Adam Balski (18-2, 10 KO) jak mało kto, potrafi zaskakiwać. Niemal dokładnie rok temu po wygranej z Michalem Plesnikiem zasugerował, że być może to jego ostatnia walka. Tak się nie stało, ale jak sam twierdzi, myśli o końcu kariery wciąż kiełkują w jego głowie. W sobotę na gali KnockOut Boxing Night 32 powalczy z Arturem Górskim (8-1, 4 KO) o pas WBC Francophone, który może okazać się przepustką do walki o "prawdziwe" mistrzostwo świata.
– Wiecie jak to z planami. Można je mieć, a potem i tak życie się zmienia. Wygrałem, cieszę się. Dziękuję Knockout Promotions, że mogłem tu zaboksować, ale to chyba była moja ostatnia walka. Trzymajcie się – powiedział Balski w rozmowie z Aleksandrą Piką po zwycięstwie nad Plesnikiem, po czym opuścił ring. Nastąpiła konsternacja? To jakby nic nie powiedzieć.
Bo zaledwie osiem miesięcy wcześniej stoczył pasjonujący bój z Alenem Babiciem w Anglii. Chorwat zwyciężył na punkty, ale Polak mial go na widelcu, a walka była tak emocjonująca, że Brytyjczycy zgromadzeni w O2 Arenie w Londynie, oglądali ostatnie rundy na stojąco.
Ale to nie pierwszy raz, kiedy pięściarz z Kalisza sugeruje zakończenie kariery. W czerwcu 2019 roku pisał o tym wprost na Facebooku i oznajmił, że wyjeżdża do pracy za granicę. Miał wtedy bilans 13-0, 8 KO, był po wygranej z Siergiejem Radczenką, ale postanowił odejść od grupy Tymex Boxing Promotions. Następny pojedynek stoczył już na gali KnockOut Promotions w Augustowie, gdzie pokonał na punkty Mateusza Kubiszyna. Dlaczego pięściarz z Kalisza, który jest na 2. miejscu w rankingu WBC wagi bridger, rozważa odejście z boksu?
– Wiadomo jak to jest w życiu, raz tak, raz tak. Trochę spraw rodzinnych, później przeprowadzka. Czasem może czułem się wypalony, musiałem odpocząć kilka miesięcy i dopiero zrozumieć. Musiałem pozbierać myśli. Na pewno jestem bliżej końca kariery, niż początku. Ta myśl kiełkuje, bo z tyłu głowy siedzą pewne rzeczy i nie da się wszystkiego pogodzić. Z jednej strony rodzina, z drugiej sport, zawodowstwo, a z trzeciej jeszcze praca. Stąd te myśli. Walka o pas jest coraz bliżej, być może spełnią się marzenia. Dlatego teraz chcę walczyć więc... walczę – powiedział nam Balski.
Początkowo, pięściarz z Kalisza miał walczyć z wyznaczonym przez WBC Oleksandrem Teslenką (17-2, 13 KO). Ukrainiec z wiadomych przyczyn nie może wyjechać z kraju, dlatego kilkanaście dni temu zastąpił go Górski. Panowie kiedyś sparowali ze sobą.
– To było dawno temu, przesparowaliśmy kilka rund. Nie będzie to miało żadnego znaczenia w tej walce, w końcu nie minął miesiąc, a kilka lat. Mentalność, psychika i nastawienia zapewne u nas dwóch jest takie same, ale przez te lata obaj nauczyliśmy się dużo nowych rzeczy. To będzie zupełnie coś innego, niż wtedy na sparingu. Dużo w treningu nie zmieniłem. Inni mają tak, że przygotowują się pod konkretnego zawodnika, ja z kolei trenuję tak, jak zawsze. I nigdy nikogo nie lekceważę – zaznacza.
Balski po raz drugi w zawodowej karierze wystąpi w rodzinnym Kaliszu. We wrześniu 2016 roku pokonał tu przez TKO w 5. rundzie Rosjanina Walerego Brudowa. Jak przekonuje, teraz towarzyszą mu zupełnie inne emocje:
– Nie ma tej adrenaliny, nie wiem dlaczego... – przyznaje bez ogódek. – Może przyjdzie to w dniu walki? Pamiętam, że osiem lat temu już od wtorku chodziłem nabuzowany, spięty, a teraz, jak to mówi trener Jerzy Baraniecki, czuję olimpijski spokój. Jestem starszy, bardziej doświadczony i inaczej podchodzę do tej walki. Ale z drugiej strony wiem, że wszystko zależy od zawodnika. To jak będę boksował, zależy od nastawienia, z jakim wyjdę do ringu. Trener może podpowiadać, ale między linami pozostaję tylko ja, moje myśli i moje nastawienie – podsumował.
Następne