Antoni Kowalski został mistrzem Polski 2024 w snookerze. W finale w Lublinie pokonał Mateusza Baranowskiego. To jego trzeci tytuł. Teraz planuje zostać zawodowym snookerzystą dzięki udziałowi w miedzynarodowych eventach.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Z perspektywy tych kilku dni od zdobycia trzeciego tytułu mistrza Polski, jak dużo jest w tobie radości z powodu wygranej? Po finale powiedziałeś, że masz trochę pretensji do siebie, bo starcie nie układało się idealnie tak, jak byś tego chciał i przez to tytuł inaczej smakuje.
Antoni Kowalski: – Całe zawody były dla mnie super. Nigdy nie wbiłem aż tylu breaków stupunktowych; było ich pięć. Patrząc jednak na to, jakie podejścia budowałem i jakie błędy popełniałem, to potencjału na wyśrubowane tego wyniku było dużo więcej. Półfinał i finał były troszeczkę kiepskie. I tak to wszystko mnie jednak cieszy. Forma jest, zobaczymy jak będzie na mistrzostwach świata, które już za trzy tygodnie.
– Oglądałeś półfinał i finał jeszcze raz jeszcze?
– Nie, nie było czasu. Wróciłem, poszedłem spać i następnego dnia udałem się od razu na trening.
– Były momenty, szczególnie w półfinale, w czasie których widać było, że trochę się gotowałeś. Po meczu wspominałeś jednak, że teraz i tak jest lepiej, ponieważ twoja dziewczyna powoduje, że jesteś spokojniejszym człowiekiem.
– Przez ostatnie dwa lata można zauważyć, jak spokojny jestem w porównaniu do tego, co było wcześniej. W czasie półfinału nie było we mnie złości, a raczej zażenowanie. Myślałem: "Człowieku, weź się w końcu ogarnij".
– Gadałeś z Mateuszem Baranowskim po finale?
– Jeszcze nie, ale możliwe, że po wywiadzie będziemy gadać. Czasami gramy razem w gry komputerowe. Oprócz nas w grupie są Maciej Kusak i Tomek Skalski. Na pewno Mateusz był poddenerwowany od razu po finale. Na jego miejscu też bym był. Znamy się jak łyse konie, więc nie dziwię się, że może być mu trudno.
– Trudno jest podtrzymać takie relacje, kiedy wygrywa się w finale z kimś walkę o mistrzostwo?
– Zależy to od tego, czy ktoś się lubi. Są tacy zawodnicy, którzy nie odzywają się do siebie przy stole. Wszystko zależy więc od charakterów. My mamy całkiem dobry kontakt.
– Jak twoja rodzina i bliscy zareagowali na sukces? Nie byli w Lublinie.
– Wszyscy oglądali moje mecze przed telewizorami. Sam sukces przyjęli z wielką dumą. Podkreślali, że bycie trzeci raz mistrzem Polski w wieku 19 lat to coś wielkiego. Ja z kolei myślę, z całym szacunkiem do wszystkich polskich zawodników, że nie chcę już wygrywać tylko w kraju, ale również poza jego granicami. W mojej głowie zawsze było marzenie, by w młodym wieku wejść do Main Touru. W tej chwili wygrywanie na polskim podwórku nie daje mi aż takiej satysfakcji, jakby to było w przypadku dojścia do dalszej rundy zawodowego turnieju rankingowego. Poprzeczkę stawiam sobie wysoko i mam nadzieję, że wkrótce będę "łoił" najlepszych.
– Miałeś 16 lat, kiedy wygrałeś pierwsze mistrzostwo Polski, prawda?
– Tak.
– Co wtedy pomyślałeś? Czy byłeś pewny, że drzwi do kariery otworzą się szeroko, sponsorzy znajdą się sami?
– Przede wszystkim byłem zszokowany tym, że zagrałem tak dobrze w fazie telewizyjnej i to w dodatku z Mateuszem Baranowskim. Wydaje mi się, że był to pierwszy raz, kiedy w ogóle z nim wygrałem w regularnej odmianie snookera – wcześniej pokonywałem go tylko w bilardzie angielskim. Wiedziałem jednak na co mnie stać. Pół roku wcześniej wygrałem mistrzostwa świata juniorów do lat 16. Zaraz po tych zmaganiach odbywała się Q School, czyli moja pierwsza nieudana próba wejścia do Main Touru. W piątej rundzie wygrywałem 3:1 z Michaelem Whitem, który był kiedyś w Top 16 na świecie. Wystarczyło, żebym "dociągnął" ten mecz do końca, wygrał szóstą rundę i byłbym w zawodowstwie. Byłem załamany, bo się nie udało. W mistrzostwach Polski mimo to byłem jednak bardzo pewny siebie.
Co do sponsoringu, wtedy nie miałem wielkich oczekiwań. Od lat wspierał mnie bowiem sponsor, który dofinansowuje praktycznie każdy wyjazd. W jego siedzibie stoi mój stół treningowy, na którym mogę grać zawsze kiedy mam na to ochotę. Wtedy też nie szykowałem się na ogromny skok życiowy i jakościowy. Po prostu wiedziałem, że stać mnie na Main Tour. Szkoda, że się nie udało. Myślę, że "wystrzeliłbym" wtedy z poziomem, ponieważ zawsze dostosowuję się do tego, jak grają moi przeciwnicy.
Rok temu, kiedy wygrywałem mistrzostwo Polski, wróciłem do najwyższej formy. Turniejowo gram lepiej niż kiedykolwiek. Umiejętności w moim arsenale mam bardzo dużo i jeszcze wszystkich nie pokazałem.
– Jak wygląda twoja rzeczywistość, kiedy jedziesz na Q Tour?
– Q Tour to seria turniejów eliminacyjnych do zawodowstwa. Jest ich siedem w sezonie. Najlepszy zawodnik z rankingu wchodzi bezpośrednio do grona profesjonalistów. W tym sezonie to miejsce jest "zaklepane" dla Michaela Holta. Ma na tyle dużą przewagę, że już nikt go nie dogoni. Najlepsza szesnastka plus zwycięzcy pojedynczych turniejów, czyli między innymi ja, bo wygrałem czwarte zawody, gra w zmaganiach play-off, w których do zgarnięcia są kolejne trzy karty do Main Touru.
W play-off będą trzy grupy po osiem osób. Zwycięzca każdej z nich wejdzie do zawodowstwa. Kiedy jeżdżę na tego typu zmagania, wiem, że nie mogę popełnić żadnego błędu. Poziom jest niesamowity. Dodatkowo, wszystko trzeba organizować sobie samemu. Sami sponsorujemy wyjazdy, nie ma dofinansowań na te zawody.
Turnieje są bardzo trudne. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak wysoki poziom prezentują amatorzy. Druga "64" zawodowstwa gra na takim samym poziomie jak my. Ogromnym wyzwaniem jest się przebić, a nawet to nie jest gwarancją, że następnie "wystrzeli się" w Tourze. Czasami włączam fora facebookowe, by pośmiać się z opinii kanapowców, którzy zawsze wszystko wiedzą najlepiej. Nie mają jednak świadomości, jak wielkim wyzwaniem są te zmagania.
W tym sezonie w trzecich zawodach przegrałem w drugiej rundzie. Mój przeciwnik nie popełnił ani jednego błędu. Ja miałem za to pecha tylko w jednym momencie, kiedy przy wyjściu ze snookera biała wpadła do kieszeni. Czwarte zawody wygrałem, a w piątych znów uległem w pierwszej rundzie. Tak właśnie bywa. Gramy do trzech wygranych, a na naszym poziomie to bardzo krótkie zmagania.
Najłatwiejszym sposobem wejścia do Main Touru są mistrzostwa Europy do lat 21. W marcu będę mógł wystąpić w nich po raz ostatni. Poza tym są też mistrzostwa świata, na które również za niedługo wylatuję. Metod wejścia do zawodowstwa jest więc sporo, ale przy każdej z nich trzeba zagrać swój najlepszy snooker.
– A jacy są ludzie, z którymi grasz? Budujecie relacje czy o to trudno?
– To zależy od ludzi, ale Brytyjczycy są w większości trochę bucami. Poznałem najlepszego gracza w historii, Ronniego O'Sullivana, i nie jest on szalenie wylewnym człowiekiem. Nie wszyscy są więc przyjaźnie nastawieni. Dziesięć, dwadzieścia procent rywali jest bardzo sympatycznych, reszta się dystansuje. Nie mówię tu też o dużo starszych ludziach, a osobach w moim wieku z Walii, Szkocji czy Irlandii. Niektórzy nie potrafią się nawet przywitać, a znamy się od kilku lat, bo regularnie ze sobą rywalizujmy. Z jednym kolegą mierzyłem się sześciokrotnie, znamy się dziesięć lat, a on wciąż nie potrafi się ze mną nawet przywitać. Jestem bardzo otwartą osobą, więc jest to dla mnie śmieszne. Nie mam jednak z nikim złej relacji, nawet z Liamem Davisem, z którym przegrałem już dwa finały mistrzostw świata. Zawsze mówimy sobie "cześć" i żartujemy.
– Ile czasu spędzasz za granicą w ciągu sezonu?
– Przez wspomniane turnieje bywało tak, że na Wyspy czy do Niemiec wyjeżdżałem co tydzień. Zajmuje to więc sporo czasu. Teraz się u mnie jednak uspokoiło. Skończyłem szkołę, mam ten przywilej, że mogę chodzić do pracy, ale nie muszę być w niej codziennie od 8:00 do 16:00. Obecnie przygotowuję się do matury, którą napiszę w maju. Ciekawostką jest to, że moja pani od polskiego nie przepuściła mnie w czwartej klasie i nie mogłem przystąpić egzaminu. Całe szczęście dzięki poprawkom sierpniowym udało mi się zdać ten przedmiot i nie muszę poprawiać całej klasy. Mam obecnie zajęcia z panem do polskiego, matematykę powtarzam sobie sam, a angielski znam lepiej niż mój ojczysty język.
Przeżywam więc teraz fajny czas. Grania w snookera jest dużo, czasami do tego pracuję. Pieniądze mam, sponsor mnie wspiera. Nic tylko grać.
– Trenujesz po pięć, sześć godzin dziennie, prawda?
– Czasami zdarza się, że jestem cały dzień w sali lub w klubie w Poznaniu, mieście, w którym moja dziewczyna mieszka i pracuje.
– Dorabiasz jako nauczyciel snookera?
– Tak. Zazwyczaj trenuję zawodników, ale w Zielonej Górze pracowałem niekiedy jako kurier. Dowoziłem artykuły biurowe do różnych kontrahentów. Po 16:00 wracałem do domu coś zjeść i od razu ruszałem na trening, który trwał do 22:00. Byłem mocno zmęczony. Cieszę się więc tym, jak teraz wygląda moje życie. Mam ogromne wsparcie od mojej dziewczyny. Zawsze jest u mojego boku. Do tego są przy mnie moi rodzice, ale mamy dość skrajne charaktery, więc relacja siłą rzeczy jest inna.
– A co doprowadziło do tego dobrego momentu, w którym teraz jesteś? Skąd pasja?
– To zasługa mojego taty. Od początku istnienia transmisji snookera w polskiej telewizji oglądał każdy mecz. To było szalone! Ja z kolei nie oglądałem i nie oglądam zbyt wielu snookerowych starć. Jestem za to bardzo dużym fanem darta.
Mój tata sam grał w bilarda w czasach licealnych i na studiach. Któregoś dnia zaprowadził mnie do klubu w Zielonej Górze. Zakochałem się w kulkach! Po trzech miesiącach porzuciłem bilarda na rzecz snookera i zostałem przy tej dyscyplinie. Trenowałem całymi dniami.
– Z biegiem czasu pojawił się snookerowy idol?
– Nie wiem, czy byli to idole, ale na pewno lubiłem niektórych graczy. Wśród nich był Shaun Murphy, u którego bardzo ceniłem naturalność. To był pierwszy zawodowiec, którego poznałem razem z Markiem Selbym. To naprawdę super gość. Podziwiałem go jako zawodnika w czasie, w którym ja jeszcze nie potrafiłem grać. Lubiłem też Johna Higginsa. Do dziś podziwiam Jude'a Trumpa za naturalność i to, że ma talent. Jestem do niego podobny – może stąd sympatia. Do niedawna wrażenie robił na mnie Zhao Xintong. Został jednak zawieszony. Wcześniej miałem możliwość trenować z nim w akademii. Jego technika jest bardzo przyjemna dla oka.
– A Ronnie O'Sullivan?
– Spotkanie z Ronniem miało miejsce rok po tym, jak poznałem Marka i Shauna. W Polsce byli wtedy też Jack Lisowski, Ali Carter oraz Liang Wenbo. Przyjechali do Zielonej Góry i razem graliśmy.
– Jakie wrażenia?
– Przez stres nie pamiętam (śmiech). Denerwowałem się nawet przed zrobieniem zdjęcia z Ronniem. Byłem tym wszystkim mega podekscytowany. Miałem wtedy osiem lat i wiedziałem, że chcę robi to samo, co oni.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.