Las Vegas. Wielu straciło tutaj oszczędności życia. Jeszcze inni zalegalizowali spontaniczny bądź długoletni związek. Teraz do tych, którzy doświadczą tu niezapomnianych chwil, dołączają sportowcy. Różne organizacje podejmują bowiem ryzyko przeprowadzenia zawodów w tym największym mieście stanu Nevada. Jak to często w Vegas bywa, rozsądek schodzi na dalszy plan...
Lodowi mistrzowie na pustyni i koszykarki na medal
Niepisaną tradycją za Oceanem są odwiedziny mistrzowskich drużyn w Białym Domu, by odebrać gratulacje od prezydenta. Tego zaszczytu dostępują zarówno najlepsi w sporcie akademickim, jak i w profesjonalnych ligach - NFL, NBA, MLB oraz NHL. W tym roku do prezydenta Bidena przybyły dwukrotnie zespoły z miasta, które nie osiągało do tej pory podobnych sukcesów. Było kojarzone z innych atrakcji turystycznych, ale sport pozostawał na uboczu. Do czasu.
Niektórych mocno zdziwiło, że mistrzostwo w dyscyplinie zimowej zdobyła drużyna ze środka... pustyni, gdzie średnia roczna temperatura to 20 stopni Celsjusza, a przez ponad jedną trzecią roku dokucza skwar. Pogodę trzeba mieć zawsze na uwadze, o czym przekonywali się inni próbujący działać sportowo w Vegas. Plan powołania drużyny NHL był jednak przemyślany w stu procentach, a efekty okazały się lepsze od zakładanych.
Pierwszy zespół z Las Vegas w największych amerykańskich ligach zaczął występować dopiero w 2017 roku. Pionierskim meczom Vegas Golden Knights daleko było jednak do sportowego święta. Minęło bowiem zaledwie dziewięć dni od strzelaniny, w której zginęło 61 osób. Hokeiści pokazali jednak, że są ważną częścią lokalnej społeczności, oddając od razu krew potrzebną poszkodowanym i uczestnicząc w uroczystościach żałobnych.
Poczucie jedności przezwyciężyło strach. Na trybunach T-Mobile Areny regularnie bywał nadkomplet widzów. Na długo przed rozpoczęciem gry w NHL sprzedało się 15 tysięcy karnetów. Szczęśliwcy mogli obserwować ponadprzeciętną grę miejscowych. Golden Knights mieli znakomity start. Wygrali osiem z dziewięciu pierwszych meczów sezonu 2017/18. Przed każdym domowym spotkaniem organizowane były widowiska artystyczne. Jak się później okazało, inni też poszli tą drogą.
Golden Knights dokonali rzeczy niespotykanej we współczesnej historii amerykańskiego sportu. W debiutanckim sezonie awansowali do finału Pucharu Stanleya, co zawdzięczali mądrym wyborom w drafcie rozszerzającym. Gdy w 2015 roku szef zespołu Bill Foley zapowiadał, że jego drużyna wygra ligę w szóstym roku po dołączeniu do NHL, wielu pukało się w czoło. Wniósł wtedy 500 milionów dolarów. Teraz drużyna jest warta dwa razy więcej.
Popularność Vegas Golden Knights widać na ulicach Las Vegas, często na tablicach rejestracyjnych samochodów można zauważyć klubowe symbole. Podziw wykracza już daleko poza granice stanu Nevada. Wygląda na to, że sława będzie coraz większa, bo nawiązano ostatnio współpracę ze Scripps Sports i transmisje meczów hokeistów z Las Vegas są dostępne w bezpłatnych kanałach telewizyjnych, które można odbierać w pięciu stanach. Tam też będzie się niosła pieśń "Viva Las Vegas" puszczana w hali po każdym zwycięstwie Golden Knights.
Równie imponująca droga na szczyt jest za drużyną WNBA Las Vegas Aces. Zespół znany w przeszłości jako Utah Starzz, w którym występowała Małgorzata Dydek, przeniósł się do Miasta Grzechu w 2018 roku. Stało się tak dzięki firmie MGM Resorts, która przejęła klub zmagający się z problemami finansowymi. W 2021 roku Aces zostało własnością Marka Davisa, a mniejszościowe udziały nabył jeden z najlepszych futbolistów w historii NFL - Tom Brady. Wzorcowe zarządzanie szybko przełożyło się na mistrzostwa w sezonach 2022 i 2023. Specjalnie dla Aces wybudowano nawet kompleks szkoleniowy, a koszt tego przedsięwzięcia to 40 milionów dolarów. Nigdy dotąd nie zdecydowano się na taką inwestycję, mając na uwadze wyłącznie potrzeby kobiecej drużyny koszykarskiej.
Hazard czy sport? Bijatyki nie mają z tym problemu
W ostatnich latach w aglomeracji Las Vegas pojawił się też zespół z NFL, w lutym zostanie rozegrane tu Super Bowl LVIII, a za dwa lata zacznie się budowa stadionu dla drużyny MLB przenoszącej się z Oakland. Coraz głośniej jest też o pomyśle stworzenia franczyzy NBA oraz MLS. Z czego wynika to ponadprzeciętne zainteresowanie działaczy sportowych? I chyba jeszcze ważniejsze pytanie: dlaczego przez tak długi czas jeden z większych rynków marketingowych i demograficznych był bez profesjonalnych zespołów?
Kluczem do rozwiązania tej zagadki jest podejście organizacji sportowych do... hazardu. Gdyby nie ta dziedzina życia, miasto nigdy nie zyskałoby takiego statusu. Szybka legalizacja różnych gier losowych przyniosła okolicy niezwykłe zyski, więc kasyna i hotele zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. Las Vegas odwiedza rocznie ponad 40 milionów turystów, a tamtejsza rozpusta została wielokrotnie uwieczniona na kartach książek i taśmach filmowych.
Stosunkowo długo amerykański sport pozostawał ostrożny wobec wszelkich zakładów i innych gier hazardowych. Obraz Las Vegas sprawiał, że miasto nie wydawało się dobrą lokalizacją dla zawodowych drużyn, ale brano również pod uwagę kwestię zbyt dużego ruchu turystycznego. Brakowało też odpowiedniej infrastruktury. NFL potrafiła nawet zablokować używanie nazwy Super Bowl przez tamtejsze hotele organizujące wspólne oglądanie meczu, ale sporty walki nie miały problemu z naturą miasta i krążącymi stereotypami.
MGM Grand Garden Arena była świadkiem historycznych walk bokserskich, UFC i imprez WWE. Po oddaniu T-Mobile Areny największe starcia przeniosły się do nowego obiektu. Ale to w hali przy The Strip, czyli reprezentacyjnej ulicy miasta, Mike Tyson okrył się hańbą po odgryzieniu kawałka ucha Evandera Holyfielda, Floyd Mayweather Jr. odnosił zwycięstwa, a Tyson Fury powalił Deontaya Wildera.
W Las Vegas wychowywały się przyszłe gwiazdy sportu. Pierwsze mecze w karierze na tamtejszych kortach rozegrał Andre Agassi, ośmiokrotny zwycięzca turniejów wielkoszlemowych, który mieszka teraz w rodzimym mieście z żoną Steffi Graf. Tu urodzili się też bracia Busch, późniejsi mistrzowie NASCAR. Wyścigi tej serii są organizowane na tamtejszym owalnym torze od 25 lat. Pojawił się również pomysł goszczenia letnich igrzysk olimpijskich w 2020 roku, ale skończyło się na zapowiedziach. Las Vegas zyska jednak na igrzyskach zaplanowanych w oddalonym o 350 kilometrów Los Angeles. Miasta połączy szybka kolej, która doczeka się realizacji w 2027, na rok przed imprezą.
Profesjonalne drużyny futbolowe w XFL i AFL mogły zawsze liczyć na wsparcie lokalnych mieszkańców. Sęk w tym, że te ligi uległy rozwiązaniu. Las Vegas pozostaje ponadto amerykańską stolicą… rugby. I to we wszystkich popularnych odmianach: siedmioosobowej, union i league. W tej ostatniej mecze w Las Vegas mają być otwarciem na Amerykę. Już w marcu zostaną tam rozegrane dwa spotkania najlepszej ligi rugby league na świecie, czyli australijskiej NRL.
Wyrok Sądu Najwyższego z 2018 roku uchylający zakaz zakładów bukmacherskich w USA (który obowiązywał w całym kraju oprócz czterech stanów, w tym Nevady) zmienił tamtejszy sport. Liberalne przepisy wprowadziło ponad 30 stanów, a nowe firmy zaczęły powstawać masowo. Nic dziwnego. Przez pięć ostatnich lat Amerykanie zawarli zakłady za 220 miliardów dolarów. Do mechanizmu wciągnięto też niezwykle popularne ligi fantasy.
Organizacje sportowe nie mogły pozostać obojętne. Przedsiębiorstwa z branży odsądzanej nie tak dawno od czci i wiary stały się kluczowymi sponsorami lig oraz poszczególnych zespołów. Zniknęły argumenty moralne przeciw graniu w Las Vegas. Doceniono bogatą bazę noclegową w mieście. Do budowy hal i stadionów zaangażowano pieniądze właścicieli miejsc rozrywki, którzy bardzo chętnie zainwestowali je w nowe obiekty, widząc szansę na zwiększenie liczby odwiedzających.
Niegrzeczni Raiders i stratne Oakland
Trzeba jednak oddać, że przy powstaniu najbardziej okazałej areny, Allegient Stadium, oprócz prywatnych inwestycji konieczne było skorzystanie z pomocy obywateli, którzy kupowali specjalne obligacje. Koszty stadionu mogącego pomieścić 65 tysięcy widzów to prawie dwa miliardy dolarów. Na jego wypełnienie w całości czekano ponad rok po otwarciu. W sezonie 2020 ze względów pandemicznych Raiders grali bowiem bez kibiców.
Futboliści nie mogli liczyć na taką sympatię ze strony miejscowych jak hokeiści. Nie dość, że pojawili się nie jako nowa drużyna, a tylko przeniesieni z Oakland, to jeszcze wokół Raiders wybuchały liczne skandale. Zaczęło się od ujawnienia maili trenera zespołu, Jona Grudena. Pełno było w nich homofobicznych, rasistowskich i seksistowskich zwrotów, a władze ligi krytykował za chęć dbania o zdrowie zawodników i walkę z urazami głowy. Gruden zrezygnował z funkcji, ale w tym roku wrócił jako ofensywny konsultant New Orleans Saints. Trwa jego proces przeciwko NFL.
Fatum dosięgło też zawodników. I to czołowych. Henry Ruggs poszedł pewnego wieczoru z dziewczyną do ośrodka Topgolf położonego obok ulicy The Strip. Potem pijany wsiadł do auta, rozwinął prędkość 251 kilometrów na godzinę i spowodował wypadek, w którym zginęła właścicielka drugiego pojazdu. Wyrok mógł być tylko jeden - więzienie i koniec szans na karierę. Niedługo potem zespół musiał opuścić Damon Arnette, który wielokrotnie groził innym bronią. Raiders mimo kolejnych wpadek udało się awansować do play-off w 2021. Sezon 2022 był jednak najgorszym od wielu lat.
NFL wiąże duże nadzieje z Las Vegas. W lutym 2022 roku na Allegiant Stadium miał miejsce Pro Bowl (mecz gwiazd ligi), a w kwietniu 2022 podczas trzech dni draftu zjechało do miasta ponad 300 tysięcy kibiców. Te imprezy mają się jednak nijak do przyszłorocznego Super Bowl LVIII, które przez władze miasta określane jest jako największe wydarzenie w historii Vegas. A przecież finałowy wynik ligi zawsze przynosił miastu ogromne zyski dzięki bukmacherce. Tym razem mają być one większe o 700 milionów dolarów w porównaniu z poprzednimi latami. Już znacznie zwiększono liczbę samolotów do Las Vegas.
Loty na trasie Oakland - Las Vegas upodobali sobie szczególnie sportowcy. Kalifornijskie miasto straciło w 2020 roku na rzecz Las Vegas drużynę futbolową, a za dwa lata podobną drogą podążą baseballowi Athletics. Kłótnie właściciela Athletics z władzami Oakland o powstanie nowego stadionu sprawiły, że John Fischer postanowił szukać miejsca, gdzie spełnione będą jego oczekiwania. Znalazł je w Las Vegas, bo władze stanowe zobowiązały się do sfinansowania jednej trzeciej kosztów budowy stadionu. Reszta ma pochodzić z pożyczki Goldman Sachs. Budowa ma się skończyć w 2028 roku, ale nie wiadomo, gdzie Athletics mieliby grać po przenosinach trzy lata przed tym terminem.
Kto wie, być może do tego czasu w mieście znajdzie się też miejsce dla drużyny grającej w NBA? Od prawie 20 lat Las Vegas gości bowiem rozgrywki ligi letniej, najbardziej prestiżowej wśród podobnych turniejów w innych lokalizacjach. Gdyby doszło do rozszerzenia NBA, to Vegas będzie jednym z poważnych kandydatów do umieszczenia tam nowego zespołu. Jest kilku chętnych na zostanie jej właścicielem - w tym tak wybitni koszykarze, jak LeBron James i Shaquille O'Neal. Wiele dzieje się w koszykówce akademickiej. W 2028 w T-Mobile Arenie zorganizowane zostaną mecze półfinałowe i finał March Madness, turnieju wyłaniającego najlepszy uczelniany zespół w USA.
Wyścig, którego nie zapomni świat
Zanim dojdzie do Super Bowl, Las Vegas przygotuje się na inną wielką imprezę o skali światowej. Odkąd Liberty Media przejęło Formułę 1, jednym z priorytetów nowych właścicieli stało się zwiększenie zainteresowania tym sportem amerykańskiej publiczności. To się już ziściło, choć nastąpiło w dość nieoczekiwanych okolicznościach. Serial dokumentalny o Formule 1 zrealizowany przez Netflixa "Formuła 1: Jazda o życie" sprawił, że wielu subskrybentów serwisu niezainteresowanych dotąd sportem zaczęło śledzić wydarzenia z torów. Drogą produkcji dokumentalnych poszły też inne organizacje.
Efekt serialu był widoczny w zwiększonym zainteresowaniu biletami na Grand Prix USA w Austin, podobnie kwestia miała się z oglądalnościami telewizyjnymi, a oficjalny nadawca transmisji w Stanach Zjednoczonych, czyli ESPN, musi teraz płacić rocznie F1 90 milionów dolarów. A przedtem było to niecałe pięć. Zespoły zaczęły być wspierane przez amerykańskich sponsorów, a w sezonowym kalendarzu pojawiło się kolejne Grand Prix w USA, czyli GP Miami. Towarzysząca mu atmosfera mogła budzić zażenowanie części konserwatywnych kibiców, ale wyścig zgromadził setki tysięcy widzów wokół nowego toru.
Mogłoby się wydawać, że wybór Las Vegas rozbije bank. Zarządzający Formułą 1 szacowali, że wyścig na ulicach miasta przyniesie ponad 1,7 miliarda dolarów przychodu. By dużo wyjąć, trzeba jednak dużo włożyć - możliwe, że Liberty Media wydało aż 650 milionów dolarów na organizację wyścigu. W tej kwocie jest 250 milionów na zakup 40 akrów ziemi na padok w najatrakcyjniejszej części miasta. Ma być efektownie. Ponad sześciokilometrowa uliczna nitka wiedzie przez symboliczne miejsca z długą prostą na The Strip.
Negocjacje w sprawie Grand Prix Las Vegas były od 2019. Obecne ustalenia obejmują organizację wyścigu przez trzy najbliższe sezony, ale łatwo można wydłużyć czas umowy do 2033 roku. Od powiadomienia opinii publicznej o GP Las Vegas, czyli od marca zeszłego roku, trwa wielka kampania marketingowa. Nie stroni się od patetycznych słów o największej imprezie w historii Formuły 1. Jakby trochę zapomniano o dziedzictwie wielu wyścigów...
Wyobraźnię miały też pobudzić ceny biletów, bo w ekskluzywnych opcjach sięgające miliona dolarów za wejściówkę. Mniej korzystne miejsca i pakiety też zmuszą do sięgnięcia głęboko do portfela. No, ale podczas Grand Prix Monako, jednego z droższych wyścigów w kalendarzu, można było spotkać amerykańskich kibiców twierdzących, że wyjazd na europejski tor jest tańszy niż pobyt w Las Vegas.
Ryzyko nie jest stałe w czasie. Dominacja Maxa Verstappena w tym sezonie doprowadziła do zniechęcenia części amerykańskich kibiców. Na platformach odsprzedaży biletów w tygodniach poprzedzających wyścig w Las Vegas jest spadek cen o 50-70%. To efekt przesytu - w końcu USA będzie gościć kierowców już trzeci raz w tym roku, nie mówiąc o innych rundach mistrzowskich na kontynencie północnoamerykańskim, czyli w Kanadzie i Meksyku.
Z utrudnieniami nie godzą się mieszkańcy i pracownicy hoteli oraz centrów rozrywki. Ograniczenia w ruchu, co jest specyfiką każdego wyścigu ulicznego, wzbudziły protesty, więc szef Liberty Media Greg Maffei przeprosił lokalną społeczność. Na szczęście udało się zapobiec strajkom pracowniczym, które mogły storpedować przedsięwzięcie. Wszystko zależy teraz od sprawnego przewozu autobusami.
Dyskusje budzi też pora zmagań. Wyścig rozpocznie się w sobotę o 22 czasu pacyficznego. Potencjalni widzowie ze wschodniego wybrzeża USA, gdzie będzie akurat pierwsza w nocy, nie są raczej skłonni do skrócenia snu. Różnica czasu sprawia, że amerykańskie media przykładają mniejszą wagę do wydarzeń w zachodniej części kraju, jeśli kończą się one w późnych godzinach. Noc wiąże się z niskimi temperaturami, a osiemnastocalowe opony nie były dotąd testowane w takich warunkach, zwłaszcza w tempie wyścigowym.
Formuła 1 ma już za sobą fiasko wyścigów w Las Vegas. Sezony 1981 i 1982 kończyły się na parkingu hotelu Caesars Palace. Kierowcy zmagali się wtedy z upałami, bólami szyi oraz karku przez jazdę w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara i po krętym torze. Pozostaje życzyć serii, by tym razem wszystko przebiegło według planu. F1, przeciwnie do tego, jak to ma w zwyczaju, wzięła lwią część kosztów wyścigu w Las Vegas na siebie. Ryzyko jest chyba porównywalne do próby kaskaderskiej motocyklisty Evela Knievela, który próbował przeskoczyć nad fontannami przed Caesaers Palace. Skończyło się to groźnym upadkiem...
Sfera marzeń
Można jednak zrozumieć, po co Formuła 1 tak zabiega o wyścig w Las Vegas. Seria potrzebuje weekendu wyróżniającego się spośród dwudziestu kilku. Podczas gdy w innych ligach w USA i w NASCAR taką rolę mają zmagania finałowe, F1 jest bardziej nieprzewidywalna - losy tytułu mogą się rozstrzygnąć na ostatnim okrążeniu ostatniego wyścigu sezonu, jak to było w latach 2008 i 2021, albo też... na niecałe dwa miesiące przed jego zakończeniem.
Są wyścigi, których renoma ze względu na długoletnią tradycję jest większa od innych. W tym zestawie są między innymi GP Monako, GP Włoch na torze Monza i GP Belgii na Spa-Francorchamps. Liberty Media dąży jednak do tak wysokiego statusu jednej z rund mistrzowskich w USA. W przypadku wyżej wymienionych europejskich wyścigów spółka ma spory finansowe z organizatorami o przedłużenie umów na korzystnych warunkach, stąd też Amerykanie chcą mieć asa w rękawie.
Inauguracyjnemu GP Las Vegas towarzyszy masa pobocznych wydarzeń. Kierowcy w różny sposób mają przebić się do świadomości przeciętnych Amerykanów - czy to goszcząc w słynnych talk show, na okładkach największych gazet bądź polach golfowych. W Netflix Cup wystąpili bohaterowie seriali dokumentalnych o F1 i golfie, a platforma wykorzystała tę okazję do przetestowania transmisji. Czasami zawody wyglądały chaotycznie, ale na obrazkach z Las Vegas cały czas widoczny był jeden element - ogromny ekran w formie kopuły.
Sphere powstała stosunkowo niedawno, ale starczyło kilka miesięcy, by uznać ją za nowy symbol Las Vegas. Kula o wysokości 112 metrów i szerokości 157 metrów to największy ekran LED na świecie. Są też plany zrobienia podobnego w Londynie i w jednym z azjatyckich miast, ale wzbudza to protesty mieszkańców, którzy musieliby się borykać każdego dnia i nocy ze świetlistą sferą w ich okolicy. W Las Vegas z obiektem sąsiadują jedynie hotele i kasyna.
Wrażenia na zewnątrz Sphere mają się jednak nijak do tego, czego doznają tam zgromadzeni. Olbrzymi ekran o rozdzielczości 16K i najlepszy możliwy system audio sprawiają, że jest to idealne miejsce do organizacji wydarzeń rozrywkowych. Sphere projektowana była z myślą o koncertach - kształt sprzyja akustyce i multimedialnym pokazom, eliminując wszystkie wady hal sportowych oraz stadionów. Teraz trasę koncertową złożoną z 36 występów ma tam irlandzki zespół U2.
To, że Sphere teoretycznie nie jest dostosowana do potrzeb sportowych, nie przeszkadza tej branży w wykorzystaniu kopuły. Podczas ostatniej ligi letniej NBA w Las Vegas zamieniła się ona w piłkę do koszykówki. Koszt budowy wyniósł 2,6 miliarda dolarów, zatem Sphere musi zarabiać na siebie w każdy sposób, bo nawet na koncertach U2 trudno o wypełnienie trybun. UFC zorganizuje pierwszą galę w Sphere 14 września przyszłego roku, świętując meksykański dzień niepodległości. Boks również, prędzej lub później, nie wypuści takiej okazji z rąk.
Formuła 1 wykorzysta kopułę do prezentowania informacji podczas sesji na torze. Trzeba to jednak robić z głową, by nie dekoncentrować kierowców. Dlatego zakazano używania kolorów takich jak czerwony, żółty i niebieski, które mogłyby pomylić się z wyświetlanymi flagami. Przepych towarzyszył też ceremonii otwarcia weekendu. Nie wszystkim przypada to do gustu. Max Verstappen stwierdził, że GP Las Vegas to w 99% show. Krytycznie odnosi się też do nitki toru.
Podobnych głosów nie brakowało po przedwcześnie przerwanej pierwszej sesji treningowej. Wadliwa studzienka kanalizacyjna dotkliwie uszkodziła bolid Carlosa Sainza z Ferrari, z problemami z tym związanymi borykało się również Alpine Estebana Ocona. Konieczna była dokładna inspekcja toru w celu wyeliminowania powtórzenia się incydentu. Na zamieszaniu stracili zebrani kibice, którzy zamiast dwóch godzin treningów mogli ujrzeć zaledwie niecałe 10 minut. Znacznie opóźniona druga sesja ze względów logistycznych musiała zostać rozegrana przy pustych trybunach.
Niesmak pozostaje, ale osoby związane z organizacją wyścigu i szefowie zespołów mówią, by wstrzymać się z opiniami do zakończenia weekendu. Niezależnie od sukcesu bądź klęski ulicznego wyścigu, przed Vegas maluje się piękna sportowa przyszłość.