Przejdź do pełnej wersji artykułu

Polacy musieli wspiąć się na wyżyny. Sensacja Euro pokazała klasę

/ (fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP) (fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP)

Po dwóch zdecydowanych porażkach, polscy piłkarze ręczni udanie pożegnali się w poniedziałek z mistrzostwami Europy w Niemczech. Na zakończenie udziału w turnieju biało-czerwoni pokonali nieprzewidywalną reprezentację Wysp Owczych 32:28 (15:15) i zakończyli zmagania na co najmniej 17. miejscu.

👉 Polacy żegnają się z Euro. Zobacz tabelę "polskiej" grupy

To o tyle cenna i dobra wiadomość, że właśnie 17. miejsce było ostatnim, które gwarantowało rozstawienie w eliminacjach przyszłorocznych mistrzostw świata. Dzięki temu biało-czerwoni unikną rywalizacji z potęgami pokroju Islandii lub Słowenii i w najgorszym razie trafią na... Wyspy Owcze.

Czytaj też:

Reprezentanci Gruzji odnieśli pierwsze w historii zwycięstwo w mistrzostwach Europy piłkarzy ręcznych (fot. Y7&nE4#

Wygrali pierwszy raz w historii. Bramkarz z polskiej ligi bohaterem!

To właśnie Farerzy jawią się na ten moment jako najgroźniejszy z potencjalnych rywali biało-czerwonych. Bo choć mowa o reprezentacji z ledwie 50-tysięcznego kraju, to wydarzenia z kilku ostatnich dni udowodniły nam, że Wyspy Owcze mogą być wymagającym przeciwnikiem dla każdego. Przekonali się o tym Słoweńcy, którzy pokonali ich zaledwie trzema golami (32:29), przekonali się też Norwegowie, którzy sensacyjnie zremisowali 26:26. W poniedziałek ich siłę poznali również biało-czerwoni.

Dla Polaków to był trudny mecz, bo musieli się zmierzyć nie tylko z nieprzewidywalnym i grającym o awans do drugiej fazy turnieju rywalem, ale też z własną psychiką. Po dwóch znacznych porażkach – Norwegom ulegli 11 golami, a Słoweńcom siedmioma bramkami – w ekspresowym tempie musieli podnieść się na ostatni grupowy występ. – Po takich meczach trudno wstać z łóżka z uśmiechem – mówili w niedzielę. Na szczęście uśmiechy mogły zagościć na ich twarzach po starciu z Farerami.

Ale początek nie był wcale obiecujący. W pierwszym kwadransie to rywale przeważali i kontrolowali tempo gry. Gwiazdą był Elias Ellefsen a Skipagotu. 21-latek, pochodzący z zamieszkałej przez 26 osób (!) wyspy Skuvoy i będący zarazem jednym z największych talentów światowego szczypiorniaka, w ciągu 10 minut zdobył pięć bramek, zanotował asystę i dwa razy odesłał na ławkę z karami naszego podstawowego defensora Bartłomieja Bisa. Polacy za nic nie mogli sobie z nim dać rady przed przerwą. Po pierwszej połowie a Skipagotu miał na koncie sześć bramek i siedem asyst, mając udział w 14 z 15 zdobytych przez jego zespół trafień.



Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także