Wynikiem 2:0 zakończył się niedzielny mecz czwartej rundy Pucharu Anglii pomiędzy Wolverhampton Wanderers i West Bromwich Albion. Nie wynik jednak zapamiętano z tego spotkania, a bijatykę na trybunach. Kyle Bartley wyprowadził rodzinę z trybun, aby zapewnić jej bezpieczeństwo.
Przerażające sceny przyćmiły mecz czwartej rundy Pucharu Anglii pomiędzy Wolverhampton Wanderers i West Bromwich Albion. "Widziałem jak działy się złe rzeczy, ale nigdy czegoś takiego" – powiedział "Daily Mail" jeden z fanów Albion, obserwując mężczyznę prowadzonego przez boisko z twarzą zalaną krwią. Niedzielny mecz stwarzał ryzyko kłopotów, ponieważ było to pierwsze spotkanie obu rywali przed kibicami od 2012 roku.
Chwilę po zdobyciu drugiej bramki przez Cunhę w 78. minucie spotkania doszło do bójki w rogu stadionu. Pojawiły się sugestie, że gol celowo został uczczony w tym rogu, mimo że był on zarezerwowany dla kibiców gospodarzy. To miało wywołać reakcję łańcuchową. Jeden ze świadków powiedział, że na jego krzesło wspiął się kibic, aby "pozdrowić" strzelca bramki. Dalej wszystko potoczyło się lawinowo.
Gdy dziesiątki policjantów i stewardów ruszyły w stronę walczących kibiców, podobnie zrobili gracze obawiający się o bezpieczeństwo swoich bliskich. Nagrano jak obrońca Albionu, Kyle Bartley, trzymał córkę w ramionach, aby zapewnić jej ochronę.
Surowa kara dla Albionu jest nieunikniona. Jedną z opcji rozważanych przez FA jest częściowe zamknięcie stadionu.