| Czytelnia VIP

Trener z setnego rzędu. Wizytówki Henryka Apostela...

Henryk Apostel (fot. Tomasz Gzell)
Henryk Apostel, Michał Listkiewicz, Zdzisław Kręcina, Andrzej Strejlau (fot. Afa Pixx/Krzysztof Wellman)
Sebastian Piątkowski

Gdyby zorganizowano wielką imprezę na sto rzędów, to Apostela należałoby szukać prawdopodobnie w tym ostatnim! – mówi Henryk Apostel. Skromny, unikający rozgłosu, obserwujący wydarzenia z właściwym sobie dystansem.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Bramkarz z filmu, ale... opłacany bilonem

Czytaj też

Zbigniew Robakiewicz (fot. PAP)

Bramkarz z filmu, ale... opłacany bilonem

A przecież należy mu się miejsce w jednym z pierwszych rzędów! Już w 1962 świętował mistrzowski tytuł z bytomską Polonią, a pobyt w stolicy zwieńczył mistrzostwem i dwoma Pucharami Polski.

Równie dobrze wiodło mu się jako szkoleniowcowi, czego potwierdzeniem była posada selekcjonera (1993-1995). Cztery lata później zakończył karierę trenerską, skupiając się na pracy w Polskim Związku Piłki Nożnej.

Przed 83. urodzinami zgodził się na okolicznościową rozmowę…

Bramkarz z filmu, ale... opłacany bilonem

Czytaj też

Zbigniew Robakiewicz (fot. PAP)

Bramkarz z filmu, ale... opłacany bilonem

Kazimierz Deyna. Życie jak mecz...

Czytaj też

Kazimierz Deyna i Johan Cruyff (fot. Getty Images)

Kazimierz Deyna. Życie jak mecz...

Sebastian Piątkowski (TVP Sport): – Małżonka mówi o panu z taką czułością, że od razu robi się cieplej na sercu.
Henryk Apostel: –
Żona kocha sport, bo trenowała lekkoatletykę w Śląsku Wrocław. Potem Elżbieta Panas, została aktorką i moją wybranką serca. W tamtych czasach środowiska artystów i sportowców były sobie bliższe...

A gdzie się państwo poznali, jeśli to nie tajemnica?
– Właśnie we Wrocławiu.

No tak, w końcu jest reklamowany jako miejsce spotkań!
– Nie tylko, bo to również miejsce pięknych pożegnań.

Gdy kończyłem pracę w Śląsku żegnano mnie z wielkimi honorami, były to wzruszające momenty. Wrocław to piękne miasto, ma znakomity klimat do piłki. A kilku mych graczy ze Śląska powoływał do reprezentacji Wojciech Łazarek.

Świętej już, niestety, pamięci.
– Niestety…

Bardzo żałuję, że nie zdążyłem z nim porozmawiać.
– I ma pan czego żałować, bo był wspaniałym, kolorowym człowiekiem, a jego powiedzonka zostaną z nami już na zawsze. Szkoda, że nie ma go już z nami…

Był pan na pogrzebie?
– Byłem. Nie wyobrażałem sobie, by mogło być inaczej.

Pojawiło się mnóstwo znanych postaci nie tylko ze świata piłki. To było godne pożegnanie Wojtka.

No, a teraz przejdźmy może wreszcie do rzeczy. O czym chce pan rozmawiać?

Myślę o ciepłej, wspomnieniowej rozmowie z okazji urodzin…
– A co konkretnie pana interesuje?

Na przykład wojskowi, ale... ci ze stolicy.
– Trafiłem do Legii jako 19– letni chłopak, w innych czasach. Legia brała wtedy wszystkich, jak leci. Nie miałem wiele do powiedzenia, bo zrobiono wszystko, by ściągnąć mnie do Warszawy.

Przez te dekady piłka mocno się zmieniła.
– Nie tylko piłka. Pójdę dalej – ewoluował cały sport.

Futbol to jednak wyjątkowa dyscyplina, rzekłbym nawet, że... szlachetna.
– Bo jest globalnym zjawiskiem.

A co otrzymał młody Henio po przejściu z Polonii Bytom do Legii?
– Garnitur marki Bytom i skórzaną teczkę! Cóż innego mogli mi dać?!

Na pewno skierowanie do kompanii karnej w Suwałkach, ale może nie uprzedzajmy przywoływania faktów…
– O tym zadecydowali wysoko postawieni działacze.

W mundurach?
– Zgadza się.

Mocno pan podpadł?
– Nic z tych rzeczy! Podczas obozu w Szklarskiej Porębie złapałem przeziębienie, źle się czułem i bolało mnie gardło. Z tego powodu spóźniłem się w klubie. Władze Legii nie słuchały jednak żadnych wyjaśnień – odsunięto mnie od zespołu i wylądowałem właśnie w tej karnej kompanii.

Na biegunie zimna.
– Żeby pan wiedział, było cholernie zimno. Mróz ściskał nie tylko uszy! Te przeklęte warty w trzaskającym mrozie będę pamiętał do końca życia.

Nie było szans, by pobiegać za piłką?
– Takie czasy. Całe szczęście, że dzięki wstawiennictwu kolegów udało się jakoś wrócić po tej banicji.

Czyja to zasługa?
– Przede wszystkim Lucjana Brychczego i Jacka Gmocha.

Pan Gmoch mawia, że piłka nożna to syntetyczna wojna…
– No i sam pan widzi jak wielkie emocje budzi nasza dyscyplina!

Kazimierz Deyna. Życie jak mecz...

Czytaj też

Kazimierz Deyna i Johan Cruyff (fot. Getty Images)

Kazimierz Deyna. Życie jak mecz...

Engel: dawny system szkolenia trenerów był lepszy. Teraz to nonsens!

Czytaj też

Jerzy Engel (fot. PAP)

Engel: dawny system szkolenia trenerów był lepszy. Teraz to nonsens!

Pobyt w Legii to sukcesy, ale nie brakowało też chyba niecodziennych sytuacji.
– Legia to piękne wspomnienia i niezapomniani koledzy – Janusz Żmijewski, Bernard Blaut i trener Vejvoda.

Długo by wymieniać, mieliśmy naprawdę fajny zespół.

Ale ma pan też trochę racji, bo tych dziwnych zdarzeń było co niemiara.

Jak choćby pobyt w Marynarce Wojennej!
– A, to już historia innego rodzaju.

Kiedy pobyt w Legii dobiegał końca, z wolna sposobiłem się do opuszczenia stolicy. Aż pewnego razu usłyszałem:

Panie Heniu, skoro tak bardzo chce pan odejść, to rzeczywiście znajdzie się pan poza klubem!

No i wyruszyłem…

Nad morze!
– Co mogę dodać. Niektórzy działacze zachowywali się poprawnie, ale inni postępowali tak, że szlag by ich trafił…

A skąd wzięła się ta oryginalna pana ksywka?
Milani? Z racji śniadej skóry.

I pewnego włoskiego piłkarza?
– Też prawda. Swego czasu w lidze włoskiej grał Aurelio Milani i także dlatego uznano, że może to być dobra ksywka.

Dawno temu usunął się pan w cień, więc obawiałem się, że ta nasza rozmowa nie dojdzie do skutku.
– Wie pan, nigdy nie podpierałem się mediami.

Wolę stać z boku. Pochodzę z górniczej rodziny, znam etos pracy i strzegę swoich wartości. Przychodząc do drużyny nigdy nie zadawałem pytań:

A ile tu zarobię?

Najważniejsza była gra i relacje z kolegami, poza tym ludzie bardziej się szanowali. I powiem panu coś jeszcze.

Kiedyś gra w dobrym zespole była wyróżnieniem. A gdy na dodatek człowieka tam doceniono, to już prawdziwy zaszczyt.

Podobny jak objęcie reprezentacji?
– Oczywiście.

Nawet po zawale…
– To rzeczywiście był kłopot, bo pojawiły się u mnie problemy z sercem. Na szczęście trafiłem pod opiekę profesora Zbigniewa Religi i wszystko się ustabilizowało.

Przed podjęciem decyzji konsultowałem się z żoną i profesorem, analizując wszystkie za i przeciw.

W końcu doszliśmy do wniosku, że reprezentacji się nie odmawia.

Podczas pana kadencji kadra grała zazwyczaj w Zabrzu.
– Apelowałem o to z racji szacunku dla mieszkańców tak bliskiego mi regionu. Pragnąłem, aby przyzwyczajeni do ciężkiej pracy górnicy kochający piłkę dostawali rozrywkę na najwyższym poziomie.

Podczas kadencji selekcjonera sądzono pana niekoniecznie za popełnione grzechy.
– A co konkretnie chodzi panu po głowie?

Zmieniały się powoli realia, więc na wyjazd do zagranicznego klubu nie czekało się już do trzydziestego, a nawet nie do dwudziestego ósmego roku życia. Tradycyjnie narzekano na bałagan organizacyjny w PZPN, ale z drugiej strony – czy ówczesnym piłkarzom z lig zagranicznych zawsze "chciało się chcieć " w kadrze?
– A wie pan, że to dobre pytanie?

Interesuje mnie więc bardzo pańska odpowiedź.
– No więc odpowiadam – gra w reprezentacji nie dla wszystkich była nobilitacją. Smutne, ale prawdziwe.

Zawsze byłem zdania, że wychodząc na boisko należy gryźć trawę, niezależnie od okoliczności. Patrzyłem na to pod innym kątem, bo jestem innego usposobienia.

Nie był pan dlatego ulubieńcem mediów…
– W ostatecznym rozrachunku zawsze decyduje wynik, więc skoro nie udało się awansować do finałów Euro’96, to musiałem przygotować się na falę krytyki i zrezygnowałem.

W kontekście pracy z reprezentacją warto wspomnieć o mych najbliższych współpracownikach: asystencie Mieczysławie Broniszewskim, dyrektorze Piotrze Kanclerzu i masażyście Piotrze Ruśnioku. Nasza współpraca układała się bez zarzutu.

Do awansu na Euro’ 96 brakło niewiele, tymczasem zdecydowanie większe sukcesy odniósł pan z kadrą U-18.
– W latach 1980–81 dwukrotnie wywalczyliśmy wicemistrzostwo Europy, a w mistrzostwach świata uplasowaliśmy się na czwartej pozycji!

Dodam, że mniej więcej w tym czasie po raz pierwszy ujrzałem na żywo w akcji młodziutkiego wtedy Maradonę.

Jakie wywarł wrażenie?
– Grał znakomicie, byłem oczarowany.

A pana wspomnienia ze Stanów?
– To piękne czasy. Bardzo sobie cenię mistrzowskie tytuły z Orłami Chicago, zarówno amatorskie, jak i zawodowe, Niezwykle serdecznie wspominam Joe Zyzdę, emigranta z Polski, który budował potęgę tego polonijnego klubu. Zapamiętałem go jako wspaniałego, szczodrego człowiekiem, który zawsze pomagał potrzebującym.

Zapisał pan w tym klubie piękną kartę, podobnie jak w poznańskim Lechu. Gdyby tylko jeszcze udało się wyeliminować tę przeklętą Barcelonę…
– Zabrakło niewiele. Nie wiem, czy wypada mi o tym mówić, ale po dwumeczu z Barceloną moją pracą zainteresował się pewien dziennikarz z hiszpańskiej gazety. 

Engel: dawny system szkolenia trenerów był lepszy. Teraz to nonsens!

Czytaj też

Jerzy Engel (fot. PAP)

Engel: dawny system szkolenia trenerów był lepszy. Teraz to nonsens!

Pewnego razu na Wembley. Dzień z życia Tomaszewskiego [WYWIAD]

Czytaj też

(fot. Getty)

Pewnego razu na Wembley. Dzień z życia Tomaszewskiego [WYWIAD]

Z której konkretnie?
– Z Asa.

Nigdy o tym nie słyszałem!
– Bo to już historia. Ten dziennikarz chciał zostać moim menedżerem i doprowadzić do podjęcia przeze mnie pracy w jednym z tamtejszych klubów. Pamiętam tytuł z tej gazety:

Czy Apostel będzie trenerem w Hiszpanii?

Ostatecznie wszystko rozbiło się o wizy, proszę bowiem pamiętać, jakie to były czasy. Korespondowaliśmy z tym redaktorem przez pewien czas, a listy w moim imieniu pisał kolega znający dobrze język hiszpański.

Interesujące. A co tak ujęło hiszpańskiego dziennikarza?
– Na konferencji przed meczem w Barcelonie powiedziałem, że przyjechaliśmy po remis i ta dość odważna deklaracja spotkała się ze sporym zaskoczeniem.

I udało się zremisować!
– A rewanż w Poznaniu był ogromnym wydarzeniem. Szkoda tych karnych, bo w pewnym momencie zrezygnowany Cruyff ruszył już w kierunku szatni. Mimo heroicznej walki nie udało się nam awansować, ale zabrakło naprawdę niewiele…

A jak bardzo zmieniła się optyka w naszych czasach?
– Bardzo. Żyjemy w świecie, w którym zacierają się wartości. Zmieniły się priorytety, a nowe czasy wymuszają inne rozwiązania.

W Klubie Seniora PZPN czas płynie chyba spokojniej?
– Niekoniecznie, bo wbrew pozorom mamy wiele pracy i spotykamy się często w dużej grupie.

To czym zajmują się nestorzy polskiej piłki?
– Robimy różne rzeczy – omawiamy sprawy organizacyjne, w miarę możliwości pomagamy tym, którym ta pomoc jest potrzebna, w święto zmarłych udajemy się na groby i tak dalej… Ostatnio oprócz tradycyjnego spotkania był też noworoczny obiad. Było bardzo miło.

To wyjątkowo ważne dla pana grono. A kto to?
– Naturalnie, jestem blisko z Gieniem Kolatorem i Hilarym Nowakiem, Andrzejem Strejlauem i innymi. Nie chciałbym nikogo pominąć, więc pozostańmy przy tych trzech nazwiskach. No to o czym jeszcze mogę panu opowiedzieć?

Najlepiej o tym, o czym... nie wiem.
– To może pan jeszcze wspomnieć, że nadal uwielbiam grać w szachy.

Znów mnie pan zaskoczył!
– Bo widzi pan, wprawdzie na Śląsku przez całe dnie grało się w piłkę, ale mnie interesowały jeszcze szachy. Wzięło się to stąd, że często grywał w nie ojciec, a ja go podpatrywałem. No i powoli, krok po kroku, nauczyłem się grać. I muszę powiedzieć, że szło mi naprawdę dobrze, bo w szkole nauczyciel matematyki wywoływał mnie nawet z lekcji, by rozegrać partyjkę! Miał nawet wobec mnie konkretne plany. Bardzo chciał abym poszedł na politechnikę!

A pan poszedł w jakąś tam piłkę…
– Mimo wszystko starałem się łączyć obie pasje, bo na zgrupowaniach reprezentacji często grywałem w szachy.

I wie pan, kiedyś z Andrzejem Strejlauem braliśmy udział w grze symultanicznej z jednym z tych rosyjskich arcymistrzów.

Znam nazwiska Kasparowa i Karpowa.
– Był to Karpow. Podczas tej gry mistrz robił jeden ruch i zaraz szedł do następnego stolika. Tak się to toczyło.

No i proszę sobie wyobrazić, że byłem jednym z tych, z którymi grał najdłużej! Szachy są ważne, mam nawet specjalny program i kilka razy dziennie sparuję sobie teraz z komputerem.

Ale na politechnikę pan się nie dostał...
– Byłem, ale tylko przez chwilę. Pół roku. Dawne dzieje, zresztą to już nieważne.

Co w takim razie jest najważniejsze? Tylko uścisk dłoni?
– Zmierza pan chyba do tych moich archiwalnych wizytówek?

Nie inaczej.
– Mam je do dziś, leżą spakowane. Rozdawanie wizytówek jest wprawdzie normą, ale nigdy tego nie praktykowałem.

Uścisk ręki był dla mnie zawsze najważniejszy.

Taki uścisk znaczy mniej więcej tyle, co dane słowo…
– Otóż to, szczególnie na Śląsku. Tam słowo jest cenniejsze niż złoto. Ja nigdy nie pchałem się do odznaczeń. W środowisku żartują, że gdyby zorganizowano wielką imprezę na sto rzędów, to Apostela należałoby szukać prawdopodobnie w tym ostatnim…

Pewnego razu na Wembley. Dzień z życia Tomaszewskiego [WYWIAD]

Czytaj też

(fot. Getty)

Pewnego razu na Wembley. Dzień z życia Tomaszewskiego [WYWIAD]

Siedem goli w Zabrzu. Izrael zwyciężony (1995)
fot. PAP
Siedem goli w Zabrzu. Izrael zwyciężony (1995)

Polecane
Najnowsze
MŚ koszykarek 3x3: Australia – Polska [SKRÓT]
MŚ koszykarek 3x3: Australia – Polska [SKRÓT]
| Koszykówka / Reprezentacja 
fot. FIBA
Syprzak nominowany do drużyny roku w piłce ręcznej
Kamil Syprzak ma za sobą kolejny udany sezon w barwach PSG (fot. Getty Images)
Syprzak nominowany do drużyny roku w piłce ręcznej
(fot. własne)
Maciej Wojs
Niebawem kolejny weekend F1. O której wyścig o GP Austrii?
Oscar Piastri (fot. Getty Images)
Niebawem kolejny weekend F1. O której wyścig o GP Austrii?
| Motorowe / Formuła 1 
Świętowanie i... niepokój. Lakoniczny komunikat PZPN
Małgorzata Mesjasz (fot. Getty Images)
Świętowanie i... niepokój. Lakoniczny komunikat PZPN
Dawid Brilowski
Dawid Brilowski
MŚ koszykarek 3x3: Polska – Madagaskar [MECZ]
Polska – Madagaskar. Koszykówka 3x3, mistrzostwa świata kobiet. Transmisja online na żywo w TVP Sport (23.06.2025)
MŚ koszykarek 3x3: Polska – Madagaskar [MECZ]
| Koszykówka / Reprezentacja 
Wyjątkowy wywiad z legendą. Kurek po transferze tylko dla TVP!
Bartosz Kurek w barwach reprezentacji Polski (fot. Getty).
tylko u nas
Wyjątkowy wywiad z legendą. Kurek po transferze tylko dla TVP!
| Siatkówka 
Wygrana Polek na MŚ! Mistrzynie Afryki były bez szans
Polki są po pierwszym dniu rywalizacji w MŚ (fot. Getty Images)
Wygrana Polek na MŚ! Mistrzynie Afryki były bez szans
| Koszykówka / Reprezentacja 
Do góry