{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Skoki. Aleksander Zniszczoł deklaruje: żadnego strachu. "Wiem, co wypracowałem"
Michał Chmielewski /
Miał wybitnie pod górkę, ale nigdy nie zwątpił – mówił o nim Jan Szturc. – Udowodniłem sobie, że potrafię i umiem – w końcu może stwierdzić Aleksander Zniszczoł. Wiślanin ma za sobą najlepszą zimę w karierze, a latem wdrapał się na podium w Letnim Grand Prix. Powtórka na śniegu nie śni mu się po nocach. Ale do Pucharu Kontynentalnego wracać by nie chciał. Warunek, żeby nie wrócił, jest tylko jeden: forma. Zniszczoł czuje, że ta wkrótce przyjdzie.
Paweł Wąsek przyznaje: już nie jestem "młodzież". 24-latek już nie chce tylko punktować
Z tak wysokiego pułapu w hierarchii polskich skoczków Aleksander Zniszczoł nie ruszał w zimę albo bardzo dawno, albo jeszcze nigdy. Zawodnik, który w przyszłym roku – dokładnie w Dzień Kobiet – będzie obchodził 30. urodziny, przebył długą drogę do tego miejsca. Zanim dotarł do najlepszej piątki biało-czerwonych, która w piątek skoczy w Ruce w inauguracyjnych kwalifikacjach sezonu, zjechał świat jako wieczna nadzieja i solidny fachowiec skoków, tyle tylko, że na zapleczu wielkiej sceny. W Pucharze Kontynentalnym zaliczył niesłychane 283 konkursy – najwięcej w historii całych skoków.
Przed Pucharem Świata 2023/24 mówi, że druga liga to nie jest już miejsce dla niego.
W tym roku Aleksander Zniszczoł coś sobie udowodnił. I chce robić to dalej
– Chociaż miał wybitnie pod górkę, nigdy nie zwątpił, zawsze umiał zacisnąć zęby. I mi dziś mocniej bije serce – takimi słowami chwalił go Jan Szturc, trener-wychowawca w klubie z Wisły, kiedy w grudniu 2020 roku Zniszczoł zajmował najwyższe dotąd, szóste miejsce w PŚ w Niżnym Tagile. Szturc tą krótką wypowiedzią wyczerpał w zasadzie temat. W niej zawiera się niemal wszystko, co najważniejsze w przypadku tego chłopaka. Choć w zasadzie dziś to już dojrzały mężczyzna, mąż i ojciec. W końcu z określenia "młoda nadzieja" obdarł go już Stefan Horngacher za swojej kadencji. Za jego rządów Olek w konkursach elity rozgrywanych poza Polską dostał ledwie 11 szans.
Ale nawet wtedy wiślanin powtarzał: – muszę cierpliwie pracować i może karta się odwróci.
Za rządów Michala Doleżala bywało różnie, ale to wtedy przyszedł sukces w Rosji. Cierpliwie pracował dalej. Zachował tę cierpliwość, kiedy zatrudniony rok temu Thomas Thurnbichler nie uwzględnił go do głównego zespołu. I tak się zawziął, że jako "be-kadrowicz" z Maciejem Maciusiakiem przygotował formę życia, z którą – podrasowaną potem jeszcze przez sztab Austriaka – ostatecznie przejeździł z Thurnbichlerem całą zimę w elicie. Skutek? 181 punktów do klasyfikacji generalnej, czyli najwięcej w karierze. 17 konkursów w TOP30, a finisz sezonu taki, który nie pozostawił wątpliwości, gdzie jest jego miejsce. Finisz, dodajmy, okraszony nową życiówką: 235,5 metra.
– Udowodniłem, że nadaję się na loty, ale to też nie do końca tak, że jestem od nich jakimś specjalistą. Sądzę, że potwierdzeniem tego jest podium Letniego Grand Prix w Szczyrku. Tamta skocznia to przecież K95 – zauważał podczas media meetingu, który niedawno zorganizował PZN.
Zniszczoł przyznał, że zawody z początku sierpnia dodatkowo go napędziły. Podbudowały. Udowodniły, że stać go na walkę z najlepszymi.
– Już przed zawodami czułem, że może być dobrze. I było. Tamten sukces, mój pierwszy tego typu indywidualnie, dał mi moc na kolejne tygodnie roboty. Ale to nie tak, że powtórzenie tego zimą w PŚ śni mi się po nocach. Podium na śniegu jest po prostu celem. Ciężko trenowałem, żeby mieć jak go zrealizować – zapewnia.
Czytaj też:
Skoki. Najważniejsza misja Kamila Stocha jest jasna. "Nie, temat ostatnich MŚ nie wróci"
Nie chce porównań Maciusiaka i Thurnbichlera. "Wizja skoku została ta sama"
Naczelny kucharz naszej kadry ("hobby: grill" ma nawet wpisane w biografię na stronie FIS) ma za sobą kluczową zmianę – trenera, który za niego odpowiada. Jako że pożegnanie Maciusiaka z funkcją wiązało się z rozbieżnościami w myśli szkoleniowej między nim a Thurnbichlerem, to po kilku miesiącach istnienia nowego układu zasadne wydało się pytanie o różnice, jakie zauważył pomiędzy wizjami na skok u obu specjalistów. Odpowiedź Aleksandra była jednak zaskakująca.
– Żadnej rewolucji, bazowałem na tym, co miałem dotychczas. Wychodziłem z punktu, w którym skończyłem pracę w kwietniu w Planicy. Treningi są inne, owszem, ale fundament i pomysł na skok pozostał dla mnie ten sam. Ostatnia zima z Thomasem mi posłużyła, bo dzięki niej się poznaliśmy. Umie już zinterpretować błędy, jakie popełniam, a ja rozumieć wskazówki, których mi udziela. Mam dobre czucie na skoczni, więc chyba się dogadujemy – powiedział.
– A co różni tych trenerów? – dopytaliśmy.
– Nie chcę ich porównywać – uciął skoczek. – Thomas jest profesjonalistą, sztab tak samo. W nim każdy dla nas chce dobrze, razem chcemy osiągnąć sukces. To jest najważniejsze.
Puchar Kontynentalny cichy i smutny. Dobre skoki w PŚ przed tym uchronią
– Przed ostatnim obozem w Lillehammer były dwa tygodnie bez skoków i ten głód, który się pojawił, dobrze mi zrobił. Nie panikowałem pomimo trochę słabszej jesieni w moim wykonaniu. Widocznie robię to nadal nieźle, skoro znalazłem się w kadrze na Rukę. Ale szczerze, ja znam swój poziom. Wiem, z czym tam pojadę. I czuję, że tej zimy będę miał powody do uśmiechów – uważa 32. skoczek ostatniej zimy.
Zniszczoł jednoznacznie deklaruje, że przystąpi do sezonu bez poczucia, że musi bronić się przed zamianą z kimś z grupy B. To o tyle ważne słowa, że w gronie pięciu skoczków powołanych na Rukę wszyscy poprzedni sezon skończyli wyżej od niego. Poza tym on sam wie, jakie realia panują na zapleczu. Szerzej o tym pisaliśmy W TYM ARTYKULE.
Czytaj też: polski skoczek na zakręcie. Stracił sponsora z dnia na dzień
– Hotele są nieco gorsze, ale skocznie przygotowane bardzo dobrze. A zawody solidne i ciekawe, tyle że jednocześnie ciche i smutne. Od kilku lat nic się tam nie dzieje. Panuje stagnacja, zawodnicy zarabiają tam stawki, które są żałosne [tysiąc franków dla zwycięzcy – przyp. red.]. Z tym trzeba coś zrobić, zwłaszcza po obcięciu kwot dla krajów na Puchar Świata. Jeśli to się nie stanie, skoczkowie po prostu nie będą się mieli z czego utrzymać – ocenił wiślanin.
Ta opinia sama w sobie może być motywacją do dobrych występów w elicie. Ale wciąż tą najważniejszą pozostaje podium. Ostatnim nowym skoczkiem z Polski, który na nim stanął, był w 2021 roku w Zakopanem Andrzej Stękała.
Pierwszy konkurs PŚ 2023/24 w Ruce w sobotę od 16.15.