Tomasz Adamek mimo 47 lat na karku przekonuje, że jest w świetnej formie przed zaplanowanym na 24 lutego pojedynkiem z Mamedem Chalidowem. – Czuję się, jakbym miał 30 lat – powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL, dodając: – Zawsze powtarzam, że "speed is everything". Jeśli będę szybki, pokonam każdego.
Patryk Prokulski, TVPSPORT.PL: – Formuła boks, którą znasz bardzo dobrze. Czy od strony organizatorów były zakusy na inną formę? Już nie mówię o MMA, bo wiem, że byłeś zdecydowanie na nie, ale na przykład małe rękawice?
Tomasz Adamek: – Powiedziałem Martinowi Lewandowskiemu, że całe życie walczyłem jako pięściarz i tak też chcę zakończyć karierę. Ja nie mam 35 lat, żeby się teraz bawić w małe rękawice i wygłupiać się na zakończenie kariery. Jeżeli chcecie, zróbmy to w formule bokserskiej, rękawice dziesiątki. Negocjacje trwały dwa-trzy tygodnie, uzgodniliśmy szczegóły. Adwokat sporządził kontrakt i wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
– To będzie normalny, klasyczny ring?
– Nie, to będzie oktagon, walka w klatce. To nie ma znaczenia. Ja nigdy nie wieszałem się po linach, zawsze trzymam się środka, bo tam czuję się najbezpieczniej. Jest wiele możliwości. Świętej pamięci Muhammad Ali wisiał pół walki, ale ja nigdy tego nie robiłem. Wchodzisz, robisz robotę, szybkie ręce, oby trafić z formą. Jak ja to mówię "speed is everything", jak jesteś szybki, to wygrasz z każdym. Mam nadzieję, że tak będzie.
– Jestem ciekaw jak podejdziesz do tego pojedynku. W takich przypadkach zdarzały się powroty na sto procent, ale i takie, w których nie było mowy o nokautach.
– To będzie normalna walka, jest sędzia, a zwycięzca jeden. Już 3 stycznia przylatuję do Polski i zaczynam poważny obóz. Szykujemy się na poważnie. Wchodząc do oktagonu nie będę żartował. Nikogo nie będę lekceważył. Wiadomo, że czasami dzieją się przykre rzeczy, są też przypadki śmiertelne, ale jeżeli coś robię to na sto procent.
– Dla Mameda Chalidowa to będzie nowa formuła walki. Od jak dawna go obserwujesz i kiedy pojawił się pomysł takiej walki?
– To trwało kilka miesięcy. Z Mateuszem Borkiem mamy kontakt od lat, pojawiła się propozycja kwoty, negocjacje. Wiedziałem, że to ma być sześć rund. Jak się zera zgadzały to w to weszliśmy. Adwokat sporządził kontrakt, 3 stycznia przylatuję do Polski i robimy obóz.
– Jakie aspekty wychwyciłeś u Mameda, które mogą mu się przydać w pięściarstwie i na co ty musisz uważać?
– Przede wszystkim ma charakter. Tyle lat walczył w KSW, czasami zdarzały mu się porażki, ale wracał po nich zawsze silniejszy. Charakter jest najważniejszy. Nie będzie uciekał, żeby przewalczyć sześć rund, zgarnąć gażę i pójść do domu. On też daje z siebie wszystko, jak i ja. Mam nadzieję, że stworzymy widowisko dla kibiców, żeby powiedzieli za pięć lat, że to była dobra walka. Ja zawsze chcę takie mieć i za to ludzie cię ceni. Nawet za dziesięć lat ktoś włączy na YouTube, popatrzy i powie, że Adamek zawsze oddawał serce w ringu. Takie walki mnie cieszą i taką chcę teraz stoczyć.
– 47 lat skończone i nadal ciągnie wilka do lasu. Zawsze mówiłeś, że pieniądze muszą się zgadzać, ale są też inne motywacje. Ciężko usiedzieć na kanapie i ciągnie do walki?
– Wiadomo, że finanse też są ważne, to moja praca. Nie wchodzę do ringu za darmo. Propozycja to motywacja do treningów, ja i tak biegam, ważę 98-99 kilo. Gdy jest podpisany kontrakt to zaczynamy obóz – wstajesz, biegasz, potem na salę. Uważam, że wtedy cofają się lata. Ja się czuję, jakbym miał ze trzydzieści lat. Nic nie boli, czuję się jak ryba w wodzie i wtedy jest ta chęć pokazania kibicom – także tym młodszym, bo ja już walczę tyle lat – że mimo 47 lat można pięknie walczyć i zwyciężać.
– O jakim limicie wagowym mówimy?
Z tego, co pamiętam, to 99 kilo. Nie ma z tym problemu – z tego, co pamiętam, ważę poniżej. Wiadomo, że trochę przybiorę masy, bo będę jadł odżywki i ciężko pracowała, ale nie myślę, że pojawi się jakiś problem z limitem.
– Wspominałeś w jednym z wywiadów, że jest już data debiutu w FAME i to miało być 16 marca. Jestem ciekaw, czy trzeba było wprowadzić aneks czy rozwiązać umowę?
– Te sprawy też prowadzi Mateusz. Ta walka jest na pewno później. Mam z nimi podpisaną umowę na dwie walki, ale nie łapię tego, co przede mną. Najważniejsze, aby być świetnie przygotowanym teraz na 24 lutego i pokazać swój góralski charakter, wygrać w dobrym stylu. Potem dalej będziemy patrzeć, co robić.
– Padnie deklaracja ile razy zobaczymy cię w walce w przyszłym roku?
– Mam umowę na dwie walki z FAME i jest ta jedna w KSW. Kibice zobaczą mnie w tym roku na pewno trzy razy, o ile Pan Bóg da zdrowie. Bo dzisiaj możemy mówić wiele, ale trzeba przepracować obóz ciężko. Trzy treningi dziennie to normalka na najwyższym poziomie. Nie da się wejść do ringu czy oktagonu przygotowanym na pół gwizdka, bo może stać się krzywda. Nigdy nikogo nie lekceważyłem. Zawsze trenowałem tak jak do najlepszej walki.
– Miałeś okazję obejrzeć niedawną walkę Masternaka i widziałeś jego kontuzję po siódmej rundzie? Jak to oceniasz ze swojej perspektywy i co sądzisz o słowach Mateusza, że nosi się z zamiarem końca kariery?
– Trudno mnie o to pytać. Nie widziałem całej walki, nie byłem w domu, oglądałem tylko urywki. Szkoda, że przegrał, bo miał pierwszą i chyba ostatnią szansę, by zostać mistrzem świata. Znamy się wiele lat. Nie wiem, co z tą kontuzją – może tak bardzo go bolało, skoro tam było poddanie. Ja w 2005 roku zdobyłem pas mistrza świata mając złamany nos w dwóch miejscach. Przed walką miałem spuchnięty nos, potem dostałem i dziesięć z dwunastu rund walczyłem ze złamanym. Z Mateuszem była gala, pękło mi żebro z wysiłku, nie od uderzenia. Wszedłem do ringu i wygrałem walkę. Każdy ma jakąś inną siłę. Mi jakoś tak Pan Bóg dał, że radzę sobie z bólem i jak jest szansa, to trzeba ją wykorzystać i wygrać. Mateusza musiało bardzo boleć, skoro tam było poddanie. To już pytanie do niego. Sam czuł jak go bolało.