| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Lechia zakończyła rok na czwartym miejscu w tabeli Fortuna 1. Ligi. Ostatnie miesiące były pierwszymi, w których drużynę prowadził Szymon Grabowski. Trener na początku musiał poradzić sobie z wieloma problemami, ale ostatecznie ma powody do satysfakcji. – Tyle doświadczeń, co przez ostatnie pół roku, nie zebrałem przez całą wcześniejszą karierę – wyznał 42-letni szkoleniowiec w rozmowie z TVPSPORT.PL.
👉 Kupił akcje Wisły od Błaszczykowskiego. "Nie idziemy na skróty"
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Porażka z Motorem na koniec roku mocno popsuła panu humor?
Szymon Grabowski: – Trochę tak, ponieważ chcieliśmy się zrewanżować za porażkę w pierwszym spotkaniu. Ogólnie ocena półrocza jest jednak bardzo pozytywna. Wiadomo, co działo się w Lechii latem, a mimo to udało się wyprowadzić klub na prostą. Wynik sportowy również był jedną wielką zagadką. Biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności, to uważam, że dwa punkty straty do lidera można uznać za dobry rezultat.
– Przypuszczał pan, że może się to skończyć aż tak pozytywnie?
– Na początku wszystko stało pod wielkim znakiem zapytania. Później pojawił się Paolo Urfer, który zaczął wszystko układać. Pojawiły się wzmocnienia, ale chyba nie spodziewałem się, że uda nam się zdobyć tyle punktów. Ostatnie miesiące były udane, nie tylko pod względem sportowym. Pochwały należą się dla wszystkich w klubie, bo wykonaliśmy świetną pracę na każdym szczeblu.
– Co do kwestii sportowych – który moment jesienią uważa pan za kluczowy?
– Można wymienić kilka punktów, ale najważniejsza dla mnie była przerwa na mecze reprezentacji, do której doszło we wrześniu. Byliśmy wtedy po wysokiej porażce z Zagłębiem Sosnowiec. Przez ten okres mocniej popracowaliśmy nad defensywą, nad zachowaniem w fazach przejściowych. Wyszło bardzo dobrze, bo już w pierwszym meczu bezbramkowo zremisowaliśmy Odrą Opole. Później z każdym tygodniem budowaliśmy swoją pewność siebie w grze obronnej. Tamten czas był ważny także dlatego, że udało się zintegrować zespół. Chwilę przed tamtą przerwą dołączył do nas Tomas Bobcek, pozytywną postacią okazał się dyrektor sportowy Kevin Blackwell... Było wiele momentów, podczas których rośliśmy jako drużyna.
– Nad czym w takim razie będziecie pracować podczas zimowej przerwy?
– Trzeba poprawić to, jak prezentujemy się w trzeciej tercji. Kreowaliśmy sporo sytuacji, ale brakowało ich wykończenia. Był też inny problem – często nie potrafiliśmy dostarczyć piłki w pole karne do naszych napastników. To elementy, które powinny wyglądać lepiej.
– Jak wiele brakuje, by Lechia prezentowała się tak, jakby pan tego oczekiwał?
– Gra ma opierać się na dobrej organizacji po stracie, utrzymywaniu się przy piłce i byciem konkretnym w okolicach pola karnego przeciwnika. Już w tej rundzie były takie momenty. Im takich okresów w naszej grze będzie więcej, tym bliżej będzie tego, by stwierdzić, że drużyna gra na miarę moich oczekiwań.
– Przegrał pan też swoje pierwsze derby Trójmiasta. W listopadzie musieliście uznać wyższość Arki.
– Porażka w derbach boli, a wpłynęły na nią różne czynniki. Zabrakło nam kilku kluczowych piłkarzy jak Luis Fernandez, Conrado, Tomasz Neugebauer czy Iwan Żelizko. Do tego nie pomagały warunki atmosferyczne, chociaż były one identyczne dla obu drużyn. Dało się wyczuć duże rozczarowanie, ale była to pozytywna sportowa złość. Już następnego dnia wszyscy zabrali się do pracy, a o dobrej reakcji zespołu świadczy fakt, że w następnej kolejce pokonaliśmy Miedź Legnica.
– Zimą można spodziewać się dużych wzmocnień? Dwa miesiące temu mówił mi pan, że kadra nie jest w stu procentach gotowa. Braki kadrowe są chociażby na środku obrony.
– Oczywiście, wzmocnienia przydałyby się, ale na pewno nie po to, by kadra prezentowała się lepiej "na papierze". Pole manewru w linii defensywnej nie było za duże, ale pokazaliśmy, że przy braku kontuzji możemy dać radę. Dobrze byłoby wzmocnić również atak. Trwają rozmowy, ale zobaczymy, jak to się potoczy.
– Latem w drużynie doszło do rewolucji. Jest transfer, z którego jest pan szczególnie zadowolony?
– Rzadko zdarza się, żeby przy takiej liczbie ruchów transferowych tak wiele z nich było udanych. Większość zawodników spełniła oczekiwania, chociaż oczywiście są też tacy, po których spodziewaliśmy się więcej. Podoba mi się to, jak zaadoptowali się do drużyny i realiów. Niektórzy latem byli w zespołach rywalizujących w europejskich pucharach, a nagle musieli odnaleźć się na drugim szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Cieszy to, że tak wiele indywidualności potrafiło stworzyć fajny kolektyw.
– Jednym z transferów był Bogdan Sarnavskyi. Bramkarz na początku był krytykowany, ale potem stał się ważną częścią drużyny. Jak duży jest jego wpływ na to, że wraz z Odrą Opole macie najsilniejszą obronę w lidze?
– Od początku patrzyłem na te komentarze z dystansem. Po pierwszym meczu ludzie uważali, że to świetny bramkarz, później, po paru błędach, zmienili zdanie. Teraz opinia znów jest pozytywna. Od początku wiedzieliśmy, że to dobry zawodnik i nie myliliśmy się. Od początku daliśmy mu kredyt zaufania i postawiliśmy sprawę jasno. Jest z nami jednak także Antoni Mikułko, który ciężko pracuje. Cieszę się z tego, jak podchodzi do obecnej sytuacji.
– Jesienią straciliście również Conrado i Luisa Fernandeza. Musi być pan pozytywnie zaskoczony tym, jak drużyna poradziła sobie bez tak ważnych piłkarzy.
– To na pewno był duży problem. Chyba tylko przed meczem z GKS-em Katowice przepracowaliśmy mikrocykl, w którym miałem do dyspozycji wszystkich zawodników. Myślę, że przed sezonem wielu nie wyobrażało sobie, że Lechia bez Conrado i Fernandeza w ogóle będzie w stanie powalczyć w lidze. Tymczasem mimo ich braku znaleźliśmy się w czołówce. Reakcja zespołu była bardzo dobra. Cieszę się również dlatego, że ich powroty będą naszymi wewnętrznymi transferami. Obaj będę chcieli odcisnąć jeszcze swoje piętno na tym sezonie. Bardziej skomplikowana jest kwestia powrotu Conrado, ale wierzę, że i on zdoła nam jeszcze pomóc wiosną.
– Jaka obecnie jest atmosfera? Zawodnicy zdołali już się poznać?
– Nie jest o to łatwo. Uważam, że ten okres, który jest za nami, to za mało, by powiedzieć, że jesteśmy już stuprocentową drużyną. Cały czas trzeba pracować nad umacnianiem więzi zarówno na boisku jak i poza nim. Jesteśmy jednak na dobrej drodze, bo widzę podejście zawodników i sztabu. Wszyscy chcą to poprawiać.
– Rozgrywki czymś pana zaskoczyły? Nie brakuje stwierdzeń, że to najmocniejsza pierwsza liga w historii.
– Poziom jest zadowalający, ale nie wiem, czy aż tak wysoki, by mówić o najmocniejszej pierwszej lidze jaka kiedykolwiek była. Wiele zespołów nie zawsze prezentuje się na miarę oczekiwań, w tym także my. To jednak bardzo atrakcyjne i wyrównane rozgrywki. Wyniki ostatniej kolejki nie tylko pokazują, że wiele drużyn chce awansować, ale widać także, że nikt nie chce spaść.
– Latem przechodziliście przez bardzo trudne momenty zarówno na szczeblu sportowym, jak i organizacyjnym. Odczuł pan ulgę, gdy jesienią wreszcie wszystko weszło na właściwe tory?
– Nie da się ukryć, że wspólnymi siłami "ogarnęliśmy" to wszystko. Ulga szybko przerodziła się jednak w stres związany z oczekiwaniami, ale uważam to za pozytywne zjawisko. Chodzi przecież właśnie o to, by skupiać się na sprawach sportowych i realizacji celów.
– W pierwszej części roku był pan blisko awansu do pierwszej ligi ze Stomilem Olsztyn, a potem pomógł pan w odbudowie Lechii Gdańsk. To najlepszy czas w pana karierze?
– Gdybym w poprzednim sezonie wywalczył awans ze Stomilem, to z pewnością stwierdziłbym, że był to najlepszy mecz w mojej karierze. Na pewno jest to rok najbardziej owocny pod kątem rozwoju. Poszedłem do przodu w każdym aspekcie. Nie wiem, czy jakikolwiek inny trener przeżył w tak krótkim okresie to, co ja w Lechii. Na początku był to brak piłkarzy, który później zmienił się w grupę zawodników różnych narodowości. Zarządzanie takim zespołem to także coś nowego, podobnie jak tak rozbudowanym sztabem, jaki mam do dyspozycji. Do tego dochodzi prezes, który jest obcokrajowcem i spółka inwestująca w Lechię, pochodząca z innego kontynentu. Z tymi elementami zetknąłem się po raz pierwszy. Nie przesadzę jeśli powiem, że tyle doświadczeń, co przez ostatnie pół roku, nie zebrałem przez całą dotychczasową trenerską karierę.
– Pierwsze pół roku po spadku z Ekstraklasy dało kibicom Lechii dużo powodów do optymizmu. Rozbrat klubu z najwyższym szczeblem rozgrywkowym potrwa tylko rok?
– Rozjeżdżamy się na urlopy z poczuciem niedosytu, ale mimo to w pozytywnych nastrojach, bo już zobaczyliśmy, że stać nas na wiele. Wiosną możemy osiągnąć naprawdę dużo, lecz cały czas musimy twardo stąpać po ziemi. Mocno wierzę w to, że w maju będziemy świętować.