| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W 2020 roku wyjeżdżał z Ekstraklasy za granicę jako duży talent na pozycji napastnika. Po czterech latach wraca, ale jak mówi, nie z podkulonym ogonem. – Do Polski wracać nie musiałem, tylko chciałem. Styl Śląska Wrocław jest skrojony pode mnie – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Patryk Klimala. Mówi także o kulisach transferu do WKS-u i o nieudanym pobycie w Hapoelu Beer Szewa.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – W rozmowie na kanale "Foot Truck" mówiłeś, że jeśli nie będziesz strzelał goli w Izraelu, to wylądujesz przy Bułgarskiej lub Łazienkowskiej. A jednak rozmawiamy przy Oporowskiej...
Patryk Klimala, piłkarz Śląska Wrocław: – Tak i bardzo z tego powodu się cieszę.
– Do Wrocławia mogłeś zawitać już wcześniej, bo w 2016 roku. Wystąpiłeś w sparingu rezerw Śląska, strzeliłeś nawet gola. Dlaczego wówczas nie trafiłeś do klubu?
– Sytuacja wyglądała tak, że zostałem wyrzucony z Legii Warszawa jako junior ze względu na sprawy prywatne, pozaboiskowe. Wracając do domu, stwierdziliśmy z tatą, że spróbujemy powalczyć o angaż w Śląsku. Klub był zadowolony. Z drużyny, która gra w Centralnej Lidze Juniorów zostałem od razu przesunięty do zespołu rezerw. Przy negocjacjach kontraktowych zażyczyłem sobie internat i 500 złotych. Ówczesny dyrektor sportowy nie wyraził zgody, powiedział, że mam wybrać między jednym a drugim. Moja sytuacja rodzinna wymagała tego, że musieliśmy odciążyć moich rodziców i nie pozwolić, żeby mnie utrzymywali, więc wróciłem na trzy miesiące do Lechii Dzierżoniów.
– W późniejszych latach Śląsk interesował się twoją osobą?
– Nie było kiedy, żeby Śląsk się mną interesował. Później odszedłem do Jagiellonii, a następnie wyjechałem do Celtiku. Nasze drogi się rozjechały. Ciekawostka jest jednak taka, że będąc w Izraelu, dostałem książkę od Jacka Magiery. Nie chcę teraz nic przekręcić, ale wydaje mi się, że tam było napisane: "Jestem przekonany, że niebawem będziemy razem pracować". Po paru miesiącach tak się wydarzyło, jak trener napisał.
– 21 października z perspektywy trybun widziałeś, jak Śląsk rozbija Legię Warszawa 4:0. Już wtedy wiedziałeś, że zostaniesz piłkarzem WKS-u?
– Teraz mogę to oficjalnie powiedzieć: będąc jeszcze w Izraelu, jeszcze przed wybuchem wojny, byłem po kilku telefonach z trenerem Magierą i wiedziałem, że do transferu dojdzie. Dążyłem, żeby do tego doszło zimą. Chciałem wrócić do Polski już rok temu, ale to się nie wydarzyło. Teraz w tym okienku też chciałem wrócić. Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się rozwiązać kontrakt z Hapoelem Beer Szewa i podpisać umowę jako wolny zawodnik.
– Śląsk był jedyną dla ciebie opcją?
– Nie, nie był.
– To jakie kluby były tobą zainteresowane? Czy były to zagraniczne kluby? Czy gdy rozmawiałeś z Jackiem Magierą, wiedziałeś, że Śląsk jest klubem, do którego chcesz trafić.
– Nie będę zdradzał nazw klubów, ale mogę powiedzieć, że w grze były kluby zagraniczne. Poza Śląskiem żadnego z klubów PKO BP Ekstraklasy nie brałem pod uwagę.
– Czy z perspektywy czasu żałujesz wyjazdu do Izraela?
– Tak. To była decyzja, którą podjąłem pod wpływem emocji. Chciałem odejść z New York Red Bulls. Później powiedziano mi, że nie ma takiej opcji. Na końcu pojawiła się oferta z Hapoelu. To było wszystko tak pokręcone, zagmatwane, że nie miałem wyjścia i musiałem wyjechać do Izraela. To był ten moment, kiedy nie chciałem gdzie indziej odchodzić za granicę. Chciałem wrócić do Polski, ale wtedy to się nie udało. Nie będę mówił, dlaczego wtedy nie wyszło i kto co zrobił... Troszeczkę żałuję, bo chciałem wrócić do Polski ze względów rodzinnych, ze względu na syna i żonę, a koniec końców wsadziłem rodzinę w większe bagno, niż byliśmy w Stanach. Wyciągnąłem wnioski z tego. Już po dwóch miesiącach w Izraelu wiedziałem, że bez względu na to, czy klub będzie chciał przedłużyć ze mną umowę w styczniu, to ja tego kontraktu nie przedłużę.
– W Izraelu nie mogłeś zaznać na chwili spokoju. Kradzież, wybite zęby podczas spotkania, a na koniec wojna. Jak wyglądały pierwsze momenty po wybuchu wojny?
– Od początku mojej przygody w Izraelu wiele rzeczy się nawarstwiło. Nie tylko wojna, włamanie do mojego domu czy wybite zęby. Od pierwszego treningu borykałem się z kontuzjami. Miałem pękniętą piętę, miałem ponadrywane przywodziciele, miałem problem z plecami. To nieprawdopodobne, ile złych rzeczy wydarzyło się przez te siedem miesięcy. Wszystko złego, co miało się wydarzyć, przytrafiło mi się.
Ciężko było mi określić na samym początku, czy to była wojna, czy nie. Alarm obudził mnie o godz. 5:30. To był mój drugi lub trzeci raz, kiedy usłyszałem ten alarm. Wszedłem do przysłowiowego bunkra do mieszkania. Po którymś z kolejnych alarmów napisałem do kierownika, czy to coś poważnego. Odpisał, że tak. Gdy zobaczyłem, że odłamki spadają na galerię, która mieściła się naprzeciwko mojego domu, stwierdziłem, że czas uciekać. Wyjechałem razem z moim przyjacielem z Hapoelu, Kristofferem Petersonem, który dziś gra w Holandii (przyp. red. – Fortuna Sittard). Na lotnisku było troszeczkę chwil grozy. Alarmy bombowe, odwołane loty. Na szczęście, jak już doleciałem, wszystko się uspokoiło.
– Czy to był najtrudniejszy moment w twoim życiu?
– Pod kątem stresu dla rodziny na pewno. Ja nie odczułem, żebym znalazł się w sytuacji zagrażającej mojemu życiu. Wiem, że to było trudne dla moich bliskich słyszeć, że uciekam przed wojną z Izraela, kiedy jedyną drogą ucieczki była ta za pomocą linii lotniczych, a loty były odwoływane jeden za drugim.
– Czy nadal masz żal do trenera przygotowania fizycznego Hapoelu, Łukasza Bortnika? Miał przekazać władzom klubu, że nie przedłużysz wygasającego kontraktu.
– Mam. Łukasz stwierdził, że... a może inaczej... zostawmy to tak, jak jest. Mam żal do niego i tyle.
– Żałujesz, że już w wieku 20 lat opuściłeś Polskę? Wielu uważało twój wyjazd zagraniczny za zbyt wczesny. W Ekstraklasie miałeś za sobą tylko jedną świetną rundę.
– Ja uważam, że nie było za wcześnie. To był dobry moment, żeby nauczyć się tego, czego nauczyłem się w Celtiku. Napastnik Odsonne Edouard miał odejść, ale nadszedł covid. Kluby nie miały pieniędzy lub nie chciały go kupić w tym momencie. Został i strzelił 28 goli. Ja musiałem czekać na swoją szansę. A w momencie, gdy przyszła, odszedł trener Neil Lennon, Edouard został sprzedany do Crystal Palace, ja poczułem się wypalony i chciałem odejść. To nie było też tak, że Celtic mnie nie chciał, tylko sam wyszedłem z inicjatywą do swojego menedżera, że chciałbym odejść. Załatwił to tak, żebym opuścił klub.
Powtórzę to po raz ostatni – do Polski wracać nie musiałem, tylko chciałem. To nie jest tak, że moja zagraniczna kariera zakończyła się niepowodzeniem.
– Czyli nie wykluczasz kolejnego zagranicznego wyjazdu?
– Absolutnie nie.
– Jakbyś porównał Patryka, który wyjechał za granicę z tym, który wrócił do Polski?
– Bardzo się zmieniłem. Aspekty piłkarskie podciągnąłem na dużo wyższy poziom. Będąc między takimi piłkarzami, jakimi byłem, to po prostu musiałem podciągnąć się piłkarsko. Motorycznie poszedłem do góry, a przecież już pięć lat temu wyglądałem pod tym kątem dobrze w Ekstraklasie. Zmieniłem się na plus, jeśli chodzi o głowę, przygotowanie fizyczne i techniczne. Mam nadzieję, że będzie to widać.
– A jak zmieniłeś się jako człowiek? Ireneusz Mamrot mówił, że musiał sporo pracować nad twoją mentalnością. Mówił też, że nie warto ciebie za bardzo chwalić, bo źle na ciebie to działa.
– Do dziś mam coś takiego, że nie lubię być głaskany. Lubię mieć bata nad sobą. To mi bardziej odpowiada. Czuję się dobrze pod presją, jak ktoś na mnie naciska niż jak mam taki komfort, że od poniedziałku już wiem, że wychodzę na boisko. Zmieniłem się bardzo, jeśli chodzi o komunikację na linii trener – zawodnik. Kiedyś brałem to zerojedynkowo i było bardzo dużo zgrzytów z tego tytułu. Wydaje mi się, że dzięki doświadczeniu boiskowemu i życiowemu, uczę się na błędach i wszystko się zmieniło na plus.
– Wielu postrzega twój transfer do Śląska jako hitowy, ale są też sceptycy, którzy twierdzą, że nie grzeszyłeś skutecznością w innych klubach, a w Ekstraklasie zdobyłeś tylko osiem bramek. Chciałbym, żebyś wytłumaczył, dlaczego Patryk Klimala odpali w Śląsku Wrocław?
– Strzeliłem osiem goli, ale w trzynastu lub czternastu spotkaniach. To troszeczkę zmienia perspektywę patrzenia na to, bo tylko w jedną rundę to zrobiłem. Jeśli chodzi o Celtic, to zagrałem tam 12 meczów, trzy gole w 300 minut. Chciałbym, żeby sceptycy też wypowiedzieli się na temat mojego pierwszego sezonu w Red Bullu, bo miałem dobre liczby – osiem lub dziewięć goli i siedem asyst. Do tego byłem główną postacią zespołu. Jeśli chodzi o drugi sezon, to chciałem wtedy wrócić do Polski i byłem myślami gdzie indziej. Nie będę szukał usprawiedliwienia, to był słabszy sezon, ale miałem 6 goli i 5 asyst.
Dlaczego odpalę? Nie będę rozwodził się, dlaczego będę dobrze grał. Jestem przekonany, że będę strzelał gole, a liczby będą mnie broniły.
– O miejsce w składzie rywalizujesz z nie byle kim, bo z Erikiem Exposito, który przewodzi ligowej klasyfikacji strzelców. Nie obawiasz się, że będziesz musiał rozpocząć rok od ławki rezerwowych?
– Nie, zaczynałem już mecze od ławki rezerwowych i nieraz pewnie zacznę, więc nie będzie to żadne wielkie "boom" dla mnie. Czy przeraża mnie to, że Erik jest w tak wielkiej formie? Nie. Ja też chciałem przyjść do Śląska, bo będę miał dużą rywalizację na swojej pozycji. Ten komfort na mojej pozycji w poprzednich sezonach był zbyt duży. Od poniedziałku wiedziałem, że będę w sobotę grał. Mimo wszystko uważam, że miejsce dla naszej dwójki znajdzie się na boisku. Jak będzie, to się okaże. W żadnym stopniu nie boję się rywalizacji z Erikiem i wręcz cieszę się, że strzela tyle goli.
– Jakie są twoje odczucie po obozie w Umag? Czy czujesz, że możecie grać z Erikiem w duecie? Jak postrzegasz siłę swojego zespołu?
– Bardzo dobrze działamy jako jeden unit. Jako drużyna dobrze działamy sobie z działaniami defensywnymi i jestem pod wrażeniem, jak funkcjonujemy jako jeden blok. Jeśli chodzi o to, jak ułożyłbym atak Śląska, to nie jestem od tego, ale będę dawał argumenty do tego, żeby miał ból głowy dotyczący tego, jak pomieścić naszą dwójkę na boisku. Nie martwię się o siłę rażenia naszej ofensywy.
– Każde miejsce inne miejsce niż podium Ekstraklasy lub czwarte miejsce będzie porażką dla Śląska?
– Ciężko powiedzieć. My jako zawodnicy nie powinniśmy się na ten temat wypowiadać. Powinniśmy robić wszystko, żeby zająć pierwsze miejsce, żeby grać o mistrza Polski i w duchu nakręcać się, że mamy ten przywilej grać o mistrzostwo, a nie chodzić dookoła i wypowiadać się "tak, zdobędziemy mistrza", "trzecie lub czwarte miejsce będzie porażką". Ja chcę i będę grał o mistrzostwo Polski, a jak się to wszystko potoczy, to zobaczymy na koniec sezonu i dopiero wtedy będzie można odpowiedzieć na pytanie, czy to rozczarowanie, czy też nie.
– Czy liczysz na to, że dzięki udanym występom w Śląsku Wrocław nie tylko uda ci się znów wyjechać za granicę do większego klubu, ale też zagrać w reprezentacji Polski? Pamiętam, że wspominałeś, że pytał o ciebie niegdyś selekcjoner Czesław Michniewicz.
– Jest to moje marzenie. Gdzieś wewnętrznie czuję, że mogę dla niej zagrać. Uważam, że jest największa konkurencja na mojej pozycji, ale marzenia są od tego, by je realizować. Jeśli nie byłoby to łatwe, nie nazywalibyśmy tego marzeniami. Dążę do tego, żeby tu grać. Uważam, że zespół i styl gry jest skrojony pode mnie. Jestem dobrej myśli i uważam, że pół rundy tutaj i kolejne lata mogą być dla mnie dobre w Śląsku. Nie zastanawiam się nad tym, kiedy wyjadę. Jestem szczęśliwy, że wróciłem do Polski, że jestem tutaj i będę czerpał z tego pełnymi garściami.