Ale no ty! Wysadzają cię popołudniu na dworcu w Bielsku-Białej, a pociąg masz przed północą. Jest minus dziesięć na dworze. To gdzie masz iść, jeśli nie do monopolowego albo baru? – tak o ciemniejszej stronie kariery opowiada Wojciech Skupień. Mówili na niego "Boss", chociaż mylnie sądzili, że to przez twardy charakter. Doceniali, kiedy był najlepszym polskim skoczkiem narciarskim. Karcili, kiedy jego sponsor nie mógł dogadać się z PZN. Wiele spraw mógł załatwić inaczej. – Piłem, bo nie umiałem odmawiać. Ale dzisiaj za późno na żałowanie – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL. Jest już dziadkiem.
Chcą zbudować największą skocznię narciarską na świecie
Panuje przekonanie, że zanim pojawił się Adam Małysz, była raczej pustka. Polskie skoki drugiej połowy lat 90. wypełniały stare skocznie, zużyty sprzęt, ogólna bieda, nocne przejazdy pociągiem i oczekiwanie na nie, co dla niektórych było wstępem do grzechu. Jednak to nie tak, że przed Małyszem nie było niczego. Robert Mateja w 1997 roku został piątym zawodnikiem mistrzostw świata w Trondheim, a Wojciech Skupień nadzieją, która na igrzyskach w Nagano skończyła konkurs na 11. miejscu.
Wtedy napisano, że to wynik świetny. Dziś Skupień uważa, że najlepiej w karierze skakał prawie dekadę później, chociaż przez konflikt z PZN nie miał jak i gdzie tego udowodnić.
***
MICHAŁ CHMIELEWSKI, MATEUSZ LELEŃ. TVPSPORT.PL: – Dlaczego zniknąłeś?
WOJCIECH SKUPIEŃ: – Nie zniknąłem.
– Jak to nie? Tyle osób cię pamięta, masz tyle wspomnień i anegdot, a w mediach pusto. Wojciech "Boss" Skupień zapadł się pod ziemię.
– No dobra, ale powiedzcie mi, po co mam stamtąd wychodzić? Dopóki takie rozmowy miałyby być o mnie, to okej. Tylko że już się za dużo razy sparzyłem. Dziennikarze nie bardzo chcą wiedzieć takie rzeczy. Kiedy dzwonią, to pytają, dlaczego Kamil Stoch skacze tak czy śmak. Dlaczego Polakom teraz idzie albo nie idzie. A skąd ja mam to wiedzieć? Mnie przecież nie ma już w tej kadrze.
– Przestałeś odbierać?
– Kiedy widzę nieznajomy numer, to rzadko.
– A kto dzisiaj jest znajomym ze starych czasów?
– Czasami spotkamy się z Maćkiem Maciusiakiem, zwłaszcza kiedy jako pracownik firmy budowlanej remontowałem drogę w Chochołowie. Od czasu do czasu złapiemy się też z Matim. To znaczy z Robertem Mateją.
– A z "Małym"? To znaczy z Adamem Małyszem?
– Czasami gdzieś się przetniemy. Ale żeby celowo się umawiać albo do siebie dzwonić? To raczej nie.
– Nie lubiliście się?
– Nie no, skąd. Po prostu tak się życie układa.
– Wracając do komentowania kadry skoczków… Wiesz, niektórzy byli reprezentanci aż palą się do opiniowania obecnych.
– To śmiało.
– Ty nie masz żadnych przemyśleń na aktualne tematy?
– Mam. Ale żeby od razu z tym po mediach chodzić? Co im powiem, że nasi liderzy są już starzy? Przecież każdy to wie, a nikt nie chce powiedzieć wprost. Oni są w wieku, że mentalnie powinni się już tymi skokami cieszyć i bawić, a jest tak, że ciągle się od nich wymaga cudów. No ludzie. Rolę napędową powinni już dawno przejąć młodzi, tylko że ich nie ma. A dlaczego nie ma? To już trzeba pytać PZN. Dla mnie to jest kur… niepojęte, że przez 10 lat ich sukcesów nie załapał się do tego pociągu nikt następny. To znaczy nie na porównywalną skalę.
– Jednak masz przemyślenia.
– Ale czy wypada je wygłaszać od razu? Mam, bo śledzić skoki, to w miarę śledzę. Byłem teraz na Pucharze Świata w Zakopanem, od niedawna jestem wiceprezesem w Porońcu Poronin. Może ktoś ma ochotę przekazać na dzieciaki 1,5% podatku? Podam KRS [0000042783 – przyp. red.]. Działam tak, jak mogę, wcześniej też przecież skakał mój syn. Natomiast jakiś czas temu świadomie się trochę odciąłem. A może też zniechęciłem. Uznałem, że szkoda czasu, aby się łokciami rozpychać.
– Dlaczego?
– Bo skoki od lat tylko udają, że się zmieniły. Tam na górze, gdzie się nimi rządzi, wciąż jest wszystko tak samo. Zmieniają się tylko nazwiska. Kilka lat temu chciałem iść na kurs FIS na delegata technicznego. Miałem wstępną zgodę, a później ktoś coś tak poprzestawiał, że mnie pominięto. A kandydatów zgłasza związek. Wystawili innego.
– Kogo?
– Nie powiem.
– I wtedy się na skoki obraziłeś?
– Powiedzmy, że odsunąłem. Przy czym, dla jasności: skakanie na nartach dalej uważam za piękne. Tylko środowisko trochę mniej. Pamiętacie aferę z Jaśkiem Ziobro? Byłem już wtedy poza, ale pamiętam: oho, w końcu ktoś nie boi się mówić. Teraz też nie bał się ten Kuba Wolny. To go zawiesili w prawach zawodnika. No jaja. Raczej powinni go wysłuchać. Za naszych czasów też tak było. Łatwiej było karać niż posłuchać.
– A ciebie to akurat lubili karać. O imprezie w Courchevel usłyszała cała Polska.
– I jak zwykle poszło na mnie.
– Niesłusznie?
– No błagam. To był jakiś obóz albo Letnie Grand Prix. Coś się wieczorem w hotelu działo, jeden z nas zrzygał się do wanny i próbował to potem umyć. Ale tak próbował, że zostawił na całą noc puszczoną wodę. Odpływ się zatkał, on zapomniał i w hotelu utopiło się całe piętro. Poszło na mnie i na Mateusza Rutkowskiego – bo przecież nam było najłatwiej dopasować historię do łatki imprezowiczów. A to nie byliśmy my. Przykryto wtedy winowajcę, ale wystarczyło mieć wtedy w PZN właściwe nazwisko. Ja miałem niewłaściwe. Na szczęście nie kazali mi za to płacić. To pewnie były straty na niewyobrażalną kwotę.
>>>WOJCIECH SKUPIEŃ WSPOMINA SWOICH TRENERÓW ORAZ IMPREZY<<<
– Heinz Kuttin to chyba generalnie za tobą nie przepadał?
– Czemu?
– Najpierw cię chwalił, a gdy przyznałeś, że straciłeś motywację, to zrzucił na boczny tor. W 2005 roku była taka rozmowa z tobą w "Przeglądzie Sportowym". Mówiłeś tam, że trener nie wysyła ci planów. On tłumaczył, że przekazywał je e-mailem, a ty ripostowałeś, że to nieprawda, bo w ogóle nie masz skrzynki pocztowej. Odstawił cię, a ty powiedziałeś: "czuję się jak jakiś robak, jak kozioł ofiarny". Stąd wniosek, że mieliście konflikt.
– Szczerze? Nie przypominam sobie, żebym w ogóle tak mówił. Nie miałem z nim żadnego konfliktu.
– Nawet w 2008, gdy nie powołano cię do żadnej z kadr, wspominałeś tamtą rozmowę z "PS". Uważałeś nawet, że to z jej powodu cię pominięto. Bo za dużo szatni wyszło do mediów.
– Nie pamiętam tego.
– To cytat z wielu mediów. Wracał. Musiałeś tak powiedzieć.
– Nie pamiętam.
– W porządku, nieważne. A pamiętasz, dlaczego nie pojechałeś w 1992 na igrzyska w Albertville?
– Nie pojechałem, bo się działacze jakoś między sobą pokłócili. Pojechał Zbyszek Klimowski, a i tak bodaj nie skoczył wszystkiego, bo był chory. Dwa lata później było Lillehammer, którego też nie wspominam najlepiej. No, trochę miałem pod górkę w tej karierze.
– Pod górkę, to łagodnie powiedziane. A co się stało w Lillehammer w 1994 roku, że na igrzyskach puszczał cię słowacki trener? Aż tak ostro było z trenerem Pawlusiakiem?
– No, konflikt to wtedy był nie na żarty. Takie tam… różne kwestie wynikły na miejscu. Niezbyt to już pamiętam. Miał inną perspektywę tego, jak należy skakać. I ja miałem inną. Do tego doszły jeszcze poboczne sprawy.
– A nam to się zdaje, że pamiętasz, tylko wolałbyś nie pamiętać.
– Mhm.
– Może z perspektywy czasu działacze i trenerzy nie zawsze jednak byli źli?
– Wiecie, człowiek po czasie różne rzeczy widzi inaczej. I zapamiętałem, że z trenerem Pawlusiakiem pracowało się do pewnego momentu wybitnie dobrze. Kiedy on zaplanował trening, to czułeś, że nikt wokół tego tak nie robi. Był wizjonerem, szedł planem, który na masową skalę wszedł dekadę później. Taka to była głowa do sportu. Dzięki niemu przyszedł czas, że wygrywałem wszystko jak leci. Pojawiły się metry, sukcesy. Na MŚ juniorów byłem czwarty, piąty, blisko z Martinem Hoellwarthem, blisko z Tonim Nieminenem. A potem dojrzałem tak, że zacząłem mieć za dużo własnego zdania i zbyt wiele pomysłów. Lubiłem poimprezować. Może to mnie zgubiło? Na pewno to mnie zgubiło. Podobnie jak wymogi, które zmieniały się razem z techniką, a ja pozostawałem taki sam. Świat mi odjechał.
– Nie będziemy kłamać, że nigdy nie słyszeliśmy powiązań twojego nazwiska z alkoholem.
– Ty, ale też spójrz na to inaczej. Jesteś młodym chłopakiem, wracasz z zawodów. Zostawiają cię w Bielsku-Białej po południu na dworcu, a najbliższy pociąg masz przed północą. Dworce wtedy wyglądają jak rudery, kręcą się żule. To gdzie miałeś iść, co robić? Minus dziesięć na dworze. No to się szło albo do monopolowego, albo do baru i jakoś ten czas spędzało. Prawa jazdy mieliśmy wyrobione, ale flota aut w PZN żadna. Zostawał pociąg albo bus i czekanie. Kiedy trenerem był Pavel Mikeska, zostawiał beskidzką grupę w domach, nas w Bielsku i wracał do siebie. Może nas, zakopiańskich, to w tamtym czasie właśnie zgubiło?
– Mikeska był, jaki był, ale Adam po latach umie o nim powiedzieć sporo dobrego. A ty?
– Wojownik.
– Tyle?
– Tyle. To samo przez siebie chyba wiele mówi.
– Po wszystkim zostawiał was w Bielsku-Białej. A jak jechaliście? Jak wyglądała tamta logistyka?
– Nie nazywałbym tego logistyką. Powiedzmy, że był Puchar Świata w Engelbergu. To żeby z domu tam dojechać na czwartek wieczór, o ósmej rano w środę był od nas autobus. Potem nocował nas u siebie Piotr Fijas. Kolejnego dnia w Beskidach nas zgarniali. Byliśmy z powrotem nad ranem w poniedziałek albo i później. Czasami się zdążyło na busa, czasami się nie zdążyło. Potem była podróż albo bar. Bywało tak, że stoisz na przystanku, a PKS w ogóle nie przyjechał. To co? Albo napier… na pociąg z walizą na plecach, albo czekasz na kolejny. Później się jechało się do domu, zmieniało rzeczy w torbie na świeże i zaraz z powrotem. Tydzień po tygodniu. O dom trzeba było i tak zahaczyć, bo skocznie w tamtym czasie mieli w takim stanie, że treningi odbywały się w Tatrach. Bo musiały.
– Patrz, a dziś? Szczyrk piękny, Wisła nowiuteńka. Widzisz w swoich skokach jakąś cegiełkę, którą dołożyłeś do tej przemiany?
– To wszystko zasługa sukcesów Adama. Nie oszukujmy się, bez niego dalej stałyby te rudery.
– Szorstkie spojrzenie.
– Raczej rozsądne.
– Gdybyś zaczynał dzisiaj karierę, ale miał ten bagaż doświadczeń, który nabyłeś, zrobiłbyś coś inaczej? Przecież w 1992 roku prawie wszystko wskazywało, że skoki są ci pisane.
– Nie imprezowałbym tyle, ile to robiłem. Tyle mogłoby wystarczyć.
– Matko jedyna. Ludzie, którzy będą to czytać, pomyślą, że wy wtedy nie schodziliście poniżej sześciu promili.
– Na obozach raczej tak nie było, w trakcie konkursów też. Ale już w domu, z kolegami? Co wam będę ściemniał, różnie bywało. Dwa tygodnie mocniej na mieście? No to potem tych dwóch tygodni rzetelnej roboty brakowało w kluczowych momentach. Tylko człowiek głupi był. Nie rozumiał. Nie czuł, że może czas zmienić towarzystwo. Adam przecież też był młody, też miał pokusy. Ale może nie miał wokół ludzi, co ino cię na wódę namawiają.
– Dzisiaj ten problem pokus u młodych skoczków jest taki sam?
– Dzisiaj się pije mniej, tak myślę. Albo się po prostu lepiej chowają. Kiedy ja szedłem w miasto, to do upadłego.
– Piłeś tak po prostu? Czy uciekałeś od czegoś?
– Piłem, bo wszyscy pili, a ja nie potrafiłem odmawiać. Tu nie ma wielkiej filozofii. Swoją drogą, myślę, że to nie najgorzej, że po latach umiem się do tego po prostu przyznać. Że już mam świadomość.
– Co ta świadomość oznacza?
– To, że od pięciu lat nie piję. Mam spokój. Zostałem dziadkiem, staram się ruszać, spędzać dobrze czas. Korzystać z życia w inny sposób.
– Skąd taka decyzja?
– Może po prostu do tego dojrzałem? Nie wiem.
– Zdaje się, że nie u wszystkich to przyszło w porę. Mateusz Rutkowski nie zdążył wygrać.
– Sporo razem przeszliśmy, dużo widziałem. Nie ma co już chyba zanadto opowiadać, wiecie, o co chodzi. Mateusz już nie żyje. Przyszedł mu na głowę sukces, media, sponsorzy. I chyba nie umiał sobie z tym poradzić. A nie miał nikogo, kto by mu skutecznie pomógł. Dostał auto, jakąś pensję mu obiecywali sponsorzy. Ruszyła lawina i go przysypała. Nie jego jedynego, tyle że może nie w taki sposób. Sami wiecie, że innym dzieciakom też się wróży kariery i je pompuje od najmłodszego. A potem często g… z tego wychodzi. Środowisko nie miało po historii Rutkowskiego żadnej nauczki. Szkoda. Chociaż, jak tak pamiętam, nie byliśmy jedynym krajem, który miał z tym problem.
>>>WOJCIECH SKUPIEŃ O SYNU DAMIANIE ORAZ OSTATNICH LATACH<<<
– Skąd się wzięła ksywa Boss? Bo chyba nie da się wymyślić takiej, która bardziej pasowałaby do wizerunku właściciela.
– To fajnie, tyle że to nie miało nic wspólnego z charakterem. Tylko z nazwą producenta smarów do nart, których używaliśmy w klubie. Czerwone były, to pamiętam. Chyba nawet produkowane na Podhalu. Wszyscy już smarowali Swixem albo czymś, a nasz Piotr Pawlusiak do Startu Zakopane zawsze zamawiał Bossy.
– Upada właśnie wielki mit. Że to stąd, iż od środka – zwłaszcza w latach 90. – rządziłeś tą kadrą.
– Nigdy tak nie czułem.
– Wiesz, że nawet twój syn Damian mówi o tobie Boss?
– Wiem.
– Jest z ciebie dumny. Kiedyś wspominał nawet o tym, że tak właśnie nazwał cię w trakcie transmisji Włodzimierz Szaranowicz.
– A skąd wy się znacie?
– Był przecież skoczkiem narciarskim.
– No tak.
– Dlaczego jemu się nie udało? Mówili, że ma talent.
– Talent miał, to akurat prawda. Tylko że z wagą miał kłopoty. No ej, jeśli on miał się tym ryć, przez sport wpaść w anoreksję, kłopoty psychiczne, to lepiej było chyba odpuścić? Nie miał tej budowy, której tutaj potrzeba. Skakał dobrze, mając 53 kilogramy, ale przy jego wzroście to i 48 kg by nie zaszkodziło. To są wartości na skraju. Albo i poza.
– A ty ile ważyłeś?
– Za Kuttina jakoś 58 kg. Przy wzroście 174 cm. Czasami udało się zejść jeszcze dwa kilo, tylko że się wtedy źle czułem.
– Też nie za dużo?
– Na tamte czasy akurat.
– Dwadzieścia lat temu pilnowanie wagi też było tak trudne, jak dziś? Bo to już zdecydowanie był moment, kiedy świat wiedział, jak dużą rolę odgrywa ten element. A ciebie o to też się momentami czepiano.
– Tego jeszcze przed erą Hannawalda się dowiedzieli. Pamiętacie, jak przy okazji igrzysk w Nagano wyglądali Japończycy? Albo jak potem wyglądał Sigurd Pettersen? Dzisiaj to samo macie m.in. ze Słoweńcami. Są jeszcze szczuplejsi niż wydawałoby się, że się da. Z perspektywy czasu myślę, że to chore. Ten sport często wycieńcza organizm. Ktoś, kto idzie na taki skraj, jeszcze nie wie, że później czekają go problemy, zaburzenia odżywiania i Bóg wie, co jeszcze. Niby dlaczego tak wielu byłych skoczków potem tyle tyje?
– Ty nie. Dalej wyglądasz jak skoczek.
– Bo się ruszam.
– Niektórzy latem sobie podjadają, a jesienią zrzucają. Janne Ahonen w ciągu dnia jadł wtedy jogurt, paczkę szlugów i biegał po parku w czterech ortalionach.
– Ja nie byłem takim zawodnikiem. A nawet przeciwnie, latem zwykle ważyłem mniej. Może, dlatego że w tym okresie mniej imprez było. Pokatować się należało zimą, kiedy okazje do wyjść się mnożyły. Głównie kiedy trener sprawdził wagę i stawiał warunki.
– W imię czego to katowanie? Ile można tak wytrzymać?
– Jeśli daje ci to pełny portfel i błyskotki na półkę, to długo.
– A jeśli nie?
– To trochę gorzej. Tyle że wtedy, jeśli ci zależy, katujesz się, żeby właśnie coś zarobić. Poza tym, dzisiaj perspektywy są lepsze niż gdy ja skakałem. Premie w PŚ są do 30. miejsca. Jeżeli tam startujesz, to masz sponsora na kask. On też coś płaci. Ja pamiętam czasy, że płacili tylko sześciu najlepszym.
– Tym bardziej pytamy: co ciebie motywowało?
– Chciałem być najlepszy, jak każdy. To zawsze jest najpierw motywacja stricte sportowa. A dopiero później finansowa.
– Kiedy byłeś najlepszy?
– W 2007 roku, przed MŚ w Sapporo, na które nie pojechałem.
– Na to byśmy nie wpadli. Pierwsze skojarzenie: 1992 i wygrany Puchar Europy na Salmopolu. MŚ juniorów. Albo Nagano i 11. miejsce. Lub pierwsze podium drużyny w Villach, może 13. miejsce w TCS, który wygrał Małysz. Ale 2007?
– Wszystkie te momenty były super. Dawały poczucie, że to wszystko ma sens. Japonię zawsze będę miło wspominał, bo byłem tam pewnie jakieś 15 razy. Wybuch małyszomanii był wyjątkowy, bo nikt nie przypuszczał, że jest świadkiem takiej historii. I to od wewnątrz. Villach też było fajne. Pamiętam, jak wtedy czekaliśmy na ostatni skok Małysza. To były gigantyczne emocje, bo już tylko od niego w ostatniej kolejce zależało, czy my się faktycznie wdrapiemy na to podium. Nie zawiódł, jak zwykle. Zapanowała wtedy okrutna euforia, zwłaszcza że nadchodziły igrzyska w Salt Lake City.
– Na których jednak nic już nie było u ciebie tak, jak powinno?
– A bo mi motywacja spadła.
– W 2007 spadła ci tak, że niedługo potem zrezygnowałeś ze skoków.
– To słuchajcie, dlaczego. Przed Sapporo wygrałem w Pucharze Kontynentalnym na Miyanomori. Byłem tam wysoko. Ale mój sponsor – Doskonałe Mleko – wszedł w jakiś zatarg z PZN. Poszło o naszywkę na kombinezon czy coś takiego. Dlatego nie startowałem w Pucharze Świata, tylko w drugiej lidze. Gdy odbywał się PŚ w Zakopanem, to z konkursowej belki jako przedskoczek latałem na notę w TOP10. To był pierwszy sezon Hannu Lepistoe u nas. Tyle tylko, że nie miałem do niego wstępu, odbyliśmy może razem kilka treningów. Ale skakałem wtedy, jak na siebie, zaje…
– To dlaczego nie chciałeś walczyć?
– Bo nie miałem żadnej gwarancji, że to coś da. Miałem się zarzynać po to, żeby wciąć udział w mistrzostwach Polski? No proszę cię. Jeszcze by mnie akurat wywiało. Jedna szansa, przegrałeś, cześć. Miałem już 31 lat. Po co mi to niby miało być, skoro mnie nie chcieli.
– Żałujesz czegoś z perspektywy czasu?
– Już nie czas, żeby żałować.
– Co się z tobą stało, odkąd zostawiłeś skoki? Słyszeliśmy o ABW, o pracy w Niemczech. Ale ogółem niewiele.
– Do ABW zgłosiłem się mniej więcej po roku. Tylko że pierwotnie miałem zamiar pójść do policji, jednak tam od razu powiedziano mi, że mnie nie przyjmą. Potem przyszedł pomysł wojska, gdzie już wcześniej zresztą byłem. 12 lat. Chciałem dobić do emerytury. Usłyszałem, że okej, ale na szeregowego. No kur…, to nie wchodziło w grę. Jako chorąży miałem się tam daleko cofać? Gdybyś był redaktorem naczelnym, a w nowej pracy nagle usłyszałbyś, że wracasz na pozycję zwykłego pismaka, na jego wypłatę, to byś się zgodził? Kwestia honoru. Teraz w budowlance lepiej płacą niż wtedy mi zaoferowali. Więc trafiłem do ABW. Do pracy cywilnej.
– Chwilę już rozmawiamy, Wojtek. Sporo jest w tobie goryczy.
– Może. Ale to raczej kwestia tego, że to było inne życie, a teraz jest inne. Nie wszystko w starym było tak, jakbym chciał. Gorycz może jest stąd, że nic już w tamtym nie zmienię. A może nawet bym chciał.
– A pokoje w willi u skoczka, które miałeś, jeszcze działają?
– Nie. Córce tam zrobiliśmy mieszkanie.
– Czy dziadek Wojtek puściłby wnuka na skocznię?
– Ja przecież nie miałbym nic do gadania. Gdyby chciały iść, to śmiało. Tak jak mówiłem, skoki same w sobie nadal są piękne. Chociaż mam w głowie, że to dzisiaj inna dyscyplina niż ta, kiedy ja ją uprawiałem. Ta mi się podoba mniej. Tu teraz jest za dużo kombinowania. Wkurza mnie to, ile się gada o sprzęcie, wkurzają mnie te przeliczniki. Kto tego nie kuma na bieżąco, to włączy transmisję i niczego nie zrozumie. To po co ma oglądać dalej? Ja też nie oglądam ich tak na bieżąco. Sporadycznie raczej. Wiecie, komu teraz kibicuję? Klemensowi Joniakowi. To fajny chłopak, od nas, z Poronina. Oby się dobrze trzymał w tym przejściowym okresie przed seniorem.
– Ma od kogo brać wskazówki.
– Gdyby posłuchał moich historii, to wiedziałby dokładnie, czego nie robić, żeby zostać mistrzem.
436.1
427.8
422.7
413.5
398.6
392.1
390.1
386.4
381.8
375.1
11
372.3
360.9
13
355.4
354.8
350.7
16
340.6
17
332.8
18
332.4
19
330.8
329.9
21
323.4
321.3
23
320.7
24
317.1
316.3
26
297.6
27
294.9
28
291.4
29
281.5
30
279.8
1
201.1
2
169.8
3
157.0
4
154.4
5
143.0
6
142.1
7
138.9
8
131.0
9
122.6
10
122.5
11
117.7
12
113.1
13
111.1
14
101.6
15
77.4
16
76.6
17
70.1
18
67.2
19
60.4
20
59.3
21
57.7
22
51.3
216.9
203.6
202.5
196.8
196.6
193.2
191.0
189.1
186.2
184.5
11
183.8
12
182.8
182.6
14
182.4
180.5
16
177.7
177.6
18
173.6
172.5
20
171.2
21
170.4
22
170.0
23
168.7
24
168.1
25
165.4
164.0
27
154.0
149.9
149.0
148.2
264.1
253.3
252.4
252.0
250.3
250.3
249.9
249.2
247.1
10
238.9
11
235.1
233.3
233.2
231.2
15
229.4
226.0
17
224.8
18
224.6
19
224.0
20
223.3
21
222.5
222.4
23
221.9
220.5
25
219.6
26
219.5
27
216.9
213.7
29
211.6
30
211.3
120.3
120.2
118.5
117.9
117.9
115.2
113.1
111.4
110.6
109.3
11
107.9
12
107.5
13
107.0
14
106.8
15
105.6
16
105.5
105.0
18
104.7
104.0
103.7
21
103.1
22
102.3
101.9
24
101.2
25
100.2
26
99.8
27
99.2
27
99.2
29
98.2
30
98.0
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (960 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.