniem runów, a konieczne jest skupienie na tym, by nie zostać wyeliminowanym przez przeciwników. Może się to stać w różny sposób, ale najpopularniejszy to złapanie lecącej piłki, zbicie baili odbijającego lub zapobiegnięcie temu poprzez zagranie nogą.


Mecze testowe wróciły do łask w ostatnich latach. Międzynarodowa Rada Krykieta zaczęła nawet organizować mistrzostwa świata w testach. Rozegrano dwie edycje tej imprezy. W 2021 roku wygrali Nowozelandczycy, a w 2023 Australia. Prestiżowo mistrzostwa świata w testach nie mogą się jednak równać z Pucharem Świata. Jego tradycja sięga prawie półwiecza. W tym turnieju organizowane są mecze jednodniowe, składające się z 50 overów na zespół.

Zamiast czerwonych piłek dobrze znanych z testów używa się białych, a gra może się też toczyć po zapadnięciu zmroku. W Pucharze Świata występuje zaledwie 10 reprezentacji, które grają w formacie "każdy z każdym". Po fazie ligowej cztery najlepsze awansują do półfinałów. Całość trwa półtora miesiąca, ale zaplanowano też rezerwowe dni, gdyby nie udało się rozegrać spotkań ze względu na aurę. W przypadku remisu organizowany jest tak zwany "super over". W tych okolicznościach Anglicy wygrali finał ostatniej edycji Pucharu Świata, pokonując Nową Zelandię.


Nowozelandczycy wzięli rewanż w meczu otwarcia obecnego PŚ. Więcej niż o wyniku mówiono jednak o pustkach na trybunach. 45 tysięcy widzów, czyli jedna trzecia zajętych krzesełek na stadionie w Ahmedabadzie, to mizernie jak na powtórkę z poprzedniego finału. Świadczy to o słabości formatu jednodniowego, który nie może konkurować skutecznie z kilkudniowymi spotkaniami testowymi czy meczami w odmianie T20. Te nie są zazwyczaj dłuższe niż cztery godziny, bo każdej drużynie przysługuje po 20 overów.

I to właśnie T20 odmieniło świat krykieta pozwalając na powrót tej dyscypliny na igrzyska olimpijskie po… 128 latach. Krykieciści i federacje krajowe polubili ją, chętnie rezygnując z jednodniowych zmagań na rzecz krótszych spotkań. W związku z tym traci też ranga tradycyjnego Pucharu Świata, ponieważ coraz trudniej znaleźć kibiców broniących tej formy. Starsi kibice obstają przy meczach testowych, ale młodszym odpowiada krótsza rywalizacja.

W Pucharze Świata T20, który organizowany jest co dwa lata, triumfowali ostatnio Anglicy. Skracanie gry sprawia, że o zwycięstwie w coraz większej mierze decydują czynniki pozasportowe. Zespoły wygrywające losowanie często decydują się na odbijanie piłek jako drugie. W ponad 60% przypadków to właśnie ci goniący wynik odnoszą zwycięstwo, a szczególnie widoczne jest to w przypadku meczów zaczynających się za dnia, a kończących się już przy sztucznym świetle. Wiedza o tym, ile runów trzeba zdobyć, by wygrać, daje bowiem większy komfort psychiczny.

Ligowe szaleństwo i reprezentacje trzymające kasę

T20 przyjęło się w formie ligowej, a Indian Premier League okazała się sportowym i finansowym fenomenem. Sezon trwa zaledwie dwa miesiące, ale pod względem przychodu na mecz ta liga ustępuje jedynie amerykańskiej NFL i angielskiej Premier League. Za prawa transmisyjne na lata 2023-27 IPL zarobiła ponad sześć miliardów funtów. Nadawcy nie szczędzą pieniędzy, bo dobrze wiedzą, jak duże zainteresowanie towarzyszy lidze w Indiach. Tegoroczny finał oglądały w streamingu 32 miliony widzów, a podobną widownię osiągnęły też stacje telewizyjne. Liczbę kibiców śledzących rozgrywki można więc liczyć w setkach milionów.

IPL składa się z 10 franczyz na wzór amerykański. Prawa właścicielskie kupuje się w formie licytacji, w których uczestniczyli między innymi najbogatsi Hindusi oraz inne konsorcja dobrze znane w branży sportowej jak CVC Capital. Aukcje są też w przypadku przydzielania zawodników. Najlepszych graczy z całego świata kuszą intratne zarobki. Od 2009 roku w IPL nie ma miejsca dla Pakistańczyków, którzy zostali obłożeni zakazami gry. W tegorocznej edycji ligi najlepiej opłacanym krykiecistą był Anglik Sam Curran, który otrzymał od zespołu Punjab Kings 2,26 miliona dolarów.


Franczyzy nie ograniczają się wyłącznie do posiadania zespołów w Indiach. Pokrewne ekipy grają w innych nowopowstałych ligach w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Republice Południowej Afryki i na Karaibach. W Australii rekordy popularności bije liga Big Bash, a w Anglii, gdzie narodził się pomysł gry w formacie T20, zaczęto już podejmować dalsze kroki mające na celu skrócenie meczów. The Hundred zmienia krykietowe pryncypia, ale co jest ważniejsze, stawia na równość, bo spotkania kobiecych drużyn toczą się na tych samych arenach i w porach bliskich męskim rozgrywkom. Turniejowi towarzyszy masa krytyki. Mówi się, że wybija angielskich zawodników z rytmu, co mogło się przyczynić do porażki z Nową Zelandią. Bardziej radykalne zmiany jak T10, skracające czas spotkania T20 o połowę, cechuje jednak jeszcze większa losowość niż w T20.

Międzynarodowa Rada Krykieta wolała przez lata skupiać się na wsparciu trzech największych rynków niż rozwoju sportu w innych krajach. Znaczenie Indii, Anglii i Australii było niepodważalne. Przy podziale środków z praw transmisyjnych za lata 2024-27 lwią część otrzymają Indie, bo aż 39%. A roczna gaża? 231 milionów dolarów. Anglii i Australii przypadnie tylko po 6%, nie mówiąc o reszcie świata.

W cieniu talibów i z nadzieją na serca Amerykanów

Zestaw państw, gdzie gra się w krykieta, nie jest zbyt duży, a poprzez zmniejszenie liczby uczestników Pucharu Świata Międzynarodowa Rada Krykieta jeszcze bardziej go ogranicza. Co prawda od 2027 ma w tej imprezie występować 14 reprezentacji, jak osiem lat temu, ale to wciąż za mało. W doborowym towarzystwie znalazł się Afganistan. Państwo to po przejęciu władzy przez Talibów w 2021 roku jest pariasem na arenie międzynarodowej, a prawa kobiet zostały drastycznie ograniczone.


Reprezentacja pań znalazła się w sporym niebezpieczeństwie. Pogróżki ze strony Talibów pojawiały od dawna, ale obawiano się, że teraz mogą się ziścić. Zawodniczki opuściły kraj, a kadra przebywa obecnie w Australii. Tam zrezygnowano z zaplanowanych meczów z Afgańczykami, ale Międzynarodowa Rada Krykieta ani myśli o nałożeniu na nich sankcji. Od przejęcia kontroli nad krajem przez radykałów drużyna narodowa Afganistanu wystąpiła w dwóch edycjach Pucharu Świata T20, ale do najważniejszych turniejów przygotowuje się w Dubaju.

Szanse Afgańczyków na igrzyska w 2028 roku są więc małe. Nawet, gdyby nie przeszkodziła w tym wielka polityka, to nie reprezentują aż tak wysokiego poziomu sportowego. Według planów w Los Angeles zagra po sześć najlepszych ekip męskich i żeńskich. Czy to pomoże popularności krykieta? To w USA co prawda miał miejsce pierwszy mecz międzynarodowy w historii tego sportu, ale ta dyscyplina pozostaje skrajną niszą.

Nadzieją Ameryki ma być Major League Cricket. Liga według zasad, a jakże by inaczej T20, miała pierwszy sezon w lipcu. Stoją za nią olbrzymie pieniądze. Na liście inwestorów można znaleźć szefów wielkich firm z sektora IT, takich jak zarządzający Microsoftem Satya Nadella i stojący na czele Adobe Shantanu Narayen. Galaktyczne ambicje potwierdziło miejsce pierwszego draftu. Było to Centrum Lotów Kosmicznych imienia Lyndona B. Johnsona. Wszystkie mecze zorganizowano na stadionie w Teksasie, ale sześć drużyn jest rozsianych po Stanach Zjednoczonych. Dobrym prognostykiem jest sprawne działanie niższego poziomu rozgrywkowego, który skupia aż 26 ekip.

Olimpijskie zaszczyty sprawią zapewne, że więcej państw pomyśli o krykietowych strukturach. Oby tylko te dotychczasowe były gotowe na ich godne przyjęcie. Ważniejsze jest jednak to, by tam, gdzie krykiet jest popularny doprowadzić do zakończenia scysji. Pokój w Azji Południowej, ale też w innych częściach tego kontynentu, jest najbardziej potrzebny.

Polecane
Najnowsze
Ten mecz pokażemy w 2. kolejce PKO BP Ekstraklasy!
nowe
Ten mecz pokażemy w 2. kolejce PKO BP Ekstraklasy!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Terminarz 2. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Który mecz w TVP? (fot. Getty Images)
Znany trener w Betclic 1 Lidze!
Maciej Stolarczyk (fot. PAP)
Znany trener w Betclic 1 Lidze!
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Sport, pasja i zdrowie. Startuje turniej dla osób z cukrzycą
Ubiegłoroczna edycja Międzynarodowego Turnieju Piłki Nożnej dla Diabetyków IOB 2024 (fot. Paweł Maul/materiały organizatora)
Sport, pasja i zdrowie. Startuje turniej dla osób z cukrzycą
| Piłka nożna 
Legia Warszawa poznała rywali. W tle... kara od UEFA
Legia Warszawa musi poradzić sobie z częścią zamkniętego stadionu na początku europejskich pucharów (fot: PAP)
Legia Warszawa poznała rywali. W tle... kara od UEFA
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Oficjalnie: Szczęsny będzie miał nowego konkurenta
Joan Garcia (fot. Getty Images)
Oficjalnie: Szczęsny będzie miał nowego konkurenta
| Piłka nożna / Hiszpania 
Polskie kluby poznały rywali w el. Ligi Konferencji!
Kadr z meczu Raków Częstochowa – Jagiellonia Białystok (fot. Getty)
Polskie kluby poznały rywali w el. Ligi Konferencji!
| Piłka nożna / Liga Konferencji 
Pierwszy taki uczestnik mundialu od 2006 roku. A może w historii!
Znane z pięknych plaż Curacao może być pierwszym od 1938 roku terytorium zamorskim na mundialu (fot. Getty)
polecamy
Pierwszy taki uczestnik mundialu od 2006 roku. A może w historii!
fot
Jakub Pobożniak
Do góry